Forum Simple Plan Strona Główna

Eeee.... nudzi mi się=='
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Simple Plan Strona Główna -> Twórczość własna
Autor Wiadomość
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 20:23, 24 Lis 2008    Temat postu:

tę część dzisiejszą na pewno już widziałam, bo kojarzę tę akcję z nożem.
ale generalnie całokształtu fabuły za bardzo nie pamiętam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:15, 24 Lis 2008    Temat postu:

no akcje z nozem tez pamietam.



jaa normalnie stare dobre czasy mis ie przypominaja jak Trampka pisala *_*


a tak w ogole to... "ale jak nie śmiać się z kogoś, kto łaskocze Cie pod ławka i ciągle robi głupie miny... " to mi cos podsunelo na mysl :O

lol


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:21, 24 Lis 2008    Temat postu:

naprawdę stare dobre czasy, tyle, że do tego, co ja pisałam jak miałam te 18 lat wolałabym się nie przyznawać, chociaż czasem mając gorszy dzień chętnie bym do tego wróciła, żeby się pośmiać.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kitty. dnia Pon 21:22, 24 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:37, 24 Lis 2008    Temat postu:

aaaa pamietam

ej jakies opowiadanie pisalas na wspolke z marcelcia chyba, co nie? czy mnei sie cos poj.ebalo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:41, 24 Lis 2008    Temat postu:

a z kim nie pisałam?
pisałam z Marcelą, z Justyną, z Beatą i jeszcze z jedną dziewczyną, chyba nick Lavile miała albo coś w tym stylu, nie pamiętam
stare dobre czasy, znowu mnie na wspomnienia bierze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:50, 24 Lis 2008    Temat postu:

no kurde

a mnie sie przypomina moj sen o The Used, w ktorym byla Marcela i ze byl sex na biurku nauczyciela Quinna.

hahaha.

dobra ja juz nie odzywam sie i czekam na kolejna czesc opowiadania


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:53, 24 Lis 2008    Temat postu:

haha pamiętam coś takiego
forumer już nie funkcjonuje, nie?
Trampka mnie zabije za tego offtopa tutaj


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 21:59, 24 Lis 2008    Temat postu:

nie. xD


chyba. haha xD


Trampka, Trampka! dajze nastepna czesc ah


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 22:04, 24 Lis 2008    Temat postu:

kurde trochę szkoda
Trampka a dużo Ci tego jeszcze zostało do momentu ostatniej opublikowanej części?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ponczek
Fan/ka jednej piosenki SP


Dołączył: 21 Lip 2005
Posty: 5603
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z piekarnika =='

PostWysłany: Wto 0:18, 25 Lis 2008    Temat postu:

Go Trampka! Go Trampka! Go Trampka!... Yah, baby dajesz dalej Yellow_Light_Colorz_PDT_10 Yellow_Light_Colorz_PDT_10

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 0:35, 25 Lis 2008    Temat postu:

noooo


dajesz dajesz, nie przestajesz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trampeczka, a co xD
Mam autografy członków z SP


Dołączył: 24 Cze 2005
Posty: 7359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nienacka
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 17:15, 25 Lis 2008    Temat postu:

Hahaha, cisza mi tutaj! Yellow_Light_Colorz_PDT_11


Kitty... tak jeszcze z 10 części Yellow_Light_Colorz_PDT_04

Jak wytrzymujecie tmpo i natęrzenie głupoty to lecimy dalej Yellow_Light_Colorz_PDT_07

Błądziłam po korytarzach koledżu, niewiedziałam, co ze soba zrobić... Nagle coś zaświeciło mi w główce. "Pansy, wróć do niego, wybacz mu, jesteś teraz jedyną osobą, której potrzebuje, jedyną, którą ma, a Ty zostawiasz go... wróć..." - podpowiadał mi zdrowy rozsądek
Jeszcze chwile szfędałam się samotnie po szkolnych korytarzach. Myslałam o tym wszystkim, po około 20 min postanowiłam wrócić. Pobiegłąm do pokoju Pierre'a, weszlam powoli, już przy drzwiach słyszałam jak płacze i przeklina na siebie pod nosem. Był wściekły na siebie i taki bezradny... Podeszłam do niego i położyłamł dłoń na jego ramieniu. Momentalnie przestał. Uniusł głowę i teraz patrzył na mnie, jakby zobaczył anioła...
- Pansy, wróciłaś - powiedział szcześliwy i przytulił mnie bardzo mocno do siebie
- Nigdy więcej, już Cię niezostawie, obiecuje - szeptałam
Długo staliśmy tak przytuleni mocno do siebie. Czułam coś wyjątkowego, coś, czego nieczułam nigdy... Jakby jego serce przylegajac do mojego wymieniło się z moim cząsteczkami swojej postaci, tak jakbym ja miała w sercu kawałek serca Pierre'a i na odwrót. To było niesamowite...
- Pansy, ja jeszcze raz cię bardzo przepraszam, wiem, jestem dupkiem, ale bardzo chcę się zmienić - mówił dość chaotycznie
- Ciiii, spokojnie, Pierre, uspokój się, najlepiej sie połóż, jesteś wykończony - troszczyłam się
- Nie wiem, co bym zrobił bez ciebie, Pansy - powiedział z wyraźnie widoczną wdzięcznością na jego twarzy
Pierre poszedł do lazienki się przebrać, ja założyłam to, w czym zwykle spałam, gdy Pierre wrócił z łazienki, czekalam już na niego w jego łóżku. Uśmiechnął się na mój widok i połozył się na łóżku, głowę sadowiąc na moich kolanach... Patrzył mi prosto w oczy, po chwili jednak wbił wzrok w moje zabandażowane ramie, do jego oczu znów napłynęły łzy...
- Przepraszam, Pansy... to mogło być zupeline inaczej... - wyszeptał a łzy już swobodnie spływały po jego policzkach
- Ciiiii, prosze, nie płacz... - delikatnie mierzwiłam jego włoski - zaśnij proszę, jutro porozmawiamy o tym na spokojnie - zapewniłam
To jakby go troszke uspokoiło, bo uśmiechnął się lekko, gdy otarłam jego łzy i zamknął oczy. Gdy po jakimś czasie zauważyłam, że zasnął, sama wciąż mierzwiąc jego czarne, miękkie włoski udałam się w błogą krainę snu...
Rano wstaliśmy dość późno,nieposzliśmy na śniadanie, tylko wciąż rozmawialiśmy, rozmawialiśmy i nie było widać końca, Pierre opowiadał mi dużo o sobie, o tym, że nigdy w weekendy nie jeździ do domu, bo jego rodzice nigdy nie mają dla niego czasu, wciąż tylko jeżdżą po świecie a on widuje ich tylko kilka razy w roku. Dopiero teraz to zrozumiałam, kolejny dzieciak z rodzicami, którzy myśla, że miłość wyraża się poprzez kieszonkowe... Ja też dużo mu o sobie powiedziałam, mówiłam o mamie, moich braciach, o tym, jak ojciec nas zostawił, mówiłam też sporo o Davidzie, choć bardzo chciałam zapomnieć, bo niewidziałam innego wyjścia z tej sytuacji...
Jednak gdy rozmawialiśmy o rodzicach Pierre'a coś mnie tchnęło...
- Pierre, ale wigilli chyba spędzać tu niebędziesz? - spytałam, przecież to jeszcze tylko 2 tygodnie...
- Nie wiem... rodzice obiecali, że na święta wrócą - mówił, jakby sam niewierzył w swoje słowa...
- Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć - złapałam go za rękę i spojrzałam prosto w oczy, uśmiechnął się
- Dzięki Pansy - wyszeptał i przytulił mnie - Dzięki, że jesteś...
I tak minęła nam sobota, jakoś niemielismy nastroju na kolejną impreze w pokoju obok, dlatego zostaliśmy w pokoju sami, pod czas, gdy połowa piętra wariowała za ścianą... W sumie myśleliśmy o tym, zeby iść do pokoju Chucka, ale jakoś nam sie nie chciało, no cóż... nie chcieli iść na impreze to impreza przyszła do nich...
Koło 3 w nocy usłyszeliśmy, jakieś szmery na balokonie i zobaczyliśmy błysk latarki, niespaliśmy, Pierre właśnie uczył mnie grać na gitarze, po chwili ktos nieudolnie zaczął nas podglądać... Wstałąm cicho, Pierre nieprzestał grać, zeby nie spłoszyć podglądacza, a ja podeszłam na drzwi balkonu i... szybko ją odsłoniłam, po czym wybuchnęłam głosnym śmiechem... Na naszym balkonie stał Chuck z latarką w dłoni i miną, jakby mama przyłapała go na porannej masturbacji... Widząc moją reakcje, Pierre odłożył gitare i szybko podszedł do mnie, po chwili on też zwijał się ze śmiechu a Chuck robił się coraz bardziej czerwony...
Po kilkunastu minutach zwijania się ze śmiechu, otworzyłam balkon...
- Chuck, co TY wyprawiasz? - spytałam przez śmiech
Niezdążył mi odpowiedzieć, bo przerwal mu szept dochodzący z jego balkonu...
- No i co, stary? - ten ktoś zapewne niezauważył, że ja i Pierre stoimy na balkonie
- Ej, o co tu chodzi? - spytałam głośniej
Gościu z balkonu Chucka, szybko wszedł spowrotem do pokoju a Chuck stał przed nami i jąkał się...
- Chuck, przestań jęczeć, tylko właź, zaraz wszystko nam wytłumaczysz - wciąż śmiejąc się pociągnęłam wciąż wystraszonego Chucka za koszulkę do pokoju i zamknęłam spowrotem balkon...

*****

Ja i Pierre usiedliśmy na jednym łóżku a wystraszony wciąż Chuck usiadł naprzeciwko nas i niebardzo chyba wiedzieł, co zrobić...
- No co jest, Chuck? Powiesz nam o co chodzi? - zachęcał przyjaciela do zeznań Pierre
- Eeeee... no bo... yyy... ten... bo oni, jaaa... przecież, yyy.. nie... to... bo to... tak... ten... - jąkał się
- Chuck! - niemogłam powstrzymać śmiechu - gadaj o co chodzi
- Ehhh... - Chuck wziął głeboki oddech - No bo miałem być szpiegem - powiedział dumnie - tzn byłem iii... miałem dowiedzieć się, co robicie
Spojrzeliśmy na siebie z Pierre'em zdziwieni.
- Ale po co? - spytałam
- Bo chodzą słuchy, ze jesteście parą - powiedział zaciekawiony naszą reakcją
Teraz ja i Pierre mieliśmy takie miny, jak Chuck, gdy odsłoniłam zaslonkę od drzwi balkonu, po chwili jednak oboje wybuchnęliśmy głosnym śmiechem
- A to dobre - jęknęłam, wycierając łzy śmiechu - choć kochanie, idziemy na impreze bo i tak się już nic więcej dziś nienauczę - wstałąm z łóżka i chwyciłam za rękę wciąż śmiejącego się Pierre'a, minęliśmy zdezorientowanego Chucka i podeszliśmy do drzwi balkonu
- No co jest, Chuck? - spytałam, gdy już wchodziliśmy na balkon - Masz zamiar tu nocować?
- Zmykaj do siebie, szpiegu- zaśmiał się Pierre
Chuck wstał z łóżka i razem z nami wyszedł na balkon, a następnie do jego pokoju. Tam już impreza nieźle się kręciła, pare osób leżało już nieprzytomnych, pare zajmowało kibel, gdy weszliśmy z Pierre'em do pokoju, rozległo się dzikie "uuuuuuuu" Poprawiłam niezdarnie spódniczke, którą wcześniej specjalnie zadarłam i pocałowałam Pierre'a. Spojrzał na mnie zdziwiony
- Po co psuć im zabawe? - spytałam zadziornie
Uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek i położył mi ręce na biodra. Tak naprawde nasze języki wogóle się nie spotkały, ale widoczine wyglądałoto inaczej, bo wszyscy zaczęli bić brawo. Gdy skonczyliśmy, roześmialiśmy się z Pierre'em i wmieszaliśmy się w towarzystwo. Całkiem nieźle było, nad ranem wróciliśmy do pokoju i opadliśmy zmęczeni na łóżko...
Podobnie mijały nam dni, a święta byly coraz bliżej...
Gdy nadszedł ten czas, gdy wszysy już powoli żegali się z wszystkimi przed świąteczna przerwą, Pierre był bardzo zdenerwowany. Pewnego dnia, gdy przyszłam do niego i do Jeffa siedział na łóżku aż czerwony ze złościa Jeff tłumaczył mu coś...
- Ej, cosię stało? - spytałam orientacyjnie
- Wszystko - wkurzony Pierre wstał i poszedł do łazienki, trzaskając drzwiami
- Ej, co jest? - spytałam Jeffa
- Rodzice znów go wystawili, a ja niemogę go na święta przygarnąć, bo wyjeżdżam do rodziny, do Francji - mruknął niezadowolony Jeff
- Naprawde? - wiem, niepowinnam, ale moje oczyzabłysnęły nutką szczęścia
- Z czego się cieszysz? - Jeff oczywiście to zauważył...
- Poczekaj tu - poprosiłam i pobiegłam do łazienki - Pierre, otwórz, proszę... - prosiłam łagodnie, pókając w drzwi od lazienki
Po chwili usłyszałam, jak przekręca kluczyk w drzwiach, weszłam do środka, stał ze spuszczona w dół głową, oparty o kabinę prysznicową (nieczuję, kiedy mi się rymuje ) Podeszlam do niego i dłonią uniosłam jego twarz za podbródek, niechętnie spojrzał na mnie.
- Rodzice dzwonili, nieprzyjadą po mnie na święta - burknął, spowrotem spószczając głowę
- Nie smuć się, wujaszku - rzuciłam radoście znów unosząc jego twarz
Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do domu...
- Mamo? Cześć, słuchaj kiedy Ben i Joel przyjadą po mnie? Jutro? Dobra, aha, przyprowadzę jednego zbłąkanego nieznajomego na wigilie, tak, kolega ze szkoły, mhm, dobrze, dziekuje, kocham Cie, pozdrów chlopaków, pa - szybko załatwiłam sprawę i uśmiechnęłam się do zdziwionego Pierre'a - będziesz miał okazję poznac moją rodzinkę - rzuciłam łagodnie
- Jesteś niemożliwa - rzucił Pierre w ciężkim szoku i przytulił się do mnie
- Chodźmy już do Jeffa bo się niepokoi - powiedziałam po chwili i wyszliśmy z łazieki
Reszta dnia minęła nam na pakowaniu się i przeżywaniu Pierre'a tego, jak ma się zachować, co mówic, gdzie bedzie spał, jakie u nas panują zwyczaje, niech uważa, bo jeszcze pomyśle, ze on taki poukłądany i kulturalny
Była sobota, w środe wigilia. Równo o 14 rozdzwoniła się moja komórka, to Benji
- No hej, mała, wylaźcie przed koledż bo jesteśmy już niedaleko
- Ok, już wychodzimy - rzuciłam i rozłączyłam się - Musimy wyjść przed budynek, moi bracia zaraz przyjadą
- Ok, idziemy - powiedział Pierre i wziął obie torby, moją i jego
Były dośc ciężkie, bo jechaliśmy do mnie na 3 tygodnie, ale jednak wolałam nieść swoją sama.
- Oddawaj moją torbe, Bouvier! - wydarłam się do niego, gdy już po pożegnaniu się z Jeffem goniłam uciekającego przede mną Pierre'a
- W domu - rzucił szybko i wystawił mi język
Takim sposobem szybko wybiegliśmy przed koledż, niezauważyłam, ze moi bracia juz są i rzuciłam się na Pierre'a, któru był z siebie wielce zadowolony, bo go niedogoniłam, przewróciliśmy się razem na trawnik i zaczeliśmy nawzajem się łaskotać, po chwili dojrzałam w oddali zdziwionego Bena i Joela
- Cholera, niezauważyłąm braci - rzuciłam do Pierre'a i oboje szybko poderwaliśmy sie z ziemi i podeszliśmy do nich z naszymi torbami
- Hej braty - wyściskałam sie z Joelem, a następnie z Benjim - to jest mój przyjaciel, Pierre i będzie u nas na święta - poinformowałam
Joel podał rękę Pierreowi a Benji dziwnie go zmierzył.
- Dlaczego? - spytał bezsensu
- Bo wielki brat tak chce - rzuciłam trochę zła na jego o to pytanie
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu...
Całą drogę przespałam z głową ułożoną na kolanach Pierre'a, który bawił się moimi włosami, Benji wciąż dziwnie na niego patrzył, nierozumiem, dlaczego... przecież go nie zna... Gdy dojechaliśmy do domu, przedstawiłam mamie Pierre'a i poszłam pokazać mu mój pokój, bo w nim będzie mieszkał...
- Ej, ale tu jest jedno łóżko - powiedział uśmiechając się tajemniczo
- NIe ciesz się tak, sam na nim śpisz, mi Benji przyniesie materac - wystawiłam mu język
- On mnie nie lubi - posmutniał
- No wlaśnie go nierozumiem, porozmawiam z nim jutro a teraz rozpakujmy się lepiej - zaproponowałam
Wzieliśmy się za rozpakowywanie, po chwili do pokoju wszedł Benji taszcząc ze soba wielki materac i pościel dla mnie.
- Dzięki - podeszłam do niego, wzięlam materac i pościel i pocałowałam go w policzek
Wyszedł z pokoju. Ułozyłam materac pod oknem, rozłożyłam na nim pościel i wróciłam do rozpakowywania się. Gdy skończyliśmy, mama zawołała nas na kolację. Widac było, ze mama polubiła Pierre'a, Joel też, ale niewidomo, dlaczego Benji aż płonął ze złości, gdy go widział, o co mu chodzi?
Po kolacji poszłam do łazienki, po mnie Pierre, gdy wrócił, leżałam na materacu i udawalam, ze śpie. Po chwili poczułam, ze Pierre kłądzie się koło mnie.
- Ej - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego- miałeś spać na łóżku
- Ale nie chce sam - zrobił smutną minke
- Ehhh no dobra, wujaszku, właź - przesunęłam się w strone ściany, robiąc mu tym samym miejsce
Uśmiechnął się do mnie i położył na materacu, jego ciepłe ciało przywarło do mojego, co spowodowało iż natychmiast usnęłam...

*****

Rano obudziło mnie przyjemne cieło ciała wciąż przywierającego do mnie. Otworzyłam oczy, Pierre jeszcze spał. Tak słodko wyglądał, ale musiałam... musiałam to zorbić...
- Bouvieeeer!!! Nieśpij bo Cię okradną!!!!!!!!! - rozdarłam mu się nad uchem
Na maxa wystraszony Pierre z wrażenia aż strurlał się z materaca...
- Hahahahahaha, coś Ty taki strachliwy, wujku? - spytałam przez śmiech
- Jesteś okropna! Jeszcze raz tak mnie obudzisz a Cię pogryze - zagroził i wstał
- Noooo już się boje, patrz... aż sie trzęse - śmiałam się
- Mała wiedźma - burknął Pierre pod nosem
- Coooo? Jak mnie nazwałeś paskudo? - wstalam z materaca i rzuciłam się na niego
Zaczęliśmy się nawzajem łaskotać i głośno śmiać, w tej chwili ktoś zapukał do drzwi, to mama...
- Dzieci zbierajcie się, śniadanie za 15 min - powiedziała łagodnie i zeszła spowrotem na dół
Popatrzyliśmy z Pierre'em na siebie, po czym ja zerwałam się z ziemi
- Ja pierwsza! - krzyknęłam i zniknęłam za drzwiami łazienki, nim zdążył zareagować, usłyszałam tylko jego śmiech
Gdy wyszłam z łazienki, wszedł tam Pierre, gdy wyszedł, zeszlismy na śniadanie.
Przy śniadaniu...
- Pansy? Pójdziesz dziś ze mną do centrum? - spytała mama - musimy jeszcze coś kupić - spojrzałą znacząco na Pierre'a
- Dobrze mamo, ale co z moim gościem? - spytałam
- Chłopcy się nim zajmą, prawda? - wróciła się do bliźniaków
- Jasne, mamo - ożywił się Joel, Benji milczał
- A no to dobrze - mama zignorowała zachowanie Benjiego
Po śniadaniu poszliśmy z Pierre'em do pokoju, do mojego wyjścia była jeszcze godzina czasu...
- Ej, niezostawiaj mnie tu - powiedział smutno siadając na łóżku
- Głuptasie, przecież to tylko kilka godzin - powiedziałam, siadając mu na kolanach
- Ale oni mnie nie lubią... - mówił ciągle smutny
- Joel? Powiedz mu, że umiesz grać na gitarze, a nieodczepi się od ciebie aż do naszego wyjazdu - zasmiałam się
- No ale Benji...
- Wujek, przestań marudzić! Pogadam z nim, jak tylko wrócę z zakupów, obiecuje - zapewniłam
- No ok, mała, dzięki - uśmiechnął się i pocałowal mnie w policzek
- Mam pomysł - nagle zerwalam się z miejsca - ide do Joela, zaraz wracam - powiedziałąm i wyszłam
Po chwili wrócilam z gitarą akustyczną mojego brata
- Zagraj mi coś - poprosilam łądnie Pierre'a wyciągajac w jego kierunku ręke, w której trzymałam gitarę
- Hmmmm... no dobra - zgodził się i zaczął coś grać, po chwili zaczął śpiewac
Dopiero teraz usłyszałam, jaki ma piękny głos...

And I'd give up forever to touch you
'Cause I know that you feel me somehow
You're the closest to heaven that I'll ever be
And I don't want to go home right now
And all I can taste is this moment
And all I can breathe is your life
'Cause sooner or later it's over
I just don't want to miss you tonight

And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
When everything's made to be broken
I just want you to know who I am

And you can't fight the tears that ain't coming
Or the moment of truth in your lies
When everything feels like the movies
And you bleed just to know you're alive

And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
When everything's made to be broken
I just want you to know who I am

And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
When everything's made to be broken
I just want you to know who I am

And I don't want the world to see me
'Cause I don't think that they'd understand
When everything's made to be broken
I just want you to know who I am

I just want you to know who I am
I just want you to know who I am
I just want you to know who I am

Gdy skończył, z oczu pociekły mi łzy...
- Jej, jaka piękna piosenka... - niemogłam wyjść z podziwu - co to? - spytałam po chwili
- Iris zespołu Goo Goo Dolls - powiedział i odłożył gitarę
- Ślicznie śpiewasz, wujku - pocałowałam go w policzek i wstałam z łóżka
W tej chwili do pokoju wszedł Joel...
- No mała, zbieraj się, ja teraz przejmuje Twojego gościa, ooo a własnie mojej gitary szukałem, umiesz grać? - zapalił się Joel
- No to ja Was zostawiam samych - puściłąm oczko do Pierre'a i szpnęłam "powodzenia" on zaśmiał się słodko, a ja zeszłam na dół do salonu
- Mamo, idziemy już? - spytałam
- Tak kochanie, ubieraj się już - poprosiła mama
Zarzuciłąm kurtkę i byłam gotowa do wyjścia, mama ubrałą kurtkę, zawiązała mi szalik na szyji i wyszłyśmy z domu, zmierzając ku centrum...

*****

- Pansy, mi mozesz powiedzieć prawdę... - zaczeła mama, gdy wyszłyśmy z domu - Kim rzeczywiście jest dla Ciebie Pierre? - spytała
- Pierre jest moim przyjacielem, mamo - powiedziałam poważnie - dlaczego mi w to niewierzycie? - spytałam po chwili
- Ja Ci wierze, poprostu masz z nim bardzo dobry kontakt, uważaj, zeby go nie skrzywdzić - radiła mi
- Na nikogo nigdy nie uważałam bardziej mamo - uśmiechnęłam się - to co kupujemy - zmieniłam zwinnie temat
- Hmmmm.... No nie mamy nic dla Pierre'a, musimy mu coś kupić, jest gościem, więc prezent tez mu się nalerzy
- Jesteś cudowna, mamo - rzuciłam się jej na szyje i pocałowałam w policzek
- Wiem, wiem, oo jesteśmy na miejscu, to gdzie idziemy? Wiesz, co mu można kupić? - spytała mama, gdy znajdowałyśmy się juz przy wejściu do centrum
- Chyba tak, amo - uśmiechnęłam sie i pociągnęłam ją w strone sklepu muzycznego
- Mokrofon? - spytała zdziwiona mama
- Tak mamo, Ty nie słyszałaś, jak on ślicznie spiewa, ja myślę, ze w przyszłości mu się przyda - upieralam się przy swoim oglądając różne mikrofony
- No dobrze, znasz go lepiej, ooo co myślisz o tym? - spytała mama wskazując na mały zestaw zawierający mikrofon, przenośny wzmacniacz i sprzęt nagrywający
- Oooooo, to powinno mu się spodobać, bierzemy - wzięłam zapakowany karton i poszłyśmy do kasy, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy ze sklepu
- Hmmm... i to wszystko? - mówiła mama, gdy mijaliśmy kolejne wystawy sklepowe
- Nie wiem... oooo kupmy mu jeszcze tą koszulke! - krzyknęłam, gdy w jednej z wystaw sklepowych ujrzałam koszulke z napisem "Everywhere you go, i'll go with you" i z nadrukowanym rysunkiem przedstwiającym 2 myszki wchodzące do ogromnej paszczy lwa.
- Jaka słodka - uśmiechnęła się mama - chodź, kupimy ją
Weszliśmy do sklepu, po chwili wyszliśmy z niego z koszulką i postanowiłyśmy skoczyć do jakiejś kawiarni...
- Powiedz mi, Pansy, jak poznaliście się z Pierre'em - spytałą mama, gdy usiadłyśmy przy stoliku jednej z miłych kawiarni w centrum a kelner właśnie przyniusł nam po kawie i ciastku z kremem
- To naprawde długa historia, amo - zaśmiałam się
-Wiesz, ze mamy dużo czasu - zachęcała mama
- No dobrze, ale pamiętaj, ze sama chciałaś - uśmiechnęłąm się i wzięłam łyk ciepłej kawy - Więc to był tak - opowiedziałam jej wszystko, od kłótni z Davidem, poprzez to, co ujrzałam w moim pokoju aż do oblania mnie na dzień dobry miodkiem i zrobienia ze mnie Nestle Cornflakes
- No to widze, ze Ciekawe masz tam zycie - smiała się mama, gdy skończyłam
- No cóż, z takimi świrami, jakich tam poznałam, trudno się nudzić, kiedyś zaprosze do siebie reszte, ich też poznasz - zapewniłam i wzięłam duży łyk kawy, która już nieco ostygła
- Wracajmy już - zaproponowała mama spoglądając na zegarek , gdy już wypiłyśmy swoje kawy i zjadłyśmy ciacha
- Czekaj, dobre te ciacha były, weźmy Joelowi i Pierre'owi po jednym - poprosiłam mame
- A Benji? - spytała zdziwiona
- On niezasłużył - burknęłam, wciąż nierozumiałam jego zachowania
- Ehhh - westchneła mama - Masz racje nie zasłużył - dodała po chwili ciszy - bierzemy tylko 2 - zaśmiałą się, kupiłyśmy 2 ciacha i wyszłyśmy z kawiarni
Mieliśmy już wychodzić, gdy...
- Mamo! Widzisz tamten sklep? - krzyknęłam do mamy wysoko machając w górze rękoma
- Który? Z męską bielizną? Chyba nie chcesz Pierre'owi kupić stringów - zaśmiałą się mama
- Oj, nieeee, ale chodźmy tam, prosze
Poszłyśmy tam a ja od razu podeszłam do półki z bokserkami, było ich tam mnóstwo, ale w końcu zdecydowałam się na takie szare z żółtym napisem na TYM miejscu "Nie uciekaj mój skarbie" Obie się z mamą roześmiałyśmy, gdy je zobaczyłyśmy i postanowiłyśmy je kupic.
- No dobra, chodźmy już stad, bo Twoi bracia będą zazdrośni - śmiała się mama, gdy wychodziliśmy z centrum
Po drodze jeszcze mama jak zwykle wstąpiła do sklepu z słodkościami i wyszła z niego z 4 wielkimi worami słodyczy, dawała nam je od kąd pamiętam, ale teraz z wiadomych powodów kupiła 4 a nie tak jak zwykle 3...
Wracajac do domu wciąż rozmawiałyśmy o moim przyjacielu z koledżu, o moim nieznośnym bracie i o tym, ze boimy się wejść teraz do domu, bo przecież 3 facetów zostało w nim samych!
Gdy weszłyśmy do domu, już od progu dobiegły nas hałasy z piwnicy, to Joel i Piere grali na gitarach elektrycznych ulubioną piosenke Joela i śpiewali... nie, darli się najgłosniej, jak mogli...

You know it's kind of hard
Just to get along today
Our subject isn't cool
But he fakes it anyway
He may not have a clue
And he may not have style
But everything he lacks
Well he makes up in denial
So don't debate, a player straight
You know he really doesn't get it anyway
He's gonna play the field, and keep it real
For you no way, for you no way
So if you don't rate, just overcompensate
At least you'll know you can always go on Ricki Lake
The world needs wannabe's
So do that brand new thing
He needs some cool tunes
Not just any will suffice
But they didn't have Ice Cube
So he bought Vanilla Ice
Now cruising in his Pinto, he sees homies as he pass
But if he looks twice
They're gonna kick his lily ass
Now he's getting a tattoo
He's gettin' ink done
He asked for a '14', but they drew a '41'
Friends say he's trying too hard
And he's not quite hip
But in his own mind
He's the dopest trip
So don't debate, a player straight
You know he really doesn't get it anyway
He's gonna play the field, and keep it real
For you no way, for you no way
So if you don't rate, just overcompensate
At least you'll know you can always go on Ricki Lake
The world needs wannabe's
The world loves wannabe's
So let's get some more wannabe's
And do that brand new thing

Tak, bez wątpienia, to było "Pretty fly (for a white guy)" grupy The Offspring.
- Noooo... rzeczywiście bosko śpiewa ten pierre - zaśmiałą się mama, gdy to usłyszała
- No cóż, nie każdemu wszystko zawsze czystko wychodzi, mamo - powiedziałam i obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem
- Dobrze, to ja ide schować prezenty, póki Pierre ma jakies zajęcie i niewidzi - wyszeptała mama
- On i tak się ich pewnie niespodziewa - uśmiechnęłam się
- Pewnie nie - uśmiechnęła się tajemniczo mama i poszła do siebie
Ja postanowiłam iść pogadać z Benjim. Juz na schodach usłyszałam jego głos, chyba z kimś rozmawiał...

*****

Chociaż nie mam zwyczaju podsłuchiwania, coś mnie tchnęło, by narazie nie informować go o mojej obecności pod drzwiami jego pokoju. Gdy podeszłam bliżej, miałam pewność, rozmawiał przez telefon...
- Tak, jest u nas. No, mówi, ze to jej przyjaciel, no mi się też tak wydaje, cały czas się do niej klei, zrobie coś z nim, nie martw się - to ostatnie mnie zaniepokoiło i postanowiłam tam wejść...
- Hey, Ben, co porabiasz - spytałam, wchodząc, jakby nigdy nic
On szybko rozłączył rozmowe, jednak na wyświetlaczu jego komórki dojrzałam napis "skończono rozmowe z David".
Spojrzałam na niego, jak na zdrajce. Tak, jak na zdrajce, bo tak właśnie się zachował... On tylko stał zmieszany i nic nie mówił. Byłam strasznie zła. Co oni sobie wyobrażają? Podbiegłam do Benjiego, wtrwałam muz ręki jego telefon i pobiegłam do mojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, Benji nawet mnie nie próbowal powstrzymać. Usiadlam na moim łóżku i bez głębszego namysłu, wybrałąm numer do Davida, pokrótkiej chwili odebrał
- Ej, co sie stało? Chyba Cię nieusłyszała? - prawie krzyczał
- Chyba na nas wszystkich nieszczęście słyszalam, David - powiedziałam siląc się na spokój
Zatkało go...
- Eeeee...yyy... Pansy? - wydukał po dłuższej chwili myślenia
Niewytrzymałam ipostanowiłam wygarnąć mu wszystko, tu i teraz...
- Słuchaj, nie myśl sobie, ze okłamywałabym moją rodzine tylko i wyłącznie dla Twojego dobra, jak powiedziałam, ze Pierre jest moim przyjacielem, to taka jest prawda, bo kiedy ja mam kłopoty, on nie ucieka ode mnie tylko jest przy mnie i pociesza mnie, kretynie!~Co chcesz zdziałać swoim idiotycznym zachowanie, nie widzisz tego? Jesteś beznadziejny! Pierre wie, że najważniejszy w moim sercu jesteś Ty, ale po cyrku, którego przed chwilką byłam świadkiem, nie wiem, czy nie powinnam tam troszke posprzątac i powyrzucać kilka kompletnie zbędnych rzeczy, które kiedyś wydawały mi się cenne! Wynoś się z mojego życia Dave! Razem z wszystkimi swoimi kretyńskimi pomysłami, nie chcę Cie znać! - wywrzeszczałam do słuchawki, cała czerwona ze złości, zakończyłam rozmowe i wróciłam do pokoju Benjiego
- Moze faktycznie jesteś jegobratem, nie moim, co? Oboje jesteście takimi samimi kretynami i obu Was nie chce znać - rzuciłam w zszokowanego Benjiego jego telefonem i wybiegłam z jego pokoju
Wbiegłam do swojego pokoju, zamknęłam jego drzwi na kluczyk i rzuciłam się na łóżko. Dlaczego tak jest? Dlaczego Benji jest przeciwko mnie? Dlaczego mi nieufa? Dlaczego chce krzywdzic osobe, którą kocham? I dlaczego David jest taki sam? Dlaczego 2 najważniejsze osoby w moim życiu okazują się tępymi głupkami, dlaczego? Moje myśli krzyczały we mnie a głowa aż bolałą od ich natłoku, to było okropne, to jest okropne, nie chce tego, chce umrzeć...

No, starczy Wam narazie Yellow_Light_Colorz_PDT_11


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 17:52, 25 Lis 2008    Temat postu:

nieeeee wcale nie wystarczy! xDDD

Heart


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trampeczka, a co xD
Mam autografy członków z SP


Dołączył: 24 Cze 2005
Posty: 7359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nienacka
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pią 19:39, 28 Lis 2008    Temat postu:

No to lecimy dalej Yellow_Light_Colorz_PDT_02

Nagle usłyszałam, że ktoś puka do drzwi mojego pokoju...
- Idź sobie - mruknęłam przez łzy, myslałąm, że to Benji
- Ale gdzie mam iść? - naszczęście to Pierre - Otwórz, prosze, co się stało? - prosił cierpliwie
- Nic - teraz wyraźnie usłyszał, ze płacze
- Otwórz, albo Ci drzwi popsuje, mówie poważnie, jak mnie nie wpuścisz sam wejde - mówił cierpliwie i spokojnym tonem
Zrezygnowana, po kilku minutach zwlokłam się z łóżka, otworzyłam drzwi i nim zdąrzył je otworzyć, spowrotem rzuciłam się na łóżko
- Jej, Pansy, co się stało? - gdy mnie zobaczył, podeszdł do mnie szybko, uprzednio zamykając drzwi spowrotem na kluczycz
- Nic, Pierre - płakałam dalej
- Powiedz, prosze... - usniusł dłonią moją twarz i otarł moje łzy
- Pierre... - rozpłakałam się jeszcze bardziej i wtuliłam mocno w niego
- Słońce, przestań - głaskał czule moje włosy i szeptał mi do ucha - uspokój się, prosze...Po chwili przestałam płakać, Pierre znów otarł moje łzy i czekał na wyjaśnienia...
- No bo... - wzięłam głęboki oddech i wszystko mu opowiedziałam - wybiegłam z jego pokoju i zamknęłam się tu, nie chcę ich znać - znó zaczęłąm płakać
- Przepraszam, Pansy... - powiedział smutny Pierre
- Ty? Za co Ty mnie przepraszasz? - zdziwiłam się
- To wszystko przeze mnie, niepotrzebnie tu przyjechałem, zapsułem święta całej Twojej rodzinie, przepraszam, jutro wróce do siebie... - mówił poważnie
- Zwariowałeś? To Ty też myślisz tylko o sobie? Nie widzisz, jak mi pomagasz? - szczerze mnie rozczarował...
- Widze Pansy... ale widzę też jak dużo napsułem między Tobą a Twoim bratem, naprawde, ja się spakuje, moge wylecieć nawet dziś wieczorem - wyjął z kieszeni telefon i wykręcił numer na lotnisko
Podeszłam do niego i zabrałąm mu telefon.
- Nigdzie ine lecisz - powiedziałam stanowczo
- Ale... - chciał coś powiedzieć...
- Nigdzie, słyszysz? - podeszłam do niego i przybliżyłam swoja twarz do jego, był tak blizko...
W tej chwili biłam się z myslami... tylko jeden ruch do przodu, jeden centymetr, 2 milimetry...
Nie. Niemoge, niemozemy...
Odchyliłam głowe i pocałowałam go w szyję, po czym wtuliłam się w niego...
- Nie strasz mnie tak więcej, Pansy - najwidoczniej ulżyło mu, że tego nie zrobiłam, mnie też...
Uśmiechnęłam się słabo...
- Chodźmy spać, prosze - poprosiłam - tzn, ja idę spać, powiedz na kolacji, ze źle się czuje - poprosiłam, kładąc się na materacu
- No dobrze, to ja schodze na kolacje, przemyce Ci coś dobrego - uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku dłonia
- Nie jestem głodna - odwróciłam się do niego plecami i zamknęłam oczy
- Zobaczymy - uśmiechnął się przebiegle i wyszedł z pokoju
Zostałam sama, długo myślałąm o Davidzie, o Benjim...
Po 10 minutach Pierre wrócił... z tacką na której była kolacja, ale porcja, jak dla stada słoni...
- Mówiłam, ze nie jestem głodna - mruknęłam zdziwiona...

*****

- Nie chciałaś na kolacje, to kolacja przyszła do Ciebie, Pansy - zaśmiał się
- No chyba, mnie nie będziesz... - chciałam spytać ale...
- A właśnie, że będę - przerwał mi, bo wepchnął do moich ust kawałek tosta
- Jesteś nienormalny - zaczęłam się śmiać, gdy połknęłam owy kawałek
- No i dobrze, Ty jesteś wychudzona jak dziecko Afryki, dopiero teraz to zauwarzyłem, masz w pasie tyle, co ja w szyji - nabijał się ze mnie
- Ha - ha - ha! Bardzo śmieszne - wykrzywiłam się i wystawiłam mu język
No i tak skończyłam. Karmiona przez nadopiekuńczego świra...
- Nieeeee.... nie chce juuuuuż... - jęczałam, gdy wpychał we mnie już 4 tosta
- Przecież zjadłaś mało - zdziwił się
- Mało? Wepchnąłeś we mnie już 4 tosty, jajecznicę i baaaardzo dużooo sałatkiiii - jęczałam
- I to jest dużo? Ja tyle zjadam na podwieczorek - udawał oburzenie
- Nie moja wina, ze Ty jesz jak słoń, jak ja bym była taka gruba, jak Ty, żaden chłopak by mnie nie chciał - walnęłam go poduszką
- Osz Ty, pożałujesz tego - rzucił się na mnie i połozył się na mnie, przygniatając do podłogi
- Eeeeee..... złaź grubasieeee - zaczęłam jęczeć
- Nic nie słyszałem... - udawał obojętność
- Złaź, gruba świnio!!! - jęczałam głośniej
- Czy ktoś coś mówił? - zaczął rozglądac się na boki
- Sam tego chciałeś - podniosłam głowę i z całej siły urzarłam go w nos
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!! - rozdarł się, zeskakując ze mnie
- Hahahahahahahahaha - zaczęłąm się nabijać
- Jaki gryzoń, ałua, mój nosek - zrobił minkę szczeniaczka zostawionego na środku ulicy
- Oj, biedactwo moje! Co stało Ci się w noska? - nabijałam się
- A taka głupia wiedxma mnie ugryzła - burknął niezadowolony
- Oj, a to wiedźma, ale uwarzaj, bo takie potrafią być mściwe i jeszcze Cię urzre w co innego, jak będziesz tak o niej mówić - wystawiłam mu język i znów zaczełam się śmiać
- Jesteś ble! - wystawił mi język - Ja ide spać, tzn najpierw ide do łazienki - wstał i wyszedł z pokoju
Zostałam sama, wciąż z wielkim uśmiechem na twarzy. Zawsze marzyłąm, by poznac kogoś takiego. Kompletny wariat, który nigdy nie zgorszy się moimi głupimi żartami, uwielbiam go...
Po chwili Pierre wszedł do pokoju w samych bokserkach...
- No, to teraz ja ide! - wykrzyknęłam, jakby za to dawali jakieś nagrody i podniosłam się z miejsca
Wzięłam swoją pidżamkę i poszłam do łazienki. Wzięłam goracy prysznic, wytarłam się, przebrałam w pidżamkę i ruszyłam w strone mojego pokoju. Po drodze spotkałam Joela...
- Pansy... gadałem z Benjim, wiem, co się stało - powiedział smutny - Pogadaj z nim, proszę... przecież juz jutro wigilia, pogódźcie się - prosił spokojnie
W tej chwili ze swojego pokoju wyszedł Benji. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Na jego widok ogarnęła mnie wielka złość. Nie byłam więc jeszcze gotowa na rozmowę z nim...
- Jutro - szepnęłam mijając Joela
Minełam Benjiego, udając, ze go niezauważyłam i jakby nigdy nic, weszłam do pokoju
Cała moja złość przeszła mi momętalnie, gdy na moim materacu ujrzałam beztrosko śpiącego, półnagiego Pierre'a. Był taki słodki... Uśmiechnęłąm się pod nosem na ten widok i połozyhłam się koło niego, przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy, po chwili poczułam, jak ciepło Pierre'a jest coraz bliżej, po chwili Pierreobjął mnie mocnop ramionami i znów ukołysana przez przyjemne ciepło, odpłynełam w kraine sennej rzeczywistości...
Rano wstałam dość późno, tak jakoś zimno mi się zrobiło, no tak... koło mnie nie było Pierre'a...
"Pewnie razem z Joelem przygotowują coś dobrego" - pomyślałam i poczułam, ze jestem głodna...
Wstałam i zeszłam na dół, po drodze napotkałakm na karteczke od mamy "Poszłam do Rose (jej koleżanka) wrócę przed 17". Zeszłam do salonu, z kuchni dobiegały głosy, jak się domyślałam Joela i Pierre'a, ale też, czego się niespodziewałam, Benjiego...

*****

Ku memu zdzwieniu, nikt nie krzyczał, nikt nie krwawił i nikt nie rzucał krzesłami...
- Benji, weź mnie pusć, Pierre Ty zdrajco zapamiętam to sobie - usłyszałam niewyraźne, bezradne krzyki Joela
Po chwili dobiegły mnie też głośne śmiechy Benjiego i Pierre'a. Zaciekawiona weszłam do kuchni... i o mało nie umarłam ze śmiechu juz na samym wejściu... Joel siedział na krześle, przywiązany do niego grubym sznurem a Pierre i Benji dekorowali go warzywkami. Tym sposobem, miał we włosach pełno zielonego groszku, w nosie kukurydze, za uszami sałate, w buzi 2 marchewki i jeszcze wiele wiele innego zdrowego żarełka na sobie. Wyglądał delikatnie mówiąc... zabawnie...
- Mmmmm... widze, że przygotowaliście mi śniadanie - zaśmiałam się
- Czekaj, Ben, weź ją stąd, nooooo! Jeszcze nieskończyłem - zaczął udawać histerie Pierre
- Ok, stary, już się nią zajmuje - Benji podszedł do mnie, podniusł mnie i przerzucił sobie przez ramie, następnie wybiegł ze mną przed dom...
Niezważając na to, że mam na sobie tylko krótkie spodenki i koszulke z krótkim rękawem, z wielkim hukiem wrzucił mnie w ogromną zaspę przed garażem...
- Aaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!! Pogrzało Cię? Aaaaaaaaaaaa, jejuuuuu, ja zamarzne, aaaaa, tu jest zimnooooo!!!!!!!!! - piszczałam
Śnieg miałam wszędzie, we włosach, w spodenkach, pod koszulką, nawet w ustach, bo Benji jeszcze zaczął mnie nacierać...
Wtedy przed dom wyleciał Pierre...
- Już skończyłem! - oświadczył zadowolony, po czym spowrotem wrócił do domu a po chwili z wielkim kocem w rękach, podbiegł do mnie i zawinął mnie w niego
- Jesteś świetnym pomocnikiem, Benji ale troche przesadziłeś, nie wystarczało ją zanieść do pokoju? - śmiał się z dumnego ze swego czynu Ben'a
- Oj, nooo... na jedno wychodzi a nie chciało mi się z nią po schodach biegać bo ciężka jest - burknął Benji
- HA! Mówiłam Pierre? Zaczyna się, to wszystko przez Twoją wczorajszą kolacje - udawałam oburzenie
- Co Wy świrujecie? Pansy jest ciężka? - podniusł mnie i przerzucił sobie przez ramie - mi się tak jakoś niewydaje - rzucił i weszliśmy spowrotem do domu
W kuchni ujrzeliśmy Joel'a, który już zdąrzył wyzwobodzić sie z więzów i pozdejmować z siebie wszystkie żarełko...
- No nieeee, aaaa.... zepsułeś moja wielogodzinną pracę dla Pansy - Pierre znów udawał wielką rozpacz
- Nieprawda, więcej czasu zajęło Wam złapanie mnie i przywiązanie do tego cholernego krzesła niż dekorowanie nie tym paskudztwem - wykrzywił się Joel
- No ale co z tegoooo...? To miało być śniadanie dla Pansy... - wymruczał smutno Benji
- Oj, spadajcie do pokoi, ja Wam zaraz zrobie dobre śniadanko - wygonił nas z kuchni Joel i wrócił do przygotowania nam żarełka
- Dobra, to co robimy? - spytałam chłopaków, gdy byliśmy już na schodach
- Ja musze posprzątać pokój, bo sie mama wścieknie, miałem to zrobić tydzień temu a dziś, jak wróci to sprawdzi - burknął zrezygnowany Benji
- Nooooo my też zrobimy lepiej porządek w naszym - zgodziłam się z Benjim i weszliśmy z Pierre'em do naszego pokoju
- W naszym? - spytał dziwnie Pierre, gdy weszliśmy do środka i zamkneliśmyza sobą drzwi
- No tak, a w czyim? - udawałam, że nierozumiem o co mu chodzi
- A czy to przypadkiem nie jest Twój pokój, a nie nasz? - dopytywał się Pierre
- A kto w nim mieszka? Ja czy my? Niezadawaj głupich pytań, tylko lepiej mi pomóż - szybko zgasiłam temat i wzięlam się za ścielenie naszego wspólnego prowizorycznego łoża pod oknem
Pierre uśmiechnąłsię pod nosem i dołączył do mnie...
Zdąrzyliśmy pościeliś tylko łóżko, jak Joel zawołał nas na śniadanie. Zrobił nam jakąś dziwaczną jajecznice z mnóstwem dodatków. Była pyszna - jak wszystkie przygotowywane przez Joela dania
Po zjedzeniu śniadania, powróciliśmy do sprzątania naszych pokoi, ale Joel pojechał na zakupy, jako, że on ma w swoim pokoju pożądek zawsze...
Gdy wreszcie uporaliśmy się z naszymi pokojami i jako taki pożądek w nich panował, wrócił Joel z mamą i od razu wzięli się do przygotowywania zrobionych wcześniej potraw wigilijnych, właśnie siedzieliśmy całą trójką w pokoju Bena, gdy wszedł do nas Joel, ubrany w dżinsy, białą koszulę i czarny sweter. A my dalej siedzieliśmy w rzeczach, w których zazwyczaj śpimy...
- Pogrzało Was? Wynocha do łązienek - rozdarł się Joel, gdy to zobaczył - I załóżcie jakieś przyzwoite ciuchy - rzucił na wychodne i spowrotem zszedł na dół
- Ehhh... Pansy, pomóż mi coś wybrać - poprosił Benji, wstając niechętnie z łóżka, na którym wszyscy siedzielismy
- No dobra - ja również wstałam i razem podeszliśmy do jego szafy
- Dobra, to ja idę do łazienki, Pansy, jak skończycie, to mnie tez mogłabyś pomóc? - Pierre również wstał z łóżka i ruszył w wkierunku drzwi
- Jasne - uśmiechnęłam sie i weszłam do szafy starszego brata
Po chwili wyszłam z niej z szerokimi czarnymi spodniami, białą koszulką z napisem "Thank U Mom" którą Benji zrobił sobie w 12 klasie i szarą bluzą zapinaną na zamek.
- Załóż to - poradziłam, podajac mu wybrane, przeze mnie ciuchy
- Oooo, dzięki Pansy, myślisz, ze będzie dobrze? - rozpromienił się momentalnie, widząc swoją białą koszulke
-Tak, Benji - uśmiechnęłąm siędo niego
Uwineliśmy się bardzo szybko, więc domyśliłam się, ze Pierre jeszcze nie wyszedł z łązienki, dlatego postanowiłam pogadać z Benjim...
- To przez Davida tak nie lubisz Pierre'a, prawda? - spytałam, siadając na łóżku
Benji usiadł koło mnie i smutnym wzrokiem przeszywał mnie na wylot
- Bo ja tak bardzo bym chciał, byście byli razem... Nierozumiem, dlaczego tacy dla siebie jesteście, przecież wiem, że oboje się kochacie - mówił prawie szeptem - a kiedy zobaczyłem Cię wtedy z Pierre'em na trawniku przed szkołą, pomyślałem, ze to gość na otarcie łez po Davidzie, przepraszam za moje zachowanie - mówił bardzo cicho, jakby bał się, ze ktoś nas usłyszy
- W pożądku Benji - uśmiechnęłąm się i przytuliłam do niego mocno - A David jest tutaj? Tzn u siebie? - spytałam po chwili
- Tak, Pansy... prawdopodobnie będzie u nas na sylwestra, wiesz, ze mama pozwoliłą nam zrobić impreze? - spytał zadowolony
- Naprawde? To super, będę mogła zaprosić paczkę z Koledżu? - spytałam
- Jasne - uśmiechnął się Benji
Nastała krótka chwila milczenia...
- Benji... - zaczęłam po tej chwili
- Tak? - spytał od razu
- Mógłbyś wykręcić nr Davida i dac mi telefon? - spytałam z nadzieją, ze się zgodzi
On patrzał na mnie zdziwiony...
- Chcę złożyć mu życzenia na święta, zrozum... kocham go... naprawde - mówiłam teraz ciepłym i czułym głosem
Benji tylko uśmiechnął się szeroko podał mi telefon i wyszedł z pokoju...
- Co słychać, Ben? - po chwili w słuchawce usłyszałam wesoły głos Davida...
- To znowu ja - powiedziałam cichutko
- Pansy? - był zaskoczony, ale chyba miło...
- Tak, to ja... Chciałam złożyć Ci życzenia, Dave - mówiłam łagodnie
- Tęskniłem za Tobą, Pansy, tęsknie każdego dnia... - teraz i on czule szeptał do słuchawki
- Ja też, David... I chcę jeszcze Cie przeprosić, za ten mój telefon wcześniej, przepraszam, byłam wtedy bardzo zła... Ja naprawde kocham Cię, David i nikt nie jest dla mnie ważniejszy, Pierre to mój przyjaciel, najlepszy przyjaciel... ale to Ciebie kocham, Ciebie i nikogo więcej - wylewałam powoli wszysko co miałam w sercu
- Pansy... - głos Davida łamał się, założe się, że miał teraz świeczki w oczach - Ja tak strasznie Cię kocham, dostawałem świra, gdy Benji opowiadał mi, o tym, co widział przed Koledżem, jak po Was przyjechał, jestem kretynem, narobiłem tyle głupstw, przepraszam... - mówił cichutko, wydaje mi się, ze płakał
- Wesołych świąt, David. I spełnienia wszystkich najskrytszych marzeń - zmieniłam szybko temat i uśmiechnęlam sie pod nosem, nie chciałam, zeby płakał
- Wesołych świąt, Pansy. Kocham Cię - nie widziałam go, lecz czułam, ze teraz on też sie uśmiecha
- Ja też Cię kocham, pa - wyszeptałam ostatnie słowa i rozłaczyłam się
Usiadłam na łóżku Bena, odłożyłam jego telefon na szafkę koło jego łóżka i wyszłam z pokoju...
Gdy weszłam do siebie, Pierre przekopywał szafe, w której były jego rzeczy...
- Ej, gdzie Ty byłaś tak długo? - spytał, gdy mnie zobaczył
- Właśnie dzwoniłąm do Davida - uśmiechnęłąm się ciepło
- Naprawde? - on też się rozpromienił - To super - pociągnął mnie za ręke i usadowił sobie na kolanach - Opowiadaj
- No więc, byłam u Bena, rozmawialiśmy i... - opowiedziałam mu wszystko, dokładnie i pokolei - A wogóle to robimy impreze tutaj na sylwestra, bo mama wyjeżdża do koleżanki, do New Jersey...
- Naprawde? Wow, a czy ja też jestem zaproszony? - spytał podejrzliwie
- Jasne, poinformuj też chłopaków z Koledżu, fajnie, jakby przyjechali - uśmiechnęłam sie
- A David też będzie? - dopytywał się
- Pewnie tak, bardzo bym chciała - rozmarzyłam się
- A ja bardzo bym chciał, zeby Wam sie to udało - Pierre przytulił mnie mocno i pocałował w czółko - Będzie dobrze, napewno - szepnął
- Dzięki, Pierre - ja równiez cmoknęłam go w czółko, wstałam z niego i podeszłam do szafy z jego ciuchami
Stałam przed nią troche, po chwili jednak wyciągnęłam z niej luźne dżinsy i białą, zapinana na guziczki koszule...
- I co? Tak będzie dobrze? - spytał
- Przymierz - rzuciłam do niego i dopiero teraz zauważyłam, że jest w samym ręczniku, ahh ten mój reflex... - To ja lepiej wyjde - roześmiałam się i poszłam do łązienki
Wzięłam gorący prysznic, umyłam włosy, wytarłam się i owinełam ręcznikiem. Troche bolała mnie głowa, ale co z tego... Weszłam do pokoju w samym ręczniku, Pierre stał tyłem do mnie i chciał się odwrócić...
- Nie! Nieodwracaj się, jestem w samym ręczniku - krzyknęłam panicznie
On tylko się zaśmiał i podal mi mój długi biały, miękki szlafrok
- Ooo, dzięki - ubrałam go szybko, zrzucając z siebie ręcznik, który po chwili zawiązałam na glowie - Ok, mozesz sie odwrócić
Pierre odwrócił się do mnie przodem. Naprawde bardzo ładnie wyglądał.
- I jak? - spytał patrząc mi w oczy, zeby mnie nie spłoszyć...
- Super, Pierre - uśmiechnęłąm się serdecznie - A teraz pomóż mi wybrać coś dla mnie - poprosiłam
- Już wybrałem, jak byłaś w łązience - oświadczył mi Pierre i wskazał ruchem dłoni na moje ciuchy leżące na łóżku...
Czarna krótka spódniczka, biała koszulka na guziczki, z rękawem 3/4, czarny bezrękawnik i długie, białe podkolanówki...
- Jej, super, dzięki - uśmiechnęłam się do niego i cmoknęłam go w policzek
Wzięłam ciuchy, bielizne i spowrotem zniknęłam za drzwiami łazienki, po chwili wyszłam z niej, ubrana, z delikatnym makijarzem i starannie ułożona fryzurą...
- Ależ dziś wszyscy pod kolor będziemy ubrani - zachichotłam, gdy weszłam do pokoju
W pokoju był już też Benji i Joel. Gdy mnie zobaczyli, cała trójka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia...
- Jezu, Benji, czy to jest nasza siostra? - spytał nieprzytomnie Joel
- Chyba nie.. - odpowiedział Benji, krecąc głową
- Pierre, co zrobiłeś z naszą siostrą? - Joel dalej pytał, jak zahipnotyzowany
- Wydawało mi się, że to ona - Pierre też był w niezłym szoku
- Nie... napewno nie... - Benji znów pokręcił przecząco głową
- Uspokójcie się, wariaci, pogrzało Was? - roześmiałam się - Lepiej chodźmy na dół, pomóc mamie
- Już wszystko gotowe - powiedział Joel otrząsajac się lekko - Czekaliśmy tylko na Ciebie
- No dobra, to schodzimy, ale weźcie się już tak nie gapcie - roześmiałam się i wszyscy wyszliśmy z pokoju...
Zeszlismy na dół, mama już czekała na nas, uśmiechnęła się na nasz widok
- Ślicznie wyglądacie, dzieci... - powiedziała łągodnie
Uśmiecheliśmy sie wszyscy i usiedliśmy do stołu...
- No! To teraz czas na prezęty, wynocha na poddasze i szukać pierwszej gwiazdki - zasmiała się mama, gdy skończyliśmy wcinac przygotowane przez nią dania...
Mimo iż ja miałam już 17 lat a bliźniaki po 20, nadal lubiliśmy się w to bawić, Pierre'owi najwidoczniej też się to podobało. Uśmiechnęliśmy się więc szeroko i ruszyliśmy schodami na podasze...
Po chwili wróciliśmy z niego, pod choinką były juz prezenty, mnóstwo prezentów, aaahhh jak ja kocham święta!!!
Dobiegliśmy do choinki a Pierre stał z boku i przyglądał się nam
- Hmmm... Pierre Bouvier, Pierre Bouvier... Czy ktoś taki tu jest? - spytałam głośno biorąc do ręki jeden z prezentów dla niego
On spojrzał na mnie wielce zdziwiony...
- No co się pan tak patrzy? Czyżby pan Bouvier? No to co pan tam robi? Brać się do odpakowywania prezentów, ale to już! - rozkazałam
Pierre roześmiał się i podszedł do nas, wział do ręki jeden zapakowany prezęt podpisany "Pierre" i wziął się za jego odpakowanie...
- Mokrofon! - ucieszył sie wyciągając sprzęt z pudełka
- Mikorofon?! - Joel na chwile oderwał sie od swoich prezentów - Wiesz, co Pansy? A mnie nigdy mikrofonu kupić niechciałaś - oburzył się
- Bo Pierre ładniej śpiewa - wystawiłam mu język i spowrotem powróciliśmy do wcześniejszych czynności
Gdy już wszyscy siedzieli, ogladając po raz setny świerzo odpakowane prezenty, zadzwonił dzwonek do drzwi
- Mhm... no to teraz jeszcze jeden prezent dla Pansy - uśmiechnął się Benji, który wyjrzał przez okno, by sprawdzić, kto to - Idź otworzyć - powiedział do mnie
Wstałam i podeszłam do drzwi, nie spojrzałam, kto to, tylko od razu je otworzyłam...
- David... - szepnęłam cichutko, gdy ujrzałam przed sobą Davida w białej koszuli, idealnie utlenionych włosach i z czerwoną różą w ręku
- Witaj Pansy, ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się i wręczył mi różę...
- Dziekuję, jest śliczna, ale ja... nie mam nic... nie wiedziałam, ze przyjdziesz... - posmutniałam nagle
- Ważne, ze jesteś - chwycił dłonią mój podbrudek, bym spojrzała na niego i uśmiechnął się słodko...
- Wejdź, David... - otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam go gestem ręki do środka
- Właściwie to chciałem się zapytać, czy niemiałabyś ochoty się ze mną przejść... jest taki śliczny wieczór - wyszeptał patrząc mi prosto w oczy
- Chętnie David, poczekaj, tylko zaopiekuje się różą - poprosiłam i weszłam do salonu - To David - powiedziałam do wszystkich, którzy momętalnie się uśmiechnęli - Idę się z nim przejść...
- To od niego? - spytała mama, wskazując na róże
- Tak, mamo, śliczna, prawda? - spytałam
- Piekna - potwierdziła mama
Wstawiłąm róże do wody i postawiłam na oknie u siebie w pokoju...
- David - powiedziałą nagle moja mama
- Słucham proszę pani - wszedł do salonu
- Może wrócić, o której chce... ale opiekuj sie nią - poprosiła mama, widząc, ze jestem już na schodach
- Dziekuję, mamo - uśmiechnęłam się do niej
- Oczywiście, prosze pani - zapewnił David
Weszłam do korytarzyka, naciągnełam na nogi czane trampki, ubrałąm czarny płaszczyk, owinęłam pasiasty biało - czarny szalik wokół szyji, rzuciłam krótkie "pa" na dowidzenia i wyszliśmy z domu...
Przez dłuższą chwilkę spacerowaliśmy ulicami Naptown w milczeniu, wgapiając się w swoje trampki...
- Gdzie idziemy? - spytałam po chwili
- Może do parku? Jest niedaleko stąd taki fajny - odpowiedział David
- Dobrze - uśmiechnęłam się
I znów nastała chwila ciszy...
Weszliśmy do parku i usiedliśmy na małym mostku nad rzeczką...
Uiedliśmy koło siebie, ale po chwili ja wstałam i usiałam tyłem do Davida, wtulając się plecami w jego ciało, trochę go to zaskoczyło, jednak po chwili objął mnie ramionami i ułożył głowę na moim ramieniu...
- Śliczna noc, prawda? - spytałam cichutko...
- Cudowna - wyszeptał David
Po chwili ja odwróciłam głowę do tyłu, nasze usta były milimetr od siebie... David lekko musnął swoimi wargami moje, zrobiłam więc to samo, poruszyłam się i po chwili siedziałam już na nim okrakiem, mocno przytrzymywana przez jego ramiona. Nasze wargi stykały się ze sobą powoli i delikatnie, uchyliłam lekko wargi i język Dave'a momentalnie wsunął się między nie delikatnie i teraz toczył namiętną walkę z moim językiem. Moje dłonie delikatnie mierzwiły jego miękkie włoski a jego spoczywały na moich biodrach, mocno mnie do niego przyciskając... Nie wiem ile to trwało... Minute? Godzine? Dla mnie mogłoby trwac i calą wieczność...
Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, patrzyliśmy sobie w oczy w milczeniu... Nie musieliśmy dużo rozmawiać, by wiedzieć, co nawzajem czujemy...
Siedzieliśmy tak bardzo długo, później wstaliśmy i spacerowaliśmy po parku trzymając się za ręce i rozmawiając o tym, co ostatnio sie u nas zdarzyło... Gdy spojrzałam na zegarek, była już 3 w nocy...
- Odprowadze Cię - szepnął David
Ruszyliśmy w strone domu, całyu czas trzymaliśmy się za ręce. Pod moim domem jeszcze raz pocałowaliśmy się na dobranoc i ja weszłam do domu a David ruszył w strone swojego, znajdującego się kilka ulic dalej...
Weszłam do domu, wszyscy już spali, weszłam do pokoju, Pierre też spał, zdjęłam swoje ubranie, założyłam koszulke i spodenki i położyłąm sie koło niego...
Cały czas myślałam o Davidzie... To nieprawdopodobne, spełnia się właśnie moje największe życiowe marzenie...

*****

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Za oknami było już ciemno. Było mi niedobrze, czułam się połamana... Po chwili spostrzegłam, że nie leże koło Pierre'a na materacu, lecz we własnym łóżku, w pokoju nie ma nikogo...
- Na miłość Boską, Benji ile Ty masz lat? - za drzwiami usłyszałam głos mamy
- No mamo, skąd mogłem wiedzieć, ze jest taka słaba? - bronił się Ben
- Ej, no to idź sobie skoczyć w bokserkach w śnieg, ja Cię jeszcze natre i zobaczymy, jak jutro będziesz wyglądał - do dyskusji dołączył też Joel
- W sumie to łądnie ją załatwiłeś - dodała mama - Przecież za tydzień sylwester. I co? Pansy ma witać nowy rok w pidżamie?
- Spokojnie, proszę pani... ja mam dobry sposób, za 3 do 5 dni będzie zdrowiutka - wtrącił się Pierre
- Tak, wykonanie tej roboty zostaw Davidowi - cfaniakował Ben
- Daj spokój, nie to mam na myśli, naprawde znam skuteczną metode - irytował się wujek
- Tylko... - Benji chciał znów coś powiedzieć
- Skończ Benji - wkurzyła się mama
- Wiecie co... mam wrażenie, ze jak się tak będziecie darli pod jej drzwiami to napewno sobie niewypoicznie - westchnął bezradnie Joel - Najlepiej to Wy idźcie sobie na dół a ja i Pierre posiedzimy przy niej
- Ale... - chciał coś powiedziec Benji
- Tak, to dobry pomysł - przerwała mu znów mama - Chodź, Benji
Usłyszałam oddalające się kroki na schodach. Po chwili do pokoju wszedł Joel i Pierre...
- Wiedziałem, że Cię obudzili - burknął Joel, gdy zobaczył, że nie śpie
- Co jest wogóle? - spytałam słabym głosem
- No w nocy zaczęłaś mocno kaszleć, dlatego przeniosłem Cię na łóżko... - zaczął tłumaczyc Pierre
- To Wy śpicie razem? - Joel prawie krzyknął - Ładni mi przyjaciele, ale kula...
- Zamknij się, Ty też zaczynasz? Mało razy spałam z Toba albo z Benjim? - wkurzyłam sie
- No ale to było jakies 5 lat temu a poza tym Pierre nie jest Twoją rodziną - wystawił mi język
- No jak nie? To mój wujek! - krzyknęłam i oplotłam rękoma szyję Pierre'a siedzącego na moim łóżku
- Ona napewno nie ma gorączki? - spytał Pierre'a zdziwiony lekko Joel
- Nie, nie ma - zaśmiał się Pierre - Długa historia... - dodał gdy zobaczył niewyraźny wyraz twarzy Joela
- No dobra, ja tam nie wnikam - mój braciszek postanowił wycofać się z tej dyskusji
- A o jakim sposobie na szybkie wyzdrowienie mówiłeś? - zwinnie postanowiłam zmienić temat
- Ano... Jutro z Joelem jedziemy do mojej babci, do Ottawy(Ottawa... pamietacie to? "Byłam na koncercie w Ottawie, gadałam z chłopakami a Pierre powiedział mi, że jestem śliczna, więc nie macie szans" to tak tylko na rozluźnienie atmosfery ), ona ma jakieś tam ziółka uzdrawiające, niby jakies badziestwo, ale naprawde skuteczne - wytłumaczył
- To co ja będę robić cały dzień bez Was? - zasmuciłam sie
- Dwa dni, Pansy - ahhh, Joel zawsze umiał pocieszać
- Dasz rade, przecież będzie tu Twoja mama, Benji i... - Pierre chciał skończyć, ale Joel go uszczypnął - Auła!
Joel tylko posłał mu znaczące spojrzenie a on szeroko się uśmiechnął. Postanowiłąm to zignorowac. I tak niepowiedzieliby mi, o co chodzi...
Jeszcze troche pogadaliśmy, bardzo źle się czułąm, więc Joel wyszedł z pokoju a Pierre został przy mnie, kołysząc mnie do snu...
- Nie... Nie chce jej budzić - usłyszałam znowu głos za drzwiami, otworzyłąm oczy, był już nowy dzień, na stoliku czerwony goździk z karteczką "Wracamy jutro późnym wieczorkiem, jeszcze dziś zadzwonimy, jak tylko będziemy na miejscu, 3maj się cieplutko. Joel i Pierre"
Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Napewno ucieszy się, ze ją odwiedziłeś - to był Ben
- Tak myslisz? - czy to...?
- Ja nie myślę, ale właź - usłyszałam głośny śmiech - Ja spadam na dół - usłyszałam Bena i kroki na schodach
Otworzyłam oczy. Po chwili drzwi mojego pokoju uchyliły się a po chwili ujrzałam w nich uśmiechniętego Davida z czerwoną różyczką w ręku...
- Cześć, Pansy - przywitał się, uśmiechając szeroko
- Cześć, David - również się uśmiechnęłam i gestem dłoni poprosiłam by podszedł bliżej
Podszedł więc do mojego łóżka i delikatnie pocałował w usta, po czym wręczył trzymanego w ręku kwiatka.
- Dziękuję - uśmiechnęlam się i cmoknęłam go w policzek - Usiądź - poprosiłam i przesunęłam się troszkę, robiąc mu miejsce na łóżku
Usiadł koło mnie i patrzył mi głęboko w oczy, po chwili poczułam jego ciepłą dłoń na mojej. Spojrzałam na niego, uśmiechnął się słodko i szepnął "Kocham Cię"
- Ja też Cię kocham - również szepnęłam i ułożyłam głowę na jego kolanach...
- Jak się czujesz? - spytał troskliwie głaszcząc moje włosy
- Dzięki Tobie... cudownie - mruknęłam
- W takim razie nie rusze się stąd, póki Joel nie wróci z lekarstwem - oznajmił z uśmiechem - Lepiej się prześpij, jesteś trochę słaba - dodał po chwili troskliwym tonem
- Kocham Cię, misiu - mruknęłam i zamknęłam oczy
Ukołysana jego ciepłymi dłońmi, szybko zasnęłam.
- Pansy... kotku... obudź sie - usłyszałam szept nade mną, to David
- Która godzina? - spytałąm zaspana
- 20, musisz wziąć lekarstwa - powiedział spokojnie
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłąm się
- Za co dziękujesz? - zdziwił się David
- Za to, że jesteś przy mnie - powiedziałam z wdzięcznością w głosie
- Nie musisz dziękować, to dla mnie czysta przyjemność - teraz i on się uśmiechnął, schylił się i pocałował mnie delikatnie
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. To zapewne Ben.
- Pansy, Joel dzwoni - powiedział wchodząc do pokoju
- Oooo, jak fajnie, dawaj - ucieszyłam się i wzięłamdo ręki telefon
- No cześć Pansy - usłyszałam Joela
- Hej, brat, jak tam? - spytałam krótko
- No spoko, mamy już to świnstewko, będziemy jutro rano, masz pozdrowienia od Pierre'a, chciał z Toba pogadać, bo zdązył się stęsknić, ale właśnie przed chwilką zasnął, jest bardzo zmęczony, a musi się wyspać, bo ruszamy za 4 godziny - tłumaczył
- Ok, rozumiem - powiedziałam
- A co u Ciebie? David dobrze się Toba opiekuje? - spytał z nutką ciekawości w głosie
- Najlepiej, jak tylko mozna - odpowiedziałąm wesoła
- No to super, zdrowiej tam siostra, a nas spodziewaj się jutro, koło 10 pa! - powiedział i rozłączył się
Odłożyłam telefon i spojrzałam na Davida.
- Co jest, słoneczko? - spytał pogodnie
- Nic, tak tylko... - zapatrzyłam się w jego oczy
On uśmiechnął się szeroko, tak słodko wyglądał...
Wieczór minął nam na wspólnej rozmowie, momętach czułości i wspólnych wygłupach. Zasnęłam bardzo późno, a on przy mnie, wtulona w niego powoli odpływałam w senną strefę rzeczywistości...
Rano obudził mnie glośny śmiech. Tak, zdecydowanie śmiech Benjiego. Davida nie było już przy mnie, ponoć musiał iść do domu. Joel i Pierre już wrócili i włąśnie przygotowywali mi lekarstwo...
- O matko, jakie paskudztwo - wykrzywiłam się, gdy powąchałam przygotowaną miksturę
- To nie ma być dobre, tylko skuteczne - wymądrzał się Pierre, łątwo mu powiedzieć, bo to nie on musi to pić=='
Po dłuższej chwili namawiania mnie, udało się, wypiłam miksturę i tak, jak mi kazali, poszłam spać...
No i tak musiało być przez 3 dni, faktycznie pomogło, na sylwestra byłam jak nowonarodzona...
- Pansy, juuuuuuuuż? - niecierpliwił się Pierre, stojąc pod drzwiami łazienki, gdy bralam prysznic
- Daj mi jeszcze 2 min - wyskoczyłam spod prysznica i szybko się ubralam
Włożyłam czarną krótką spódniczkę, fioletowy top z czarną różą (i wyglądałam jak bum cziki bum bum ) i czarne trampki, podkreśliłam oczy kredką, usta pociągnęłam owocowym błyszczykiem, ułozylam niesforną grzywkę i byłam gotowa
- Tadam! - wyskoczyłam z łazienki
- Uszty... - Pierre otworzył szerzej oczy ze zdumienia - Ślicznie wyglądasz - dodał zmieszany, gdy zobaczył, ze tażam się ze śmiechu po łóżku, to była reakcja na jego mine
- Dziękuję, Pierre - uspokoiłam się i pocałowałam go w policzek
Pierre uśmiechnął się i wszedł do łazienki. Gdy wyszedł z niej, ja miałam podobną minę, co on kilka minut temu...
Miał na sobie ciemne jeansy, białą koszulkę i szarą bluzę, granatowe trampki i zielono-białego truckera, bosko wyglądał...
Gdy już pozachwycałam się jego wyglądem, zeszliśmy razem na dół.
- Ej, Benji, o której mają się zbierać? - spytałam brata
- Nie wiem, tak koło 20 chyba - odkrzyknął z kuchni
- A, to mamy jeszcze troszkę czasu, jest 19 - westchnęłam cicho...
Na sylwestra zaprosiliśmy Jeffa, niestety odmówił, dalej był we Francji, Pat nie mógł a Chuck nie chciał przyjechać, Frank coś tam marudził, że ma jakiś koncert... zaproszeni byli też Kate, David i kilku znajomych bliźniaków oraz kilku moich z dawnej szkoły, zapowiadało się nieźle...
Koło 21 zaczęli sie schodzić, każdy miał ze soba conajmniej 2 butelki szampana, a i my mieliśmy niezły zapas, coś czuje, ze będzie grubo...
Koło 24, gdy otworzyliśmy pierwsze szampany i zaczęliśmy składać sobie życzenia, impreza rozkręciła się na dobre, cały czas byłam z Davidem, ale koło 3 w nocy, gdy wszyscy zaczęli świrować, gdzies go zgubiłam, koło 5 padnięta wrócilam do pokoju. Na materacu spał Pierre, położyłam się koło niego i też zasnęłam...
- Hej, Pansy, wstawaj - obudziło mnie szturchanie i głośne jęki Pierre'a - wstawaj, ktoś musi iść po wode, ja szłem w tamtym roku - wystękał
Widząc, że bredzi, zaśmiałam sie tylko i wstałam. Poszłam do kuchni, po drodze obijając się o śpiacych gosci. Wróciłam do pokoju z wodą
- Mój wybawco! - westchnął Pierre i zabrał mi wodę
Z tego co zauważyłam, suszyło go niemiłosiernie, ja nie piłam dużo dzień wcześniej, więc nie miałam kaca. Wszystko było ok, tylko... gdzie jest David?
Z czasem ludzie zaczęli się budzić, wychodzić do domu i teraz byłam pewna, Davida nie ma w domu, więc... gdzie jest?
Późnym popołudniem, gdy już w domu było ogarnięte i całą czwórką siedzieliśmy przy stole, zadzwonił mój telefon, dostałam smsa od Davida...
"Bardzo cieszę się, że byliśmy tak blizko, było bardzo fajnie, teraz ja wracam do Koledżu i Ty robisz to samo, więc moge przestać kłamać... Nie kocham Cię, nie kochałem i nigdy kochac nie będę"
Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, w jednej chwili straciłam pewność co do wszystkiego...
Po chwili otrząsnęłam się i zadzwoniłąm do niego. Odrzucił połączenie. 1, 2, 3, 423479237 i 13427216473647389 też... to bez sensu, ale nie daruje mu bez wyjaśnień, szybko ubrałam kurtkę i glany, bez słowa wybiegłam z domu i popędziłam w stronę domu Davida...
- Po co przyszłaś? - spytał chłodnym tonem, gdy otworzyl mi drzwi
- David... co się stało? - spytałam bezradnie
- Nie umiesz czytać? - spytał z pogardą
- No, ale... dlaczego? - w moich oczach zaczęły zbierać się łzy
- Pamiętasz, jak po urodzinach mojej siostry chciałem porozmawiać o tamtej nocy? - zaczął tajemniczo
- Pamiętam... - powiedziałam skruszona
- A pamiętasz moze, jak na ten pomysł zareagowałaś? - teraz już dało się wyczuć ironie w jego głosie
- Pamiętam - spóściłam głowę na dół i wzrok wbiłam w ziemię - Przepraszam...
- Wiesz, teraz to mi to wisi, ale wtedy czułem się jak wykorzystana męska dziwka, chciałem ze sobą skończyć, wciąż miałem Cię w głowie, wpadłem w poważnego doła, nienawidziłem wszystkich, a najbardziej siebie - spojrzał na mnie gniewnym wzrokiem - Mam nadzieję, ze Ty czujesz się teraz podobnie - powiedział bezlitosnym, chłodnym tonem, obrucił się na pięcie i zamknął drzwi swojego domu
- Nawet gorzej - wyszeptałam i poczułam, jak moje serce rozpada się na kawałki, a życie ulatuje ze mnie jak powietrze z przebitego balonika...
To koniec... koniec miłości, koniec wszystkiego, koniec mnie... poprostu koniec...

Yellow_Light_Colorz_PDT_15


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pią 21:40, 28 Lis 2008    Temat postu:

Yellow_Light_Colorz_PDT_23 Yellow_Light_Colorz_PDT_23 Yellow_Light_Colorz_PDT_23 Yellow_Light_Colorz_PDT_23 Yellow_Light_Colorz_PDT_23
Już nic z tego nie rozumiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 17:50, 29 Lis 2008    Temat postu:

Trampka dajesz dalej, odpuściłam sobie imprezę i mi się nudzi (mój dzisiejszy kac jest chyba kumulacją konsekwencji czterech ostatnich nocy )
byle dużo, bo to już czytałam, chociaż w sumie dla przypomnienia nie zaszkodzi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trampeczka, a co xD
Mam autografy członków z SP


Dołączył: 24 Cze 2005
Posty: 7359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nienacka
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 14:46, 30 Lis 2008    Temat postu:

Jeszcze jakieś 15 części staroci

Lecimy dalej Yellow_Light_Colorz_PDT_11


Gdy wreszcie dotarło do mnie, że od kilkunastu minut wciąż stoję pod jego domem, odeszłam stamtąd... ale gdzie powinnam iść? Do domu? Nie ma mowy. Do lasu? Nieeee.. drzewa za wysokie... Nad rzeke, na most. Tak! Na most!
Pobiegłam w strone mostu nad wielką porywistą rzeką, nawet niezorientowałam się, że jestem bardzo blizko domu, no cóż... bynajmniej będą mieli blizko, zeby odwiedzać miejsce tego pięknego zdarzenia...
Weszłam na poręcz, usiadłam na niej i z ciekawością przyglądałam się kamienią na brzegu i wodzie rozbijającej się o nie, wyobrażając sobie tam siebie, moje bezwładne ciało, obmywane przez górski strumień, i koniec zmartwień, koniec kłopotów, koniec upokorzeń, koniec życia... czyż to nie brzmi wspaniale...? Jeden ruch do przodu i już mnie tu nie ma, jeden malutki, malutki, jeszcze troszkę...
Nagle poczułam dłoń na ramieniu... Przysięgam, jeśli to David, to zlecimy tam razem... Odwracam się. Nie, to Pierre. Patrzy na mnie smutnym wzrokiem, jego ręce obejmują moje biodra. Dopiero teraz dociera do mnie, ze gdyby nie on, już teraz leżałabym tam na dnie, obmywana przez lodowatą wodę...
- Pansy, co Ty wyprawiasz? - spytał cichutko
Poczułam ukłucie w sercu. Co ja najlepszego chciałam zrobić? Przez jednego pieprzonego Davida chciałam zostawić to wszystko, zostawić wszystkich? Pierre, Jeff, Frank, Pat, Chuck, Joel, Benji, mama... Oni wszyscy byli dla mnie nieważni w chwili poniżenia przez Davida? Jestem beznadziejna...
- Przepraszam - powiedziałam łamiącym się głosem, po czym obróciłam się w jego strone i wtuliłam w niego mocno, przytulając twarz do jego cieplutkiej szyji
- Wiesz, co Ty chciałaś zrobić? Wiesz, co by się stało, gdybym tu akurat nieprzechodził, szukając Cię? Prawdopodobnie, gdybym przechodził tędy nawet 5 minut później, zobaczyłbym Cię martwą na dnie tej pieprzonej rzeki - mówił z wyrzutem, łzy cisnęły mu się do oczu - Zapewne miałaś konkretny powód, by to zrobić, ale nie pomyślałaś o tym, co czułbym ja, zastając Cię tu martwą? Jak czułaby się Twoja mama, gdyby wróciła z sylwestra od swojej koleżanki i dowiedziała się, ze jej jedyna córka nieżyje? Co czuliby Joel i Benji, gdyby dowiedzieli się, ze gdy wybiegłaś z domu, mogli Cię zatrzymac, ale niezrobili tego, a Ty poszłaś się zabić? Co czułby Jeff, gdyby zobaczył, że wracam do Koledżu bez Ciebie, bo Ty nieżyjesz? Co czułby Chuck i Patt? Jak wielkie wyżuty sumienia miałby Chuck, ze jednak nie przyjechał? Jak wielkie pretensje miałby do siebie samego Patt, ze nie mogło go tu być? Co poczułby Frank, gdyby dowiedział się, ze od nowego semestru sam musi robić te idiotyczne plakaty, bo Ty nieżyjesz? Pansy, pomyślałas o tym chodź przez chwilke? - już przez dłuższy czas łzy spływały po jego policzkach
- Gdybym o tym pomyślała chociaż przez moment, nigdy nie próbowałabym tego robić - po moich też, jestem totalną idiotką, tak się ciesze, że mnie znalazł...
- Pansy, błagam, powiedz, co się stało - powiedział łagodnie, biorąc mnie na ręce - Kto skrzywdził Cię na tyle, byś myślała tylko o sobie? Przecież nie jesteś taka... - mówił spokojnie, sadzając mnie spowrotem na poręczy i patrząc mi prosto w oczy
Jego wewnętrzne ciepło i spokój uspokajały także mnie. Co ja bym bez niego zrobiła? Nietrudno się domyślić...
- No bo jak siedzieliśmy w kuchni, dostałam smsa od Davida... - wyciągnęłam z kieszeni komórkę i podałam mu ją
Przeczytał wiadomość. Spojrzał na mnie jak na zielonego ufoluda.
- Tak, mnie to też zszokowało, dlatego wybiegłam z domu i pobiegłam do niego... - opowiedziałam mu wszystko dokładnie, tak jak było - czyli, ze to wszystko było w ramach okrutnej zemsty za moją bezmyślność, należało mi się... - spuściłam głowę na dół i wbiłam wzrok w swoje czerwone sznurówki
- Nawet tak nie myśl - powiedział Pierre unosząc moją głowę za podbrudek dłonią tak, bym spojrzała mu w oczy - Chodź, idziemy do domu, musisz się przespać - powiedział troskliwie, odgarniając mi grzywkę z twarzy i spowrotem wziął mnie na ręce
- Dziękuję Pierre - uśmiechnęłam sie i pocałowałam go w policzek, rękoma obiełąm jego szyję - Jesteś moim najdroższym przyjacielem, Pierre. Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła - ułożyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy, byłam zmęczona, jedyne, czego teraz chciałam to spać...
Weszliśmy do domu. Już od progu doskoczył do nas Benji. Pierre zdążył postawić mnie na ziemi, a ja zdjąć kurtkę.
- Był tu David, szukał Cię - powiedział szybko - Był strasznie wkurzony, stało się coś? - spytał
Zaczęłam płakać. Pierre przytulił mnie mocno...
- Weź zakop się z tym Twoim Davidem na polu golfowym, w jakimś dużym dołku, wiesz? - krzyknęłam przez łzy
- Nie, maleńka, proszę, uspokój się - wyszeptał do mnie Pierre
- Jak Ty do niej mówisz, przecież to dziewczyna Davida - Benji jak zwykle zabłysną inteligencją
Zaczęłam płakać jeszcze głośniej.
- Dziewczyna? - Pierre niewytrzymał, wyjął z mojej kieszeni telefon i pokazał Benjiemu wiadomość
Benji przeczytał ją i...
- No i co? Ja wiedziałem o tym, należała Ci się taka nauczka - powiedział poważnie
- Czy Ty się dobrze czujesz????? - wykrzyknęli jednocześnie Pierre i Joel, który cały czas przysłuchiwał się tej rozmowie
- Ona próbowała popełnić samobójstwo!!! - wykrzyknął mu prosto w twarz Pierre
- No cóż, ale jeśli wcześniej zachowywała się jak szmata, tak powinno ją się potraktować - Benji wzruszył ramionami, jakgdyby nigdy nic, jakgdyby moja próba popełnienia samobójstwa byłą równie naturalnym zjawiskiem, jak jedzenie śniadania co rano...
Niewytrzymałam, podeszłam do niego blizej i z całej siły trzasnęłam go z otwartej dłoni w twarz
- Nienawidze Cię - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy
Joel i Pierre jeszcze wydzierali się na Benjiego, ale ja tego nie chciałam słuchać, pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, zalewając się łzami. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych z hukiem drzwi wejściowych a po chwili zobaczyłam przez okno Benjiego, zmierzającego w kierunku parku. Po chwili do mojego pokoju wszedł Joel i Pierre...
Pierre miał rozwaloną wargę i łuk brwiowy, oboje z Joelem byli bardzo wkurzeni...
- Nie chce tu być - wyszlochałam
Pierre podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.
- Pierre, co Ci się stało? - teraz dopiero zauważyłąm jego rany
- Rzucił się na Benjiego i zaczął się z nim bić, troche się poobijali, zanim zdołałem ich od siebie odciągnąć - powiedział zalamany Joel - Co jest? Czemu to się tak pierdoli? Zawsze byliśmy zgraną trójką, a odkąd Ben zaczął bliżej przyjaźnić się z Davidem, pieprzy się wszystko - mówił wkurzony
- Nie chce go już znać - powiedziałam mocniej wtulając się w Pierre'a - Poczekaj Pierre, przemyje Ci to - powiedziałam i wstałam z łóżka
Poszłam do łazienki, wzięłam z niej wodę utlenioną, opatrunek, waciki, plastry i wróciłam do pokoju.
- Połuż się - poprosiłam, klęknęłam przy nim na łóżku i zmoczyłam wacika wodą utelnioną - Będzie troszkę szczypać - uprzedziłam i przyłożyłam wacik najpierw do jego wargi a później do jego łuku brwiowego. Pierre ani drgnął.
- Ok, skończyłam - oświadczyłam, gdy przemyłam i zakleiłam plastrami jego rany
Oboje podnieśliśmy się z łóżka i usiedliśmy koło Joela.
- I co teraz? - spytał po chwili bezradnie... bezradnie? Ja to powiedziałam o Joelu? Joel bezradny? Joel, który zawsze rozwiązywał wszystkie problemy, najspokojniejszy człowiek na świecie? Tak, teraz był bezradny, bezsilny jak dopiero co narodzony niemowlak...
- Jutro musimy wracać do Koledżu - spojrzałam na Pierre'a
- A za miesiąc są ferie - powiedział Joel
- Nie chcę tu wracać... Pierre, moglibyśmy na ferie pojechać do Ciebie? - spytałam z nadzieją w głosie
- Oczywiscie, mała - uśmiechnął się, pomimo tej smutnej sytuacji, jego uśmiech był tak piękny, jak zawsze
- Będę mógł Was odwiedzić? - spytał niepewnie Joel
- Stary - zaczął spokojnie Pierre - Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał wyjechać stąd, poprostu daj znać
- Dzięki - teraz i Joel sie uśmiechnął
Po chwili usłyszeliśmy zgrzyt zamka w drzwiach wejściowych.
- To mama, ogarnijcie się, nie moze się zorientować - powiedział Joel i szybko wstal - Ja idę do niej
- Ok - powiedziałam i wstałam razem z Pierre'em z łóżka
Joel wyszedl z pokoju a ja podeszlam do szafy z ubraniami...
- Idę pod prysznic - powiedziałam i ruszyłam w kierunku łazienki
- To ja tu posprzątam - powiedział Pierre
Weszłam do łazienki, wzięłam ze sobą ciuchy na przebranie, bieliznę, wytarte dżinsy, koszulkę, bluzę... czyli to, co zwykle. Wzięłam gorący prysznic, starałam się wmówić sobie, ze jest dobrze, zeby tylko mama nic niezauważyła... Wyszłam z lazienki, w pokoju panował idealny pożądek, Pierre był też przebrany w czyate ciuchy, na których nie bylo śladów krwi, jak na jego poprzednim stroju...
- Ok, idziemy na dół? - spytałam
- Tak, chodźmy - zgodził się Pierre
Zeszliśmy na dół, lecz w salonie był tylko Joel.
- Gdzie mama? - spytałam
- Poszła spać, była bardzo zmęczona po podróży, niemogła Was się doczekać - mówił spokojnie
- To my też lepiej chodźmy spać, dobrze? - poprosiłam
- Racja, chodźmy - zgodził sie Joel i poszliśmy spowrotem na górę
- Joel... - zaczełam niepewnie, gdy byliśmy już pod drzwiami mojego pokoju - spij dziś z nami, proszę - powiedziałam cicho
Joel uśmiechnął się na znak zgody i weszliśmy wszyscy do mojego pokoju.
- Ale przecież niezmieścimy się na materacu w trójkę - zauważył Joel - A ja sam na łóżku spać niebędę - dodał
- No to wyjmijmy materac z łóżka i połączmy go z tym materacem - zaproponowałam
Długo czekać niemusiałam, Joel od razu razem z Pierre'em podeszli do łóżka i wyjęli z niego materac.
- To ja się ide przebrać, przed chwilką brałam prysznic, wiec szybko mi zejdzie - powiedziałam, wzięłam spodenki i koszulkę na ramiączkach w których miałam zamiar spac i weszlam do łazienki. Przebrałam się szybko, gdy wyszłam z łązienki Pierre tam wszedł a ja zostałam na materacu z Joelem...
- Co to jest? - spytał przerażony, gdy zobaczył moją bliznę na ramieniu...
Opowiedziałam mu tę historię, on przytulił mnie mocno do siebie i pocałowal w czółko.
- Dobrze, ze masz tam kogoś takiego, jak Pierre, przynajmniej nie musze się o Ciebie martwić - uśmiechnął się - I dziś to też dzięki niemu... - zaciąl się - Nigdy więcej o tym nie myśl, błagam - popatrzył na mie przenikliwym wzrokiem
- Nigdy więcej, obiecuje - uśmiechnęłam się i mocniej przytuliłam do niego
Po chwili z łazienki wyszedł Pierre, Joel wstał z materaca, poszedł do pokoju, po rzeczy, w których śpi, następnie zniknął za drzwiami łazienki.
- Pansy... - wyszeptał Pierre - nawet nie wiesz, jak bardzo uwielbiam telepatię między nami - uśmiechnął się
- Ja też, Pierre, bardziej uwielbiam tylko Ciebie - przytuliłam się do niego mocno
Tak, tego mi było trzeba. 2 kochajace mnie osoby, 2 moich braci... Tak, mam 2 braci, Joel'a i Pierre'a...
Po chwili Joel wyszedł z łazienki. Pierre położył się na materacu, przy samej ścianie, ja koło niego, a z brzegu Joel.
- Dziękuję Wam... - odezwalam się po krótkiej chwili milczenia - dziękuję, za to, że jesteście przy mnie - uśmiechnęłam się i obu pocałowałam w czółka
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, ze Cię poznałem - wyszeptał Pierre i przytulil mnie mocniej
- Ja też się ciesze, że ją poznałeś, Pierre, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem Ci za to wdzięczny - powiedział spokojnie Joel
- Przestańcie - powiedziałąm przez łzy - zaraz będę beczeć przez Was - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, ocierajac jedną łzę, która samotnie spłynęła po moim policzku
Oboje cicho się zaśmiali.
- A wogóle to chodźmy spać - poprosiłam i ułożyłam się wygodnie
Joel ułożył głowę na moim ramieniu a Pierre rękę i głowę usadowił na moim brzuchu...
- Dobranoc...
- Dobranoc...
- Dobranoc...
I zasnęliśmy...
Rano obudził mnie znajomy szept...
- Pansy... wstawaj ufoludzie - ale to nie był ani Pierre ani Joel...
- Coooooo? Jak Ty mnie nazwaleś? - mruczałam z zamkniętymi oczami, nagle je otworzyłam - Franuś! - poderwałam się z łóżka - Co Ty tutaj robisz?
- Ano budze taką jedną, która śpi sobie smacznie, kiedyza 2 godziny musi wracać do Koledżu!!! - wydarł się mi do ucha
- Aaaaaaaa - z wrażenia spadłam z łóżka - Co? 2 godziny? Boże, tak mało? Przecież ja niezdąże, nie jestem nawet spa... - w tej chwili do pokoju wszedł Pierre z moją spakowaną torbą
- Mówiłam już, ze Was uwielbiam? - wyszczerzyłam się
- Mi tak! - rzekł dumnie Pierre - Wczoraj wieczorem - dodal po chwili

*****

- A mi nie... - Frank zrobił minkę wiewiórki, która zgubiła swojego ostatniego orzeszka...
- Czekaj, nadrobie to - podeszłam do niego i uwiesiłam mu się na szyji - Uwielbiam cię, Franuś - cmoknęłam go w policzek
- No, od razu lepiej - wyszczerzył się
- Dobra, ja też Was kocham, ale ruchy, bo za godzine musimy jechać - pogonił nas Pierre
- No dobra, to ja lece do łazienki - wzięłam ciuchy, które zostawili mi na wierzchu i pognałam do łazienki...
Po wyjściu z łazienki, pożegnałam się z mamą razem z Frankiem i Piere'em, wsiedliśmy do samochodu Joel'a, który miał nas zawieść do Koledżu.
- Frank, a wogóle to skąd Ty tu się wziołeś? - spytałam gdy wszyscy byliśmy już w aucie i czekaliśmy na Joel'a
- No bo tak się ciekawie złożyło, ze nasze mamy sie znają i Twoja mama spędzała sylwestra z moją mamą i jak wracała to zaproponowała, żebym pojechał z nią - wyszczerzył się
- No ciekawie, ciekawie, moglam pojechać z nią, bo mnie sylwester nie bardzo wyszedł, a zwłaszcza dzień po... - zasmuciłam się
- Ej, co się stało? - Frank patrzył pytająco to na mnie, to na Pierre'a
- Opowiem Ci, jak będziemy na miejscu, dobrze? - spytałam
- Jasne - uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie, wtedy do auta wsiadł Joel
- No, to skończył się dzień dziecka, wracacie do szkoły - zawsze mówiłam, że nikt nie potrafi tak człowieka na duchu podnosić, jak kochaniutki Moley=='
Gdy dojechaliśmy na miejsce, nie było jeszcze tylko Jeffa. Pierre poszedł więc do siebie się rozpakować a ja poszłam z Frankiem do niego...
- Wiec powiesz mi, co stało się z Davidem?
Pokiwałam tylko twierdząco głową. Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach...
- No bo... on przyszedł do mnie na święta... - zaczęłam mu opowiadać - a kiedy przyszłam do niego, by to wyjaśnić, on dał do zrozumienia, ze tozemsta, za to, co powiedziałam mu wtedy w szkole po urodzinach Kate i ja... ja niewiedziałam, co robić, ja... - zaczęłam płakać
- Co "Ty"? - zaniepokoił się Frank
- Chciałam popełnić samobójstwo, gdyby mnie Pierre nieznalazł wtedy... skoczyłabym z mostu... - dokończyłam przez łzy...
- Co? Jezu, Pansy, zwariowałaś? - troskliwie przytulił mnie do siebie - Nigdy więcej nie myśl o tym, proszę... nie wiem, co bym zrobił, gdybyś... - on też już teraz płakał...
- Przepraszam, nigdy wiecej - wyszeptałam, ocierając z jego policzków łzy
Uśmiechnął się i jeszcze raz mocno mnie przytulił...
Wtedy do pokoju wszedł Billy. Szybko stamtąd wyszłam, postanowiłam iść do siebie się rozpakować. Jak się łatwo było domyślić, w moim pokoju była już Sam. Coś tam próbowała do mnie mówić, ale kompletnie ją zignorowałam... Szybko rozpakowałam sie i poszłam do Pierre'a, Jeff był już w pokoju, chwila... Czy to jest Jeff?
- Hey Pierre, gdzie jest Jeff? i co to łyse robi u Was w pokoju? - zaśmiałam się wchodząc tam
- Spadaj, Pansy, Wy się wszyscy nie znacie, tak wyglądam sto razy bardziej seksi - rzekł dumnie Jeff
- Tak, z pewnością - zaśmiałam się - O matko, Ty jestes łysy - niemogłam się przestać śmiać
- Pansy, nieprowokuj mnie - rzekł ostrzegawczo Jeff ale go zignorowałam
I tak już po 5 minutach wisiałam głową w dół, na balkonie, Jeff trzymał mnie za barierką za nogi...
- Aaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!! Ty głupi jesteś? A jak mnie upuścisz? - darłam się
- Upuszcze Cię, jeśli nie przestaniesz się ze mnie śmiać - krzyknął
- Ta, a mi też tak zrobisz? - śmiał się Pierre - Weź ja zostaw lepiej, upuścisz nam skarba i co będzie? - zabrał mu mnie i postawił na balkonie, po czym... oboje pękaliśmy ze śmiechu
- Ha, ha, ha! Verry Funny - zaśmiał się ironicznie Jeff i wyszedł z pokoju
Długo po tym jeszcze niemogliśmy przestać się śmiać...
Jak łatwo się domyślić, wszyscy podobnie zareagowali na nową fryzure Jeffa, a raczej jej brak. Miesiąc w szkole minął błyskawicznie i znów nadszedł czas rozstania...
- No i co porabiacie na ferie? - pytał Jeff, pakując się
- W sumie to się nierozstajemy za bardzo , bo jedziemy z Pansy do mnie - wyszczerzył się Pierre
- Kurde, a ja jade znowu do Francji - wkurzył się Jeff
- Twoja strata, bo ja całe ferie mam wolną chate - ucieszył się Pierre
Ja już spakowana, siedziałam na >>swoim<< łóżku...
- To ja się jeszcze ide z Franiem pożegnać - powiedziałam i wyszłam z pokoju
Poszłam do Franka, właśnie kończył się pakować
- Hey, Franuś, ja pożegnać przyszłam, do Canady wyjeżdżam na ferie, do Pierre'a - podeszłam do niego i go przytuliłam
- Będę tęsknić - powiedział ciepłym głosem - Pilnujcie tam Jeffa, zeby se znowu czegoś nie zgolił - dodał po chwili i oboje wybuchnęliśmy śmiechem
- Będę obiecuje - zapewniłam, szeroko się uśmiechając
W tej chwili rozdzwoniła się moja komórka...
- To Joel... muszę wyjść już przed budynek, pa - cmoknęłam go w policzek i pobiegłam do pokoju Jeffa i Pierre'a
Szybko pozegnałam się z Jeffem i razem z Pierre'em wyszliśmy przed Koledż. Po chwili na parking zajechał samochód Joel'a. Gdy ujrzałam, kto z niego wysiada, o mało nie dostałam zawału...
Po chwili przede mną stał... nikt inny jak Benji i David...
- Cześć, Pansy, możemy pogadać, na osobności? - spytał nieśmiało Benji
- A mamy o czym? - w moich oczach zebrały się łzy - Joel, jak mogłeś? - spojrzałąm na brata z wyrzutem
- Musisz z nimi pogadać, prosze zrób to... - powiedział cicho Joel, patrząc znacząco na Pierre'a
- On ma racje, my poczekamy w samochodzie - zgodził się Pierre
- Ty też? Tacy z Was przyjaciele? Ja nie chcę ich znać! - wrzasnęłąm a po moich policzkach zaczęły spływać łzy
Chciałam stamtąd uciec, zaczęłam biec, ale Pierre mnie dogonił...
- Pansy, proszę... - powiedział, łapiąc mnie lekko za nadgarstki, bym spojrzała na niego
- Ale ja nie chce - płakałam
- Ale to trzeba załatwić, nie zrobie tego za Ciebie, nikt tego za Ciebie nie zrobi, zawsze możesz wsiąść szybko do samochodu i odjechać, proszę... chociaż spróbuj, dowiedz się, co mają Ci do powiedzenia... - przekonywał mnie
- Dobrze, pogadam z nimi - przestałam płakać, a Pierre otarł moje łzy
- Dzielna malutka, trzymam kciuki - uśmiechnął się do mnie i cmoknął w policzek
- Dziękuję - również sie uśmiechnęłam i spowrotem podeszłam do Ben'a i Dave'a... - Chodźcie - zaprowadziłąm ich na szkolny plac zabaw, usiadłam na huśtawce...
- Pansy... - pierwszy zaczął Benji - Po pierwsze musimy Cię bardzo przeprosić, jest nam cholernie przykro, ze tak wyszło, bo to jedna wielka pomyłka, nieporozumienie...
- Nieporozumienie? Tak chyba masz na drugie! - wydarłam się - Nieporozumieniem nazywasz to, że nic niezrobiłeś sobie z mojej beznadziejnej nieudanej próby samobujczej, przez tego kretyna - wskazałam na Davida - po czym stwierdziłeś, ze dobrze zrobił, bo jestem szmatą? To nazywasz nieporozumieniem?!
- Pansy, pozwól nam to wytłumaczyć - David kucnął przede mną i złapał mnie za rękę
- Niedotykaj mnie!!! - odepchnęłam go tak, ze wywalił się na trawnik
- Pansy, uspokój się, tak nic niezałatwicie - podszedł do nas Joel
Zamilkłam, nie miałam ochoty już nic mówić, ani ich słuchać...
- Pansy... - zaczął znowu Benji - ja wiem, że pewnie nam nieuwierzysz, ale... to strasznie skomplikowana historia... - spojrzał znacząco na Dave'a
- Jeśli chodzi o smsa ode mnie... Napisałem to, bo niechciałem, zebyś tęskniła, wiedziałem, że rozłąka jest nieunikniona, że nie uciekniemyprzed tym i dokłądnie pamiętałem, jak ja cierpiałem bez Ciebie i nie chciałem, zebyś Ty cierpiała tak samo z myślą, że Cię kocham, a mimo wszystko jestem tak daleko i niemoge być bliżej... - tłumaczył spokojnie - A to, co powiedziałem, kiedy do mnie przyszłaś... - urwał i spuścił głowę na dół
- Bo ja wiedziałem o tym smsie - wtrącił Benji - I wściekłem się na niego za to, pokłóciliśmy się i oboje byliśmy wkurzeni, gadaliśmy głupoty, i ja i on...
- Tak było, Pansy... - potwierdził David - ani ja ani Benji nie chcieliśmy, zeby tak wyszło... - mówił skruszony, niepodnosząc na mnie wzroku
Gdy skończył, ja zaczęłam bić brawo...
- Super bajka, super, sama lepszej bym niewymyśliłą - udawałam radoche 4 letniego dzieciaka - Skończyliście juz? Joel, mozemy już jechać? To już koniec, czy moze przygotowaliście jakis ukłon końcowy czy epilog? - spytałam ironicznie
Teraz i Benji wbił wzrok w ziemie i ani on ani David nieodezwali się słowem. Joel zmierzył mnie karcącym wzrokiem.
- Joel, jedźmy już, prosze, ja zamówie tym panom taksówke, a my już jedźmy, do Montrealu jest kawałek - poprosiłam, ignorując jego spojrzenie
- Jak chcesz - wysyczał Joel, widziałam, że jest na mnie wściekły...
Wróciliśmy na parking, jednak Benji i David wsiedli do samochodu razem z nami. Usiadłam z dala od nich, przy oknie, koło Pierre'a, koło niego usiadł David a z przodu Benji, Joel za kierownicą...
Po chwili dostałam smsa od Franka...
"Widziałem, co działo się na szkolnym placu, opowiesz mi o tym?"
Odpisałam...
"Nie teraz, zadzwonie do Ciebie, jak tylko zrobimy sobie postój"
Ułożyłam się wygodnie, położyłam głowę na kolanach Pierre'a i zamknęłam oczy, poczułam sie strasznie śpiąca, po chwili zasnęłam...
- Hej, Pansy... wstawaj, mamy przerwę - usłyszałam głos Pierre'a
- Długo spałam? - spytałam zaspana
- Nie, może ze 2 - 3 godziny - powiedział
- Aha, no dobra, ja idę się przejść, muszę coś załatwić... - powiedziałam i odeszłam w strone lasu, po czym wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wykręciłąm nr Franka...
- Tak? - odebrał szybko
- Właśnie mamy 10 min przerwy... Co robisz? - spytałam
- No ja właśnie niedawno do domu dojechałem, właśnie leże w wannie pełnej gorącej wody i pachnącej piany - zaśmiał się
- Przestań, mam ochote być tam i Cię z niej wyrzucić, by wejśc do niej za Ciebie - zaśmiałam się - Więc chyba Ci przeszkadzam, mam zadzwonić później?
- Nie, nie przeszkadzasz, przeciez siedze w niej sam - powiedział zadziornie - No, opowiadaj o co chodziło...
- No bo... - opowiedziałam mu całą historie - nie mam ochoty na ich bajki...
- Jesteś pewna, ze dobrze robisz? - spytał
- Nie wiem, wiem, że narazie inaczej niepotrafie - odpowiedziałam
- Rozumiem...
Gadaliśmy jeszcze troche, po czym musiałam kończyć, bo Pierre zawołał mnie, ponieważ mieliśmy już ruszać, dopiero teraz zauważyłam, że... Joel nieodzywa się do mnie...
Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy dalej, zatrzymalismy się pod domem, Benji i Dave wysiedli, pobiegłam do domu przywitać i pożegnać się z mamą, po czym pojechaliśmy do Canady...
Na miejscu byliśmy koło 5 nad ranem. W domu był tylko pies Pierre'a i służąca, która opiekowała się domem, Pierre uprzedził ją, ze przyjedzie nie sam, więc mieliśmy z Joelem już przygotowane pokoje. Od razu padłam na >>swoje<< łóżko i tak, jak leżałam... zasnęłam.
Gdy rano obudziłam się, usiadłam na łóżku, usłyszałam kawałek rozmowy Pierre'a z Joelem...
- Nie wymagaj od niej aż takiej wyrozumiałości... - bronił mnie Pierre - Myśle, że nie powinieneś się na nią gniewać, tylko dlatego, ze ciężko jest jej im wybaczyć - tłumaczył dalej
- Masz racje, ale ja bardzo chciałbym, żeby się pogodzili, w końcu Benji jest naszym bratem - mówił Joel
- Zrobi, jak będzie chciała i Ty musisz to uszanować, czy jej decyzja Ci się spodoba, czy nie - powiedział stanowczo
- Wiem - westchnął Joel i usłyszałam oddalające się kroki na schodach..

*****

Troche mi ulżyło ale nie bardzo... to ciężka sytuacja i boję się co będzie dalej...
Po kilku minutach leżenia na łóżku i wpatrywania się w sufit, postanowiłam wstać, ubrałam się i zeszłam na dół, chłopcy właśnie jedli śniadanie...
- No i co tam, mała? Jak się spało? - uśmiechnął się Pierre, gdy mnie zobaczył
- Nawet nieźle - uśmiechnęłam się lekko - Joel gniewasz się na mnie? - spytałam potulnie
- Nie, Pansy, nie gniewam się - uśmiechnął się serdecznie
- Nie zostawie tego tak, obiecuje - usiadłam mu na kolanach i wtuliłam sie w niego mocno
- Ok, Pansy, rozumiem - przytulił mnie i pocałował w czoło
- Co chcecie dziś robić? - spytał po chwili Pierre
- Hmmm... a co tu wogóle robić można? - inteligentnie zapytał Joel
- Hmmm... no ja nie wiem, cobyście chcieli, moge Wam fajny Skate Park pokazać - wyszczerzył się
- Fajnie, tylko nie mamy desek - sprostował Joel
- A ja nieumiem jeżdzić! - wydarłam się
- Ale macie problemy, polece po kumplach, zorganizuje 2 deski a nauczyć jeżdzić Pansy to nic trudnego - zaoferował
- Eeee... ale... - zaczęłam jęczeć
- Super - przerwał mi Joel - Kiedy?
- Joel! Ty chcesz, zeby on Ci jedyną Twoją rodzoną nieplanowaną siostre zabił?! - wydarłam się jeszcze głośniej, a Pierre zaczął się głośno śmiać
- O, czego ja się tu dowiaduje? - mówił, dławiąc się własnym śmiechem
- Po pierwsze to Pierre'owi akurat ufam i wiem, ze nic Ci się nie stanie a wogóle to byłaś planowana - powiedział groźnym tonem
- Wiem, braciszku, żartowałam - zaśmiałam sie i przeczesałam dłonią jego niesforne czarne włoski
Po dłuzszej chwili rozprawiania o tym, co mi strzeliło z tym nieplanowanym, udaliśmy się z Joelem na górę a Pierre wyszedł z domu. Właśnie kończyłam się rozpakowywać, gdy do domu wpadł Pierre z dwoma deskami. Wzią łteż swoją i poszliśmy do Skate Parku. Trymałam się tej deski, jakbym chciała a nie mogła, wyglądałam dość komicznie, bo czułąm się niesfojo, jednak jakoś tam sobie radziłam, do czasu, gdy na prostej drodze, koło ramp nie padł na mnie jakiś chłopak. Poleciałam na ziemie, zdzierając sobie do krwi skórę z kolanka...
- Aaaaaa, brutalu, zabićmnie chcesz? - darlam się na wystraszonego chłopaka
- Pansy, co jest? - słyszałam z daleka głos Joela
Po chwili też usłyszałam Pierre'a
- Seb, głupku! Pansy byś mi zabił! - wydarł się na chłopaka - Seb? A co Ty wogóle robisz? - zdziwił się po chwili
- Co? Ano jeżdże sobie, sory, niezauważyłem Twojej dziewczyny - zmieszał się
- Nie jestem jego dziewczyną! To mój wujek! - zaznaczyłam a Pierre zaczął się śmiać
- Kiedys Ci opowiem - powiedział do zszokowanego chłopaka - W każdym bądź razie Pansy, to jest Sebuś, Sebuś, to jest Pansy - przedstwił nas
- Powiedziałabym, ze mi miło ale mnie boli i nawet się nieuśmiechne - warknęłam, gdy wyciągnął rękę w moją strone
- Dobra, Pansy chodź, idziemy do domu - zaproponował Pierre, wzią mnie na ręcę, Joel wziął deski i poszliśmy do domu
W domu moje dwa doktory Quinny starannie opatrzyły moje kolanko a Pierre wszędzie mnie nosił, twierdząc iz niemogę forsować kolanka...
- Pierre, daj już spokój, dam rade iść sama - zapewniałam, gdy chciał zanieśc mnie do pokoju po kolacji
- Nie marudź, bo Cię jeszcze zaniose do łązienki i pomoge rozebrać - powiedział zadziornie, cóż... zabrzmiało bardziej jak propozycja
- Ehhh... no dobra - oplotłam rękoma jego szyję i pozwoliłam zanieść się do pokoju - To ten Seb dziś na mnie wpadł? - spytałam wskazując na zdjęcie, które przytargałąm z jego pokoju, był na nim Pierre, Chuck, Pat, Jeff i najprawdopodobniej ten chłopak, który dziś na mnie wpadł
- Tak, to ten, jest rok młodszy od Ciebie, będzie w naszym koledżu od września i to dla niegotrzymamy miejsce w pokoju - wyjaśnił
- Aha, rozumiem, więc chyba powinnam dziś być troszkę milsza dla niego? - sama nie wiem, czy to było stwierdzienie czy pytanie
- No mogłabyś - zaśmiał się - Ale spokojnie, jutro wpadnie tu razem z Patem to będziesz miała okazję sie popisać - pocieszające
- No dobra, to ja lece lulu - cmoknełam go w policzek i poszłam do łazienki
Gdy wyszłam, jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie, którego Pierre chyba zapomniał zabrać. Chciałabym mieć kiedyś takich przyjaciół, jakimi oni byli...
Zasnęłam, nawet nie wiem, kiedy...
Ogólnie całe ferie minęły nam na wygłupach, kilku imprezach i kilku wizytach w Skata Parku, oczywiście u mnie bez blizn się nieobeszło, przekonałam się do Seba, polubiliśmy się nawet ale to były niestety tylko 2 tygodnie...
Gdy znowu pożegnałąm się z Joelem pod koledżem, usiadłam na swojej torbie i czekałam na Franka, bo sie z nim umówiłam a Pierre poszedł do środka. Po chwili "coś" się na mnie rzuciło i przewróciło mnie na roztopiony śnieg za mną...
- Frank, głupku, jestem cała w błocie - śmiałam się, gdy już ujrzałam sprawce
- Do twarzy Ci w tym - uśmiechnął się słodko
- Bardzo zabawne, masz za swoje - wzięłam do ręki trochę błota i rozmazałam an jego twarzy - Aaaaaa, ratunku błotny potwór!!! - zaczęłam krzyczeć
No i się zaczęło, po chwili oboje wyglądaliśmy jak potwory z Loch Ness...
Gdy Pierre nas zobaczył, o mało nie umarł ze śmiechu, po czym oboje nas wygonił pod prysznic, poganiał nas, bo twierdził, że ma coś ważnego i mamy jak najszybciej przyjśc do niego do pokoju, gdy już tam byliśmy i usłyszałam o jego pomyśle, myślałam, że padne ze śmiechu
- Powaliło Cię Pierre? - śmiałam się
- No co? To tylko licytacja, kupię Was, obiecuje - zapewnił
- Ale jak to? Przecież ja jestem chłopcem, ona dziewczynką - tłumaczył niezdarnie Frank - Jak Ty nas chcesz wepchnąć do jednej kategorii, przecież na chłopaków i na dziewczyny są osobne aukcje!
Pierre uśmiechnął się do niego cfaniacko...
- Jeśli macie być bliźniaczkami, to chyba oczywiste, w jakiej grupie będziecie - wyjaśnił
Ja rzuciłam się na łóżko i nie mogłam przestać się śmiać
- Ale będzie z Ciebie laska, Frank - nabijałam się
- A kiedy to? - spytał się Frank
- Pojutrze - wyszczerzył się Pierre
- No to jeszcze zdąze stąd nawiać - wstał z łóżka
- Nie ma mowy, jutro jedziemy na miasto i kupujemy Tobie i Pansy takie same ciuchy, krem do depilacji...
- Co? - wrzasnął Frank
- No chyba z takimi kudłami na nogach to nie myślisz, ze bym Cię chciał - wyjaśnił
- o jej! Cię chyba, nie ogole nóg! - protestował
- Co za problem? Ja Ci to zrobie - zaoferował się Pierre
- Spadajcie, nie bawie się - naburmuszył się Frank
- Oj, przestań, śliczny będziesz Franuś - przytuliłam go i pocałowałam w policzek
- No dobra, przekonałaś mnie, dla Ciebie to zrobie, ale Ciebie Pierre to zabije...
Ahhh już niemoge doczekać się pojutrza, hahaha, super będziemy wygladać... W roli małego wyjaśnienia. Pierre zglosił mnie i Franka do szkolnej licytacji. Polega to na tym, że ten, kto chce wystawia się an licytacje, jego koledzy i koleżanki licytują sie o niego, kto wygra, ten ma go na wyłączność na całą noc a pieniądze z licytacji idą na cele charytatywne, najbardziej nie mogę doczekać się jutra, kiedy pojedziemy po ciuchy, czuje, ze będzie nieźle...

*****

Następnego dnia, Pierre z rana zbajerował dyrektorke i mogliśmy jechać do centrum po identyczne ciuchy dla mnie i Franka, oraz inne potrzebne bajery... Pojechalismy więc do centrum, zaczęliśmy od bielizny...
- Ej, chyba nie karzesz mi paradować w damskich stringach? - spytał Frank Pierre'a na co ten spojrzał na niego cfaniacko - Pansy, chyba im nie pozwolisz na takie ponizanie mnie - chłopak szukał ratunku w moich oczach...
- No dobrze, Franuś, przecież pod kiecke nikt Ci nie będzie zaglądał ale stanik jednak musisz mieć, ja z niego nie zrezygnuje - odpowiedziałam
- Czemu? Ja bym tam wolał bez - Frank spojrzał na moje piersi
- Patrz spowrotem w moje oczy, albo zaraz kupimy Ci czerwone damskie stringi - syknęłam wrogim tonem
- Dobrze, przepraszam, już nie będę - Frank momentalnie się wyprostował i patrzył na mnie poważnie
- Jesteś okropny - spojrzałam na niego karcąco i weszłam do przymierzalni z parą pasiastej bielizny
- Ejjjj, pokarz się - po chwili zaczęły dobiegać mnie głosy chłopaków
- Nie, mi się podoba i to wystarczy, Frank jedynie moze tu wejść, reszta zobaczy, jak mnie kupicie - zaśmiałam się, bo dosć śmiesznie do brzmiało...
Po chwili do przymierzalni wszedł nieśmiało Frank...
- Wiesz, że żeby ocenić, musze jednak popatrzeć na stanik? - spytał, patrząc mi prosto w oczy
- Tak, głuptasie, patrz - zaśmiałam się
Frank zmierzył mnie od góry do dołu...
- Śliczna... - szepnął uśmiechajac się
- No to super, że Ci się podoba, a teraz zmykaj bo chcę się przebrać - wywaliłam go z przebieralni i ubrałam swoje ciuchy
Wziełam bieliznę i poszliśmy do kasy. Zapłaciłam i poszliśmy do sklepu z miniówkami...
- No Franuś, dam Citę swobode, ze możesz wybrać kolor - wyszczerzyłam sie do zmieszanego chłopaka
- Eh... dzięki zbawco od razu czuje się lepiej - westchnął przebierając w spódniczkach - ale ja sie na tym nie znam - jęczał
- Czekaj, ja już widze fajne - podeszłam do jednego z wieszaków i wzięłam dwie mini w jasną zielono - czarną krate - moze być? - spytałam
- A musi? - spojrzał na mnie błagalnie
- Oj, przestań marudzić, chodź - poszłam z nim razem do przymierzalni
- Idziemy do jednej? - spytał zdziwiony
- A co? Własnej bliźniaczki się wstydzisz? - puściłam mu oczko
- Ok, dobra, zmiana planów, ja będę bliźniaczka Pansy - orzywił się Pierre
- Zapomnij - zaśmiałam się i razem z Frankiem weszliśmy do przymierzalni
- Ok, na mnie dobra - zapiełam spódniczke i przeglądałam się w lustrze - A jak Twoja? - spytałąm Franka
- Eeee.. nie moge zapiąć - jeczał
- Jaki grubas - westchnęłam
- No co? Dziwne, zebym miał taką talie jak Ty, nie? - oburzył się
- No dobra, czekaj tu, pójdę po większą - zaoferowałam i wyszłam z przymierzalni
- Wow, śliczna, Franuś tez tak bosko wygląda? - wyszczerzył się Pierre, gdy mnie zobaczył
- Narazie to się nie mieści, musze poszukać większą - odpowiedziałam
Na szczeście znalazłam większą, w którą Frank się zmieścił. Później jeszcze kupiliśmy czarne koszulki z napisami "not love, just sex" później kupiliśmy jeszcze kosmetyki, 2 pary jaskrawo zielonych trampek i wróciliśmy do szkoły. Po powrocie od razu wzięliśmy się za pozbawienie Franka zbędnych włosków...
- Ejjjj, ja naprawde muszę...? - jeczał
- Tak Franuś, naprawde, ale nie bój się, to nie boli, jdę na chwilkę do łazienki, bo Pierre'a cos długo nie ma, mam nadzieje, ze kupili tą pianke... - wstałam i poszłam do łazienki
W niej zastałam Pierre'a i Jeff'a tarzajacych się ze śmiechu po podłodze
- Co Was tak bawi? - zdziwiłam się
Żaden nie odpowiedział, po chwili Pierre podał mi tubkę, którą trzymał w ręku
- Krem depilacyjny? On Was zabije - zaczęłam się śmiać

*****

Po chwili wróciliśmy do pokoju, gdzie siedział Frank. Po jakis 20 minutach Frank miał już nóżki jak prawie każda nastolatka xD
- Frank - rzekł oficjalnym tonem Pierre - Gratuluje Ci, zostałeś moją jedno nocną groupies, ale niestety dopiero od jutra - udawał smutek - Ale musimy Ci jeszcze cos pokazać... - nie mógł już opanować śmiechu, pokazał mu tubkę z napisem "Krem Depilacyjny"
- Co? Co to znaczy? - wiedziałam, że nie skuma...
- Przeczytaj na odwrocie... - poradziłam
- Idealny dla bla bla bla... CO?! Włoski zaczynają odrastać PO 2 TYGODNIACH?!?!?!?!?!?!? o jej! Was? Pansy, jak mogłaś im na to pozwolić? Dobrze sie bawisz? - wkurzył się - Banda idiotów - burknął, wstał z łóżka i w samych bokserkach, no i jeszcze koszulce poszedł do swojego pokoju...
- Przesadziliśmy... - szepnęłam, gdy chłopaki momentalnie ucichli...
- My? To on przesadził! Bande idiotów to on am zamiast mózgu - burknął wkurzony Pierre
- Ja idę do niego - postanowiłam
- Tak, powiedz mu, ze ma racje, ze jestesmy banda idiotów, ale to on myśli, że do kremów depilacyjnych urzywa sie golarek z ostrzami - krzyknął różwnie wkurzony Jeff, gdy wychodziłam z pokoju
Wyszłam na korytarz i zeszłam piętro niżej do pokoju Franka, stanęłam przed nimi i zapukałam. Nie odpowiedział... Więc weszłam...
- Wyjdź - usłyszałam już w korytarzu
- Nie - dobrze wie, że nie tak łatwo mnie spławić
Weszłam do pokoju, siedział na swoim łózku, tyłem do mnie.
- Wyjdź stąd - powtórzył
- Przyszłam tylko cos wytłumaczyć... - podeszłam do niego blizej
Wstał i mocno chwycił moje nadgarstki
- Nie rozumiesz słowa "wyjdź"? - krzyknął
- Rozumiem ale chcę wytłumaczyć idioto - wyrwałam jedną ręke z iego dłoni, sięgnęłam do kieszeni i wyjęłam z niej tubkę z kremem depilacyjnym, wcisnęłam mu ją w dłoń, którą trzymał moja drugą rękę i odepchnęłam go od siebie - Nie wiem, czy wiesz, ale żeby urzyć kremu, trzeba go otwqorzyć - syknęłam wkurzona
- Ohhh przyszłaś mi wydepilować coś jeszcze? - ironizował
- Nie idioto, żeby to otworzyć, trzeba zdjąć sreberko, wex o jej! zobacz, że sreberko jest nie ruszone wię o jej! jak moglismy tego użyć? A poza tym kretynie do kremów depilacyjnych nie używa się maszynek z ostrzem - krzyczałam wściekła na niego
- Pansy, ale... - ohhh nasz obrażalski nagle zmiękł
- Ciebie idioto moglibyśmy wygolić kosiarką, odcinając obie nogi a pomyślałbyś, ze tak ma być - rzuciłam na odchodne i wybiegłam z pokoju trzaskając drzwiami
Wróciłam do pokoju Pierre'a i Jeff'a.
- Głupek - burknęłam pod nosem
- Wytłumaczyłaś mu? - Pierre i Jeff nie byli już źli... i to niby kobiety sa zmienne? A moze ja jestem chłopcem?
- Niech sie pieprzy - skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam naburmuszona na łóżku, po chwili do pokoju wszedł juz kompletnie ubrany Frank...
- Ej, sorry, troche się wkurzyłem - powiedział zmieszany
- Ja Cie tam rozumiem, też bym sie wkurzył, jakby mi wydepilowali nogi - zaśmiał sie Pierre klepiąc go po plecach dłonią
- Pansy - szturnchnął mnie Jeff - No weź przestań... - zachęcał mnie - Daj spokój, poprostu chłopaka poniosło - tłumaczył
Po chwili Frank kucnął koło mnie...
- Pansy, no ja przepraszam, że na Ciebie krzyczałem, wkurzyłem sie troszke, ale nie gniewaj się na mnie... - prosił łagodnie
- I tak nie umiem się na Ciebie gniewać - uśmiechnęłam sie i pocałowałam go w policzek - Siostrzyczko... - zaśmiałąm sie i pocałowałam go w nosek

*****

No i nadszedł ten wieczór... Wszystkie dziewaczyny, łacznie ze mna i Frankiem stały za ciemną kotarą...
- Denerwujesz się? - spytałąm go, gdy zauważyłąm, że cały sie trzęsie
- A Ty byś się nie denerwowała, gdybyś zaraz miała sie dobrowolnie wystawic na posmiewisko? - wyrzucił z siebie szybko
- Oj, Franuś - przytuliłąm go do siebie - Nie traktuj tego tak, nie wystawiasz sie na posmiewisko, tu poprostu chodzi o dobrą zabawe... - tłumaczyłam łagodnie
- A oto kolejna propozycja - dobiegł nas głos ze sceny - gorące bliźniaczki - ocho... wzywaja nas - Zapraszamy!
- A poza tym jeśli sie skompromitujemy, to razem - usmiechnęłam sie, złapałam go za rekę i wybiegliśmy na scenę...
Zadno z przypuszczeń Franka sie nie sprawdziło, chlopcy zamiast nas wyśmiać, bili brawo i ostro licytowali sie o nas, az sie bałam, że Pierre nie da rady, ale w koncu odpuscili i Pierre nas kupił... Gdy juz schodziliśmy, nagle ktos krzyknął do Pierre'a
- Ej, masz dwie, oddasz jedną chociaż na chwilkę? - spojrzałam na ciemna postać... Joel! zaczęłąm biec w jego kierunku
Nie, cholera... to Benji... biegłam jeszcze szybciej, ku zdziwieniu wszystkich wtajemniczonych, żuciłam mu sie na szyję i mocno wyściskałam
- Braciszku, przepraszam za moje fochy, tak strasznie teskniłam - mówiłam, naprawde szczęśliwa, że go widze
W tym momęcie podszedł do nas Pierre. Jak sie okazało Joel też przyjechał...
- Hej, Pierre, mój brat moze Ci odbić na dzisiejszą noc jedna wylicytowana laskę? - spytał
- Jasne... - zgodził sie - Ale tą - wskazał na Franka
Wszyscy wybuchnęli głosnym śmiechem.
- Wiesz, w sumie faktycznie duzej różnicy nie ma ale chyba jednak wolałbym tę - odparl Benji, którego wciąż kurczowo sie trzymałam
- No ok, chodź, bejbe - odpowiedział Pierre, kładąc ręke na biodrze Franka - Tylko Ty mi na dzis noc zostałaś
Śmiejąc sie i nabijając z makijarzu Franka, odeszli razem z Joelem a ja i Benji poszliśmy na pietro... do mojego pokoju...
- Nie lubie tego pokoju - skrzywiłam sie, stajac po jego drzwiami
- Spokojnie, Sam dziś w nocy jest u koleżanki - uśmiechnął sie porozumiewawczo
- A dlaczego nie przyjechałeś z nim? - spytałam, zanim otworzył drzwi
Usmiechnął sie jeszcze szerzej i weszliśmy do pokoju...
- David... - szepnęłam w niedowierzaniu
Siedział tam, na moim łóżku, z głową spuszczoną na dół, która momentalnie uniosła się, gdy usłyszał mój głos a jego błyszczące oczy natychmiast napełniły sie łzami
Podeszłam do niego szybkim krokiem i rzuciłąm mu sie na szyje, podobnie jak Benowi przed chwilką, jego dłonie delikatnie oplotły mnie w pasie i czekał na mój kolejny ruch... Czułam, że boi sie tego, co zrobie, ale ja... ja niepotrafie sie złoscic na niego, wybaczyłam mu, chociaż moze niepowinnam, wybaczyłam mu jusz dawno...
- Ja idę do chłopaków - poinformował nas Benji i wyszedł z pokoju
Zostalismy w pokoju sami, tak strasznie stęsknieni... Przez chwilkę patrzyliśmy sobie w oczy w milczeniu, ale po chwili zblizyłam swoje wargi do jego twarzy. Zkładałam delikatne pocałunki na jego czółku, nosku, ominęłąm celowo usta, by sie z nim podraznić, całowałam jego policzki, brodę i szyję... Wreszcie jego dłoń delikatnie chwyciła mój pobdródek i nasze usta złączyły sie delikatnym i słodkim pocałunku...
Po wszystkim wtuliłam sie w niego i szepnęłam...
- Strasznie mi Ciebie brakowało, David...

*****

Otwieram oczy... Czar prysnął... Budzę sie na wolnym łóżku w pokoju Pierre'a i Jeff'a, nie ma Ben'a, Joela... i nie ma Davida...
- Hej, mała wstawaj, bo zaraz Frank przyjdzie i macie sie przebrać, za półtorej godziny zaczyna sie licytacja - usłyszalam głos Pierre'a
- Zasnełąm? - zdziwiłam się, musiało mnie zmognąć po obiedzie
- No, śpiochu, teraz wstawać, bo zaraz Cie sam ściągnę - ponaglał mnie
- Ok, ok juz wstaje - wymamrotałam i wstałam z łózka
Po 15 min przyszedł Frank, przebraliśmy sie, Lissa, koleżanka z klasy Jeff'a zrobiłą nam makijarze i uczyła Franka chodzic na szpilkach...
*****
I teraz scena ze snu... lecz jusz bez happy endu...
Stoimy razem za scena, później razem z Frankiem wychodzę na scene, Pierre nas kupuje... ale już nikt nie prosi Pierre'a o jedna z wylicytowanych lasek...
Po licytacji poszliśmy do pokoju Jeffa i Pierre'a, wszyscy opijali udane licytacje, ale ja wciąż byłam jakby nieobecna... Troche wypiłam i pamiętam, że poszłam z Frankiem do jego pokoju, zeby sie przebrać. Piwo nieźle namieszało w głowach, nawet nie wiem, kiedy i kto pierwszy zbliżył usta do tego drugiego... Pamietam, jak Frank zamknął drzwi pokoju na klucz i ten jego wzrok, przyprawiajacy mnie o dreszcze, zachłanne usta i delikatne dłonie na moim ciele. Cichy odgłos ciuchów zsuwajacych sie z naszych ciał i spadajacych na podłogę...
Jego jezyk wirował we mnie jak zaklęty a ja szarpiąc go za włosy wiłam sie jeczałam jak zniewolona wściekła żmija... Później seria szybkich oddechów, znów kilka zachłannych pocałunków, wymienienie rozpalonych wzroków i... tak pieściłąm go tam ustami, bo tak słodko pachniał a jego skóra byłą tak miękka i kusząca...
Po wszystkim, zasnęliśmy na podłodze, beztrosko wtuleni w siebie, niezważajac na to, co oboje przeżyjemy, gdy juz trzeźwi obudzimy sie koło siebie a wspomnienia z tego wieczoru przysłonią nam szczęście... bo przecież jestesmy przyjaciółmi... byliśmy...
No i budzę sie rano... cholera... gdzie ja jestem? Chwileczke... jestem w pokoju... leże na podłodze... naga... obok mnie... Frank... nagi... o jej! mać, że tez to mi sie akurat nie mogło tylko przyśnić!!!!!!!!!!!!! Z ogromnymi wyżutami, wstaje po cihu... moze mnie nie zauważy i nigdy nie przypomni sobie tego, co działo sie wczoraj... Ale on nie śpi...
- Żałujesz, prawda? - pyta smutny
- Żałuję... - odpowiadam zgodnie z prawdą - Żałuję, bo Cię ranie, nie dam Ci nic wiecej z zakazanej księgi, którą chciałbys mieć całą... - powiedziałam troche zawile, ale zrozumiał... zawsze mnie rozumiał... Co ja do cholery najlepszego zrobiłam?
Ubrałam szybko ubrania, które były przesiaknięte jego zapachem i wybiegłam z pokoju, ocierajac łzy, których nie widzial...
Wpadłam do pokoju Pierre'a i Jeff'a ale tego drugiego tam nie było...
Za to Pierre siedzial na swoim łóżku, nie bardzo wiedział, co zrobić, gdy mnie zobaczył... Podszedł do mnie i mocno przytulił...
- Nie chciałaś tego...? - spytał
- Moze i fizycznie chciałam, ale przecież nie moge.. nie moge chcieć, psychicznie nie chce, jest moim przyjacielem... był - łkałam, mocząc łzami jego koszulkę
- I co teraz? - dobre pytanie...
- Nie wiem... - i bezsensowna odpowiedź...
- On wie, że nie ma u Ciebie szans... - nie wiem, kogo on chciał tym pocieszyć...
- Zraniłam przyjaciela... I to najgorzej, jak tylko sie dało...
*****
Minęło kilka tygodni, wciąż nie odzywamy sie z Frankiem do siebie, jest mi strasznie głupio w jego obecnosci, jednocześnie chciałabym go przytulić i przeprosić... ale słowo "przepraszam" w tej sytuacji brzmi conajmniej śmiesznie...
Rok szkolny dobiegl końca i rozjechaliśmy sie do domów, obiecując, że się odwiedzimy i będziemy dzwonić. Gdy dojechałam do domu, mama miała dla mnie dość ciekawe wieści...
- Pansy, załatwiłam nam juz bilety do New Jersey, będziemy nocować u mojej kolezanki i Twojego kolegi, jesteśmy zaproszone, cieszysz sie? - pytała wesoło
Cholera jasna! Zapomniałąm o tym:/
- A chłopaki też jadą? - spytałam
- Joel ma obóz żeglarski a Benji... Pojedzie, jeśli sie dogadacie - odpowiedziała
- Spróbuje, mamo... a kiedy jedziemy? - spytałam
- Lecimy pojutrze, zdąże przeprać Ci ubrania
- Super... - mruknęłam, wlokąc sie do pokoju - Boże, dlaczego tak mnie nienawidzisz?

Już niedługo Yellow_Light_Colorz_PDT_15 Yellow_Light_Colorz_PDT_03

P.S. Kabaczku, czy chociaż troszkę Ci wyjaśniłam? Yellow_Light_Colorz_PDT_01


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez trampeczka, a co xD dnia Nie 14:48, 30 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 15:42, 30 Lis 2008    Temat postu:

mogłabyś te starocie szybciej dawać ;>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trampeczka, a co xD
Mam autografy członków z SP


Dołączył: 24 Cze 2005
Posty: 7359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nienacka
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 15:59, 30 Lis 2008    Temat postu:

Mówisz i masz - oto ostatnia porcja Yellow_Light_Colorz_PDT_11

Jestem głupią i upartą gówniarą, dlatego lecę właśnie do New Jersey tylko z mamą... Nie chce gadać z Benji'm, narazie nie chce z nikim gadać... Bo po co? I tak potrafie tylko ranić...
Wyladowałysmy pod wieczór, na lotnisku dojrzałam Franka i jego mame...
Przywitałam sie z nim i z jego mama, następnie wsiedlismy wszyscy do ich samochodu i pojechaliśmy do ich domu. Całą drogę siedziałam razem z Frankiem na tylnim siedzeniu. Prawie wogóle na siebie nie patrzeliśmy. Gdy przez przypadek dotykałam jego dloni, od razu ja zabierałam i czułam, że sie czerwienie...
To stawało się śmieszne...
Gdy dojechaliśmy do domu, zastała mnie jeszcze jedna niespodzianka...
- Chcesz spać w moim pokoju? - spytał Frank... przy swojej mamie... nie mogłam odmówić...
- Jasne, zaprowadzisz mnie? - spojrzałam na niego znacząco - Jestem zmeczona po podróży, chciałabym sie przespać...
Uśmiechnął się nieśmiało i wziął moja torbę.
- Mam spać z Tobą? - wybuchłam, gdy weszlismy do pokoju
- Przecież sie zgodziłaś... - udawał zdziwienie
- A moze jeszcze mam spać na Tobie co? - rzuciłam pogardliwie
- Pansy, przestań... Co sie z Tobą stało? Czy dlatego, że pragnełaś mnie przez jeden wieczór, teraz musisz mnie nienawidzić do konca życia? - on też sie wkurzył
- To nie tak, Frank - podeszłam do niego i przyłożyłam dłoń do jego policzka - Ja Cie cały czas pragnę - wyszeptałam niepewnie
Uśmiechnął sie i zbliżył do mnie, by mnie pocałować...
- Ale nie mogę - odsunełam sie w ostatniej chwili
- Dlaczego? - spytał
- Bo nie chcę Cię zranić Frank - pogładziłam dłonia jego policzek
- Wiec nie rań - zdjął moja dłoń ze swojego policzka i pocałował ją - Tylko pocałuj - zbliżył sie do mnie ponownie
I juz nie chciałam uciekać, unikać... Chciałam tylko tych ust, jego miękkich warg i zwinnego jezyka...
Nagle ktos zapukał do drzwi. Oderwaliśmy sie od siebie, szybko oddychajac i patrząc na siebie ze strahem w oczach.
- Tak? - spytał Frank z nadzieją, że ta osoba jednak nie wejdzie do pokoju
- Frank, chcecie kolacje? - to była jego mama, naszczęście nie weszła do środka
- Tak, mamo, zaraz zejdziemy - odpowiedział Frank i kobieta odeszła spod drzwi
- Ale sie przestraszyłam - szepnęłam, opierajac głowę o jego ramię
Uśmiechnał sie tylko słodko i cmoknął mnie w nosek.
- Idziemy? - spytał z usmiechem
- Mhm... - uśmiechnęłam sie i razem wyszliśmy z pokoju
Zjedliśmy kolacje razem z naszymi rodzicielkami, które po kolacji oswiadczyły nam, iz wychodzą na jakieś spotkanie ze znajomymi i wrócą późno w nocy. Postanowiliśmy wiec z Frankiem, że obejrzymy film. Zrobiliśmy sobie popcorn i usiedliśmy w salonie, przed televizorem.
- Co ogladamy? - spytałam
- A, zapomniałem, filmy są w moim pokoju... Ale mi sie juz wstawać nie chceeeee - jęczał Frank, bo juz zdążył wygodnie rozłożyć sie na kanapie
- Dobrze, to ja pójdę cos wybrać - wstałam i poszłam na górę
Weszłam do pokoju i zaczęłam przeglądać płyty z filmami. Moja uwagę przykuło pudełko, wepchnięte na sam koniec... Wzięłam je więc...
- Gorący sex w szpitalu, napalone pielęgniarki, pogotowie sexualne... - czytałąm napisy z okładki - Czego my tu się dowiadujemy, panie Iero...?
Wziełam jeszcze jakaś komedie i zeszłam na dół.
- I co oglądamy? - spytał, gdy zeszłam spowrotem do salonu
Nie wiem, co mi odbiło, ale usiadłam na nim i zza pleców wyjęłam płytkę upchanom na dnie pudła z filmami...
- Może to? - spytałam zadziornie
- Eee... to nie moje - chłopak od razu zrobił sie czerwony
- Oj, przecież żartuje, rozumiem to, sama czasem takie cos ogladam, to normalne - usmiechnęłam sie, kładąc sie na nim
- Wiesz co? Ja juz nie chcę oglądać filmu - podniusł sie i zaczął mnie całować...
- Nie... - oderwałam sie od niego - Nie moge - zeszłam z niego - Nie moge - powtórzyłam ze łzami w oczach i pobiegłam do pokoju
Nie potrafie, nie chce... chce... ale... nie chce... to takie chore...

*****

Zamknęłam drzwi od jego pokoju, opierajac sie o nie. Po chwili juz dzieliło nas tylko troche drewna, tak mocno przyciśniety do niego, jak ja, przepraszał, choc nie wiedział za co... Prosił... ale nie był pewien czy tego chce...
- Pansy... Nie mogę być sobą, gdy jesteś obok, niepotrafię... - szeptał do szczeliny w drzwiach
- Ale ja niepotrafie traktować Cie inaczej, niz przyjaciela - wstałam i otworzyłam drzwi, by spojrzeć mu w oczy
Stał naprzeciwko mnie, zbliżył sie do mnie i chciał pocałować...
- Niemogę... - powiedziałam - Chcę wrócic do domu - dodałam i zaczełam pakować do mojej torby kilka drobnych rzeczy, które juz zdazyłam wypakować
- Ale Pansy... - zaczał bezradnie
- Musze - rzuciłam chłodno i wykreciłam nr Joela
Cholera... przecież jest na obozie... Muszę zadzwonić do Benjiego... Spojrzałam na Franka, był cholernie smutny, zrozumiał, że mi przeszkadza i wyszedł z pokoju. Ze łzami w oczach zadzwoniłam do Benji'ego...
- Pansy? - spytał naprawdę zaskoczony
- Tak, Benji, ja przepraszam... - szeptałam ze łzami w oczach
- Mała nie płacz - poprosił ciepłym tonem
- Prosze, przyjedź po mnie - wykrztusiłąm przez łzy
- Do New Jersey? - spytał
- Tak, proszę... chcę wrócic - płakałam
- Mama wie?
- Nie mam jej teraz, powiem jej jak wróci, naprawde muszę jechac do domu - płakałam coraz mocniej
- Dobrze, uspokój sie, wyjedziemy dzisiaj, jutro rano bedziemy - zgodził sie
- Wy? - spytałam niepewnie, miałam wielka na dzieje, że przyjedzie z Davidem
- Tak, ja i Pete (nasz kuzyn) - wyjasnił - Przyjechał do nas niedawno
- Aha... - mruknęłam, zamiast sie ucieszyc - Czekam na Was, pa Benji
- Pa mała i prosze, nie płacz już - pozegnalismy sie i wyłączyłam telefon
Frank juz nie przyszedł do mnie, o 3 w nocy wróciła mama, ale ja juz spałam...
Gadałysmy dopiero rano, pozwoliła mi wrócic, wytłumaczyłam jej, że źle mi po kłótni z Benjim, nieuważyła, że nawet niepozegnałam sie z Frankiem i mam nadzieje, niczego sie nie domyśliła...
Około 13 przyjechali Benji i Pete, niezostalismy na obiedzie, nie chciałam tam zostac ani chwili dłuzej, wiec odjechalismy jak najszybciej i pojechaliśmy do jakiejs restauracji...
- Benji, mozemy sie przejsc? - spytałam, kiedy z niej wychodziliśmy
- Ale Pete... - zawachał sie Benji
- Spoko, poczeklam na was - wyprzedził go kuzyn i poszedł do samochodu
Poszliśmy w strone parku...
- Benji... Przepraszam - stanęłam przed nim i spojrzałam mu w oczy
- To ja przepraszam Pansy, kolejny raz przepraszam - przytulił mnie - Ale błagam, powiedz co sie stało, dlaczego płakałaś - dodał szeptem
- Nie tu Benji, później - uśmiechnęłam się - Ciesze sie, że znów mam Ciebie - przytuliłam go jeszcze raz - Tak bardzo mi Ciebie brakowało - poczułam, jak łza spływa mi po policzku
Wyczuł to, odsunał sie ode mnie i otarł ja dłonią...
- Chodźmy juz, Pete czeka - usmiechnął sie i wróciliśmy do samochodu
Jechalismy długo, cała droge przespałam, kiedy wróciliśmy do od razu poszłam spac...
Szczęśliwa, że juz w domu, że bez Franka... To smutne :(

*****

Obudziłam sie rano, zjedlismy razem śniadanie i siedzielismy właśnie w salonie oglądajac telewizje. Ktos od czasu do czasu cos powiedział, ale troche sie nudziłam. Po pewnym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Benji poderwał sie z miejsca i poszedł otworzyć. Do domu weszły jakieś 3 laski. Pierwsza, wysoka, farbowana blondynka, w krótkiej spódniczce, cholera mnie strzeliła, jak zobaczyłam ,że cos takiego stoi w moim domu, dwie pozostałe były duzo lepsze. Brunetka z czerwonymi pasemkami we włosach, czarnych spodniach i zielonej koszulce i druga z róznokolorowymi dredami, najniższa i chyba najładniejsza, uwiesiłą sie Benji'emu na szyji i pocałowała na powitanie, brunetka podeszła do Pete'a a ta lala stałą przy drzwiach i pytała sie o cos Benji'ego...
Brat i kuzyn mieli miny, jakby chcieli wrosnać pod ziemie, patrzyli na siebie ze strachem w oczach, jakby zapomnieli czegos na smierć i zaraz mieli przepłacic to życiem...
Nierozumiałam ich, póki do domu nie wszedł ktos jeszcze...
- O, juz wszyscy jestscie, a ja jak zawsze ostatni - do domu wszedł David, podszedł do blondynki i czule sie z nia przywitał
Teraz juz wszystko rozumiałam, zmierzyłam Benji'ego i Pete'a piorunujacym spojrzeniem i wyrwałam do swojego pokoju.
- Co Pansy tu robi? - David prawie krzyknał, chyba dopiero teraz mnie zauważył...
Ale juz mało mnie to obchodziło, było mi cholernie przykro... przykro? Przeciez go nienawidze, nic dla mnie nie znaczy... Kogo ja chce oszukać? :(
Przez okno tylko widziałam jak chłopcy wychodzą z domu, jak ida gdzies z tymi dziewczynami, jak Benji i Pete obejmuja swoje dziewczyny a blondynka wisi na smutnym Davidzie... Ale widziałam to, co chciałąm widzieć... W żeczywistosci pewnie lepiej mu beze mnie, lepiej mu z nia, lepiej mu z kazdą niz ze mna... :(
Było mi strasznie źle, postanowiłam że zadzwoni do Pierre'a...
- No hej, mała, juz sie stęskniłaś? - spytał, kiedy odebrał
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - wycdziłąm przez zacisnięte zęby...
- Ej, co jest? - spytał zmartwiony
Opowiedziałąm mu wszystko po koleji. Od tego, co działo sie u Franka, po zdarzenie sprzed chwili...
- Jezu... znowu wszystko sie jebie, Pansy... przyjade do Ciebie - postanowił szybko - Moich rodziców znowu nie ma, nie maja czasu na wakacje, Seb wyjechał, Jeff też, Chuck siedzi u rodziny, tu jest nudno - tłumaczył - No i wole byc przy Tobie, zebys nie zrobiła znowu czegos głupiego - dodał ciszej
- Dziekuję, Pierre - powiedziałam ze łzami w oczach - Joel by po Ciebie pojechał, ale jest na obozie i... - zapomniałam
- Spokojnie, poradze sobie, trzymaj sie Pansy, będę jutro - rzucił szybko i rozłączył się
Na niego zawsze mogę liczyć, zawsze, kiedy tylko chcę. Zostało mi tylko czekać na niego... Położyłam sie spać, miałam okropny nastrój, szybko zasnełam...
W środku nocy obudził mnie ciepły dotyk czyjejs ręki na moim policzku. Szybko otworzyłam oczy i z ździwienia aż usiadłam...
- Wyjdź stąd - poprosiłam, to był David
- Ale Pansy... - zaczął cicho
- Wracaj do tej pindzi - rozkazałam zła, czy ja jestem zazdrosna
- Ale ja nie chcę, Pansy - spojrzał mi w oczy - Tylko Ty sie liczysz...
- A ona? - spytałąm z pretensją
- Nie wymagaj ode mnie, bym czekał pod dzrwiami aż przyjedziesz, nie bylismy razem... to było tylko lekarstwo na zapomnienie - mówił smutny
- David - szepnełam ze łzami w oczach - To takie trudne...
- Wiem Pansy, wiem - złapał moja dłoń w swojei delikatnie ja pocałował - wiem, ze to mało ape przepraszam jeszcze raz za to wszystko, mimo tego, moze spróbujmy jeszcze raz... - spojrzał mi w oczy z wielka nadzieja w swoich
- Nie wiem, David, nie wiem - łza spłynęła mi po policzku - Tęskniłam za Tobą - przytuliłam sie do niego i zaczęłam płakać
- Nie płacz Pansy, proszę - szepnął, cłąujac mnie w szyję - Będzie dobrze - zapewnił
- Obiecujesz? - oderwałam sie od niego i spojrzałąm mu w oczy
- Obiecuje - uśmiechnął sie i pocałował mnie delikatnie
Taaak, za tym też tęskniłam. Za jego szybszym oddechem, miękkimi wargami i delikatnymi dłońmi...
Gdy oderwalismy sie od siebie po dłuzszej chwili, poprosiłm by położył sie koło mnie i wtulona w niego, zasnęłam słodko jak mały dzieciak... jak mały dzieciak, wierzyłam, że będzie dobrze...

*****

Obudziłam się rano, zza drzwi dobiegały niepokojące mnie odgłosy...
- Sieprzaj stąd, Pansy Cie niepotrzebuje, ma mnie... - głos Davida
- Przez Ciebie ma same kłopoty! - Benji'ego?
- Ale może dajcie sie jej wypowiedzieć na ten temat, co? Dlaczego jesteście tak na niego cięci? - Pete'a...
Nie czekałam ani chwili dłuzej, poderwałam sie z łózka i podeszłam do drzwi, otworzyłam je... Tak jak myslałam, w salonie stał Pierre, Benji i David gotowi wyrzucic go z domu i Pete chcący za wszelka cene im na to nie pozwolić...
- Ej, co sie dzieje? - krzyknęłam do nich, schodząc po schodach, cała czwórka spojrzała na mnie - Dlaczego jestescie niemili dla mojego goscia, przyjechał, bo go o to poprosiłam i nic Wam do tego - wzięłam Pierre'a za rękę i ruszyłam z nim w strone schodów
- A ja? - spytał z wyrzutem David
- A Ty zachowałeś sie jak idiota - rzuciłam, wchodząc po schodach
- Pansy - poczułam, jak jego dłon mocno ściska moje ramie i uniemożliwia mi dalsze wchodzenie po schodach - Jeśli wejdzies z nim na górę, wyjde - powiedział, jakbym robiła cos złego
- o jej! Cie, David? Pierre to mój przyjaciel! - krzyknęłam, nie puszczajac jednak Pierre'a, który znaczaco poluzował uścisk
- Jeśli teraz wyjde... Nie licz, że wrócę - ciagnał dalej grozącym tonem
- Pieprz sie, Dave - rzuciłam ze łzami w oczach i czym prędzej pognałam z Pierre'em do swojego pokoju
Prawie tam wgieglismy. Wściekła usiadłam na łózku i ukryłam twarz w dłoniach...
- Pansy, przepraszam, to przeze mnie... - Pierre położył mi dłoń na ramieniu i mówił przepraszajaco
- Daj spokój, mam go dosyc, nikt nie będzie Cie stad wyżucał, on nic sobie nie daje wytłumaczyc, nie ufa mi, mam go gdzies - mówiłam zła
W tej chwili do drwi pokoju ktos zapukał.
- Spieprzaj! - warknęłam, byłam pewna, że to Benji
- Pansy... - drzwi jednak otworzył sie i stanął w nich Pete - Nieprzejmuj sie Davidem - powiedział spokojnie - Pogadamy z nim - w tej chwili usłyszałam Bnji'ego, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, nie był na mnie zły i nie mówił, jaka jestem okrutna w stosunku do Davida
Wstałąm z łóżka, podeszłam do niego i przytuliłam sie do niego. Czułam jego zaskoczenie...
- Kocham Cię, Benji - wyszeptałam ze łzami w oczach
Chyba mnie zrozumiał, bo przytulił mnie mocniej i cmoknał w głowę.
- Nie płacz, mała - szepnął, mierzwiac dłonia moje włosy - Będzie dobrze, obiecuje
Mogłabym stać tam w jego ramionach do końca świata bo teraz czułam sie w nich bezpieczna, jak jeszcze nigdy...
- Wracaj do swojego goscia, Pansy - odsunął mnie lekko od siebie, usmeichajac się i kładąc dłonie na moich ramionach
- Moze jednak wrócę, robie kłopot - wtrącił Pierre
- Przestań - usłyszałam głos mój i Benji'ego - Daj spokój - dodał rozbawiony Benji - zostań ile chcesz, Davidem naprawde się nie przejmujcie, wytłumaczę mu to po raz kolejny, moze zrozumie - puscił mi oczko i razem z Pete'em wyszli z pokoju
Pierre spojrzał na mnie wybauszonymi oczami i otworzył usta...
- Nie patrz tak na mnie - rozkazałm, smiejac się - Ja też nic z tego nierozumiem - dodałam
- Jestes pewna, że to był Benji? - spytał niepewnie
- Raczej, Joel jest na obozie - nie mogłam przestać sie śmiać
Taaaaak, zachowanie Benji'ego strasznie mnie zdziwiło... Chyba pierwszy raz pozytywnie... I nie tylko mnie...

*****

Następnego dnia koło południa, kiedy siedziałam z Pierre'em w kuchni i kończyliśmy własnie śniadanie, do domu wszedł Benji i Pete...
- Pansy, zabieramy Ci narazie kolege - oswiadczył z usmiechem Pete - Tak wogóle to Pete jestem - podał ręke Pierre'owi i cała trójka wyszli z domu, zostawiajac mnie w kuchni z kanapką w buzi i wielkimi oczami...
Mój stan wcale sie nie poleprzył, kiedy do domu wszedł... David? Mhm... David... Zaraz... David? To jest David? Moze David Haselchow ( ), ale przecież mój David... tzn David Desrosiers... nigdy nie wyglądał... tak...
- Pansy... - podszedł do mnie
Nie wiem, co mi sie stało, niby wygladał, jak codzień, ale teraz... dla mnie wygladał zupełnie inaczej, był śliczny... Ze szczerym, przepraszajacym uśmiechem, błyszczacymi oczyma i czerwona różą w ręku...
- Ja naprawde przepraszam, Pansy... - mówił delikatnie - Ja poprostu za każdym razem kiedy chce dobrze, musze cos spieprzyc, a każda inna osoba w Twoim życiu... Ja wiem, to okropne, Pansy... ale juz tyle razy Cię straciłem, ze az sam sie dziwie, że chcesz jeszcze mnie widzieć - jak zwykle mówił taki zakłopotany, lekko ściszonym głosem, jakby chciał, żebym tytlko ja to usłyszała, bo mówił tylko dla mnie...
- David - odezwałam sie po chwili, chwiejnym głosem - Zaufaj mi proszę... Ja Cie kocham... I tylko Ty sie liczysz... Nikt inny, nikt inny na tym świecie - mówiłam, patrząc mu głeboko w oczy, które powoli wypełniły sie wewnętrznym spokojem i radoscią...
Uśmiechnęłam sie lekko i zblizyłam swoje usta do jego. Lekkie musnięcie z mojej strony wystarczyło, by przytulił mnie mocno i namietnie pocałował, było mi dobrze, wręcz wspaniale, cudownie... Jak w bajce... Kiedy sie więc z niej obudze...?
Niby było słodko, zblizyliśmy sie z Davidem do siebie, jak jeszcze nigdy. Pewnego wieczoru David oznajmił mi, ze jego rodzice wyjechali gdzieś na 2 noce, pierwszej nocy zaprzestalismy na namietnych pieszczotach, lecz drugiej juz nie moglismy sie powstrzymać, miło było obudzic się w jego ramionach, szcześliwa i zadowolana, nie musiałam udawać zaskoczenia i zazenowania, nie wyśmiał mnie i nie wyszłam z pokoju trzaskajac drzwiami, jak tylko sie obudziłam...
- Pansy... - David nagle zrobił sie smutny
- Tak? - spytałam zaniepokojona, zaczełam dłonia głaskać jego kark
- Szkoda, że nie pamiętasz pierwszego razu... mojego... Twojego - czułam, że głupio mu było, że to powiedział, chyba powinien znac prawde...
- Pamiętam, wszystko dokłądnie pamiętam - powiedziałam po chwili - Kłamałam, wzystko było kłamstwem - mówiłam pokornie - kłamałam, bo byłam głupia, bałam sie odrzucenia, kocham Cie, od kad pamietam, że żyje - pocałowałam go w okolice mostka, cichutko westchnął
- Wariatka - zasmiał sie cicho - Kocham Cie - zblizył swoje usta do moich i nawet nie powolił mi sie odezwać...
" I tak wiesz, że ja Ciebie tez" pomyślałam, bawiac sie jego jezykiem, bładzącym w moich ustach...
Wakacje były piękne. Miałam przy sobie Davida, normalnego Benji'ego, Joela, Pete'a, Pierre'a, który został do końca...
Ale w końcu nadszedł czas zacząć nowy rok... Nie rozstałam sie z Davidem łzami i nienawiścia ale miłoscia i obietnicą cierpliwosci...
W czasie wakacji nie odezwałam sie z Frankiem do siebie ani razu, było mi strasznie głupio, jestesmy na siebie skazani na biologii...
Jak spojrze mu w twarz? Co powiem, kiedy go zobacze? Czy wogóle odwaze sie odezwać?
Czekałam właśnie przed kolledżem na Pierre'a, gdy przyjechał, od razu poszliśmy do 'naszego' pokoju...
- Ej, a gdzie Jeff? - spytałam błyskotliwie
- Jeff? Przecież skończył ten koledż... - odpowiedział ale po chwili ugryzł sie w język
- Coooooooooooo? Pierre Ty kłamczuchu! - dostał po głowie - To dla kogo w końcu było to wolne łóżko? - spytałam wchodzac do pokoju
- Dla Ciebie - odpowiedział krótko - Bo wcześniej mieszkał tu Chuck, a ja sie na Ciebie dawno czaiłem - zasmiał sie - Taaak, wywaliliśmy go do pokoju Pata, to wszystko było zaplanowane - szybko dodał, widząc moja minę
- Nienormalni jesteście - pokręciłam głową
- Zrobimy jakies przywitanie Sebusiowi? - spytał Pierre
- Zawołam Chucka i Pata, pomyślimy razem - zdeklarowałam sie i poszłam do pokoju obok...
Po chwili wróciłam z Chuckiem i Patem. Ale oni nie mieli żadnych pomysłów, wiec...
- To moze przywitajmy go tak, jak Ty z Jeff'em przywitaliście mnie - zwróciłam sie do Pierre'a, wystawiajac mu jezyk
- Ale on to zna, w sumie on to jako pierwszy zastosował - powiedział zrezygnowany Pierre
- Mam pomysł - uśmiechnęłam sie przebiegle - pośpieszmy sie, bo będzie tu za godzine - pośpieszałam ich, bałam się, ze nie zdazymy

*****

Już wszystko było zrobione, kiedy wybiłą godzina przyjazdu Seba. Czekaliśmy wszyscy, siedząc na łózku Pierre'a, które znajdowało sie dokładnie na przeciwko drzwi. Nagle ktos do nich zapukał...
- Prosze - zawołam Pierre, śmiejac się
Drzwi otworzyły sie z wilkim chukiem a wiadro z miodem upadło prosto pod nogi zadowolonego z siebie Seba...
- Hahaha, Pierre... myslałem, że juz wydoroslałeś - rzucił i zrobił krok do przodu, co spowodowało, że nogą naciagnął linke, która była połączona z drugim wiadrem powieszonym nad drzwiami, pod wpływem naciagniecia linki wiadro przekrzywiło sie a nalana przeze mnie do niego płynna czekolada wylałą sie na zszokowanego Seb'a... Wszyscy zaczęliśmy pokładać sie ze smiechu, po chwili zreflektowałam sie, podniosłam z łóżka i wzięłam puszkę wiórków kokosowych...
- Nie... - usłyszałam tylko głos Seba i juz wszystkie wiórki lepiły sie do czekolady, która aż kapała z Seb'a, który stał teraz z szeroko otwartymi ustami
- Nasz słodki Sebus - nabijał sie Pierre
- TY!!! - rozdarł sie nagle Seb, wskazujac na mnie palcem
- Co? - spytałam, momentalnie przestajac sie śmiac
- To Twój pomysł był!! - wykrzyknął Seb
- No tak - powiedziałam niepewnie
- Wiedziałem - odparł dumnie Seb - Ci idioci nigdy by na to nie wpadli - dodał po chwili
- Przegiełeś złotko! - rzekł Pierre, udajac złego, podszedł do Seb'a, wywalił, włapał za nogi i wywalił za drzwi, ale nie dąrzył ich zamknąć i bitwa sie zaczęła...
Nie wiem dlaczego, ale czułam, że duzo sie zmieniło. Pierre juz wiecej czasu poswiecał Seb'owi, bynajmniej tak mi sie wydawało. Nie odzywaliśmy sie do saiebie z Frankiem. Cułam sie osamotniona, coraz częściej przygnębiona, często sie dołowałam. Z czasem coraz rzadziej przebywałam u Pierre'a w pokoju, już wogóle tam nie nocowałam. Wydawało mi sie, że to on nie chciał, zebym juz sie z nim zadawała... Moze jestem zazdrosna o Seb'a? To głupie, wiem... Ale przyzwyczaiłam sie, że Pierre poswiecał mi najwięcej uwagi, a teraz... Teraz więcej jej poświecał na Seb'a i resztę kumpli...
Z czasem, kiedy juz kompletnie sie od nich odcięłam, zaczęłam rozmawiac z Frankiem. Czułam, że to juz nie to, cos zupełnie innego... Z czasemzaczęło mi sie wydawać, że nasza przyjaźń odrasta, wzmocniona... Minęły 2 miesiace od końca roku, juz wogóle nie gadałam z nikim, czasem tylko z Frankiem...
Kiedyś spotkałam na korytarzu Pierre'a. Wołał mnie juz od kilkuminut, ale niezwracałam na to uwagi...
- Pansy - dogonił mnie w końcu, nawet nie spojrzałam mu w oczy - Pansy, co sie z Toba dzieje? - spytał
Nie wytrzymałąm i buchnęłam mu śmiechem prosto w twarz...
- Pytasz o to po 2 pieprzonych miesiacach, kiedy juz kompletnie zapomniałam, jak to jest, kiedy jestes przy mnie? - wybuchnęłam ogromna pretensją, poczułam jak łzy napływają mi do oczu - Wracaj do swoich kolegów - wminęłam go i szybko pobiegłam do pokoju...
Sam nie było juz tam, chyba zmieniła koledż bo jej jeszcze nie widziałam. Mieszkałam sama, czasem nocował u mnie Frank... Ahhh no tak... Nocował u mnie... Kiedy ani jedno ani drugie nie potrafiło juz wytrzymać... Bylismy jak narkomani a nawet gorzej... uzalerznieni od siebie, wpatrzeni tylko w swoje walory seksualne nawzajem... To było okropne, krzywdziliśmy sie nawzajem i wiedzieliśmy to... jednak nie potrafiliśmy inaczej...
Kiedy wpadłam do pokoju, Frank leżał na łózku, podniusł głowę i spojrzał na mnie, kiedy usiadłam zapłakana obok niego...
- Co sie stało, Pansy? - spytał i objoł mnie w pasie
- Kogo to obchodzi? - usmiechnęłam sie nagle i zaczęłam go zachłannie całowac
I znów to sie stało... Seks wszystkim... Ponad wszystko... Zamiast wszystkiego... Przecież nie tak byc powinno...

*****

I kolejny raz, kiedy juz wrócił do siebie, przelezałam cała noc, nie mogąc zasnąć, myślac o tym, jak źle robie... Przecież jest David... Jest do cholery! I co z tego...? Jak mam mu powiedzieć? Zachować sie tak, jak oboje zachowywalismy sie wcześniej... Obiecywaliśmy sobie przecież... Juz nigdy wiecej... Akurat...
O 3 w nocy, jak na zawołanie, zadzwonił... I kolejny raz skłamie, że jest w poządku, że kocham i tęsknie...
- Nie mogę juz doczekać się przerwy światecznej, tak bardzo tęsknie za Tobą, tak dawno Cie nie widziałem - szeptał wprowadzajac nas obojew krainę marzeń
- Ja też David, tak strasznie brakuje mi Ciebie - zupełnie zapomniałam o wszystkim, istniał teraz już tylko on... Czy tylko marząc potrafie mówić to wszystko?
Niepokoił sie dlaczego nie spałam, wiedział, że mnie nie obudził. Dopiero nad ranem zasnełam ukołysana jego słowami...
Następnym dniem była sobota, wiec nieprzejmowałam sie tym, że cała prześpie. To, co obudziło mnie rano, przerosło me najsmielsze oczekiwania... A moze sie tego spodziewałam..?
- Pansy - usłyszałam cichy głos
- Kim jesteś, że budzisz mnie w sobote rano? - spytałam zaspanym głosem, nie wychylajac sie nawet zza kołdry
- Nikim ważnym, Pansy, ale Ty jestes dla mnie ważna, to sie liczy - usłyszałam, otworzyłam szeroko oczy i zrzuciłam z siebie kołdre
Ujrzałam Pierre'a siedzącego na moim łóżku, koło mnie...
- Pierre... - szepnęłam zdziwiona - Co tu robisz? - dodałam po chwili
- Przyszedłem naprawkic kilka błedów - jak zwykle szczery i bezposredni
- Pierre - tym razem prawie krzyknęłam, rzuciłam mu sie na szyję i przytuliłam mocno, zacisnęłam mocniej powieki i poczułam, jak pojedyńcza łza spływa mi po policzku, otworzyłam oczy i westchnęłam ciężko
- Przepraszam, Pansy... Tak głupio wyszło - Pierre zaczął sie tłumaczyc - Ale chcę to naprawić, nie chcę Cie stracić i nie myśl, że ktokolwiek jest dla mnie ważniejszy od Ciebie, to nie tak, że zapomniałem... Spytaj Chucka, jak odchodziłem od zmysłów każdego wieczora, kiedy nie przychodziłaś do nas, a gdy przychodziłem do Ciebie, Ciebie albo nie było, albo nie otwierałaś, Pansy, co sie dzieje? - był bardzo zaniepokojony, widocznie radość juz nie biłą ode mnie na kilometr, jak jeszcze kilka miesiecy temu...
- Nawet nie wiesz, jak wiele zmieniło sie przez te dwa miesiace - jeknęłam zrezygnowanym tonem - I to juz nie ma znaczenia czyaj to była wina, proszę, wróc... Wróc i znów badź najważniejszym dla mnie, najbliższym i jedynym, który potrafi zawsze pomóc - juz wiele łez teraz spływało po moich policzkach, a ja coraz mocniej zaciskałam dłonie na jego ramionach...
- Pansy, nie płacz - poprosił cicho, lecz stanowczo, odsunął sie ode mnie i otał moje łzy, wziął za rękei zaprowadził do łazienki
Przemyłam twarz zimna wodą, wróciliśmy do pokoju, wzięłam prysznic, przbrałam się w czyste ciuchy, Pierre wywietrzył mój pokój i troche w nim posprzątał...
- Po co to wszystko? - spytałam, wychodząc z łazienki, mierzwiłam swoje włosy lekko miękkim białym ręcznikiem, by szybciej wyschły
- Zaraz wychodzimy - oznajmił z usmiechem
- Gdzie? - spytałam, lekko rozbawiona jego zapałem
- Przejsć sie - dodał tajmniczo
- No dobrze - wróciłam do łazienki, po chwili wyszłam z niej gotowa do wyjscia - Możemy isć - oświadczyłam
Pierre wstał i oboje wyszliśmy na korytarz, przed szkołe a dalej to juz przed siebie...
Wyszliśmy przed koledż,chwile posiedzielismy na chuśtawkach, póxniej poszliśmy dalej...
- Gdybys wiedział, jaka jestem beznadziejna, nie chciałbys mnie juz znać - westchnęłam, idąc koło niego
- Chcę wiedzieć wszystko Pansy, juz nigdy nie pozwolę na to, bys myślała, że kiedykolwiek mógłbym sie od Ciebie odwrócic i tak poprostu zapomniec o Tobie... - mówił poważnie
Uśmiechnęłam się pod nosem, wciąż był ten sam, mój kochany Pierre... Więc czy te 2 miesiące były zwykłym urojeniem?

To teraz sobie czekajcie rok na nową, jak to zwykle bywało


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 17:35, 30 Lis 2008    Temat postu:

jak to ostatnia???
ja tu chora w łóżku leżę, nie skazuj mnie na śmierć z nudów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Simple Plan Strona Główna -> Twórczość własna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 7 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin