Forum Simple Plan Strona Główna

Drugie Fajne opo o SP xD
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Simple Plan Strona Główna -> Twórczość własna
Autor Wiadomość
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:07, 22 Lis 2008    Temat postu: Drugie Fajne opo o SP xD

nie moje, nie znam autorki a jesli zobaczy swoje opo to niech mnie
nie zabija
Yellow_Light_Colorz_PDT_42


początek wszystkiego --- 10 sierpnia 2005
________________________________________

- Jasna cholera, przecież zaraz mnie kurwica weźmie!!!
Chodziłam po pokoju i zastanawiałam się co ze sobą zrobić… Muzyka już głośniej nie mogła grać w radiu, a tak się dziwnie składało, że Billie Joe wypruwał sobie wszystkie flaki przy „American Idiot”, a ja wyżywałam się bijąc poduszkami o wszystko w pokoju. Czy ja jestem nad pobudliwa? W każdym bądź razie nic na ten temat nie wiem…
Po wojnie ze ścianą, meblami i łóżkiem, w których ucierpiały tylko poduszki postanowiłam, że wybiorę się na długie, samotne zakupy. Zebrałam wszystko do plecaka. Co znaczy dla mnie wszystko? Portfel i discman.
Wybiegłam przed dom i ni z tego ni z owego zaczęłam krzyczeć na cały głos. Ja jestem nad pobudliwa. Ktoś podszedł do płotka obok i patrzył się na mnie jak na wariatkę, a to była tylko moja kochana sąsiadka.
- Czy panience Anette czasami coś nie dolega? – zapytała z irytacją w głosie.
- Chcę kogoś zabić.
Odpowiedziałam jej i poszłam w stronę autobusu. Dlaczego autobus? Bo nie mam czasu zrobić sobie prawo jazdy… Wyobraźcie sobie, że praca dziennikarza jest dosyć absorbująca i nie mam czasu na nic innego.
Wsiadłam jak zwykle w 153 i pojechałam prostą drogą do centrum handlowego.


- Matko święta ja się będę musiała leczyć! Przecież tu jest wszystko różowe!
Ja jestem nad pobudliwa i to wszystko przez rodziców. Gdy krzyknęłam to wyszłam ze sklepu, bo z nadmiaru różowego poczułam, że zaraz zobaczę moje wnętrzności na ziemi. Tak to jest, gdy biedna kobieta idzie do nowo otwartego centrum handlowego… Gorzej schrzanić humoru już nic mi nie mogło. Szłam w kierunku wyjścia, gdy dostałam całkowitego olśnienia. Przede mną stał sklep z markowymi ciuchami „MADE”.
- O shit!
Weszłam tak rozanielona, że wiedziałam już teraz, nic mi nie zepsuje humoru. Chodziłam między wieszakami, półkami i czułam się jak w niebie. Jak łatwo zadowolić taką kobietę jak ja.
Po 5 minutach buszowania w T-shirt’ach, zauważyłam, że pewien nawet przystojny mężczyzna wlepia te swoje śliczne brązowe oczka we mnie. Robił to cały czas. Trochę się speszyłam. Próbowałam już nie zwracać uwagi na kolesia i dalej szukałam czegoś co mnie zainteresuje. Znalazłam śliczną koszulkę zupełnie taką jak ma Joel Madden z napisem „Vote or Die”. Wzięłam ją od razu i poszłam do kasy zapłacić, dalej czując wzrok chłopaka. Byłam naprawdę szczęśliwa. Złapałam ukochaną zdobycz i wybiegłam ze sklepu.
Jadąc do domu czułam, że ta koszulka coś zmieni w moim życiu. Może zacznę pisać artykuły do „Teen People”… ach…
Wysiadłam z autobusu patrząc jak moja kochana sąsiadka sprząta ogródek. Zauważyła mnie i patrzyła się jak podążam w pod skokach do domu.
- Anette! – zatrzymałam się.
- Zaraz, zaraz czy pani to do mnie mówiła?
- Tak droga panno. – teraz już normalnie się odezwała, czyli tak jak ona mówi po arogancku. – Czy na pewno nie potrzebuje pani lekarza?
- Nie proszę pani, lepiej niech się pani zajmie tym, że pani mąż wraca tak późno…
Wiecie chyba nie lubie tej kobiety, a już w ogóle nie trawię jej męża. Ona mu pozwala wracać o nieziemskich godzinach do domu jeszcze tak pijanego, że świat tego nie widział. Ale czy to moja sprawa?
Wgramoliłam się do domu i padając ciężko na sofę włączyłam radio. Leżałam pół godziny twarzą do dołu. Przecież zakupy potrafią tak zmęczyć, że już na nic nie masz najszczerszej ochoty. Ale jednak lody czekoladowe by się zjadło… Wpadłam do kuchni słysząc z salonu jak jakiś czub wydziera się do mikrofonu. Spoko nie powinnam tak mówić na kochanego Chesterka. Po prostu miał tak piękny głos, ze czasami mnie rozwalało. Przeszukałam całą zamrażarkę i stwierdziłam, że lodów nie ma!
- Panie umiesz być czasami wredny!
No cóż ja biedna miałam począć? Złapałam za telefon i wykręciłam numer do mojego ukochanego sklepu, w którym produkty dostarczali do domu.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Poprosze o lody czekoladowe, jak największe na Rose Cross 131.
- Za 10 minut będzie.
Dzięki Panie! Za 10 minut usiądę w fotelu i oglądają następny tandetny romans będę wcinać ukochane lody. Pobiegłam do pokoju przebierając się w czarną podkoszulkę i trochę rozciągnięte bojówki. Wciągnęłam na nogi moje kapcie w tygryski i związałam włosy. Spokojnie z opanowaniem weszłam do kuchni i po chwili oględzin stwierdziłam, ze jest totalnie pusta i będę musiała wybrać się na zakupy.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Ucieszona podbiegłam do drzwi. Otworzyłam z rozmachem i zobaczyłam chłopaka i to wcale nie był dostawca. Patrzyłam na niego zagadkowo, a on stał i się delikatnie uśmiechał.
- Brunetka, zielono niebieskie oczy, zgrabna… 176 centymetrów wzrostu, mieszka na Rose Cross 131 i ma na imię Anette. Tak?
- Że co?! – zapytałam się, bo chłopak zbił mnie z tropu.
- Byłaś dziś w sklepie „MADE”?
- Tak.
- Kupiłaś podkoszulkę?
- Tak.
- A masz portfel?
Poszłam do salonu zostawiając nie znajomego w drzwiach. Pod sofą znalazłam plecak. Zajrzałam i rzeczywiście nie było portfela…
- Zaraz, zaraz skąd masz mój portfel???
- Zostawiłaś go w sklepie, a ja jako uczynny mężczyzna przyniosłem ci go.
- Dawaj go.
- A czy na pewno masz na imię Anette? Może jesteś jej koleżanką. Albo jesteś złodziejką, która teraz akurat okrada jej dom.
- Wyobraź sobie, że złodziejka na pewno nie wyglądałaby jak ja.
- No rzeczywiście. Słodko wyglądasz w tych kapciach.… - włożył rękę do kieszeni i wyciągnął mój portfel trzymając go blisko siebie. Dalej się uśmiechał.
- Więc mogę go odzyskać? – zapytałam.
- Coś za coś… - chłopak najwyraźniej w coś ze mną grał.
- Oddasz mi portfel, a ja…
- A ty się ze mną umówisz.
- Nie! – krzyknęłam.
- Dlaczego? – zapytał z uśmiechem.
- Bo nie! Dawaj portfel.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie… - stałam i po prostu nie mogłam wyjść z podziwu. Jaki ten typ jest arogancki?! – Wiesz wejdę, bo jest trochę zimno. – wszedł do domu i zamknął drzwi za sobą.
- A może mam ci jeszcze kawy zrobić?! – krzyknęłam do niego.
- Jak ci to nie zrobi różnicy to możesz. Najlepiej z mlekiem i dwoma kostkami cukru. – ten jego uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ze ten chłopak to jest ten sam co ze sklepu. Tylko, ze teraz wydaje mi się nie przystojny tylko arogancki. I nie obchodził mnie ten jego uśmieszek z połączeniem z brązowymi oczyma…
- To co zrobisz mi kawy Anette?
- Och… dobra…
Przegrałam walkę sama ze sobą! Jednak obchodził mnie jego uśmieszek i te cholernie brązowe oczy. Ten facet był przystojny jak grecki bóg. A jeśli oni tak wyglądali to każda laska za nim latała.
- Poczekaj mam coś dla ciebie. - powiedział rozsiadając się w kuchni. – Lody czekoladowe.
Zobaczyłam, że w ręku cały czas trzymał reklamówkę z moimi lodami.
- Napadłem tego posyłacza i zapłaciłem za nie, ale nie z twojego portfela. Też je lubie.
- Ty masz kawę. Oddaj lody.
Podałam mu kawę i sama siadając naprzeciwko niego zaczęłam jeść lody. Przez chwilę nie mogłam pomieścić w głowie, że wpuściłam obcego faceta do domu i właśnie teraz popija kawę w mojej kuchni. Wyglądał co najmniej ładnie, gdy tak pił tą kawę z tej mojej ulubionej filiżanki.
- Dobra kawa.
- To ja wiem. – włożyłam sobie łyżkę lodów do buzi.
Siedział rozparty na krześle i ciągle się uśmiechał patrząc się na mnie.
- Wyglądasz jak małe nie winne dziecko w tych kapciach i koszulce wcinając lody.
Popatrzyłam na niego jak na wariata, a on się uśmiechnął i napił się kawy. Dalej zastanawiałam się co obcy facet robi w mojej kuchni i szczerze mówiąc wcale nie wydawał mi się taki obcy. Ja go skądś znałam…
- Ups, sorry, zapomniałem się przedstawić. Pierre…
- Takie cholernie francuskie imię, urodziłeś się we Francji czy w Kanadzie?
- Kanada. Znasz się na geografii.
- Trochę…
Dopił szybko kawę i ładnie podziękował kierując się do drzwi.
- Dzięki Anette za kawę, była naprawdę dobra.
- W zasadzie to nie ma za co.
- Do jutra.
Powiedział i wyszedł. Zaraz, zaraz jak to do jutra?!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
trampeczka, a co xD
Mam autografy członków z SP


Dołączył: 24 Cze 2005
Posty: 7359
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nienacka
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:18, 22 Lis 2008    Temat postu:

I to koniec już? xD

Czuje, że wiem, kim mi to śmierdzi. Pamiętasz moze adres bloga? Yellow_Light_Colorz_PDT_02

EDIT. Nie, to naszczęscie nie to, co myślałam xD
Ale znam to opo!!!
To Anette & Pierre, które mi uciekło dysku!!! Dawaj całość, bo nie przeczytałam tego do konca Yellow_Light_Colorz_PDT_07

Nie wiem, jaki to był ades, ale wiem, że napewno na mylogu i miał bardzo ładnego lajałta Yellow_Light_Colorz_PDT_06


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez trampeczka, a co xD dnia Sob 20:36, 22 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:50, 22 Lis 2008    Temat postu:

Pierre wcale nie jest arogancki. Ani trochę
Masz więcej?Yellow_Light_Colorz_PDT_07


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:53, 22 Lis 2008    Temat postu:

zemsta 2
________________________________________

Ciężki dzień, ciężka noc… Wstałam, nie zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki wziąć prysznic. Właśnie w takich momentach czuję, ze lepsza byłaby kąpiel w dużej wannie, ale ja muszę mieć prysznic… To po prostu zrządzenie losu… Stałam i pozwalałam wodzie spływać po mnie, gdy w pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Zakręciłam kran i szybko wyszłam z brodzika owijając się ręcznikiem. Po włosach dalej ściekała woda. Biegłam jak najszybciej tylko mogłam i na ile mi pozwalały mokre nogi. Poczułam tylko ostry ból w tylnej części ciała, bo się pośliznęłam.
- Moja dupa!!!!
Krzyknęłam i bardzo powoli wstawałam na nogi. Doszłam do drzwi już w mniejszym pośpiechu, żeby tylko nie zaliczyć gleby. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Pierre’a.
- Bardzo cię boli?
- Przyszedłeś mnie denerwować?
- Nie przyszedłem na kawę. – wszedł i zamknął drzwi, po czym skierował się do kuchni. – Tobie też mam zrobić?
Poszłam do kuchni, a on już szperał w moich szafkach szukając kawy.
- Wiesz fajnie wyglądasz w tym ręczniku, ale to jest trochę rozpraszające…
- To się nie patrz! – popatrzyłam na niego. Wyglądał dziś… no cóż ładnie. Miał czarna zapinaną koszule i jeansy.
- To chcesz kawy Anette?
- Zrób mi.
W zasadzie co ja robiłam? Pozwalałam obcemu facetowi wejść do domu, gdy ja byłam w samym ręczniku i pozwoliłam zrobić mi kawę w mojej kuchni. Co z tobą jest Anette?!
- Idę się przebiorę.
- Ale ja nie patrzę więc możesz być tak…
- Nie bądź taki mądry Pierre.
Weszłam do swojego pokoju i wytarłam się, bo dalej czułam wodę na ramionach. Ubrałam się w koszulkę, którą wczoraj kupiłam i jeansy. Rozczesałam włosy i wyszłam z pokoju nie umalowana.
Na sofie siedział mój gość i wżerał moje lody czekoladowe, obok stała kawa.
- Co ty robisz z moimi lodami?!
- Jem?
- Zostaw je oprawco! Są moje i tylko moje!!!
- Spokojnie Anette, przecież możesz jeść ze mną.
Podeszłam do niego nie ufnie i usiadłam obok na sofie. Podał mi łyżkę.
- Z czym jest moja kawa?
- Mleko i dwie kostki cukru.
- Jedna kostka cukru, pamiętaj… - popatrzył na mnie jakby święta Bożego Narodzenia miałyby nie nadejść. – Spokojnie wypiję ją. I daj mi moich lodów.
- Ty tylko moich i moich. Poczekaj ja sobie kupię lody nie dam ci!
- To nie.
Zaczęłam jeść je z kubka, który ciągle trzymał Pierre. Dlaczego ja teraz siedzę z obcym gościem na sofie, oglądam tandetny film, jem lody z nim z jednego kubka i czuję się… dobrze w jego towarzystwie?
- Pierre ile ty masz lat?
- 26. – powiedział wpychając sobie następną łyżkę do ust.
- Gdzie mieszkasz?
- Nie daleko.
- Co robisz?
- Siedzę z ładną dziewczyną w jej mieszkaniu i jem nasze ulubione lody.
- Ale co robisz w życiu? – zamilkł.
- A co ty mnie tak wypytujesz? Przesłuchanie?
- Nie po prostu tak się pytam.
- To teraz ja. Ile masz lat?
- 22.
- Masz chłopaka?
- Słucham?!
- Czy masz chłopaka Anette? Wiesz to taki ktoś kogo kochasz, śpisz z nim…
- Nie! – krzyknęłam.
- To fajnie.
- Dlaczego?
- Przyjadę po ciebie o 20. na razie piękna.
Wstał i wyszedł z mojego domu, a ja siedziałam z otwartą buzią i patrzyłam się w drzwi, za którymi przed chwilą znikł Pierre.




zemsta 3
________________________________________



Długo nie mogłam się otrząsnąć z wrażenia jakie robił na mnie ten chłopak. Był zarozumiały, pewny siebie, irytujący i… przystojny. O shit! Anette spokój pełen spokój… oddychaj…
Zadzwonił telefon. Podeszłam do niego powoli.
- Słucham?
- Anette?
- A kogoś innego się spodziewasz Mel. –Melanie moja jedyna przyjaciółka.
- Nie po prostu twój głos dziwnie brzmi. Dobra idziemy dziś na zakupy?
- Szczerze nie chce mi się…
- To ja do ciebie przyjdę do ciebie, kupię lody czekoladowe i przyjadę.
- Dobrze, bo moje są wyżarte…
- Przez kogo?
- Ja zjadłam… - wpakowałam się, a Mel nie da rady tak łatwo oszukać.
- Będziemy musieli obmówić twojego zżeracza lodów. Na razie Anette.
Zajefajnie! Mel wszystko ode mnie wyciągnie na temat Pierre’a… tylko tego mi brakowało… cudownie…


Dzwonek do drzwi, znowu… Na zegarku jest godzina 18.30, podchodzę do drzwi i otwieram za nimi stoi wysoka szatynka z zielonymi oczyma. W ręku dzierży pudło lodów czekoladowych.
- Cześć Mel.
- No cześć mała. Jak żyjesz?
- A jak można żyć?
- Dobrze? – weszła do domu zamykając drzwi. – Nie masz dziś żadnych planów?
- Jak masz pomysł z kim mogłabym się umówić to dobrze by było.
- Spoko.
Weszła do kuchni wyjęła dwie łyżki i rozsiadła się na kanapie.
- No więcej siadaj ze mną i opowiadaj o wyżeraczu lodów czekoladowych.
- Nie ma żadnego wyżeracza… - Melanie popatrzyła na mnie z nie dowierzaniem.
- Mam ci uwierzyć panno Anette?
- Raczej tak…
- Udam, że przyjęłam do informacji to jako nie ma żadnego chłopaka.
- Nie mam żadnego chłopaka! – krzyknęłam. To cała Mel, drażniła się ze mną tylko po to, żebym jej powiedziała.
- To dlaczego tak zaprzeczasz?
- Nie ważne… - odwróciłam od niej wzrok i włączyłam telewizor na badziewiastym teleturnieju.
- Dekadentyzm?
Milczałam. Dlaczego w zasadzie nie powiem mojej przyjaciółce o człowieku, który zamącił mi w głowie? Zamącił?! Co ty w ogóle myślisz Anette?! Zwykły gnojek, który cię podrywa.
- Idę do kibelka. – powiedziałam i wstałam kierując się w stronę łazienki.
Usłyszałam głos dzwonka do drzwi.
- Mel otwórz!
- Dobra.
Melanie podeszłą do drzwi i otworzyła je.
- Witam. – to był Pierre.
- No cześć.
- Czy zastałem Anette? – Flora jako najbardziej z dociekliwych osóbek jakie tylko znam popatrzyła na Pierre’a.
- Zaraz, zaraz czy ja cię czasami nie znam?
- Eee…. Nie wiem… - chłopak zaczął się jąkać.
- Wiem Pierre… wokalista Simple Plan.
- No… tak…
- Przepraszam co robi znany piosenkarz w domu mojej przyjaciółki?
- Umówiłem się z nią? – chłopak był wyraźnie speszony.
- A czy ona wie, ze Wyżeracz lodów czekoladowych jest „tym” Pierre’em?
- Nie wiem.
- Nie ona o tym nie wie, więc jej to najpierw powiesz.
- Mogę nie dziś?
- Zgadzam się. – popatrzyła na niego z uśmiechem. – Jestem Melanie, dla znajomych Mel.
- Ja jestem Pierre. – uśmiechnął się. – Mogę wejść?
- Jasne. Anette wyłaź z łazienki ktoś do ciebie! – Pierre wszedł a Mel zamknęła drzwi.
Nic nie świadoma Anette, czyli ja wyszłam z łazienki i przed moimi oczyma wyrył się widok Pierre’a. Wyglądał… ładnie w białej koszuli z jakimś czarnym nadrukiem z przodu i w czarnych jeansach. Włosy miał postawione w irokeza. Myślałam, ze zemdleję. Zapomniałam, ze się umówiliśmy! Znaczy on mnie poinformował, że przyjedzie po mnie o 20. No i jest…
- Ekhm…. Cześć… - wyjąkałam, a Mel parsknęła ze śmiechu. – Nie śmiej się ze mnie!
- Ja się nie śmieje! Idę schować lody. – poszła do salonu zostawiając mnie i Pierre’a na korytarzu. Patrzył się na mnie z wymownym uśmiechem.
- Zapomniałaś o naszym spotkaniu?
- Ekhm… tak…
- Dobra idę do salonu, zjem ci całe lody, a ty się ubierzesz i później wyjdziemy.
- Ekhm… Dobra…
Pierre wszedł do salonu, a ja skierowałam się do swojego pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:55, 22 Lis 2008    Temat postu:

randka??
________________________________________


Zastanawiałam się, gdzie może zabrać mnie Pierre i w co mam się ubrać. Postanowiłam, że ubiorę się na luzie, bo w takim stroju w jakim wystąpił wątpię, ze to będzie eleganckie spotkanie. Wciągnęłam na siebie czarne bojówki i krwistoczerwoną bluzkę na ramiączka z jakąś koronką przy dekolcie. Usiadłam przed lusterkiem patrząc zagadkowo na moje włosy. Zrobiłam sobie dwa warkoczyki, bo bokach głowy. Mocno podkreśliłam oczy na czarno i maznęłam usta błyszczykiem. Wzięłam z krzesła bluzę i wyszłam ze swojej sypialni.
Wkroczyłam do salonu gdzie Mel i Pierre rozmawiali na sofie.
- O czym gadacie?
- Nie ważne mała.
Pierre wstał na nogi i popatrzył się na mnie jak na… jakieś zjawisko.
- Ładnie wyglądasz Anette.
- Dzięki Pierre. Mel zostawiam ci dom pod opieką, mam nadzieję, ze nie zostanie w gruzach.
- Nie martw się, długo tu nie zabawie.
Pierre podszedł do mnie objął w talii.
- Idziemy? – zapytał.
- Jak weźmiesz tą rączkę to czemu nie? – uśmiechnęłam się z irytacją.
Wyszliśmy z domu i zobaczyłam czarnego sportowego Landrovera.
- To twój samochód?
- Tak.
Otworzył drzwi przede mną i gdy wsiadłam do środka zamknął za mną drzwi. Poczułam przyjemny chłód skórzanego obicia siedzeń. Po chwili Pierre też znalazł się w samochodzie.
- Mogę wiedzieć gdzie jedziemy?
- To niespodzianka. – powiedział zapalając silnik.
- Dobra mi niespodzianka, a jak wywieziesz mnie do jakiegoś lasu i zgwałcisz.
- Na razie nie, ale może kiedyś…
- Mam zacząć się bać? – popatrzyłam na niego, ale on nie odwracał wzroku od drogi. Poczuł na sobie mój wzrok i się uśmiechnął.
- Mnie nie musisz się bać. – jakoś dziwnie przyjęłam do siebie te słowa. Wiedziałam, ze mnie nie skrzywdzi. Czy to złudzenie było trafne?
Jechaliśmy jakieś 15 minut, gdy Pierre stanął pod… wesołym miasteczkiem. Popatrzył się na mnie z uśmiechem małego uradowanego dziecka.
- Przepraszam Pierre, ale jeszcze raz zapytam, bo chyba nie pamiętam. Ile ty masz lat?
- Hmmmm… 26… a co?
- Nie nic po prostu pytam.
- To idziemy się zabawić.
Wyszliśmy oboje z samochodu. Poczułam lekki chłód na ramionach i założyłam bluzę spoglądając na wszystkie karuzele. Podszedł do mnie i znowu złapał mnie w talii, ale tym razem nic mu nie powiedziałam.
Popatrzyłam w jedno miejsce, gdzie wszystko się skupiało. Wszyscy stali w kolejce, wszyscy się tam gapili. To był olbrzymi rollercoaster, miał jakieś pięć metrów. Przełknęłam głośno ślinę. Popatrzyłam na twarz Pierre’a, a jego oczy były wyraźnie skierowane na kolejkę, która akurat teraz jechała pod górę. Słyszałam dzikie piski.
- Pierre… ty chyba… nie chcesz… tam iść… - wyjąkałam.
- A co boisz się? – pociągnął mnie za sobą nawet nie słuchając mojej odpowiedzi.
- Troszkę…
Po pięciu minutach trzymał w ręku dwa małe żetony i z diabelskim uśmieszkiem ciągnął mnie w stronę tej piekielnej karuzeli.
- Pierre, proszę cię ja nie chcę tym jechać.
- Boisz się Anette?
Już siedziałam w pierwszym wagonie tuż obok chłopaka.
- Proszę cię Pierre…
- Jak chcesz to się możesz przytulić. – uśmiechnął się i usłyszałam jak wagonik ruszał.
Zamknęłam mocno oczy i kurczowo złapałam Pierre’a za dłoń. Piszczałam, gdy wagonik wjeżdżał wysoko w górę, krzyczałam gdy zjeżdżał z prędkością 100km/h w dół, gdy robił wstążkę o mało się nie popłakałam i ciągle trzymałam dłoń Pierre’a. Ten horror trwał aż (!) 2 minuty! Gdy wagonik stanął otworzyłam oczy. Pierre wyszedł z niego uradowany trzymając moją dłoń.
- Pomóc?
Wyszłam i dopiero puściłam jego dłoń.
- Zabiję cię! Słyszysz mnie wariacie już nie żyjesz! Nigdy więcej żadnych rollercoasterów!
- Spokojnie Anette.
- Nie spokojnie! O mało tam nie umarłam! – krzyczałam na niego i patrzyłam jak na jego twarzy pojawiał się naprawdę piękny uśmiech. – I z czego się śmiejesz?!
- Z ciebie, ładnie wyglądasz, gdy się złościsz.
- Ja cię naprawdę zabiję Pierre…
- Chodź kochanie za mną.
- Że jak ty mnie nazwałeś?
Nie doczekałam się odpowiedzi, bo Pierre już poszedł dalej, a ja próbowałam wyrwać się z podziwu i dogonić go.
- Co teraz wymyśliłeś?
- Postrzelamy.
- A masz licencję?
- Na co?
- A czym chcesz strzelać?
- Eeee… nie wiem… dobra to porzucamy.
- Czym?
- A czym chcesz? – bawił się ze mną.
- Pierre…
- Słucham.
- Ech, nic. Idziemy duży dzidziusiu.
- A mamusia się mną zaopiekuje? – podszedł do mnie i położył głowę na moim ramieniu.
- Ale najpierw ci tak wkroi, że aż pielucha nie wytrzyma.
- Zwyrodniała matka… - uśmiechnął się, a moje kolana aż się ugięły pod wpływem tego.
Tego wieczoru jeszcze wiele razy wylądowałam na rollercoasterze (co ja tam robiłam do jasnej cholery!?), popisałam się swoją celnością, odwiedziłam Zamek Strachu, spędziłam 5 minut na Diabelskim Młynie i dobrze się bawiłam z Pierre’m.
Chłopak właśnie kończył „zabijanie” kaczek z podrabianej wiatrówki, gdy zobaczyłam jak jakaś laska dziwnie patrzy się na niego.
- Brawo młodzieńcze! Wygrałeś! – zobaczyłam, że Pierre podołał wszystkim kaczkom, a facet od nich podaje Pierre’owi dużego czarnego misia.
- A miś idzie do innego misia. – odwrócił się do mnie i podał mi miśka.
- Dzięki Pierre, jest piękny.
Oddaliliśmy się od stoiska. Ludzie już się rozchodzili, popatrzyłam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że spędziłam 4 godziny w towarzystwie Pierre’a. Przytuliłam misia, bo naprawdę mi się podobał.
- Ech Pierre…
- Słucham cię.
- Dzięki za miło spędzony wieczór. Już nawet nie boje się rollercoasterów.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Jedziemy do domu?
- Chyba tak.
Poszliśmy do samochodu. On znowu otworzył mi drzwi. Wszedł do samochodu i odpalił nic nie mówiąc. Jechaliśmy w stronę mojego domu, gdy nagle Pierre zboczył z drogi.
- Przepraszam gdzie jedziemy?
- Niespodzianka.
- Czyli tym razem mnie zgwałcisz.
- Jeszcze nie Anette. Zaufaj mi.
Zaufać mu? Zaufać człowiekowi, który niespodziewanie zapukał do moich drzwi? Zaufać chłopakowi, który wprosił się do mojej kuchni? Zaufać mu choć tak naprawdę nic o nim nie wiem…
Jechaliśmy przez jakiś lasek, żeby po chwili zatrzymać się na zboczu jakieś góry.
- Chcę ci coś pokazać, co mi się cholernie podoba.
Położyłam miśka i wyszłam z samochodu. Nie było ani jednego drzewa i wiał wiatr. Zrobiło się cholernie zimno. Poczułam lekko ściskającą rękę Pierre’a na mojej dłoni. Pociągnął mnie lekko w stronę świateł.
- Popatrz…
Szepnął cicho i zobaczyłam, ze stoję na zboczu urwiska patrząc na miasto, w którym mieszkam cudownie oświetlone. Wyglądało to jak niebo, niebo pełne nigdy nie gasnących gwiazd.
- Wiesz Pierre… Gdy byłam młoda…
- Co znaczy z ust 22 letniej dziewczyny młoda?
- Nie przerywaj mi. Nastrajam się. Gdy byłam młoda wzięłam czarny brystol i powycinałam około 50 gwiazdek, a później chodziłam po pokoju i przyklejałam je na ściany. To było takie moje własne prywatne niebo…
- Marzycielka?
- Od samego spłodzenia przez mamusię i tatusia. – usłyszałam ciche parsknięcie śmiechu. – No i czego się śmiejesz?
- Bo jesteś zabawna, miła, ładna, uczynna… - gdy mówił każde słowo czułam jak był coraz bliżej. Zbliżał się do mnie nie uchronnie lekko obejmując w tali. Płynęłam z falą, lecz inny prąd się wdarł.
- Nie Pierre. – odepchnęłam go lekko.
- To nie boli Anette.
- Ale mnie może zaboleć. – szybko odsunął się ode mnie. – Przepraszam. - szepnęłam.
- To raczej ja powinienem przeprosić. – nawet na mnie nie spojrzał. Po prostu poszedł w stronę samochodu. – Choć odwiozę cię do domu.
____

Kac... moralny
________________________________________

Rano wstałam z czymś bardzo podobnym do kaca, ale moralnego. Leżałam patrząc w sufit, gdy nagle usłyszałam sygnał mojego telefonu. Tylko gdzie ja zostawiłam słuchawkę? Rozejrzałam się po sypialni i nie znalazłam, a ten dalej dzwonił. Wygramoliłam się z łóżka i poszłam ociężale do salonu, zobaczyłam moją zdobycz na sofie. Rzuciłam się na słuchawkę, gdy ona nagle przestała dzwonić.
- Jasne! Moje szczęście! Idę się wykąpać.
Z pięknym zamiarem wzięcia ciepłego prysznica poszłam w stronę łazienki lecz, gdy zamknęłam drzwi telefon znowu zaczął dzwonić. Wybiegłam z łazienki i wpadając na sofę złapałam słuchawkę kładąc się przy tym.
- Słucham?
- Anette! Mogłaś wcześniej odebrać!!!
- Zamknij się Dan, przed chwilą wstałam.
- Ja ci tu załatwiłem fuchę.
- Jaką?
- Wywiad z znanym zespołem punk rockowym. Cieszysz się?
- Zależy kiedy ten wywiad mam przeprowadzić.
- W następnym tygodniu. Teraz się cieszysz?
- A jaki to zespół?
- Anette! Nie irytuj mnie.
- Cieszę się Dan, jesteś kochany. Cześć.
Rzuciłam słuchawkę na sofie i poszłam do łazienki wziąć upragniony prysznic.
Po błogich piętnastu minutach, gdy woda ściekała po mnie wyszłam z łazienki, weszłam do sypialni i zobaczyłam czarnego misia na łóżku.
- Pieprzony samiec.
Podeszłam do szafy wyciągając coś w miarę normalnego tylko żeby ludzie się mnie nie przestraszyli, gdy będę robiła zakupy. Zaczęłam myśleć o Pierrre’rze (czy to się tak pisze?!). Wczoraj było tak miło…
Znowu zadzwonił telefon. Zdążyłam tylko złapać miśka i wybiegłam do salonu łapiąc słuchawkę.
- Czego?
- Jak to czego? Jak wczoraj było?
- I tak długo wytrzymałaś Mel.
- Anette! Gadaj! Jak było?
- Miło.
- O Jezu, zabiję tą dziewczynę… - westchnęła, a ja ścisnęłam miśka i parsknęłam śmiechem.
- Zabrał mnie do wesołego miasteczka.
- To jest słodkie… I jak było?
- Miło.
- Anette do jasnej cholery!
- Lubię cię trzymać w niepewności.
- Czyli pocałował cię?
- Nie. Nie pozwoliłam mu.
- Panie wszechmogący! Ja ją zabiję!
- Ale dał mi misia.
- Jaki on jest słodki…
- Jak cholera. Później chyba się na mnie obraził i tylko odwiózł mnie do domu.
- Normalne.
- Mel ja nie jestem na tyle łatwa, żeby na pierwszej randce całować się z chłopakiem!
- Właśnie czasami mogłabyś od tego odbiegnąć, a zwłaszcza wtedy, gdy na randkę zabiera cię 180 centymetrowy bóg sexu.
- Nie przesadzasz?
- Ze wzrostem? – zapytała z nie ukrywanym śmiechem. – Przecież on ma 180 centymetrów.
- Nie o to mi chodzi.
- Anette spójrz prawdzie w oczy. Pierre jest CHOLERNIE – bardzo duży nacisk na to słowo. – przystojny. A do tego umówił się z tobą. Ma piękne brązowe, nawet czarne oczy… te włosy… a założę się, ze ciało też ma cudowne.
- Melanie przywołuję cię do porządku.
- No co nie przyznasz mi racji?
- Jak chcesz to się z nim umów.
- Czyli podoba ci się. – powiedziała z śmiechem.
- Nie.
- Anette to się czuje. Dobra kończę. Spotkamy się dziś czy oczekujesz na telefon od Pierre’a?
- Nie oczekuje na żaden telefon.
- To wpadnę. Pa.
- Cześć.
Melanie. Czasami z nią nie wytrzymuję. Teraz pora na gruntowne zakupy. I nie myśl dziewczyno tyle o tym chłopaku!!!


Bukiet
________________________________________

Wróciłam do domu z 6 siatkami zakupów, bo nieźle zamorzyłam moją lodówkę. Przy samym wejściu do domu musiałam spotkać moją kochaną sąsiadkę.
- Dzień dobry. – krzyknęła.
- Dzień dobry.
- Jakiś mężczyzna był u panienki i kazał przekazać te kwiatki. – wyjęła za żywopłotu cudowny bukiet czerwonych róż.
PIERRE. Upuściłam całe zakupy i pobiegłam do sąsiadki. Podała mi je ciągle patrząc się na mnie jakbym zabiła kogoś.
- Dziękuję. – złapałam kwiatki jak typowy filmowy Gollum i pobiegłam do domu.
Od razu wzięłam wazon, nalałam zimnej wody i włożyłam róże do środka. Usiadłam na sofie i ciągle trzymając bukiet wąchałam pąki. Dopiero teraz zobaczyłam, że jest mała karteczka na nich. Otworzyłam i moje zdziwienie było tak porażające, że o mało nie upuściłam wazonu. „Dla pięknej o Dan’a. Pamiętaj o wywiadzie!” Złapałam za telefon i wykręciłam numer Dan’a.
- Dan do jasnej cholery!
- Co jest Anette?
- Czy ty naprawdę nie masz co robić tylko mi kwiatki wysyłać?!
- Myślałem, że się ucieszysz.
- Cieszę się.
- Wiem czekałaś na kwiaty od kogoś innego.
- Nie!
- Tak.
- Nie!
- Tak.
- NIE!
- Dobra to do zobaczenia. Mam nadzieję, że dostaniesz od NIEGO kwiaty.
Dan odłożył słuchawkę, a ja o mało nie wybuchłam ze złości. Postawiłam je na stoliku i zaczęłam skakać po całym salonie, drąc się przy tym nie miłosiernie. Taka dziwna agonia trwała przez 3 minuty, bo przerwała mi w tym Mel.
- Anette, skarbie czy ty się dobrze czujesz?
- Aaaaaaaa! – popatrzyłam na nią i dalej skakałam.
- Ty jesteś chora psychicznie… Te zakupy przed domem są pewnie twoje. – kiwnęłam głową i dalej skakałam. – To ja je rozpakuje, a ty sobie jeszcze trochę poskacz i powydzieraj się, a później mi wszystko powiesz.
Mel wyszła po zakupy, a ja dalej skakałam i krzyczałam. Weszła po chwili znowu do salonu.
- Piękne róże. To od Pierre’a?
Wiecie co zrobiłam? Zaczęłam jeszcze głośniej krzyczeć i wybiegłam z domu. Po chwili znowu wpadłam do domu czując na sobie wzrok sąsiadki. Skakałam po sofie dalej krzycząc.
- Anette, może ty chcesz jakieś ziółka uspakajające, albo zwykłą herbatę?
Gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi nie licząc krzyku wyszła.
Nie miałam już siły i wywaliłam się na sofę dysząc jakbym przed chwilą przebiegła cały maraton. Wtedy Mel weszła z herbatą. Podchodziła do mnie jak do dzikiego zwierzaka, który za chwilę miała się zbudzić i zaatakować.
- Masz napij się to ci lepiej zrobi. – podała mi herbatę. – To co cię wprowadziło w taki stan?
- Wszystko. – wydyszałam ciężko.
- To od niego? – zapytała patrząc się na bukiet.
- Nie! – krzyknęłam.
- Dobrze spokojnie Anette, tylko nie zaczynaj od nowa. Oddychaj głęboko…
- Czy ja jestem w ciąży?
- Skąd mam wiedzieć. – na głowie Mel wylądowała poduszka., a ona zaczęła się śmiać tuż po niej ja. – Zadzwonił?
- Kto?
- Królowa Angielska. – powiedziała z irytacją w głosie.
- Nie zna mojego numeru telefonu. – Mel popatrzyła na mnie. – Nie, nie zadzwonił… Nie przyszedł, nawet te cholerne kwiatki nie są od niego!
- Spokojnie mała, może jeszcze…
- Mam go w DUPIE!!!!
- Od razu go skreślasz.
- TAK! Nie chce go znać!
- A to dlatego moje bębenki musiały się nadwerężać przy 120 decybelach.
- Dzięki ty mnie zawsze pocieszasz…
- Anette, przecież on mógł mieć jakieś ważne sprawy do załatwienia.
- Może masz rację… ale i tak mam go w DUPIE!
- Kiedyś cię zabiję i każdy sąd mnie uniewinni… - znowu dostała poduszką przez głowę. Po chwili oddał mi. – Nie bij mnie! Jestem młodsza.
- Ale to wcale nie znaczy, ze bezradna.
- Dobra idę mała, bo jestem umówiona z mamą. Pa.
- Do jutra Mel.
Zostałam sama. Z cholernymi kwiatami, z kubkiem herbaty, z mętlikiem w głowie. Zobaczyłam, że na sofie leży miś od Pierre’a. Przytuliłam go mocno i zasnęłam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez PunK_BaNaNa dnia Sob 20:56, 22 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 20:59, 22 Lis 2008    Temat postu:

To nie sen...
________________________________________


Przekręciłam się, poczułam, że moja głowa na czymś leży. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Pierre’a. Wyraźnie się uśmiechał.
- Co ja tu robię? Co ty tu robisz?
- Ty śpisz na moich kolanach, a… - zerwałam się i już siedziałam patrząc się na niego tępo. – Przed tym było lepiej.
- Co ty tu robisz?!
- Przyszedłem cię odwiedzić. Drzwi były otwarte więc wszedłem i zobaczyłem jak słodko spałaś razem z misiem. – uśmiechnął się. – Nie miałem serca cię budzić więc usiadłem sobie.
- Więc jak moja głowa wylądowała na twoich kolanach?
- Jakimś cudem Anette… Zastanawiałem się nad przebudzeniem cię jak księżniczkę. Wiesz pocałunek, a ty się budzisz i…
- Daję ci za to w twarz.
- Nie zupełnie, bo księżniczki padają w ramiona księciu i żyją długo i szczęśliwie.
- Zależy, bo książę za taką zuchwałość może długo nie po żyć.
- Jesteś słodka.
- Jak cykuta. – uśmiechnęłam się złośliwie i wstałam. – Podać ci coś?
- Jeśli taka trucizna jak ty ma mi dać szczęście przed śmiercią, to poproszę trochę cykuty w pocałunku.
- Jesteś zbyt pewny siebie Pierre. – uśmiechnął się a ja troszeczkę straciłam równowagę. I mówcie sobie co chcecie, ale nie wiem co było tego przyczyną.
Poszłam do kuchni słysząc jak Pierre nuci sobie pod nosem. Wstawiłam wodę i spojrzałam na zegarek. Była godzina 23. Jasna dupa przecież jak zasnęłam była 19! Zrobiłam pospiesznie kawę i poszłam do salonu.
- Pierre, od której tu siedzisz?
- Przyszedłem przed 20.
- I co ty tyle czasu robiłeś? – podałam mu kawę.
- Patrzyłem na ciebie, jak powoli oddychasz i na twoje usta.– popatrzył na mnie. - Z czym jest?
- Mleko i dwie kostki cukru. – odpowiedziała automatycznie, bo dziwnym trafem zapamiętałam ulubioną kawę Pierre’a, a poza tym byłam… zdziwiona.
- I co będziesz tak stać? – zapytał, bo ja dalej stałam i patrzyłam na niego. – Siadaj. – poklepał miejsce obok siebie, jakby był w swoim domu.
Usiadłam obok niego i zaczęłam powoli sączyć kawę. Myślałam nad tym o czym będziemy rozmawiać. Czy nie powinnam mu powiedzieć, żeby sobie poszedł do domu. Czy powinniśmy gadać o tym wczorajszym. Co w ogóle będzie, ze się tak wyrażę z nami.
- Od kogo są te róże? – zapytał stawiając kawę na stoliku.
- O Dan’a.
- Mówiłaś, ze nie masz chłopaka. – popatrzył na mnie. Ja też postawiłam swoją kawę.
- Bo nie mam. Dan to mój kolega z pracy. I nic mnie z nim nie łączy. – i po co mi było to ostatnie zdanie? On jest zazdrosny. Hehe…
- Późno… Pójdę już.- wstał uśmiechając się przy tym, a ja poczułam, że jak mnie teraz zostawi to umrę. Ale moja cudowna natura tchórza pospolitego dała za wygraną.
Wstałam razem z nim i odprowadziłam go do drzwi.
- Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?
- Nie, żadnych.
- Przyjadę po ciebie o 20.
- Dobrze.
- Żegnaj Anette.
- Cześć…
Wyszedł, a ja zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i czułam jak powoli zjeżdżam w dół… Usiadłam pod drzwiami i uśmiechnęłam się sama so siebie.

________________________________________

Wstawanie to najgorsza część dnia, a już w ogóle jest okrutna jak musisz wstawać, bo ktoś dobija się do ciebie do domu. Przykryłam głowę poduszką miejąc nadzieję, ze natrętny człowiek pójdzie sobie do domu.
- Idź do domu! Potworze! – krzyknęłam choć i tak wiedziałam, że nie usłyszy.
Zerknęłam na zegarek i zobaczyłam, że dłuższa wskazówka nie uchronnie zbliża się do godziny 11. Powoli zeszłam z łóżka myśląc, że jak ma ważną sprawę to poczeka. Ostrożnie szłam do drzwi. Byle wywrócenie mogłoby spowodować wstrząs mózgu… Ciągle przecierałam oczy ze zmęczenia. Popatrzyłam znowu na zegarek i ujrzałam, że przejście z sypialni na korytarz trwało pięć minut a zawsze trwa około 10 sekund. Przekręciłam zamek i nacisnęłam klamkę. Światło mnie poraziło i od razu zamknęłam oczy.
- Anette! Skopię ci tyłek!
- Jezu to ty… - po otworzeniu oczu zobaczyłam Mel. – Czego?
- Dzwoniłam do ciebie jakieś dwie godziny temu, a ty…!
- Spałam.
- To coś ty robiła? – popatrzyła na mnie podejrzliwie i z uśmiechem. – Pierre?
- A kogoś innego posądzasz o moje niewyspanie?
- Musiała być bardzo interesująca noc…
- A ktoś kiedyś cię kopnął?!
- Ty i to nie raz…
- Dobra jaki cel był tego telefonu i odwiedzin?
- Wyjeżdżam.
- Słucham?!
- Muszę wyjechać do Hiszpanii.
- Pogrzało cię Mel?! – moja przyjaciółka mnie zostawia, pierwszy raz w życiu Melanie mnie zostawia!
- Przyjadę we środę, bo muszę iść z tobą na wywiad. Nie gniewaj się mała…
- Nie gniewam się. – przytuliłyśmy się do siebie.
- Wzięłabym cię ze sobą, ale masz Pierre’a… - dostała szturchańca. – Dobra Pierre ma ciebie… - jeszcze raz ją szturchnęłam. – Macie siebie…
- Teraz masz już kopa! – popatrzyłam się na nią z chęcią mordu. – Dobrze, ze dziś już jest sobota…
- Masz rację. Muszę iść już. Będę tęsknić.
- Ja też. Tylko Mel zawróć jakiemuś Hiszpanowi w głowie…
- Jasne maleńka. – jeszcze raz się objęłyśmy i po chwili zobaczyłam jak Mel wsiada do samochodu.
-
*** u Mel***
- Nareszcie odebrałeś!
- Mel… - odezwał się zaspany głos Pierre’a.
- Nie powiedziałeś jeszcze Anette. Człowieku przecież to się wyda.
- Proszę cię…
- To ja cię proszę Pierre, powiedz jej, bo jak nie to ona będzie cierpiała. A chyba zależy ci na tyle na Anette, żeby jej nie ranić?
- Masz rację.
- Wiem. Dobra kończę.



Przez cały cudowny dzień nie mogłam się pozbierać. Przecież spać poszłam dopiero po trzeciej… To jest okropne, jest godzina 19:50, a ja dopiero wyszłam z pod prysznica. Muszę w 10 minut pozbierać się do kupy, umalować, ubrać… I być gotowa na pomysły Pierre. Trochę pokręcone jak na mężczyznę, który ma 26 lat.
Usłyszałam dzwonek do drzwi, pobiegłam otworzyć. Stanęłam przed drzwiami i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem w ręczniku i tylko w nim… Za późno nacisnęłam klamkę i o mało nie zemdlałam z wrażenia. Pierre stał na schodkach ubrany w czarną bluzkę z długimi rękawami i jeansy. On był normalnie ubrany. Ale wyglądał bardzo ładnie z tymi włosami i uśmiechem. Co ci jest Anette?! Uspokój się dziewczyno!
- Cześć piękna. Czy to jest twoja sukienka wieczorowa?
- Nie, nie ubrałam się jeszcze…
- Kobiety… - powiedział cicho i uśmiechnął się zuchwale.
- Ja to słyszałam.
- O to mi chodziło. Mogę wejść Księżniczko słodka jak cykuta…
- A skąd wiesz jaki cykuta ma smak?
- Domyślam się, że jest słodka jak ty.
Ruszył w moją stronę, a ja odwróciłam się i poszłam do pokoju wybrać coś do ubrania.
Pomyślmy Anette, coś ładnego… nie wyzywającego, nie mam takich rzeczy…
Wyciągnęłam koszulkę z napisem z przodu „Nobody is perfect” i z tyłu „Ma name is NOBODY”. Założyłam biodrówki z czerwoną nitką i czarne trampki. Włosy zostawiłam swojej nie narzucanej woli. Jak zwykle: mascara, czarna kredka i błyszczyk – mój makijaż. I takim cudem po 20 minutach byłam gotowa. Wyszłam do salonu i zobaczyłam, że Pierre ogląda na MTV jakieś badziewie z Eminemem.
- Czy ty go lubisz? Jak tak to odwołuje spotkanie.
Pierre wstał i bardzo powoli się do mnie zbliżał. Był coraz bliżej.
- Po pierwsze to jest randka, bo chcę cię zdobyć i pocałować te słodkie usta, a po drugie też nie lubię Eminema. – uśmiechnął się. – Idziemy?
- Ta jasne… - powiedziałam próbując się przynamniej lekko pozbierać.
On szedł pierwszy. Wzięłam bluzę i zamknęłam drzwi. Włożyłam klucze do kieszeni spodni. Szłam przez chodnik do samochodu i stwierdziłam, że nie jest tak zimno jak to oceniłam.
Po chwili znowu siedziałam na wygodnych skórzanych siedzeniach. Pierre włączył radio.
- Green Day… - powiedziałam, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki „Basket Case”.
- Znawczyni…
- Słuchałam tego, słucham i będę słuchać i żaden mężczyzna tego nie zmieni.
- Ja nie będę próbował.
- Zaraz, zaraz… - chciałam powiedzieć, ale Pierre mi przerwał.
- Bar czy dyskoteka?
- Dyskoteka, choć lepiej klub nocny tam są rury.
- Anette!
- No co?! – zapytałam z śmiechem w głosie.
- Czyli dyskoteka?
- Tak. – odpowiedział i poczułam jak Pierre przyśpiesza.


--II--
Po trzech piwach i jednym drinku byłam już wstawiona, a Pierre ciągle wyglądał na trzeźwego. Co chwile obok naszego stolika przechodziła, albo jakaś zakochana para, albo wolny strzelec. Popatrzyłam na Pierre, a na jego ustach był nie schodzący uśmiech.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie.
- Jak zwykle…
Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam podest, na którym tańczyły dziewczyny. Takie normalne podwyższenie. Po stwierdzeniu, ze ja też musze się tam znaleźć wstałam nie pewnie.
- Gdzie idziesz Anette?
- Potańczyć… o tam. – pokazałam mu palcem, bo nagle z mojego słownika uciekł wyraz, którego tak poszukiwałam.
- Nie, nie, nie.
- Co nie, nie, nie?
- Nie pójdziesz tam jesteś pijana, połamiesz się lub poobijasz.
- E tam. Idę. – ruszyłam pewnym krokiem, ale poczułam jak ktoś łapie moja rękę.
- Anette. Nie.
- Pierre, ale ja chce!
- Nie. – muzyka była głośna, ale to „nie” bardzo dobrze słyszałam mimo wypitych promili.
- Dobrze jak sobie chcesz.
Usiadłam na krześle i udawałam obrażoną. Nie odzywałam się do niego, a już nie wspomnieć o patrzeniu. Zauważyłam, że jakaś dziewczyna wlepia oczy w Pierre’a i troszeczkę mnie to zdenerwowało, a że byłam podchmielona wstałam do niej. Szłam do niej ostrożnie, żeby tylko gleby nie zaliczyć. Poczułam jak Pierre znowu mnie łapie.
- Chodź.
- Pierre jesteś okropny…
- Dobrze, niech ci będzie jestem okropny, a ty lekko wstawiona więc ktoś musi się tobą zaopiekować.
Próbowałam się wyrwać z uścisku mimo to iż dziewczyna dawno poszła. Nagle poczułam jak złapał mnie w tali z tyłu i delikatnie objął.
- Puść mnie ja chcę tam iść. – znowu pokazałam scenę. Mocniej mnie objął i szepnął do ucha.
- Nie. – poprowadził mnie do stolika. Usiadłam i znowu udawałam obrażoną.
Patrzyłam się tęsknie w miejsce, gdzie dziewczyny tańczyły i dostałam olśnienia.
- Pierre?
- Słucham. – zapytał choć myślałam, że nie usłyszy.
- Przynieś mi sok pomarańczowy.
- A obiecasz, ze nigdzie nie pójdziesz?
- Obiecuję. – powiedziałam z uśmiechem. On odwzajemnił i już widziałam jak odchodził.
Ucieszona wstałam i podążyłam ku scenie. Byłam już w połowie drogi, gdy jakiś chłopak objął mnie i zaczął tańczyć z moim bezwładnym ciałem.
- Spieprzaj, albo dostaniesz po przyrodzeniu…
Puścił mnie, a ja z uśmiechem poszłam dalej. W końcu jak kobieta coś sobie postanowi to musi to spełnić, a jak jest pijana to już w ogóle nie ma polituj.
Jakimś cudem znalazłam się na… no tym podeście. I zaczęłam tańczyć razem z resztą dziewczyn. Usłyszałam jakieś gwizdy i nawoływania. Popatrzyłam w dolne partie sali i zobaczyłam, ze tuż pode mną stoi Pierre z bardzo poważną miną.
- Wpadłam…
Poczułam jak tracę kontrolę nad swoimi ruchami i grunt pod nogami. Czułam jak spadam z 3 metrowego podestu wprost… w ramiona Pierre. O zrządzenie losu!
- Koniec tego dobrego Anette. Odwożę cię do domu. – w jego głosie było słychać trochę złości i troski.
Trzymał mnie na rękach i nagle mnie puścił łapiąc mnie za rękę. Nie było miło, gdy mnie ciągnął do wyjścia z wyraźną złością. Ludzie się na nas patrzyli a ja zaczęłam krzyczeć.
- ŻEGNAM WAS! BYŁO MIŁO!
Chłopak dosłownie wsadził mnie do samochodu, bo ja ciągle chciałam zostać. Samochód ruszył, a Pierre nic się nie odzywał. Najwyraźniej był na mnie zły. Dopiero teraz załapałam trochę skruchy.
- Przepraszam… - szepnęłam cicho.
Nic nie odpowiedział, a ja po chwili przysnęłam na siedzeniu. Spowalniacz, czyli alkohol zaczął działać.
Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię.
- Co jest? – zapytałam sennie.
- Musze cie przenieść do domu. Ułatw mi to trochę.
Przesunęłam nogi tak, ze wystawały poza drzwi, a moja głowa automatycznie leciała do tyłu.
- Nie, nie, nie Anette. Obejmij mnie rękoma. – to co kazał zrobiłam. – Trzymaj mocno. – poczułam jak wstajemy. – Teraz obejmij nogami mnie w talii. – popatrzyłam mu się w oczy, takie śliczne brązowe oczy… Po nie wielkiej pomocy rąk Pierre’a, zrobiłam to co mi kazał. – Dobra teraz idziemy do domu.
Wtuliłam się w niego. Poczułam jego zapach…
- Klucze.
- Z tyłu w kieszeni…
- I mam ci je wyjąć, a ty później oskarżysz mnie o molestowanie seksualne. – powiedział z śmiechem w głosie.
- Daj spokój…
Wyciągnął klucze i po chwili usłyszałam szczęk otwieranego zamka. Znowu przymknęłam oczy. Najwyraźniej Pierre usiadł gdzieś, bo poczułam, że siedzę u niego na kolanach. Otworzyłam oczy.
- Możesz mnie puścić.
- Ale ja nie chcę. – powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- Kobiety…
- Słyszałam.
- Ale ja będę musiał iść do domu.
- Zostawisz mnie? – uśmiechnęłam się jak niewiniątko.
- W zasadzie to chyba nie mógłbym… ale wstań, proszę cię. Potem położysz się.
Wstałam, ale Pierre ciągle mnie trzymał, żebym przypadkiem nie upadła. Poczułam jak mnie delikatnie kładzie na sofie. Patrzył się na mnie, a ja na niego.
- Połóż się obok mnie Pierre. – alkohol dodał mi odwagi…
Zamknęłam oczy i poczułam jego ciało blisko mojego… ten zapach… wtuliłam się w niego i po chwili już spałam.


________________________________________

Poczułam ostry ból na całym ciele.
- Jasna cholera co jest?! – krzyknęłam i otworzyłam oczy.
Znajdowałam się na podłodze tuz obok sofy. W drzwiach prowadzących do kuchni stał Pierre.
- Nic ci się nie stało?
- Boże Pierre nie krzycz, łeb mi pęka… - uśmiechnął się i podszedł powoli do mnie.
- Pomogę ci wstać. – wyciągnął do mnie dłoń, a ja wyciągnęłam swoją.
- Jestem sztywna jak trup, a poza tym mnie wszystko boli, mam kaca i chce mi się pić i to na gwałt. – uśmiechnął się słodko. – Do tego czuję, ze wczoraj narozrabiałam.
- Nie ani trochę. – usadowiłam się na sofie, kręcąc głową i patrząc czy czasami nie złamałam sobie kręgosłupa.
- Ja nic nie pamiętam… Proszę cię daj mi coś do picia, bo uschnę jak drzewko na pustyni…
Siedziałam masując sobie obolały kark. Chłopak wszedł do salonu z szklanką i 2 litrowym kartonem soku pomarańczowego.
- Zdaj sobie sprawę, ze właśnie teraz ratujesz mi życie.
Podał mi szklankę, a ja od razu wypiłam dwie nawet nie patrząc na niego.
- Lepiej… Choć nie… - nalałam sobie trzecią i wychyliłam ją za jednym zamachem. – Teraz lepiej.
- Ale kac, cię męczy…
- Uświadom mnie Pierre co ja wczoraj robiłam?
- Od, którego momentu?
- Po trzech piwach i drinku.
- Uparłaś się, żeby zatańczyć na scenie, ale ja ci nie pozwoliłem…
- Dzięki Bogu. – oprałam głowę o zagłówek.
- To nie wszystko. – popatrzyłam na niego z zaciekawieniem. – Później chyba do jakiejś dziewczyny chciałaś iść, ale, że ledwo się na nogach trzymałaś więc znowu cię usadowiłem… A później wysłałaś mnie po sok a sama poszłaś na scenę.
- Nie…
- Tak. Zleciałaś jak anioł w moje ramiona, bo się potknęłaś i wyprowadziłem cie z dyskoteki, bo nie wiadomo co by ci odbiło. – uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, ze to wszystko. – powiedziałam choć odczuwałam coś dziwnego i wiedziałam, ze to nie wszystko.
- Potem musiałem cie przenieść, kazałem ci mnie puścić, ale ty nie chciałaś. A później zasnęliśmy objęci na sofie. Koniec.
- O Jezu… nigdy więcej alkoholu…
- Dlaczego? Po alkoholu jesteś bardziej słodka niż normalnie. – zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy. Te jego piękne brązowe oczy…
- Musze iść do pod prysznic…
- To ja spadam do domu. Też muszę się wykąpać. – wstał a ja szukałam jakieś sposobu, żeby go tu zatrzymać.
- Może wykąpiesz się tu? – powiedziałam odruchowo, a potem dopiero pomyślałam. O SHIT! Pomyśli sobie, ze jestem następną napaloną laską…
- Proponujesz prysznic razem? – zapytał.
- Nie po prostu chciałabym, żebyś został, bo… jeszcze źle się czuję, a Mel pojechała i… - próbowałam znaleźć konkretny powód, żeby tylko Pierre nie wyszedł za próg tych drzwi.
- Dobra zostanę. - uśmiechnął się a mi ciężar spadł z serca.
- Przyniosę ci czysty ręcznik…
- Najpierw ja?
- Jak chcesz to możesz.
Przyniosłam mu ręcznik i zaprowadziłam do łazienki, a sama poszłam sobie zrobić mrożona kawę. Gdy Pierre w najlepsze brał prysznic ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Poszłam najpierw do sypialni, pokręciłam się trochę i znowu skierowałam swoje kroki do salonu. Gdy przechodziłam obok łazienki usłyszałam śpiew Pierre’a. Zachciało mi się śmiać. Gdy wchodził właśnie w wyższą tonację nie wytrzymałam ze śmiechu i poszłam do salonu. Usiadłam na sofie słysząc z oddali pomrukiwania Pierre’a i włączyłam telewizor. Akurat trafiłam na Muppet Show. Tak więc zostawiłam pilot w spokoju i patrzyłam jak Kermit podrywa Piggy.
- Kermit? – usłyszałam głos Pierre’a.
- Tak to mój idol. – zażartowałam
- Taki fajny zielony. Może rodzina z Shrek’iem?
- A kto to może wiedzieć?
- Łazienka wolna. – powiedział a ja wstałam i skierowałam się do łazienki.
Lecz nagle popatrzyłam na Pierre’a i moim oczom ukazał się Pierre tylko w samym ręczniku. O panie! Przełknęłam głośno ślinę. Dobrze, ze ręcznik przynajmniej był długi… Eeee… Mel ratunku! Ona miała rację… Jego ciało… o Panie…
Stałam tak i patrzyłam się na jego prawie nagie ciało.
- Dobra… idę… wziąć… prysznic… - wyjąkałam i pobiegłam do łazienki pod zimny prysznic.
Zamknęłam się w łazience i prosiłam Boga, żeby jak wyjdę z łazienki on był ubrany. Odkręciłam kurki wody i zobaczyłam, że ubrania Pierre’a leżą na półce.
- Ty mnie chyba Boże nie lubisz?
Wzięłam 20 minutowy prysznic z czego 15 minut to było chłodzenie. Wyszłam z łazienki w szlafroku i od razu poszłam do salonu.
- Pierre możesz iść się ubrać.
Chłopak siedział na sofie, a gdy wstał… nie mogłam złapać powietrza w płuca.
- Jak chcesz. – uśmiechnął się co pogorszyło czynność oddychania.
Stałam i ciągle udawałam, że się na niego nie patrzę, ale to było nie wykonalne. Przeszedł obok mnie delikatnie ocierając się o mnie, a moje całe ciało aż zadrżało… (czy ktoś wyczuwa tu rymy?)
Poszłam do swojego pokoju i ubrałam się w pierwszy lepszy strój. Skierowałam się do kuchni po sok dla ochłody. Gdy piłam już drugą szklankę kochanego soku pomarańczowego schłodzonego do paru stopni usłyszałam jak Pierre wszedł do kuchni. Odwróciłam się i postawiłam sok. Podeszłam do niego i złapałam za koszulkę tuż przy szyi.
– I nie warz mi nigdy więcej się rozbierać… - powiedziałam mu prosto w twarz czując jak kładzie swoja dłoń na mojej talii…

________________________________________



Trzymałam go dalej za bluzkę i patrzyłam jak na ustach rośnie mu uśmiech. Bliskość tego człowieka przyprawia mnie o zawrót głowy i to minimalnie. Zapomniałam o Bożym świecie patrząc w jego oczy. Nagle uśmiech spełzł z jego twarzy i zastąpiło go skupienie. Delikatnie obejmował mnie, a moje ręce dalej ściskały jego bluzkę. Jego druga dłoń wylądowała na mojej szyi. Już wiedziałam co się zaraz stanie i działo się we mnie coś dziwnego. Rozum mówił „nie”, a serce „tak”. Nie mogłam przestać patrzeć na jego twarz, na oczy, usta… Coś mnie opętało. Gładził moją szyję, by po chwili położyć swój palec na ustach, moich ustach. Delikatnie wodził nim, a ja czułam, że zaraz umrę. Moment ja już umarłam… zaczęliśmy się delikatnie do siebie przysuwać. Czułam już jego zapach tak odurzający jak narkotyk. Wiedziałam, że nie ma odwrotu… i co najlepsze nie chciałam, żeby jakikolwiek odwrót nastąpił. Już moje usta były obok jego ust, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja dosłownie odskoczyłam od Pierre’a wyrywając się z jego delikatnego uścisku. Popatrzyłam się na niego i bez słowa wyszłam z kuchni ciężko oddychając.
Otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry poczta. – listonosz stał w drzwiach, a ja miałam ochotę na niego skoczyć i go zabić.
- Dziękuję. – syknęłam cicho i z impetem zatrzasnęłam drzwi.
Weszłam do salonu i zobaczyłam, że tam już siedzi Pierre. Jego twarz wyrażała trochę smutek i rozczarowanie. Próbowałam rozedrzeć list, ale klej, na który został przyklejony nie chciał puścić.
- Jasna cholera! – krzyknęłam i w mgnieniu oka pobiegłam do kuchni.
Zanim znalazłam jakikolwiek nóż zdążyłam już się zagotować w środku. Weszłam spokojnie do salonu i usiadłam na sofie obok Pierre’a. Rozcięłam kopertę i zobaczyłam bardzo krótką treść listu, który mówił bardzo dużo.

Cześć Anette!
Jest mała sprawa, bo twój kochany braciszek, czyli ja( przypis od redakcji) przyjeżdżam do NY i nie mam gdzie nocować. Więc jednoznacznie spędzę te dni u ciebie. Żadnych sprzeciwów nie przyjmuję. Będę w czwartek. Sorry, że list, ale mi odbiło. Kocham cię.
Mike

Popatrzyłam jeszcze raz na treść listu i postanowiłam, ze Dano’wi się tak dostanie, że już nie wróci do siebie.
- Zabiję… - szepnęłam cicho.
- Kogo? – zapytał Pierre najwyraźniej zainteresowany moim zachowaniem.
- Mike’a.
- Nie kojarzę… - zaczął.
- Mojego brata. Przyjeżdża w czwartek…
- Milutko. Takie spotkanie rodzinne.
- Będzie później na pogrzebie. – zamilkłam. – Czy ten debil nie wie jeszcze, że wiek temu zrobili coś takiego jak telefon…
- Może chciał napisać?
- Nie broń go. – spojrzałam na Pierre’a, który przez cały czas się na mnie patrzył. – Co się tak patrzysz? Mam coś na twarzy?
- Nie po prostu znowu pięknie wyglądasz. – uśmiechnął się i wstał. – Spadam już.
- Jak to już? – zapytałam i spojrzałam na zegarek, który bardzo wyraźnie wskazywał godzinę 15:25.
- Normalnie Anette. – znowu pełna desperacja i nie wiem co zrobić. Dlaczego?!
- Zostawisz mnie? – zapytałam z nadzieję, ze powie „nie”.
- Na ogół bym cię nie zostawił, ale dziś jest wyjątek. – podszedł do mnie i pocałował w policzek. – Dziękuję za miły wieczór, cudowną noc i śmieszny poranek. W ogóle dziękuję za wszystko Anette.
- Cała przyjemność po mojej stronie Pierre. – i nawet nie wiesz jaka przyjemność…
***
po wyjściu Pierre’a dalej klęłam listonosza za przerwanie tego… czegoś. Posprzątałam dom, zjadłam coś normalnego, bo ostatnimi czasy zapominałam w ogóle o jedzeniu i takim sposobem trzeba było iść spać.


następny....

Otworzyłam oczy i usłyszałam jak ktoś znowu molestuje dzwonek do drzwi. Postanowiłam, że go stamtąd usunę jak tylko otworzę te cholerne drzwi i zobaczę co komuś się urodziło. Modliłam się, żeby ten ktoś miał wystarczająco dobry powód do budzenia biednej nie wyspanej Anette o tak nie ludzkiej godzinie, bo zabiję.
Tym razem udało mi się szybciej dostać się do drzwi mimo zmęczenia. Otworzyłam drzwi i ten widok po prostu zwalił mnie z nóg. Przetarłam oczy i zwróciłam się do intruza.
- Pierre? Co ty tu robisz?
- Bo mam do ciebie sprawę…
- Mam nadzieję, że jest wystarczająco poważna. Właśnie obudziłeś mnie.
- Przepraszam Śpiąca Królewno. W domu mam remont i nie mam nawet jak tam się wykąpać. Długo wytrzymałem, ale dziś moje nerwy się skończyły.
- I? – zapytałam mało kulturalnie, ale właśnie próbowałam powstrzymać ziewnięcie.
- Proszę cie mogę na razie z tobą zamieszkać? Nie sprawiam kłopotów… – Pierre nie sprawia kłopotów? Może pomijając moje serce. – … jestem miły, uczynny. Robię dobre śniadania, nie będę ci przeszkadzać w żadnych czynnościach życiowych i dotrzymam ci towarzystwa. – to co zrobił na koniec zdecydowało za wszystko. Uśmiechnął się.
- No dobra. – dopiero teraz zobaczyłam, że w ręku trzyma małą podręczną torbę. – Już jestes przygotowany?
- Na wszystko kochanie. – wszedł do domu. – Zrobić herbatki?
- Nie zjem płatki. A ty cos jadłeś rano?
- Nie.
- Więc w takim razie jemy płatki.
- Dobrze.
Po 5 minutach siedzieliśmy razem w kuchni i jedliśmy płatki.
- Więc tak. Śpisz w salonie na kanapie, bo nigdy nie miałam tak długo gości, żeby kupić im cokolwiek innego.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Dam ci ręcznik i masz się ubierać jak wychodzisz z łazienki. – uśmiechnął się i kiwnął głową. – Nie śmiej się.
- Ja się nie śmieję.
- Jasne a co teraz robisz?
- Przypominam sobie wczorajszy dzień. Jak o mało się nie… - nie dokończył, bo zadzwonił telefon.
Idąc do niego, to wszystko stanęło przed moim oczyma. Podniosłam słuchawkę.
- Słucham?
- Anette skarbie jutro u mnie się stawisz. – usłyszałam głos Dan’a.
- A po co?
- Nie pytaj się po co, przecież w czwartek masz ten wywiad z tymi kolesiami. Dowiesz się trochę o nich i w ogóle.
- Dobra będę, a na którą?
- Może być 10?
- Jasne.
- Będę czekać.
- Dobra, dobra.
Położyłam słuchawkę i poszłam znowu do kuchni. Zobaczyłam, że Pierre już zjadł swoje śniadanie.
- Jutro muszę wyjść. – stanęłam w drzwiach i patrzyłam się w plecy Pierre’a.
- Dobra, będę grzeczny. Bez żadnych imprez, ani spotkań towarzyskich pod nie obecnością właścicielki. – odwrócił się i uśmiechnął.
- Bez przesady…
- Dobra ja wiem, że o tym myślisz.
- Wcale, że nie.
- Wcale, że tak. – pokazał mi język.
- Małe dziecko. – wstał i w ułamku sekundy był obok mnie.
- W każdym z mężczyzn musi być coś z dziecka, bo kobiety by się zanudziły na śmierć.
- Z tobą nigdy.
- Właśnie. – był zbyt blisko. – Mam nadzieje, że twoje życie się zmieniło jak poznałaś takiego małego dzidziusia o imieniu Pierre.
- Czasami twierdzę, że za bardzo. – popatrzył się na moje usta, a ja mimowolnie to dostrzegłam.
- A to dlaczego? – zapytał i poczułam ruch powietrza jakie wywołał przysuwając się do mnie.
- Bo spotkałam chłopaka, który w pięć dni trochę namieszał w moim życiu i…
- I co?
- I teraz ze mną mieszka. – odpowiedziałam szybko.
- Aha… - powiedział.
Zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy.
- Zaufasz mi? – zapytał, a ja nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
- Zaufam.
- Zamknij oczy… - powiedział.
- A po co? – zapytałam, a on się uśmiechnął.
- Kobiety…
- Słyszałam.
- O to mi chodziło. Zamknij oczy.
Zamknęłam i zdałam się na resztę moich zmysłów. Poczułam chyba duszą, że jest bliżej mnie potem oszołomił mnie jego zapach. Jestem ciekawa czego on używa, ze tak pachnie. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
- Możesz mnie wreszcie pocałować Pierre?
- Jasne.
Objął mnie w talii i przysunął do siebie popatrzył mi się w oczy.
- Teraz niech nawet niebo się wali, a cię pocałuję.
- Mam taką cichą nadzieję.
Zamknęłam oczy i poczułam jego ciepły oddech na moich ustach, a później tylko ich smak. Ten smak i jego właściciel zawładnął mną do końca…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 21:45, 22 Lis 2008    Temat postu:

Jakie cudeńko! Yellow_Light_Colorz_PDT_10 Yellow_Light_Colorz_PDT_10
Ja też tak chcę Yellow_Light_Colorz_PDT_14
Takiego własnego romantycznego i seksownego Pierrnika chodzącego bez koszulki po moim domu Yellow_Light_Colorz_PDT_10 Yellow_Light_Colorz_PDT_10 Yellow_Light_Colorz_PDT_10


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 20:59, 23 Lis 2008    Temat postu:

I to już koniec??? No nieeee.e.. czemu zawsze jak czytam fajne opowiadanie to ono się urywa gdy ja się w nie już wkręciłam?! Bananowy człeku tzn. Jagódko:P Masz dalej tego cuda???

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 22:00, 23 Lis 2008    Temat postu:

mam Yellow_Light_Colorz_PDT_02 Yellow_Light_Colorz_PDT_02 Yellow_Light_Colorz_PDT_02 Yellow_Light_Colorz_PDT_02 Yellow_Light_Colorz_PDT_02

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 22:11, 23 Lis 2008    Temat postu:

No to na co ty czekasz?! Na oklaski xD Dawaj dalej! Bo jak nie to - śmierć na miejscu:P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 22:36, 23 Lis 2008    Temat postu:

Popieram!
Ostrzegam, że jestem w złym stanie psychicznym, co może potwierdzić fakt, że słucham Backstreetboys
Tak, więc dawaj dalej, jeśli nie chcesz się na nas natknąć w ciemnym zaułku Yellow_Light_Colorz_PDT_09


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 22:42, 23 Lis 2008    Temat postu:

chyba wynajmę ochroniarza Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04
spokoje oddychamy juz daje opo Yellow_Light_Colorz_PDT_08




...............

- Jesteś słodka.
- Jak cykuta… - wyszeptałam, bo nie mogłam powiedzieć nic innego.
- Więc niech Bóg ma mnie w swojej opiece, bo ta cykuta mi smakuje.
- Ale umie zabić pamiętaj…
- Najwyżej z pożądania.
Przysunął swoje usta do moich i znowu zaczęliśmy się całować. Mój mózg ciągle wysyłał wiadomości treści „Anette ogarnij się!”, ale ja zupełnie go nie słuchałam, bo byłam pogrążona w ustach Pierre’a (ja i te moje porównania), w jego zapachu i ciele. Uwaga ogłaszam wszem i wobec jestem opętana przez jego usta.
Trwało to jeszcze chwilę, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Nie puszczę cię. – Pierre powiedział, gdy tylko się od niego oderwałam w celu pójścia do telefonu
- Musisz.
- Wcale nie muszę – odparł.
- Ale powinieneś.
- A wcale, że nie.
- Tak. – powiedział i lekko musnęłam jego usta. – Teraz mnie puścisz.
Puścił mnie, a ja poszłam do salonu odebrać ciągle brzęczący telefon. Złapałam słuchawkę .
- Słucham.
- Jak ja za tobą tęsknię. – usłyszałam głos Mel.
- Ja za tobą też tęsknie. – Pierre popatrzył się na mnie z ciekawością i nie spuszczał wzroku ze mnie.
- Dzwonię tylko tak, żeby zapytać się co tam u ciebie.
- Jest miło.
- Rozumiem… Pierre w domu…
- O co ty mnie od razu posądzasz Mel? – z ulgą odetchnął.
- Nie o nic, ale Pierre jest?
- Yyyy…..
- Czyli tak. Cieszę się.
- A jak tam podryw przystojnego Hiszpana?
- Hiszpanii chyba wyemigrowali jak się dowiedzieli, ze przyjeżdżam…. – zaczęłam się cicho śmiać.
- Wiesz Anette może choć troszeczkę współczucia! Ty masz swojego Pierre’a, a ja? Będę ciągle sama?
- Znajdziesz kogoś.
- Ta, jasne… dobra kończę, bo zbankrutuję. Do środy. Kocham cię.
- Ja ciebie też Mel.
Odłożyłam słuchawkę i popatrzyłam na Pierre’a. Uśmiechał się delikatnie stojąc w drzwiach. Wyglądał bardzo interesująco.
- Chyba miałeś się wykąpać…
- Czy to była propozycja wspólnego prysznica?
- Twoje nie doczekanie. – bardzo powoli się zbliżał do mnie, a gdy już był tuż obok mnie i tylko czekałam jak znowu się zaczniemy całować powiedziałam. – Tylko się ubierz przy wyjściu.
I usiadłam na kanapie a Pierre z uśmiechem podreptał do łazienki.





eeee.....

Oglądałam jakiś denny film, którego fabułą był romans nauczyciela z uczennicą. Właśnie zaczęli się całować, gdy poczułam jak ktoś przeskakuję sofę i siada obok mnie.
- Witam. Tęskniłaś?
- O mało nie umarłam z tęsknoty Pierre. – zadrwiłam.
- No wiesz ja tu poważnie mówię. – popatrzyłam na niego, a on siedział obok mnie bez koszulki.
Wstałam bardzo szybko i założyłam ręce na biodra. Czekałam aż coś powie patrząc się przy tym na niego.
- Więc słucham? Dlaczego się nie ubrałeś? Czy ja nie wyraźnie mówię?
- Anette kochanie… - wstał i chciał mnie objąć, ale ja cofnęłam się do tyłu.
- Pierre masz się iść ubrać. Ale już.
- Anette… - powiedział zbliżając się do mnie, a ja znowu się odsunęłam.
- Nie jest na tyle gorąco, żebyś mi tu po domu nago paradował.
- Nie jestem nago.
- Jesteś. – powiedział i jeszcze bardziej się odsunęłam.
- Będę… - powiedział i popatrzył się na mnie tymi brązowymi oczyma.
Popatrzyłam na niego, a on właśnie rozpinał spodnie.
- Co ty robisz?!
- Jak będę nago to wtedy możesz się czepiać. – zdjął spodnie i został w samych bokserkach.
- Pierre załóż te spodnie! – krzyknęłam choć chyba wcale tak nie myślałam.
- Poczekaj jeszcze bokserki zdejmę.
- Nie odważysz się.
- A zakładasz się? – popatrzył się na mnie jakby nie żartował, ale przecież nie rozbierze się do naga przed obcą dziewczyną.
- Nie zdejmiesz ich, przecież… - nie dokończyłam bo Pierre już złapał za gumkę bokserek, a ja odwróciłam się i pobiegłam z krzykiem do swojego pokoju.
Zamknęłam się na klucz i usiadłam obok drzwi jakby chciał wywarzyć je. Stwierdziłam, że posiedzę sobie tu, aż on się ubierze. Po chwili usłyszałam ciche pukanie w drzwi.
- Czego? – zapytałam.
- Ubrałem się, możesz wyjść.
- Nie Pierre ty razem ci nie uwierzę.
- Anette… Proszę cię kochanie. – moje serce miękło. – Tęsknie za twoimi oczyma… Tęsknie za twoim widokiem… – zmiękłam.
Wstałam i powoli otworzyłam drzwi, wyglądając nie pewnie, gdy nagle poczułam jak łapie mnie ze rękę i przyciąga do siebie. A co najlepsze był w samych bokserkach.
- A najbardziej tęskniłem za twoimi ustami…
Zdążyłam jeszcze tylko spojrzeć mu w oczy i poczułam jak delikatnie całuje mnie. Odwzajemniłam z największą przyjemnością i zaczęliśmy całować się tak namiętnie, że w filmie musieliby akurat teraz wstawić czerwony znaczek. Oparł mnie o ścianę i czułam jak zatracam się w tym co czuję. Po chwili jego dłonie podnosiły moją bluzkę i bardzo delikatnie masują moje plecy . Wiedziałam, ze właśnie teraz trzeba przestać, bo granica mojej samokontroli drastycznie się rozpływała w moim pożądaniu. Oddałam mu jeszcze raz pocałunek i bez żadnych ostrzeżeń odepchnęłam go delikatnie i zsunęłam się po ścianie na ziemię ciężko dysząc. Usiadł naprzeciwko mnie i wyciągnął swoje nogi tak, że dotykaliśmy się stopami. Patrzyliśmy sobie w oczy. Postanowiłam przerwać ciszę.
- Dlaczego się nie ubrałeś?
- Bo stwierdziłem, że nie ma takiej potrzeby.
- Następnym razem nie wyjdę z pokoju… - powiedziałam wstając z podłogi. On wstał i już mnie obejmował.
- Zobaczymy. – powiedział.
Delikatnie pocałował mnie wszyję po czym skierował się do łazienki, a ja zostałam sama zastanawiając się dlaczego go odepchnęłam.



Obudziłam się w środku nocy wiedziona bardzo dokuczającą suszą w przełyku. Otworzyłam oczy patrząc na lekko oświetlony przez lampy uliczne pokój. Była godzina 2:05, a mi chciało się tak pić jakbym miała jakiegoś kaca, a przecież nic nie piłam. Wstałam cicho i wymknęłam się ze swojego pokoju. Żeby dostać się do kuchni musiałam bardzo cicho przejść przez salon, gdzie śpi Pierre. Przemknęłam się po cichu i zapaliłam światło w kuchni. Tylko co mogło zaspokoić moje pragnienie?
- Mleko. – szepnęłam, gdy przed moimi oczyma ukazało się zimne mleko.
Złapałam karton i zaczęłam łapczywie pić. W czasie przerw złapałam się na tym, że patrzę na sofę. Podeszłam bliżej progu i widziałam dzięki światłu jego twarz. Taka spokojna, gdy śpi. I tylko wtedy, ale jednak bardzo spokojna i ładna… Był lekko odkryty, a spał bez koszulki. Dziękowałam Bogu, ze to światło nie jest mocne, bo mogłabym się zakrztusić. Spojrzałam jeszcze raz na jego stopę wyjętą spod koca. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam się, żeby odstawić pusty karton. Weszłam po cichu do salonu i kierowałam się do pokoju. Gdy naciskałam na klamkę poczułam jak ktoś łapie mnie delikatnie w biodrach. Ten gest mnie tak przestraszył, że zaczęłam piszczeć.
- Cicho wariatko.
- Kto tu jest wariatem, co?! – zapytałam Pierre’a odwracając się.
- Chciałem cię tylko objąć…
- Ale mogłeś dać znak życia trochę wcześniej a nie mnie straszyć.
- Ale… - zaczął, ale ja mu przerwałam.
- Małe rozwydrzone dziecko.
- Mamusiu…. – zbliżył się do mnie.
- Choć Pierre położę cię spać, bo księżyc i gwiazdki już śpią, a ty jeszcze nie.
Złapałam go za dłoń i pociągnęłam do jego łóżka. Posadziłam na sofie i patrzyłam jak księżyc odbija się mu w oczach.
- Idź spać.
- A może bajka, kołysanka, albo coś podobnego? – nie widziałam zupełnie jego twarzy, a bardzo chciałabym zobaczyć jego minę.
- Spać Pierre. – powiedziałam próbując dostrzec coś innego niż jego oczy.
- Dobrze zwyrodniała kobieto. – położył się na sofie, a ja jak prawdziwa matka przykryłam go kocem pod samą szyję.
- Dobranoc Pierre. – szepnęłam i pocałowałam go w czoło, a on złapał mnie za rękę.
- Dlaczego tylko w czoło?
- Bo boję się o swoją cnotę. Dobranoc.
Chłopaka przytkało, a ja wyswobodziłam się z jego uścisku i poszłam do sypialni z głównym celem pogrążenia się we śnie.



Budzik zaczął natarczywie dzwonić, a nastawiłam sobie go tylko po to, żeby wyrobić się przed wyjściem. W końcu, gdy Anette gdzieś wychodzi i ma to w planach nie jak spotkania z Pierrem musi się bardzo długo szykować. Po pierwsze kąpiel, po drugie normalne śniadanie., po trzecie ubranie się i po czwarte dojechanie tą pieprzoną komunikacją miejską! Nie Anette ty musisz zrobić sobie prawko. Bo gruntownym wmawianiu sobie, że samochód wcale nie jest taki straszny i nie wsadzą mnie za zabicie drzwiami lub potrącenie rowerzysty wygramoliłam się z łóżka z cudowną perspektywą utopienia się pod prysznicem.
W całym moim cudownym mieszkaniu cisza jak po wojnie. Ale po co ja mam w ogóle budzić Pierre jak zaraz będzie chciał mi przeszkadzać? Niech śpi…
Po cieplutkim prysznicu obwiązałam się tylko ręcznikiem i wyjrzałam z łazienki zobaczyć czy jeszcze śpi. Nic nie usłyszałam. Znowu. Jest zdecydowanie za cicho. Przemknęłam się po cichu do kanapy i zobaczyłam, że ten chłopak dalej śpi. Jest godzina w pół do dziewiątej a on śpi! Postanowiłam, że nie będę cicho. Wytoczyłam wojnę wszystkim śpiochom w tym domu. Czyli Pierre’owi.
Poszłam do swojego pokoju i włączyłam jakąś głośną i krzykliwą muzykę i zaczęłam śpiewać. Wiem, wiem od razu przeszłam do drastycznych środków rażenia. Przy okazji wpadłam w stan dzikiej euforii i skakałam po pokoju. W przerwach na nową piosenkę zakładałam jedną cześć garderoby. Miałam na sobie już bieliznę i spodnie, gdy w drzwiach ukazał się zaspany Pierre.
- Czy ty każdego mężczyznę, który śpi u ciebie w domu musisz tak drastycznie budzić? – jego mina była tak słodka, ze po prostu się uśmiechnęłam.
- Jesteś pierwszym mężczyzną, który dostąpił takiego zaszczytu.
- Jak tak dalej będziesz postępować to będę pierwszym i ostatnim. – uśmiechnął się a potem ziewnął.
- Dlaczego nie masz podkoszulki? – zapytałam marszcząc czoło jakby mi to przeszkadzało. On zaczął się do mnie przysuwać i dalej na zmianę ziewając i uśmiechając się, a ja stałam i czekałam na odpowiedź.
Gdy byliśmy już dostatecznie blisko siebie uśmiechnął się zawadiacko.
- O to samo mógłbym spytać ciebie.
Wtedy dostałam olśnienia i przypomniałam sobie, ze stoję przed Pierrem bez bluzki.
- W zasadzie to fajny stanik masz… - powiedział i się uśmiechnął a ja rzuciłam się na łóżko, żeby złapać bluzkę.
Tylko, że Pierre był szybszy. Podniósł wysoko ręce razem z moją bluzką.
- Jak dosięgniesz jest twoja.
Zaczęłam skakać obok niego nie zdając sobie sprawy, że on cały czas się patrzy… tam gdzie nie powinien się patrzeć. Widząc iż moje starania są marne uśmiechnął się.
- Dobra widzę, ze dosięgnąć nie możesz…
- To nie machaj rękoma na wszystkie strony.
- Oddam ci ją jak… - tu się uśmiechnął i zamilkł.
- Jak? – zapytałam czekając na odpowiedź.
- Jak mnie pocałujesz. Tak, Anette dostanie bluzkę jak mnie pocałuje.
Cmoknęłam go w policzek.
- Dostanę bluzkę?
- W policzek to dzieci w szkole podstawowej się całują.
Teraz delikatnie pocałowałam go w usta.
- Teraz dostanę?
- No wiesz było lepiej, ale… - znowu się uśmiechnął zawadiacko.
- Ale co?
Nie odpowiedział, bo objął mnie i zaczął molestować moje usta. Ale molestował je tak kusząco, że po chwili zaczęłam oddawać mu pocałunki. Znowu poczułam jak zatracam się w jego smaku. Odsunął się delikatnie ode mnie i szepnął.
- Tak, Anette to właśnie ma być coś takiego, wtedy oddam ci bluzkę.
Otworzyłam oczy i delikatnie podniosłam dłoń kładąc ją na jego policzku. Spojrzałam mu w oczy.
- Po moim trupie Pierre.
Powiedziałam to i cmoknęłam go delikatnie w usta łapiąc przy tym bluzkę, która znajdowała się za moimi plecami. Wybiegłam z pokoju ze zdobyczą słysząc śmiech Pierre’a.



jak zwykle bez tytułu... =]
________________________________________

Jadłam śniadanie, a w domu znowu było cicho. Ta cisza mnie przerażała, bo bałam się, ze zaraz Pierre wyskoczy za rogu i zacznie się wygłupiać. Więc jadłam spokojnie płatki i wsłuchiwałam się w ciszę. Nie wytrzymałam po upływie 10 sekund i wstałam miejąc na celu włączenie radia kuchennego. Gdy nastawiałam go na jakąś odpowiednią falę usłyszałam jak ktoś się skrada za mną. Wiedziałam, ze to nikt inny jak Pierre.
- Przykro mi Pierre, ale nie udał ci się niecny plan pozbawienia się mnie przez zawał. – odwróciłam się i uśmiechnęłam do zdziwionego chłopaka.
- Kobiety…
- Słyszałam.
- Taki miałem cel. – uśmiechnął się. – Co robisz?
- Jem śniadanie. – usiadłam do stołu i włożyłam łyżkę do ust. – Co robiłeś tyle czasu?
- Wiesz mężczyźni mogą mieć małe tajemnice…
- Dobra o więcej się nie pytam.
Ja dalej jadłam, a on patrzył się na mnie zagadkowo.
- Wiesz, która godzina Anette?
- Przed dziesiątą.
- Właśnie mamy trochę czasu dla siebie… - podszedł do mnie od tyłu i objął moją szyję.
- Jak to czasu dla siebie? – zapytałam nieufnie jakby Pierre zaraz miał ścisnąć mnie z całych sił i zabić.
- No dla siebie kochanie… - szepnął i odsunął mi włosy z szyi. – Tylko dla siebie… - pocałował delikatnie mnie w szyje.
- Ale ja jem śniadanie.
- To przestań… - nie mogłam się powstrzymać od zdradzieckich wizji, które podsuwała mi wyobraźnia.
- Pierre nie przeszkadzaj mi w jedzeniu płatków.
- Czy ja ci w czymś przeszkadzam?
Odsunął krzesło, na którym siedziałam i z naprawdę wielką łatwością wziął mnie na ręce.
- Nie, nie, nie. Pierre nie. – mówiłam, gdy on z uśmiechem niósł mnie na sofę. – Rozkazuję ci postaw mnie na ziemi.
- Ty sobie możesz rozkazywać, a ja musze zaspokoić moje rządzę dotyczące twoich ust.
- Pierre zacznę krzyczeć.
- Krzycz sobie ile chcesz kochanie
Już przymierzałam się żeby krzyknąć, ale Pierre mnie „uciszył” namiętnym pocałunkiem. Ja się nie opierała zupełnie. Nie mogliśmy się od siebie oderwać. Bardzo powoli osuwaliśmy się na kanapę nie przestawając się całować. Poczułam jego ręce pod moją bluzką. Wtedy odsunął się delikatnie ode mnie.
- Pierre, albo mi się wydaje, albo podoba ci się moja bluzka.
- Raczej to co jest pod spodem, ale bluzka też wcale nie gorsza.
- Weź rączki skarbie, bo musze iść.
- Skarbie… - chciał mi odpiąć stanik.
- Ty jesteś jakimś transwestytom? – cmoknęłam go w nos i wyrywając się z jego objęć wstałam.
- Dlaczego takie dziwne wnioski wysuwasz?
- Najpierw bluzka później stanik. Może coś jeszcze. – on się uśmiechnął i wiedziałam co ma na myśli. – Albo nie ważne. Więc tak proszę cię o nie zdemolowanie mi domu pod moja nie obecność. Masz zrobić coś do zjedzenia, bo wrócę później i…
- I?
- Daj mi buzi. – uśmiechnęłam się i czekałam aż mnie łaskawie pocałuje.
- To mi się podoba kochanie.- wstał z sofy i wycisnął na moich ustach soczystego buziaka po czym klepnął mnie po pupie.
- Nie to, ze transwestyta to jeszcze zboczony… - uśmiechnęłam się i poszłam na spotkanie.

W ciągu całego dnia dowiedziałam się, że schudłam, zespół, z którym przeprowadzę wywiad nazywa się Simple Plan, ale nic innego Dan mi nie zdradził oprócz tego, ze chłopaki są uważani za bardzo przystojnych. Takich pięciu playboyów. Milutko, ale ja podziękuję za takich chłopców. Sławni i pewnie chcą tylko laski zaliczyć. Zjadłam lunch z Dan’em. Było około 20, gdy stanęłam przed drzwiami do mojego domu. Kompletnie wyczerpana weszłam do domu i mnie totalnie zamurowało…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 22:44, 23 Lis 2008    Temat postu:

Właśnie, bo jak Cię dorwiemy to Ci nawet Pan Bóg nie pomoże!
Nie bądź cham i podziel się kolejną częścią!
Kabaczek, mój stan psychiczny też jest chyba nieco zły, bo słucham cały dzień Jessici Simpson, a teraz przeżuciłam się na Awryj Lawign ( tzn. Avril Lavigne xD).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 22:53, 23 Lis 2008    Temat postu:

lenie nie wymyślają tytułów!!!




Całe ściany na korytarz były w czarnych gwiazdkach. Tak naprawdę to, to świetnie wyglądało, ale sam fakt, że jak wychodziłam to tego nie było, a jak przyszłam się pojawiło wprawił mnie w osłupienie.
- Pierre. – szepnęłam. - Pierre. – teraz już powiedziałam. – PIERRE DO JASNEJ CHOLERY CO TO JEST?!
Z salonu wychyliła się uśmiechnięta twarz Pierre’a.
- Stwierdziłem, że jesteś warta wszystkiego, a zwłaszcza swojego prywatnego nieba. – uśmiechnął się a ja dalej stałam osłupiała.
Podszedł do mnie i objął w talii po czym poprowadził w stronę sypialni, a ja rozglądałam się na wszystkie strony szukając choć kawałku ściany bez gwiazdki. Weszliśmy do mojej sypialni, a ona też była w gwiazdkach. Teraz to już nie mogłam wyjść z podziwu.
- Wiem, ze podoba ci się…
- Zapłacisz mi za to… - syknęłam.
Pierre znowu mnie delikatnie poprowadził do salonu, który nie odbiegał od całej reszty. Też był w gwiazdkach.
- Po obejrzeniu nieba, prosimy piękną panią na kolacje.
Weszliśmy do kuchni, która jako jedyna była bez gwiazdek. Popatrzyłam na niego pytająco.
- Nie zdążyłem…
Spojrzałam na stół. Biały obrus (na pewno nie mój), świeczki, kieliszki, sztućce. Zdjął ze mnie kurtkę i posadził na krześle za stołem, a ja nie mogłam wyjść z podziwu. To wszystko… te gwiazdki, kolacja i on…
- Więc szef kuchni proponuje spaghetti, bo tylko to umie zrobić.
Postawił jeden talerz na środku i zgasił światło kuchenne. Dopiero teraz do mnie doszła przyciszona muzyka. Usiadł naprzeciwko mnie i wyjątkowo ładnie się uśmiechnął. Nalał w kieliszki wino i czekał aż coś powiem tylko, że mi odjęło mowę. Nie mogłam wydobyć z siebie nawet pomruku, a co powiedzieć o normalnie złożonym zdaniu? To zrobiło się takie romantyczne. Dwójka ludzi siedzi przy świecach wpatrzeni w swoje oczy jakby reszta świata nie istniała. On ciągle się uśmiechał patrząc na mnie. Postanowiłam przerwać ciszę.
- Więc… - ta świetnie mi to idzie… - Jestem pod dużym wrażeniem Pierre… Zdewastowałeś mi dom malując na wszystkich ścianach gwiazdy… Zrobiłeś kolację… - spojrzałam na kieliszki pełne wina. – Chcesz mnie upić…
- Z tym wszystkim się zgadzam, ale to ostatnie… - zrobił skwaszoną minę.
- Dobra, dobra… Jemy?
- Pod jednym małym warunkiem.
- Słucham.
- Jak się otrujesz, albo coś to nie podasz mnie do sądu.
- Dobrze. – uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił, a ja poczułam motylki w brzuchu.
Popatrzyłam na stół i zobaczyłam jeden talerz spaghetti.
- Jeden?
- Jemy razem kochanie.
To jest naprawdę miłe uczucie, gdy dzielisz się swoim jedzeniem z kimś kto nie jest ci obojętny i do tego mówi do ciebie per „kochanie”.
Większą część naszej kolacji pochłonął Pierre, ale dzidziuś dopiero rośnie więc powinien jeść więcej. Gdy zjadłam tyle ile mi wystarczyło, podsunęłam mu talerz i się uśmiechnęłam, a później patrzyłam jak je całą resztę. Gdy skończył popatrzył się na mnie i obdarzył mnie uśmiechem, a ja wybuchłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał.
Nie mogłam mu odpowiedzieć, bo po prostu dusiłam się ze śmiechu. Patrzył się na mnie pytającym wzrokiem. Gdy uspokoiłam się spojrzałam na niego.
- Słodko wyglądasz z tym sosem. – wytarłam z jego kącika ust resztkę sosu.
Gdy zabierałam dłoń poczułam jak ją łapie w obie ręce. Oparł je o stół i trzymał ją patrząc się w moje oczy. Delikatnie musnął ustami wierzch dłoni i dalej trzymał. Zaczarował mnie tym gestem i tymi jego brązowymi oczyma.
- Więc co teraz będziemy robić Pierre? – zapytałam się przerywając ciszę pełną jakiegoś napięcia.
- A na co masz ochotę? – zgadnijmy na co mam ochotę? Na jego usta.
- Ja tam wiem… - odpowiedziałam inteligentnie.
- Więc… Lody czekoladowe mogą być?
- Jasne. – uśmiechnęłam się po czym Pierre wstał i na chwilę zniknął z pola mojego widzenia.
Odwróciłam się na celu miejąc popatrzenie sobie na Pierre’a. Widziałam tylko tył, ale to dostatecznie wystarczył, bo jak patrzyłam mu w oczy nie wiedziałam co robię. Odwrócił się z uśmiechem trzymając w jednym ręku łyżkę a w drugim kubełek lodów.
- Nakarmimy małą Anette… - powiedział i usiadł po drugiej stronie stołu. – Otwórz buzię. – posłusznie otworzyłam, a on nabrał trochę lodów na łyżkę. – Leci samolocik, leci… A teraz wyląduję. – powstrzymał mój nagły napad śmiechu wkładając mi łyżkę do buzi.
Podobne hasła wymyślał przez 10 minut, a ja już nie mogłam więcej wepchać do żołądka, bo czułam, ze mnie zaraz rozsadzi.
- Więc teraz za braciszka… - znowu wpakował mi łyżkę do ust. – Za mamusię i tatusia… - zgodziłam się na jeszcze jedną łyżkę. – Za najukochańszego Pierre’a…
- Pierre ja już nie mogę…
- Za mnie nie zjesz? – zapytał z oburzeniem.
- Ale ja nie znam żadnego „najukochańszego Pierre’a”… - powiedziałam z przekorą w głosie.
- Nie znasz? Dobrze…. – powiedział obrażony.
- Ale za ciebie zjem. – uśmiechnął się i wpakował mi łyżkę do ust.
- Więc teraz za najukochańszego Pierre’a, czyli za mnie. – wyszczerzył ząbki.
- Pierre ja nic więcej nie zjem.
- Więc teraz pora na deser…
- A tamto to nie był deser?
- To był twój deser. Został jeszcze mój.
Wstał i włożył resztkę lodów do zamrażalnika. Poczułam jak przesuwa delikatnie krzesło i bierze mnie na ręce patrząc mi się prosto w oczy. Prowadził mnie do mojej sypialni.
- Wiesz, wydaje mi się, ze za bardzo się tu rządzisz.
- A zwłaszcza właścicielką tego mieszkania. Prawda?
- To już w ogóle.
Gdy weszliśmy do sypialni Pierre bardzo delikatnie położył mnie na łóżku. Czułam, że może się zaraz coś stać. Bałam się.
- Pierre… - szepnęłam.
- Nie bój się Anette. Przyniosłem cię tutaj, żebyś sobie poleżała. Ja pozmywam ty się wykąpiesz, ja się wykąpie ty będziesz dalej leżeć. Chcę spędzić noc przy tobie. Tak normalnie spać obok ciebie i czuć, że ty jesteś przy mnie… - uśmiechnął się i teraz wiedziałam, że nawet jakby zażądał ode mnie dusze oddałabym mu, bez żadnego „ale”.
Wyszedł.
Minęło jakieś półtorej godziny. Ja leżałam w łóżku i czekałam na jego przyjście. Z rogu pokoju słyszałam ciche aczkolwiek mocne brzmienia The Offspring. Próbowałam głęboko oddychać. Spojrzałam za okno. Drzewa delikatnie się kołysały w rytm, który natarczywie narzucał im wiatr. Gdybym tylko zrobiła pierwszy krok… boję się tego wszystkiego, ale chcę być z nim. Miał w sobie coś co kompletnie zburzyło mój spokojny świat. To „coś” przyciągało mnie do niego. Nie był mi obojętny, w zasadzie to czułam coś do niego tylko nie mogłam sobie zdać sprawy co to było.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos otwieranych drzwi. Spojrzałam na nie i stał tam on. Normalny człowiek, na którego widok serce zaczęło mi mocniej bić.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu co powiedziałem?
- Nie. – uśmiechnął się. – Choć pod kołdrę, bo mi zimno.
- To zdecydowanie wina tych lodów… Może ty się przeziębiłaś?
- Wchodzisz? – zapytałam odchylając dalej rąbek kołdry.
- A może ty chcesz jakąś aspirynę na rozgrzanie?
- Wiesz co chcę?
- Nie? – zapytał z uśmiechem, ale po chwili już leżał obok mnie. Poczułam jego usta no moich. Pocałował mnie bez żadnego ostrzeżenia, ale ja tylko na to czekałam. – Więc teraz, gdy już dostałem deser idziemy spać.



napisałam, bo chciałam...




Obudziłam się. Raczej coś mnie obudziło. A może ktoś? W każdym bądź razie poczułam się obudzona i wzburzona tym faktem. Zaczęłam się delikatnie kręcić, gdy nagle poczułam lekki opór. Zdenerwowało mnie to. Zaczęłam gwałtowniej się obracać, żeby wyczuć to „coś” co przeszkadza mi w funkcjonowaniu na łóżku. Zrobiłam wymach nogą pod kołdrą.
- AUĆ!
Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Pierre’a skrzywioną z bólu.
- Pierre?
- A spodziewałaś się księcia Williama we własnej osobie? – zapytał rozcierając bok.
- Przepraszam nie chciałam.
- Dobra wierzę ci.
- Wątpisz w to?
- Raczej. Ty specjalnie mnie kopnęłaś za to, ze cię gładziłem po policzku. – czyli to „to” mnie obudziło.
- Nie naprawdę.
- Proszę o jakiś dowód. Oczywiście tylko w jednej możliwej… - nie pozwoliłam mu dokończyć , bo pocałowałam go w usta. – postaci….
Dokończył i przywarliśmy do siebie całując się. Podobało mi się zawsze, gdy Pierre czasami mnie gryzł w dolną wargę. To było tak zniewalające… Gdyby tylko chciał zrobiłabym dla niego wszystko, no prawie wszystko…
- Pogadajmy. – zaproponował Pierre przytulając mnie do siebie.
- O czym? – zapytałam obejmując go.
- Nie wiem tak ogólnie…
- Więc czekam na pytania. W końcu to ty chcesz rozmawiać.
- Idealny facet. – rzucił hasło.
- Ładny, szybki i niedrogi. Full zestaw plus zabawka gratis. (dlaczego to wstawiłam? Bo dwa dni się z tego śmiałam Aneta)
- Słucham? – zapytał Pierre wyraźnie się śmiejąc.
- Poważnie?
- No jasne.
- Więc tak… Wysoki… Szatyn z ciemnymi oczyma…Inteligentny…musi mieć poczucie humoru… powinien umieć rozmawiać… wiesz sexowny, ale nie do tego stopnia, żeby każda laska chciała się z nim bzyknąć, gdyby on tylko skinął palcem… z tym chłopakiem nie powinnam się nudzić, ale przy tym ma być romantyczny i uczuciowy.
- Aha, a spotkałaś kiedyś już takiego chłopaka?
- Nie. Teraz ty opowiedz o swojej idealnej dziewczynie.
- Szalona, ale słodka z ogromnym sercem, z brązowymi oczami i włosami. Musi być inna, mieć własny styl.
- A jakaś laska była podobna do twojego opisu?
- Po części, ale na ogół były to zdzirowate panienki, a tych po prostu nie trawię.
- Dobra czy twoimi ulubionym lodami są czekoladowe czy ty udajesz?
- Mam słabość do lodów czekoladowych i nigdy nie udaję. – poczułam jego rękę na moich włosach. Delikatnie je gładził. – Mama nadzieję, ze nie obrazisz się za to pytanie.
- Słucham cię Pierre.
- Ilu miałaś chłopaków?
- Hmmmm…. – powiedzieć, nie powiedzieć… - Szczerze? Nie pamiętam…
- Aż taka ilość ich była?
- Nie po prostu to nie była nigdy miłość, tylko zauroczenia, które przechodziły bardzo szybko. Jeśli już był to związek, to nigdy stały. Może to moja wina, może moich partnerów… Tego nie wiem.
- Żadnych stałych związków. Czyli same tak zwane szybkie numerki? Myślałem, że tylko mężczyźni są tacy…
- Oj Pierre… nie było szybkich numerków. Je jestem dalej dziewicą.
- Słucham? – zapytał i odsunął mnie od siebie tak, żeby widzieć moje oczy. Wyglądał na zdziwionego tym faktem.
- Ty głuchy chyba jesteś, a jeśli nie to aparat słuchowy. – uśmiechnęłam się, bo chciałam jakoś wybrnąć z tego co powiedziałam.
- Nie Anette ty sobie ze mnie żartujesz. Przecież to nie możliwe, żeby 22 letnia dziewczyna do tego naprawdę piękna była dziewicą.
- A jednak Pierre… Cuda się zdarzają.
- I ten cud jest teraz w moich ramionach… - przytulił mnie ponownie do siebie i pocałował w czoło i w nos. – Jesteś niesamowita Anette… - skierował moją twarz tak, żebym patrzyła mu w oczy. – Tylko masz inne oczy… Ale są o wiele piękniejsze niż brązowe… jesteś niesamowita…
Delikatnie pocałowałam go w usta. Czułam, ze coś się ze mną dzieje. To „coś” było bardzo dziwne, ale nie bałam się tego, prędzej bałam się jego.
- Nie podziękowałam ci za moje niebo.
- Nie ma za co, Kermit. – uśmiechnął się.
- Jak to Kermit? – popatrzyłam mu w oczy, bo ciągle nie mogłam uwierzyć w fakt iż są tak brązowe.
- No wiesz… Lubisz oglądać Muppet Show, a poza tym Kermit jest twoim idolem.
- Jasne Pierre. A ty bądź moją Piggy.
- Porównujesz mnie ze świnią?
- Nie tylko, że Kermit zarywa do Piggy. – powiedział uśmiechając się.
- Wole być księciem, który jednym pocałunkiem przemieni żabę Kermita w piękną księżniczkę, z którą będzie do końca życia. – zbliżył się do mnie.
- Ja nie wierze w bajki Pierre…
Wyrwałam się z jego uścisku myśląc sobie, że chyba nie powinnam tego uczynić. Wstałam widząc ciągle jego zdziwioną twarz.
- Dlaczego nie wierzysz w bajki?
- Bo nie jestem księżniczką, bo nie znalazłam swojego księcia, bo na zawsze pozostaną żabą i nigdy nikogo nie pokocham. Koniec kwestii. Co chcesz na śniadanie? – jego mina o ile to możliwe była jeszcze bardziej zdziwiona niż przed tym.
- Nie wiem… - wyjąkał, a ja wyszłam z sypialni czując nie mile widziany ucisk w sercu i łzę na policzku.


....... --- 11 września _




Chciałam na śniadanie zrobić coś godnego pani domu, ale jak zwykle z moich ambicji wyszły płatki. Postanowiłam jakość przeprosić Pierre’a za moje zachowanie i zanieść mu „śniadanie” do łóżka. Gdy weszłam do swojej sypialni spostrzegłam, że chłopak najprawdopodobniej zasnął. Postawiłam tacę na stoliku i podeszłam do łóżka. Usiadłam na nim wpatrując się w jego spokojną twarz.
- Twój widok jest jak lek na każde zło…
Usiadłam po turecku i nie spuszczałam go z oczu. Widziałam każdy jego spokojny oddech, każde drgnięcie warg, każdy ruch ręką. Zamknęłam oczy i dalej go widziałam. Siedziałam tak wsłuchując się w ciszę, którą tylko przerywał jego oddech.
- Dałbym wszystko, żeby tylko się dowiedzieć o czym teraz myślisz.
Otworzyłam oczy i spoglądałam w okno nie patrząc na niego. Nie mogłam, nie chciałam, nie potrafiłam. Widziałam jak za oknem właśnie rozpadał się deszcz. Taki brzydki jesienny deszcz, który potrafił wszystko zasmucić na około.
Nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja to bardzo wyraźnie czułam. Przez to czułam się skrępowana jakimiś węzami, a gdy spojrzę w jego oczy zostanę skrępowana ale czym innym…
- Przepraszam. – szepnęłam przerywając miarowy stukot kropel deszczu o szybę.
- Nie masz za co przepraszać Anette.
- Jest… Za tą księżniczkę… za moje dziecinne fochy… za mnie… - nie mogłam powstrzymać napływających z całą siłą uczuć.
Poczułam jak mnie delikatnie obejmuje. Próbowałam go odepchnąć choć wiedziałam, że najprawdopodobniej to moje jedyne schronienie przed wszystkim. On objął mnie mocniej. Było mi zbyt dobrze, żeby to wszystko przerywać… Nagle do mojego mózgu doszła informacja od serca: „Ten chłopak znaczy dla ciebie więcej niż myślisz”… Kocham go…




.....tylko proszę bez żadnych orgazmów... --- 17 września

dedykacja dla mojego Słońca, które jutro kończy osiemnaście wiosenek. życzę ci Anetuńka wszystkiego najpiękniejszego w życiu, jedynej miłości, dostania się na dziennikarstwo i wydania książeki,a oprócz tego wszystkiego czego pragniesz a ja nie wiem, albo o czym nie napisałam.
kocham cię z całego serducha
dziękuję za to, że jesteś



- Anette możesz wyjść z tej łazienki? - otworzyłam drzwi i stanęłam oko w oko z Pierre’m.
- Nie. - zamknęłam drzwi.
- Proszę cię.
- Nie.
- Anette…
- Nie.
- Możesz skończyć?
- Nie.
- Jak zaraz nie wyjdziesz to coś ci zrobię!
- Sobie możesz!
- To zobaczymy…
Cisza… zaległa totalna cisza. Wszystko zaczęło się jakieś dwie godziny temu, gdy stwierdziłam iż przed przyjazdem Mel muszę się wykąpać. Pomyślałam, że nudno się zrobiło i muszę się jakoś podroczyć z Pierre’m. Więc zamknęłam się w łazience i siedzę tu już drugą godzinę.
Nudzi mi się… minęło pół godziny, a jego nawet nie słychać… nawet zdążyłam posprzątać całą łazienkę w oczekiwaniu na jakiś znak.
- Pierre. - powiedziałam dosyć głośno, żeby mnie było słychać.
Nie odezwał się. Postanowiłam wyjść bardzo ostrożnie z łazienki.
Wychyliłam tylko głowę przypominając sobie jak ostatnim razem złapał mnie zaczął całować. Rozejrzałam się szybko i znowu schowałam w razie jakiegoś ataku od strony wroga. Przeczekałam chwilę i ponownie wyjrzałam. Zrobiłam krok i już stałam na korytarzu.
- Pierre, pamiętaj jestem bezbronna.
Cisza. Przenikliwa cisza. A może coś mu się stało? Ta jasne pewnie się zabił o dywan. Uspokój się panikaro.
Przeszłam szybko do sypialni czując, ze tam będę bezpieczna. Poczułam jak ktoś przystawia mi coś do pleców.
- Ręce do góry kochanie.
- Chcesz kopa Pierre? - zapytałam, choć bałam się odwrócić.
- Więc teraz odwróć się do mnie swoją twarzyczkę. Ale najpierw zamknij oczy.
Zrobiłam to co kazał. Ach Anette twoje ślepe zaufanie do tego mężczyzny kiedyś cię zabije. Czekałam na to coś co miał zamiar zrobić. Poczułam jak delikatnie otwiera mi usta. Z zamyślenia wyrwał mnie smak bitej śmietany i uczucie, ze mam ją na całej twarzy.
- Wariat! - krzyknęłam odskakując od niego. - Czy ty jesteś oby na pewno zdrowy psychicznie?! - krzyczałam na niego próbując zetrzeć z siebie bitą śmietanę.
- A czy dostałaś kiedyś pismo, ze jestem na sto procent normalny?
- Nie! - krzyknęłam.
- Więc czego się czepiasz kochanie?
- Jeszcze raz tak na mnie powiesz a nie masz zębów. - szłam w stronę łazienki właśnie przechodziłam obok Pierre’a gdy on celnie uderzył mnie biodrem w moje biodro i odleciałam parę metrów w bok. - Zaraz cię zabiję! - uśmiechnął się i ustawił się przede mną jakby tylko na to czekał. - Przejdź.
- Jak sobie życzysz kochanie. - zrobił krok w bok, ale i tak stał i patrzył się na mnie z uśmiechem łobuza.
- Ja ci nie wierzę.
- Mi? Skarbie jak ty w ogóle tak możesz?! Przecież jestem bardziej święty od aniołów.
- Jeśli chodzi o te anioły z piekła to może, ale i tak bym się z tym sprzeczała. - podniósł brew do góry.
- Tak twierdzisz?
- Tak twierdzę.
- Dobra, dobra, dobra. Nie odzywam się do ciebie. - uśmiechnął się i wyszedł bez słowa z pokoju.
Zaczęłam się zastanawiać się czy on się naprawdę obraził. Stałam pięć minut i czekałam. Może przyjdzie… nie przychodzi…
Ruszyłam w stronę drzwi i wyjrzałam.
- Mam cię! Tęsknisz za mną! - wyskoczył i krzyknął a mi serce o mało nie wyleciało ustami.
- DEBIL! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego.
Zwaliłam go na ziemię i zaczęliśmy się szamotać. Chłopak miał wyraźną przewagę mimo mojego ataku. Leżałam na ziemi a Pierre siedział na mnie.
- Nie zaczynaj z lepszymi kochanie.
Wstał i patrzył się jak ciężko oddycham. Odwrócił się i skierował swoje kroki do kuchni. Ja powstałam w dwie sekundy i znowu się na niego rzuciłam. Poczułam jak łapie mnie za zapięcie stanika i napręża go.
- Jeden fałszywy ruch a puszczę. Obiecuję.
- Blefujesz. - powiedział, choć zdawałam sobie sprawę, że może to zrobić.
- Chyba masz rację, ale nie oprę się zrobienia tego.
Poczułam na plecach bitą śmietanę. Zaczęłam się wyrywać lecz Pierre nic sobie z tego nie robił i dalej napełniał moją koszulkę bitą śmietaną.
- PUŚĆ MNIE!
- Jak chcesz kochanie.
Puścił zapięcie a ja poczułam piekący ból tam gdzie mnie uderzyła gumka od stanika. Stał uśmiechając się i patrząc na mnie tymi brązowymi oczyma. Ja bez żadnego ostrzeżenia rzuciłam się na niego powalając na ziemię. Tym razem byłam lepsza, to ja siedziałam na nim.
- Lepsi zawsze wygrywają.
Złapałam bitą śmietanę z jego ręki i bez żadnych skrupułów na pryskałam mu na twarz. Słodko wyglądał cały uwalany białą mazią.
- To ja spadam.
- Nigdzie nie pójdziesz kochanie.
Złapał mnie w biodrach i delikatnie podniósł do góry, żeby łatwiej mu było usiąść. Usadowił mnie na swoich wyprostowanych nogach ciągle patrząc mi się w oczy.
- Moja słodka Anette z bitą śmietaną… to się nazywa deser.
Zaczął całować moją twarz brudząc mnie przy tym śmietaną, która znajdowała się na jego twarzy. Delikatnie i bardzo ostrożnie zdjął ze mnie bluzkę.
- Czy ty masz wszędzie tą śmietanę?
- Tylko tu gdzie widzisz…
Scałowywał ze mnie całą śmietanę zaczynając od twarzy kończąc na brzuchu. Bardzo niezdarnie ściągnęłam mu koszulkę. Delikatnie gładził mnie po plecach ciągle całując. Czułam to wszystko każdym nerwem, każdy jego delikatny pocałunek przyprawiał mnie o zawrót głowy, każde dotknięcie powodowało motylki w brzuchu, każde nawet przypadkowe dotknięcie jego ciała spalało mnie doszczętnie.
- Moja słodka Anette… - szepnął mi do ucha. Odsunęłam go delikatnie od siebie i popatrzyłam w jego brązowe oczy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem twoja i jak bardzo stanę się twoja.
- Czy ty…?
Nie pozwoliłam mu dokończyć pytania i delikatnie pocałowałam w usta.
- Chcę wszystko co możesz mi ofiarować Pierre… A jak nie to sama sobie to wezmę… - uśmiechnęłam się, na co on odpowiedział tym samym.
- Ale nie tu księżniczko, bo może cię boleć.
Podniósł mnie i wziął w ramiona a ja instynktownie się w niego wtuliłam.
Poczułam pod sobą gładkość łóżka a na sobie ciepło ciała Pierre’a. Pocałował namiętnie w usta, a ja mu oddałam. Delikatnie zdjął ze mnie spodnie i jeszcze raz pocałował w usta.

jestem franca i tu zakoncze Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 23:10, 23 Lis 2008    Temat postu:

Ty *stok przekleństw*!!! Doigrasz się zobaczysz!!! Jak śmiesz przerywać w takim momencie! xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 23:20, 23 Lis 2008    Temat postu:

to jak myslicie zrobia to czy nie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 23:26, 23 Lis 2008    Temat postu:

Nie zrobią tego. To jest wiecej niż pewne. Pewnie przyjedzie jej brat;P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 23:29, 23 Lis 2008    Temat postu:

to sobie pogdybajcie a ja przeczytam co dalej Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 23:35, 23 Lis 2008    Temat postu:

PunK_BaNaNa napisał:
to sobie pogdybajcie a ja przeczytam co dalej Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04


Ostrzegam Cię kobieto, że przeginasz!! To nie fer Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Czemu ty sobie możesz czytać co dalej a my nie?! Co się rządzisz nie swoim opowiadaniem Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Yellow_Light_Colorz_PDT_21 Yellow_Light_Colorz_PDT_21
Ty chamie podły Yellow_Light_Colorz_PDT_25 Foch z przytupem i melodyjką! Yellow_Light_Colorz_PDT_31


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Nie 23:37, 23 Lis 2008    Temat postu:

a czekaj czyli chcecie dalej tak? Yellow_Light_Colorz_PDT_02

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Simple Plan Strona Główna -> Twórczość własna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin