Forum Simple Plan Strona Główna

Drugie Fajne opo o SP xD
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Simple Plan Strona Główna -> Twórczość własna
Autor Wiadomość
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 20:12, 25 Lis 2008    Temat postu:

a dla mnie może być jakaś kolejna część, albo nawet i kilka kolejnych części, zamiast być teraz na imprezie siedzę i przysypiam, więc jakaś rozrywka by nie zaszkodziła

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 20:37, 25 Lis 2008    Temat postu:

hmmm no jest tego troche przed wami jeszcze z 200 stron Yellow_Light_Colorz_PDT_04 Yellow_Light_Colorz_PDT_04


zapomniana ale ciągle jest --- 11 listopada



Pierre wniósł mnie do salonu i od razu byliśmy na pierwszym planie.
- Panie i panowie. – zaczął. – Anette moja dziewczyna.
Chłopaki zaczęli wyć a dziewczyny klaskać.
- Po takim wejściu to ja już myślałem, ze ślub wzięliście. – stwierdził chłopak z czarnymi włosami.
- Już nie długo David. – chłopak złapał mnie w talii i bardzo delikatnie pocałował.
Sprawy potoczyły się szybko i po chwili, w której Pierre’a nie było wiedziałam, że chłopak z czarnymi włosami to David jego dziewczyna to Ali, ten co nas przywitał przy jakże okrutnym wejściu to Seb zaś jego dziewczyna to Jamie, łysy to Jeff, a z irokezem to Chuck.
- Ciekawa grupka z was. – jęknęłam, gdy Jeff zaczął bić Chuck’a.
Do salonu wszedł uradowany Pierre, wszedł raczej przyskakał (słowo stworzone przeze mnie na potrzebę opowiadania) jak Czerwony Kapturek.
- Później będzie. – powiedział, gdy zobaczył tęskny wzrok chłopaków.
Skoczył bardzo szybko do mnie i usiadł na kolana.
- Jesteś ciężki. – powiedziałam do niego, gdy przytulił się mi do szyi. – Zejdziesz czy mam cię zepchnąć?
- Zejdę.
- Pierre zostaliśmy zaproszeni jako jedna z głównych gwiazd na koncert charytatywny z okazji Bożych Świąt. – powiedział Chuck.
- A który dziś jest?
- No już późny kasztaniaku. – powiedział David.
- Grudzień czwarty 2005 roku, godzina 20:32 i 54 sekundy, czyli już jest 33 minuty po 20. – stwierdził Chuck.(przepraszam, ze jakimś cudem tak dużo czasu uciekło, ale ja tak chciałam).
- Widzisz jak ten czas szybko leci ci Pierre.
- Koncert jest za 11 dni, więc postaraj się na nim być.
- A kto jeszcze będzie? – zapytał.
- Good Charlotte, Blink 182 ma ostatni raz zagrać, Mest, bo Benji chce…
Usłyszałam szloch. Zwróciłam wzrok w stronę skąd dobiegał.
- Czego ryczysz Seb? – zapytał się Jeff.
- Bo Blink…
Nie dokończył, bo Jamie go przytuliła.
- Biedaczek, przeżywa rozwód Blink’ów. Nie rycz babo! – odepchnęła go i pocałowała w usta.
- Nawet na wsparcie dziewczyny nie możesz liczyć w tak trudnych chwilach. Już cię nie kocham.
Rzucił i wyszedł z salonu kręcąc tyłkiem jak modelka na wybiegu, na co wszyscy zareagowali śmiechem. Nawet ja.
- I nie wrócę do ciebie! – krzyknął z kuchni. – I nie zabiorę cię do kina! – teraz znowu był w salonie. - Już nie jesteś moją dziewczyną!
Trzepnął drzwiami i pobiegł na górę krzycząc jak opętany.
- Ja go nie znam. – stwierdził Jeff patrząc się na oszołomioną Jamie.
- Ja też. – stwierdził David.
- Swoja drogą to ja bym go rzucił na twoim miejscy Jamie, to taki dzieciak… Potrzebny jest ci ktoś starszy i…
- Łapy przy sobie Jeff! – Seb wbiegł do salonu z pistoletem na wodę. – Dotknij mojej dziewczyny, a rozpłatam twoje ciało na dzwonka i w spożywczaku będę sprzedawać jako cielęcina… Nie żartuję.
Jeff wstał z sofy, gdzie siedział obok Jamie i przeszedł na drugą stronę. Seb podbiegł do dziewczyny i usiadł.
- Tak wiem skarbie chcesz mnie przeprosić, przyjmuję. – uśmiechnął się.
- Ja nie chciałam cię przepraszać Seb.
- Udałem, że nie słyszałem. – złapał ją za twarz i zaczęli się całować.
Nagle wzroki wszystkich się rozbiegł i nikt nie patrzył na zakochanych. Słychać było tylko mlaskanie.
Pierre szybko podniósł szybko swoje cztery litery i wybiegł z salonu łapiąc David’a za ramię. Miny Jeff’a i Chuck’a wyraźnie wskazywały na zadowolenie. Seb przestał całować się z Jamie i gdy zobaczył wchodzących do salonu Pierre’a i David’a wstał i podbiegł do nich.
- Bracia kochani. – przytulił każdego z osobna i złapał torbę z rąk David’a. – Zaczynamy imprezkę…
Uśmiechnął się i wyciągnął butelkę piwa.
No i tak się zaczął bardzo długi wieczór…

bo ja to ja --- 19 listopada



Z dziewczynami siedziałyśmy w kuchni, bo chłopcy zaczęli śpiewać jakieś piosenki i nie da rady było wytrzymać.
- Ten Jeff śpiewa jak by go zarzynali.
- On śpiewa on wyje, udaje jakiegoś wilka, bo teraz bawią się w ambitną zabawę pod ambitnym tytułem „odgadnij debilu”. – powiedziała Alison uśmiechając się.
- Rola kobiet w tym domu wariatów jest bardzo trudna, wierz mi Anette. – zwróciła się do mnie Jamie. – Musimy sprzątać ich zwłoki, gdy za dużo wypiją.
- Robimy im obiad, bo, gdy ostatnio Pierre chciał coś zrobić to gaśnica była potrzebna.
- Pierre raz zrobił nawet dobre spaghetti. – powiedziałam do dziewczyn.
- Oszukiwał? – Jamie spojrzała się na Alison.
- Możliwe.
Nasze rozmowy nie miały końca. Dużo dowiedziałam się od dziewczyn o zespole, chłopakach, o związkach. Ogólnie poznałam Simple Plan.
Gdy już zupełnie nie miałyśmy tematów do omówienia spostrzegłyśmy, ze w salonie panuje cisza.
- Jakoś cicho się zrobiło. – powiedziała powoli Jamie.
- Pewnie robią na nas zasadzkę.
- Albo zasnęli. – stwierdziłam.
Wyszłyśmy z kuchni i okazało się, ze ja miałam rację. Chłopaki spali jak małe dzieci, poprzytulani do siebie.
- To jest tak zwany dom obiegowy. – zaczęła Ali. – U Pierre’a w domu jest sypialnia dla każdego chłopaka z zespołu. Imiona są na drzwiach. Nie wolno pomylić sypialni, bo rano mogą krzyczeć.
- I po co to nam Alison? – zapytałam, na co Jamie się uśmiechnęła.
- Sprzątamy zwłoki po libacji. – powiedziała.
Zabrałyśmy się do „sprzątania”. Na pierwszy ogień poszedł Chuck, który leżał najbardziej na wierzchu. Chłopak stawiał bierny opór i bardzo dużo klął.
- Jak się zaraz nie zamkniesz to cię tu zostawimy i zamarzniesz. – powiedziała ostro Jamie, gdy słowa chłopaka były nie do wytrzymania.
Gdy pięknie ładnie przykryliśmy chłopaka kołdrą poszłyśmy po David’a.
- Pięknie panie. – zaczął z uśmiechem. – Jestem na tyle trzeźwy, ze sam dojdę.
Najprawdopodobniej obudził się, gdy Chuck przestał robić za kołdrę. Chłopak poszedł a my wzięliśmy się za Jeff’a. Ten stawiał opór czynny nic nie mówiąc. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, ze robimy to dla jego dobra.
Jeff już zasnął, więc wracałyśmy na dół, lecz Alison potknęła się o swojego chłopaka, który zaczął wtedy chrapać.
- Zabiję go… jutro. – krzyknęła. – Idźcie na dół ja go doholuje do pokoju.
- To my już sobie poradzimy z tamtymi pijakami. – powiedziałam, a Ali się uśmiechnęła i zaczęła ciągnąć David’a.
Został tylko Pierre i Seb. Tylko, ze ich już nie było w salonie.
- Gdzie oni są Jamie?
- W kuchni.
Weszłyśmy do kuchni, lecz po chłopach ani śladu.
- Nie ma ich… - jęknęłam.
- O shit!
- Co? – zapytałam przestraszona.
- Piwnica. – zdążyła tylko powiedzieć, gdy usłyszałyśmy jak coś tłucze w bębny. – Za mną!
Pobiegłam za Jamie, która nie przestawał kląć. Doszły do moich uszy ciężkie zawodzenia gitary i ciągłe tłuczenie w bębny. Były tak głośne, ze nie da rady było wytrzymać.
Gdy tylko weszłyśmy Jamie rzuciła się na Seb’a i zaczęła wyrywać mu gitarę. Mi została gorsza połowa hałasu. Pierre, który „grał” na perkusji.
- PIERRE! – krzyknęłam do niego i chłopak spojrzał na mnie. – Zostaw te pałeczki i spać.
Chłopak wyszczerzył zęby i spojrzał na mnie.
- Choć Pierre, proszę cię. Pobudzisz chłopaków, sąsiadów. I po co ci to?
Podeszłam do niego bliżej i pomogłam wstać. Chłopak złapał mnie i podniósł do góry, po czym poszedł w stronę schodów.
- Pierre, puść mnie. Wywrócimy się i nie będzie miło. – nie puszczał mnie, a mi się wydawało, że plączą mu się nogi i zaraz będzie leżał. – Pierre…
- Cicho kochanie, pobudzisz innych. – szepnął.
Gdy on wchodził po schodach ja modliłam się żeby tylko się nie potknął. Jakimś cudem znaleźliśmy się w jego sypialni. Posadził mnie na łóżku i od razu zdjął bluzkę.
- Co ty robisz? – zapytałam zdziwiona.
- Idziemy spać Anette.
- Ej sorry, ale to ty jesteś pijany w tym związku. A poza tym oddaj mi bluzkę.
- Po co ci bluzka?
- Po to, żeby się ubrać.
- A po co chcesz się ubrać?
- Po to, żeby być ubraną.
- A po co chcesz być ubraną?
- Zamknij się czubie i idź spać. – wstałam odbierając mu bluzkę i popchnęłam na łóżko.
Chłopak się odwrócił przykrył kołdrą i po chwili zasnął. Ja zdjęłam spodnie i położyłam się obok niego. Gdy zasnęłam była 4:20.


Mój ranek zaczął się w kuchni przy szklance mocnej kawy. Było dosyć wcześnie, ale ja już nie mogłam spać, więc siedziałam i patrzyłam się w okno. Chmury na dworze były bardzo ciemne i byłam prawie pewna, że spadnie śnieg. Usłyszałam jak ktoś skrada się do kuchni i spojrzałam w drzwi. Stał tam Seb.
- Hej. – jęknął. – Głowa mnie boli i źle się czuję.
- Normalne, w końcu trochę wypiliście.
- Ja nic nie piłem. – chłopak się bronił, lecz ja mu kompletnie nie wierzyłam i spojrzałam się na niego miażdżącym wzrokiem. – Pierre mi w ręce piwo pakował, a ja tylko przechylałem butelkę.
- To ja z nim porozmawiam…
- Zrób mi kawy proszę cię Anette.
Uśmiechnęłam się do jego ponurej twarzy i wstałam. Nalałam wody do czajnika i wstawiłam na gaz, bo lubiłam tradycyjne gotowanie wody.
- Z ilu łyżeczek?
- Nasyp pół szklanki z gruntem.
- Serce ci siądzie.
- Ale głowa przestanie boleć.
Zalałam kawę i mu podałam. Najpierw spojrzał na szklankę jak na zbawienie, a później uśmiechnął się do mnie.
- Jesteś moim aniołem Anette.
Za chwilę do kuchni wszedł Jeff, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Ale miałem sen, ale miałem sen… - ciągle powtarzał.
- Daruj sobie stary. – powiedział do niego Seb, a ja się tylko uśmiechnęłam.
Teraz drugiemu zrobiłam kawę i siedzieliśmy popijając we trójkę. Nagle z monotonni wyrwał nas krzyk.
- To Chuck. – jęknął Seb.
- Ale dlaczego? – zapytałam.
- Chodźmy zobaczyć.
Poszliśmy szybkim krokiem na górę do pokoju Chuck’a. Chłopak leżał na łóżku a tuż obok niego David z miną jeszcze bardziej zdziwioną.
- Alison! Weź tego swojego chłopaka! On jest jakimś pedałem!
- Jakim pedałem?!
- To, co robisz u mnie w łóżku?
- Śpię!
Postanowiłam wyjść, bo dalsza „rozmowa” chłopaków mogła wydać się agresywna. Szłam uśmiechnięta na dół, gdy ktoś złapał mnie za rękę i wciągnął do pokoju. Zdążyłam tylko spojrzeć w brązowe oczy Pierre’a i poczułam jak mnie przyciska do ściany zaczynając całować. Bez żadnych ceregieli wepchnął mi do ust język, co sprawiło, że aż zadrżałam z nagłego podniecenia. Delikatnie, lecz władczo zszedł na szyję.
- Pierre… - jęknęłam. – Jesteś wariatem…
Oderwał się na chwilę i spojrzał mi w oczy.
- Ale to jest twoja wina.
Znowu zaczął mnie całować, coraz bardziej mnie do siebie przyciskał. Ciągle czułam dreszcze na ciele przy każdym nawet najmniejszym ruchu jego języka. Gdy na chwilę przerwał skorzystałam z okazji i ściągnęłam z niego podkoszulkę, nie pozostał mi dłużny i zostałam w samym staniku, który też po chwili znikł w jego rękach. Przylegaliśmy do siebie jak jedno ciągle się całując. W którymś momencie wylądowałam na łóżku a Pierre na mnie. Polizał moje wargi i później ustami zszedł na dekolt całując i liżąc na zmianę. Pozbawił mnie spodni i leżałam przed nim tylko w dolnej części bielizny. Na całym ciele czułam jego dotyk, a każdy kawałek spalał się żywym ogniem.
- Chcesz tego? – usłyszałam bardzo niewyraźny szept.
Nie mogłam nic odpowiedź, bo moje ciało było całe napięte, a głos nie mógł się wydobyć z krtani. Najprawdopodobniej Pierre uznał moje milczenie jako pozwolenie dokończenia tego i po chwili znowu przylegaliśmy do siebie tylko tym razem całkiem nadzy. Nasze ruchy były najpierw miarowe, lecz stawały się coraz gwałtowniejsze i nieprzewidywalne. Z mojego gardła wydobywały się ciche jęki ekstazy, która za chwilę miała przyjść.
- Ciii… malutka będzie ci dobrze…
Objęłam go mocniej i wpiłam się w jego wargi, żeby czymś je zatamować. Gdy czułam, ze nadchodzi spełnienie ugryzłam go lekko w dolną wargę, a potem to działo się już, co chciało.

Leżeliśmy wtuleni w siebie. On lekko przyciskał mnie do siebie, a moja prawa dłoń leżała na jego klatce piersiowej. Wyczuwałam jak szybko bije jego małe śliczne serduszko, czułam jego przyspieszony jeszcze oddech i jego delikatne ruchy ręki na moich plecach. Było mi dobrze, zbyt dobrze żeby to przerywać. Delikatnie pocałował mnie w czoło, wtedy otworzyłam oczy. Uśmiechnął się jak mały łobuz i przysunął swoje wargi do moich. Pocałowałam go delikatnie, on mi oddal. Znowu zamknęłam oczy i próbowałam jeszcze bliżej się przysunąć. Potrzebowałam jego bliskości. Pocałowałam go w szyję i nie wiem, kiedy przysnęłam.



untitled... bo czuję się źle... --- 20 listopada
________________________________________


Gdy otworzyłam oczy robiło się coraz ciemniej, a w świetle latarni zobaczyłam płatki śniegu spadające na ziemię jak małe aniołki. Chciałam podzielić się spostrzeżeniem z Pierre’em, ale jego nie było obok mnie. Wstałam pospiesznie i podeszłam do okna, dopiero po 5 minutach stania w odsłoniętym oknie zdałam sobie sprawę, że jestem naga.
- SHIT. – syknęłam i poszłam szybko się ubrać w te same rzeczy co wczoraj.
Uczesałam włosy, które były lekko potargane przez Pierre’a i zbiegłam na dół.
Najpierw nie mogłam go znaleźć. Nie było go w salonie ani w kuchni. Mógł być tylko w piwnicy.
Oczywiście chłopak siedział i grał na gitarze.
- Pierre grasz na gitarze?
- No ba, maleńka. – uśmiechnął się do mnie i rozłożył ręce jakby chciał mnie przytulić.
Podbiegłam do niego i złapałam za rękę ciągnąc na górę.
- Co jest Anette?
Nie wiedziałam ile siedział w piwnicy bez okien, ze nie dostrzegł padającego za oknem śniegu. Otworzyłam z rozmachem drzwi wejściowe i wybiegłam na dwór w krótkim rękawku. Stałam w rozkroku jak małe dziecko, podniosłam głowę do góry i otworzyłam usta wyciągając język. Czułam jak małe płatki śniegu rozbijają się na mojej twarzy. Spojrzałam się na Pierre’a, a on się tylko uśmiechał. Pokazałam mu język i rozłożyłam ręce znowu patrząc się gdzieś w niebo.
Poczułam jak delikatnie obejmuje mnie od tyłu, lecz ja dalej patrzyłam się w górę.
- Jesteś na bosaka, będziesz chora. – stwierdził Pierre.
- Nie ważne… - mruknęłam cicho.
Odwrócił mnie w swoją stronę. Złapałam go za brodę i skierowałam ją ku górze. Patrzyliśmy się razem. Czułam takie przyjemne ciepło bijące od niego mimo moich już zmarzniętych stóp…
Pocałował mnie w brodę i szyję. Zeszłam wzrokiem na jego twarz. Jego oczy były tak piękne, a tego wieczoru wydawały się jeszcze piękniejsze, takie ciemne…
Wystarczy, ze patrzyliśmy sobie w oczy i po chwili zaczęliśmy się całować. Delikatnie, rozważnie, romantycznie. Po chwili objął mnie ramieniem.
- Choć do domu moja Śnieżna Księżniczko.
Z nim mogłabym iść nawet na koniec świata i to bez butów.

Siedziałam opatulona kocem, bo Pierre tak chciał. Moje stopy były wystawione do płomieni palących się w kominku.
- Pierre. W zasadzie, po co ci kominek?
Przez chwilę panowała cisza, lecz po chwili wszedł z tacą w rękach.
- Po to, żebyś się głupio pytała. – odpowiedział złośliwie i podał mi kubek.
- Dzięki. Ale Pierre, chyba masz jakiś w tym cel…
- Kobiety.
- Słyszałam.
- O to chodziło. – uśmiechnęłam się mimo iż ten tekst znam na pamięć, a zawsze mu odpowiadam.
- Więc? – zapytałam go.
- Po to, żebyś się wygrzewała, gdy masz zmarznięte stopy. – uśmiechnął się. – Kominek kojarzy mi się z dzieciństwem. – zamyślił się przez chwilę. – Z mamą, ze świętami, braćmi, ojcem… z kolacjami, gdy płomień igra w kominku, a śnieg pada za oknem. Z tym ciepłem domu i miłości.
- Romantyczne z ciebie bydle kochanie.
Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach.
- Pierre dziś musze jechać do domu.
- Dlaczego?
- Zdaj sobie sprawę, ze nie mam żadnych ubrań na zmianę…
- Nie ważne, dla mnie możesz być naga.
- Pierre, proszę zawieź mnie do domu…
- A jakbyśmy pojechali po parę twoich ubrań to przyjechałabyś do mnie znowu? Proszę… Tak miło z tobą leci czas. Proszę…
Pocałowałam go w usta i szepnęłam „dobrze”.

Pierre zatrzymał samochód przed małym domkiem, gdzieś na Rose Cross, było ciemno, a śnieg dalej padał. Spojrzałam na niego, a on w tym samym momencie spojrzał na mnie. Na moich ustach wyrósł uśmiech. Pierre przechylił głowę i delikatnie musnął moje usta, po czym wysiedliśmy z samochodu i przez spadające płatki śniegu szliśmy do mojego domku.
Nagle mijając skrzynkę pocztową zauważyłam, że coś tam jest.
- Idź otwórz i zrób herbaty, ja zaraz przyjdę. – poleciłam Pierre’owi.
Otworzyłam skrzynkę i zobaczyłam dwa rachunki i list. Pismo było mi znajome, wiedziałam, że już je gdzieś widziałam. Nie mogłam wytrzymać z ciekawości i otworzyłam od razu.

Nie lubie pisać listów… nie wiem po prostu, dlaczego w dobie telefonów piszę list. Przecież mogłam ci to wszystko powiedzieć, ale…
Anette nie wiem czy jesteś z Pierre’em, nie wiem czy przynajmniej dałaś mu dojść do głosu. Jeśli nie to powinnaś. Jednak, jeśli masz to już za sobą, to wiem, że zrozumiałaś. Ty zawsze wszystko rozumiałaś. Mam nadzieję, że uwierzyłaś, że mnie z Pierre’m nic nie łączyło. Chciałam twojego szczęścia kryjąc jednocześnie prawdę. Przepraszam.
Jedno, co mnie niepokoi to, to, że się do mnie nie odzywasz. Nie wiem, co to ma znaczyć. Chciałam wyjechać tak po prostu, odpocząć od tych namolnych dziennikarzy, którzy stwierdzili, ze jestem dziewczyną Pierre’a. A tak naprawdę chciałam uciec od tej ciszy, która zapanowała między nami po twojej próbie samobójstwa. Po części czuje się winna. Nie, ja jestem winna.
Przepraszam cię Anette, naprawdę cię przepraszam. Chciałam cię chronić a wyszło zupełnie na odwrotnie. Wybacz mi. Jeśli kiedykolwiek wrócę, chcę żebyś dalej była moją kochaną przyjaciółką. Kocham cię Jobaczku.
Melanie (kocham cię dalej)
P.S. I będę cię kochać.
- O Boże, jaka ja jestem głupia! – krzyknęłam na cały głos i się rozryczałam.
Pobiegłam szybko do domu i odszukałam Pierre’a, który właśnie wychodził z toalety. Rzuciłam się na niego i mocno go przytuliłam dalej płacząc. Chłopak na początku był zdezorientowany moim zachowaniem, ale później poczułam jak mnie do siebie przygarnia i otula ciepłym ramieniem.
Siedzieliśmy na sofie. Dalej byłam przyklejona do mojego chłopaka, a on mnie tylko głaskał po głowie i od czasu do czasu całował w głowę nawet nie się nie pytając, co mi jest.
- Nawet nie uwierzysz Pierre, jaka ja jestem głupia. – powiedziałam cicho tuż nad jego uchem.
- Nie jestes głupia kochanie.
- Jestem. Nic to nie zmieni.
- Wybij to sobie z głowy.
- Jestem głupia.
Odsunął mnie gwałtownie od siebie i spojrzał w twarz.
- Nie będę tolerował czegoś takiego Anette. – powiedział ostro, a ja znowu stwierdziłam, ze nie ma głupszej panny ode mnie i znowu poleciały mi łzy.
Poczułam jak znowu przyciska mnie do siebie. Potrzebowałam jego, bo tylko on mógł mnie zrozumieć.
- Powiesz mi, o co chodzi skarbie? – szepnął cicho.
Znalazłam jego dłoń i wcisnęłam mu list, który jeszcze trzymałam w ręku. Automatycznie mnie puścił, a ja oparłam się i położyłam głowę na jego ramieniu. Chłopak pocałował mnie w czoło i zaczął czytać.
Po lekturze delikatnie objął mnie ramieniem.
- Ja zapomniałam o niej. Co ze mnie za przyjaciółka do cholery?! Zapomnieć o swojej drugiej połówce duszy… jestem głupia.
- Nie jesteś. Jeszcze raz powiesz, ze jesteś głupia, a cię zostawię.
- Mały szantażysta.
Nakierował moją twarz na jego i nasze usta się połączyły w bardzo miłym pocałunku.
- Jakoś się to ułoży Anette. Uwierz. Wiara czyni cuda. – uśmiechnął się. – Masz mnie, więc się smuć.

Wracaliśmy właśnie do domu Pierre’a, gdy nagle mi się przypomniało…
- Nie wzięłam szczoteczki do zębów!!! – krzyknęłam.
- Spokojnie.
- Pierre zęby to podstawa, jak mycie rąk. Ja muszę mieć szczoteczkę do zębów.
- Problem. Pojedziemy i ci kupimy.
Jak powiedział tak zrobił.
Po 10 minutach przemierzaliśmy półki jakiegoś supermarketu w poszukiwaniu szczoteczki do zębów.
- To nie może być zwykła szczoteczka…
- Dobrze kupię ci nawet elektryczną.
- Nie chcę elektrycznej, chcę zwykłą szczoteczkę z atestem i główką, która czyści język.
- Rzeczywiście… najnormalniejsza szczoteczka na świecie. W ogóle, dlaczego ja się czepiam?
- Też tego nie rozumiem.
Najpierw Pierre pokazał mi szczotkę do czyszczenia ubikacji, za co zdzieliłam go szalikiem. Potem dał mi jakąś szczotkę drucianą, a za trzecim razem, gdy pokazał mi mopa obraziłam się na niego.
- Sama sobie znajdę szczoteczkę kanalio. – powiedziałam na odchodnym.
Błądziłam między półkami, ale szczoteczkę znalazłam. Szłam do kasy, gdy przed moimi oczyma wyrósł Pierre.
- Znalazłaś szczoteczkę?
- Znalazłam. – chciałam go ominąć, lecz zastawił mi drogę. – Przesuń się kanalio.
- Przebacz mi. – uklęknął przede mną i za pleców wyjął lody czekoladowe. – Proszę. Jesteś jedyną dziewczyną, z którą się nie nudzę, jesteś tak słodka, ze te lody to przy tobie gorzka herbata, jesteś tak wspaniała w łóżku, że…
- Zamknij się wariacie. – uśmiechnęłam się najszerzej jak mogłam. – Wstań. Przyjmuje przeprosiny.
Czułam się jakby cały sklep na nas patrzył. Znaczy się na Pierre’a, który właśnie czyścił sobie kolana.
- No, więc, gdy masz tą cholerną szczoteczkę idziemy do… - zbliżył się do mnie i szepnął do ucha. – …domu.
Tym razem poszliśmy razem do kasy. Pierre zapłacił i poszliśmy do samochodu.

3 grudnia
________________________________________

Wyszłam z kuchni i zobaczyłam, ze Pierre siedzi sobie z podkulonymi nogami patrząc w telewizor. Siedział tyłem do mnie, więc nie widziałam jego wyrazu twarzy. Podeszłam ostrożnie i schyliłam się na tyle, żeby szepnąć mu do ucha.
- Zgadnij, kto to.
- Moje słodkie…
Odchylił głowę do tyłu i spojrzał na moje usta. Od razy wiedziałam, czego chciał, czego ja chciałam. Pocałowałam go delikatnie w górną wargę, później w nos i na końcu w czoło.
- Co robisz czubku? – zapytałam odsuwając twarz od niego.
- Gapie się w telewizor i nudzę nie miłosiernie.
- Podobno ze mną szybciej leci ci czas? – zapytałam z nieukrywanym wyrzutem w głosie.
- Z tobą, a nie jak jesteś w kuchni.
- No wybacz kochanie, ale musiałam naczynia pozmywać po kolacji.
- Wybaczam.
- Bezczelny. – powiedziałam patrząc mu w oczy.
Przeszłam na sofę i usiadłam daleko od niego. Założyłam nogę na nogę i też skierowałam swój wzrok na telewizor.
- Nie zimno ci tam samej? – zapytał po 15 sekundach ciszy.
- Nie.
- Ale mi zimno.
Zanim się obejrzałam leżał na sofie, a głowę miał położoną na moich kolanach.
- Nie za wygodnie? – zapytałam z ironią w głosie.
- Jesteś cudowna Anette.
Rozbroił mnie. Mimo mojej głupoty poczułam w sercu, ze mówi to szczerze.
- Pamiętasz naszą rozmowę o ideałach? – zapytał spoglądając na mnie. - Zmieniam ideał. Jest nią brunetka z niebiesko zielonymi oczyma. Jest słodka, zbzikowana, piękna i jest moją dziewczyną.
- Nie znam. – odpowiedziałam w celu chwilowego podroczenia się z nim.
- Ja też. – odparł.
Zareagowałam bardzo szybko spychając jego głowę z moich kolan i wstając.
- Pierre Bouvier jest bezczelnym, aroganckim, irytującym cholernie przystojnym dupkiem. – wyrecytowałam.
Spojrzałam mu w twarz i poszłam na górę.
- Zostawisz mnie tu samego?! – krzyknął z mną.
Odwróciłam się cmoknęłam powietrze i wystawiłam środkowy palec.
- Nie śpisz dziś ze mną. – stwierdziłam głośno i poszłam do pokoju.

Krótko trwał czas przeprosin Pierre’a, był chyba zbyt przekonujący w roli przepraszającego. Chodził za mną jak opętany i ciągle opowiadał jak to nam było pięknie, gdy się odzywałam do niego.
Oczywiście nikt nie pościelił łóżka z rana, a ja jako kobiet musiałam to zrobić nawet, gdy było przed dwunastą w nocy. Zaczęłam się zastanawiać, po co Pierre’owi takie duże łóżko, gdy nagle poczułam jak obiekt moich rozmyślań złapał mnie w talii. Przysunął do siebie i lekko całował moją szyję. Włożył rękę pod moją koszulkę i zaczął wędrować nią ku górze dalej całując.
- Ja mam poduszkę w ręku, a to może być dla ciebie niezbyt bezpieczne.
Nie przestał ani na chwile tych słodkich pieszczot. Było mi coraz milej.
- Ty maniaku seksualny. – szepnęłam cicho powstrzymując cichy jęk.
Próbowałam się ogarnąć, bo mimo rosnącego pożądania chciało mi się spać.
- Pierre idziemy spać.
- Do tego dążę księżniczko. – powiedział i znowu wpił mi się w szyję.
- Spać spać, a nie spać seks.
- Naprawdę nie chcesz? – zapytał zawiedziony.
- To już inna kwestia Pierre, ale daj mi, chociaż jedną noc przespać.
- Ale ja spać nie będę mógł przez twoją obecność obok mnie.
- To już twoja sprawa skarbie.
Znalazłam jego rękę pod moją koszulką i wyjęłam spod niej, po czym odwróciłam się do niego i bardzo namiętnie pocałowałam. Gdy się oderwaliśmy bardzo szybko oddychałam czując też i jego oddech na moich rozpalonych ustach.
- Jesteś okropna panno Lethal. Spaliłem się jak feniks, a nie pozwolisz mi się od rodzić w tobie. – szepnął pełnym namiętności głosem.
Trzymał mnie ręką trochę powyżej pośladków.
- Co za porównania Pierre. Prawdziwy zboczony romantyk z ciebie.
- Dzięki skarbie.
Zanim naprawdę poszliśmy spać jeszcze 10 minut nie mogliśmy się od siebie oderwać. Chłopak chyba zabłądził pod moją koszulkę, więc musiałam go doprowadzić do wyjścia. Gdy już leżeliśmy w łóżku przytuliłam się lekko do niego, a on na dobranoc cmoknął mnie w czoło.

Siedziałam w kuchni i patrzyłam się na Pierre’a, który się uparł, że zrobi śniadanie. Cieszyłam się, ze jestem w domu, a nie na dworze, gdzie topniał pierwszy śnieg.
- Śnieg topnieje… - wymruczałam.
Pierre usłyszał i się odwrócił. Miał nóż w dłoni i uśmiech na twarzy.
- Ledwo, co się wyleczyłem z pierwszego stadium grypy, a ty mi tu, że śnieg topnieje. I dobrze.
- Jesteś okropny.
Wstałam z krzesła i wyszłam do salonu. Powiało mi tu monotonią. Usiadłam na sofie i zaczęłam oglądać telewizję. Chyba mnie zbytnio nie obchodziło co tam jest, lepszy był fakt iż miałam co robić.
Po chwili przyszedł Pierre z tacą, na której stały kanapki i ciepła herbatka.
- Mon chẻri! Petit dẻjeuner.
- Pierre, ja nie umie francuskiego.
- Vraiment? (przepraszam za ewentualne kaleczenie tak pięknego języka jak francuski… =])
- Pierre! – krzyknęłam na co on się roześmiał. – To nie jest śmieszne.
Postawił tacę na stoliku i usiadł obok mnie. Poczułam jego ciepły oddech na skórze, gdy delikatnie odsunął moje włosy.
- Jesteś piękna…
Musnął palcem skórę mojej szyi aż dreszcze po mnie przeszły.
- Może coś zjemy? – zapytał po czym odsunął się. – Moje ukochane śniadanko to kanapki z sałatą, serem, jakaś padliną i majonezem. Jeszcze jakieś warzywka, ale akurat na składzie nie posiadamy.
- Zaryzykuje.
Wyciągnęłam rękę, żeby mi podał, ale zamiast tego spojrzał zadziornie na mnie.
- Ja cię nakarmię kochanie.
- Nie, nie, nie.
- Nie chcesz po dobroci?
- Nie chce po dobroci, a tym bardziej siłą.
- Zgódź się to będzie niespodzianka…
- Lubie niespodzianki. Co to jest?
- Niespodzianka. – uśmiechnął się i wprowadził bardzo delikatnie kanapkę w moje usta.
Gdy ja już przełykałam on ugryzł w tym samym miejscu, co ja przed chwilą. Otworzyłam buzię na znak, ze chce jeszcze. Pierre dobrze karmił bez żadnych szkód psychicznych i fizycznych. Zjedliśmy razem 6 kanapek i wypiliśmy herbaty.
- Dziś ja zmywam. – stwierdził.
Spojrzał wzrokiem, w którym aż paliło się pożądanie. Wstał pospiesznie i odniósł talerze. Stanął w drzwiach i znowu obdarzył mnie takim wzrokiem. Wyglądał ślicznie rozparty w futrynie drzwi z lekkim uśmiechem na ustach. Podszedł do mnie i podniósł do góry.
- Pora na deser. – stwierdził po czym poszedł w stronę schodów.
Nie zdążyliśmy dojść do sypialni. Kochaliśmy się na schodach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NastySpirit
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 789
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zzzz...iębice ;)
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 20:48, 25 Lis 2008    Temat postu:

200 stron???!!! O nie to ja już się poddaję. Nie chce mi się tyle tego czytać... ;P Liczyłam , że jeszcze parę odcinków i koniec.. Pfff..

Miłego czytania Wam życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 20:51, 25 Lis 2008    Temat postu:

to moze ja wam wysle na poczte cale
i bedziecie sobie czytac kiedy chcecie (bo ja nie jestem najlepsza
osoba do dzielenia na odcinki zlosliwie przerywam w najlepszych
momentach


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 21:10, 25 Lis 2008    Temat postu:

nie, dawaj tutaj, ja chętnie poczytam do końca, a poczta mi nie chce się wczytywać ostatnio, bo mój "boski" mobilny internet działa wtedy, jak mu się zachce i na dodatek tak zamula, że każdą stronę muszę sobie po kilka razy odświeżać :/
tylko czasem mam nielegalny dostęp do normalnego neta, ale to raczej rzadkość, więc ciąg dalszy poproszę tutaj, no i najlepiej jeszcze ze 2 odcinki dzisiaj


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Śro 15:10, 26 Lis 2008    Temat postu:

Właśnie, wklejaj tutaj
Nie obrażę się, jak wkleisz od razu połowę, albo całość Yellow_Light_Colorz_PDT_06


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Śro 17:05, 26 Lis 2008    Temat postu:

No, ja też wolę tutaj
Ooo tam, że przerywasz w najlepszych momentach xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Czw 17:29, 27 Lis 2008    Temat postu:

oh baby.... --- 11


Siedzieliśmy na schodach. Ja wtulona w plecy Pierre’a, a on trzymając mnie za talię z tyłu i głową opartą na moim ramieniu.
- Było ci dobrze?
- Trochę niewygodnie, ale cudownie.
- Dziś chłopaki wpadną. – szepnął ściskając mnie – Chyba musze cię umyć skarbie.
- Umyjemy się oddzielnie… - zaczęłam.
- Ale ja cie pragnę Anette.
- Dalej?
- Ciągle i nieustannie. Mógłbym się z tobą kochać w każdej minucie, każdej godzinie i każdego dnia.
Przekręciłam głowę i pocałowałam go w kącik ust.
- Jestem twoja.
Chłopak podniósł się sam a później podniósł mnie. Zaniósł na łóżko w sypialni i poszedł odkręcić wodę. Okryłam się lekko kołdrą. Leżałam patrząc się w sufit, który był pochlapany zieloną farbą. Było mi dobrze z Pierre’em. W aspektach seksualnych, ale i uczuciowych. Przede wszystkim uczuciowych. Ta miłość, która była przed pocięciem się, gdzieś się ulotniła, ale mały kawałeczek jeszcze był. Gdy patrzę na niego moje serce bije szybciej. Pod jego palcami krew szybciej pulsuje. Gdy mnie delikatnie całuje czuje, ze nie ma nic piękniejszego na tym świecie. Bez wątpienia byłam jego i tylko jego. Poczułam jakiś cudowny zapach i była to czekolada. Stwierdziłam, ze ten świr ma czekoladowy płyn do kąpieli. Dalej patrzyłam w sufit napawając się zapachem.
Usłyszałam ciche dźwięki Coldplay’a i gwałtownie się podniosłam. Naprzeciwko łóżka tyłem stał Pierre. Miał na sobie ręcznik.
- Co robisz? – zapytałam.
- Będzie romantycznie…
Zwinnym ruchem znalazł się obok mnie i podniósł razem z moją osłoną. Gdy weszliśmy do łazienki myślałam, ze spadnę z rąk Pierre’a. Było ciemno, a małe świeczki porozstawiane po całym pomieszczeniu delikatnie osnuwały łazienkę delikatnym światłem. Wszędzie pachniało czekoladą..
Chłopak postawił mnie obok siebie i przyciągnął bardzo blisko. Rozchylił kołdrę i zaniósł mnie do ciepłej wody, po czym sam też wszedł. Usiadł naprzeciwko mnie i się uśmiechnął.
- Podoba się?
- Jest pięknie Pierre. Naprawdę pięknie. Mam ambitny pomysł.
- Jaki? – zapytał z ciekawością.
- Wymasuje ci stopy.
- Podoba mi się twój pomysł i to bardzo.
Nie pracowałam w gabinecie masażysty, ale w te klocki byłam dobra. Najlepsze było to, ze Pierre cicho jęczał, gdy naciskałam w odpowiednie miejsca. Jestem erotomanką i nimfomanką, ale ten jęk przyprawiał mnie o dreszcze i naprawdę podobał mi się. Gdy skończyłam chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie z nieukrywanym zachwytem.
- Ty nawet nie wiesz, co ze mną robisz Anette.
W jednym momencie był obok mnie, a ja pocałowałam go w usta.
- Nie wiem skarbie.
Wstałam owijając się ręcznikiem. Wyszłam z wanny i poszłam do pokoju, żeby się ubrać przed wizytą chłopaków.


Gdy ja już byłam w ubraniu Pierre jeszcze biegał w bokserkach do rytmu „Don’t Leave Me” Blink182 i przyśpiewywał. Co chwilę mnie łapał i namiętnie całował po czym biegł dalej. Wreszcie wyłączyłam mu sprzęt i kazałam się ubrać, a sama zeszłam na dół. Posłuchał się mnie do tego stopnia, ze założył beżowe spodnie. Właśnie znowu mnie całował, gdy zadzwonił dzwonek.
- Widzisz seksoholiku?
Ten tylko mnie klepnął po tyłku i zamiauczał. Poszłam otworzyć drzwi i zobaczyłam tam Jeff’a i Seb’a. Seb był wyraźnie uśmiechnięty, a Jeff spojrzała na Pierre’a jak na wariata.
- O facet… - zaczął uśmiechnięty Seb. – Lepiej usiądź.
- Ty też Anette. – powiedział do mnie Jeff.
Pozdejmowali kurtki i przeszliśmy do salonu. Ja z Pierrem usiedliśmy, a chłopaki się na nas patrzyli. Seb wyjął za pleców gazetę i rozłożył ją.
- Ekhm… Ekhm… Więc tak „Znowu nowa?” Tytuł skarby, tytuł. Ten kawałek nie jest w dużej ramce lecz jest znaczące zdjęcie Pierre’a. Kontynuuje. „Pierre Bouvier dwudziestosześcioletni wokalista Simple Plan znalazł sobie nową dziewczynę. Jest nią Anette Lethal, dwudziestodwuletnia dziennikarka. Nie wiemy, od kiedy się spotykają, lecz jeszcze niedawno widziano Pierre’a z wysoką szatynką. Przypatrując się nowej parze, spotkaliśmy ja już na Rose Cross (gdzie najprawdopodobniej mieszka panna Lethal) i w supermarkecie, gdy wokalista Simple Plan klęczał przed nią. Czy to już koniec z wysoką szatynką i Wave Gagnon? Czy Pierre’a na dłużej zainteresuje Anette Lethal?”. Koniec.
- No Pierre chłopie, co to za wysoka szatynka? – zapytał zadziornie Jeff.
- Facet a co ty robiłeś na podłodze? – zapytał Seb.
- A kto to jest ta Wave Gagnon? – zapytałam spoglądając na niego groźnie.
Chłopaki ukradkiem spojrzeli się na Pierre’a.
- To my się zmyjemy… - stwierdził Seb i już ruszyli do wyjścia.
- Chłopaki zostańcie. – poprosił ich Pierre.
Usiedli naprzeciwko, ale tylko na chwilę, bo zanim zaczęłam mówić stwierdzili, że muszą iść do kuchni czegoś się napić.
- Wave Gagnon… - powiedziałam przeciągając nazwisko.
- Wave, była moją dziewczyną… - powiedział Pierre.
Pocałowałam go i przytuliłam się do niego.
- Jesteś cudowna bez dwóch zdań.
Pocałowałam go w pierś xD i wstałam poganiając chłopaka, żeby się ubrał.
Za chwilę przyszedł w pełnym umundurowaniu, który stanowił czarny T-shirt i beżowe spodnie. Podszedł do mnie i pocałował w policzek obejmując lekko przy tym.
- Wysoka szatynka to Mel, przyjaciółka Anette, a na podłodze to klęczałem przed nią, bo nie chciałem jej kupić szczoteczki z atestem i się dziewczyna na mnie obraziła. – powiedział na wydechu do chłopaków.
Nagle usłyszeliśmy huk i po chwili w drzwiach kuchni stał Chuck z David’em. Dave trzymał piwo, a Chuck ustawił się jak do wierszyka.
- Mrozu ni ma, śniegu ni ma, gdzie ta pierdolona zima? Sanki o jej! zardzewiały, narty też się rozjebały. Tylko deszczyk pada z nieba, więc się nachlać dzisiaj trzeba. – wyrecytował razem z dziwnymi gestami, które najprawdopodobniej były obrazem tego co mówił i lekko się ukłonił.
- Przecież śnieg już zaczął padać i jest do kostek. – powiedział do niego Seb.
- Zamknij się patałachu! Wiesz ile on to wymyślał?! – zwrócił mu bardzo delikatnie uwagę Dave.
Wszyscy zaczęli się śmiać jak opętani przez ptasią grypę cielaki.

Tego wieczoru była tylko Jamie z dziewczyn. Dave nie chciał wytłumaczyć, dlaczego nie ma Alison. Razem z Jamie robiłyśmy coś do jedzenia dla chłopaków, bo oni byli już po pierwszym piwie i zaczęli rządzić. Zażyczyli sobie bardzo dużo, ale mało dostaną. Poszłam do salonu z pytaniem czy życzą sobie czegoś jeszcze, gdy nagle wpadłam w ramiona Pierre, który mnie pocałował i wybiegł na dwór. Usłyszałam głośny śmiech z salonu aż Jamie wyszła. Poszłyśmy obie zaciekawione. Chłopaki ledwo, co trzymali się ze śmiechu.
- Chłopaki, dlaczego Pierre wybiegł w krótkim rękawku i w trampkach na dwór? – zapytała spokojnie Jamie.
Oni zamiast odpowiedzieć dalej się śmiali.
- Przecież jest minus sto pięćdziesiąt i pada śnieg, a on sobie gdzieś pobiegł! – krzyknęłam, ale oni dalej się śmiali. – Chłopaki!
- Wróci za 10 minut. – powiedział Chuck przed następnym wybuchem śmiechu.
Minęło 10 minut, a Pierre’a nie było. Zaczęłam się denerwować, a i chłopakom zrzedła mina. Jamie waliła Seb’a lekko w głowę i powtarzała mu, ze jest durniem, bo pozwolił Pierre’owi wybiec prawie nago. Na uspokojenie piłam piwo.
W tym samym momencie, gdy spojrzałam na drzwi pojawił się w nich Pierre.
- PRZEGRAŁEŚ! – krzyknął Seb i dostał mocno po głowie od Jamie.
Prawie rzuciłam piwo i podeszłam do niego. Był uszczęśliwiony mimo to, iż był cały mokry i miał czerwoną skórę na rękach, a do tego szczękał zębami. Nie wytrzymałam, zaczęłam krzyczeć.
- Ty jebany debilu! o jej! cię o jej!?! Czy ciebie coś w głowę walnęło debilu?! Ty sieroto! Jest na minusie a ty maraton sobie urządzasz?! Ja tu się martwię o ciebie, a tobie biegać się zachciało! Jesteś niedorozwinięty Pierre! Nie odzywaj się do mnie!!!
Patrzyłam na niego z gniewem w oczach, a ten dalej się śmiał. Już się odwracałam, gdy…
- Ogrzej mnie maleńka.
Przyciągnął mnie do siebie i zaczął namiętnie całować. Czułam jego zimne ręce na całym ciele i jego usta tuż przy moich. Dochodziły do mnie głośne skandowanie chłopaków z salonu. Jego usta były zachłanne, a język robił, co chciał doprowadzając mnie do czerwoności.
- Debil… - powiedziałam, gdy już skończył. – Teraz pójdziesz się przebrać.
- Jesteś cudowna.
Poszedł na górę kręcąc tyłeczkiem.


________________________________________


Kubuś czy Pysio?? --- 23 grudnia
________________________________________

Siedzieliśmy w salonie rozmawiając o wszystkim i niczym. Pierre dalej siedział na górze. Byłam obrażona za jego zachowanie, bo był gorszy niż małe dziecko. Postanowiłam, że gdy chłopak przyjdzie nie odezwę się do niego.
- David? Dlaczego nie przyszła dziś Alison? – zapytał zaciekawiony Chuck.
- Alison? – zapytał z uśmiechem.
- Tak Alison patałachu.
- Zerwałem z nią.
Rozmowa Jeff’a i Seb’a momentalnie się urwała, Jamie spojrzała na Dave’a, a ja trzymałam się za serce i spokojnie oddychałam. Zaś Chuck otworzył koparę. David spoglądając na nas zaczął się śmiać.
- David wytłumacz nam te dwa słowa. – powiedział spokojnie Chuck.
- Poczułem, ze już jej nie kocham.
- Jeszcze niedawno wzdychałeś, że ją kochasz ponad życie. – powiedziała Jamie.
Spojrzałam na twarz David’a i zrozumiałam….
- Jest inna? – zapytałam.
- Jest. – powiedział po czym się zarumienił. – Ma 21 lat i jest piękna…
- No chłopie… złamałeś serce jednej, żeby rozkochać w sobie drugą.
Po chwili wszyscy byli już w stanie normalność aczkolwiek ciągle się na niego gapiliśmy.
- Opowiadaj o niej. – stwierdziła Jamie.
- Ma na imię Ange, jest blondynką, ma zielone oczy, jest śliczna i cudowna… - w tym momencie Dave jęknął.
- I według David’a jest baaaaardzo dobra w łóżku. – skomentował ten jęk Seb.
Minęło bardzo dużo czasu, a Pierre’a dalej na horyzoncie nie było. Gdy Jeff tańczył sambę do piosenki Marlina Mansona usłyszeliśmy chrząkanie. Wszyscy spojrzeli na schody, gdzie stało coś podobnego do Pierre’a. Miał na sobie trzy grube swetry, szalik i spodnie, a na stopach grube skarpetki.
- Zapomnieliście o mnie? – zapytał się głosem pokrzywdzonego dziecka.
- Dave ma nową laskę! – krzyknął Jeff.
- Nie mam nowej laski tylko…
- Nie tłumacz się.
Podszedł do stołu i złapał paczkę, po czym przycupnął tuż obok Chuck’a. Kto tu, na kogo powinien być obrażony?!
Między czwartym a piątym piwem zobaczyłam, ze Pierre wstaje i stwierdza, że odwiezie Jamie, która jutro miała iść do… gdzieś. Potem zawiezie Dave’a i Jeff’a. Potem gwałtownie przysnęłam.
Obudziła mnie chęć ust. Pocałowania kogoś. Poczucia jego języka i gwałtownych ruchów ust. Takich ust Pierre’a. Lecz nie miałam siły się ruszyć, nawet kiwnąć palcem. Chęć mnie przezwyciężyła. Przekręciłam się w prawo i napotkałam kogoś. Położyłam głowę na jego ramieniu i położyłam rękę na brzuchu. Znowu zasnęłam czując jego zapach.
Następne to, co mnie obudziło to nie wykryte wstrząsy, ruchy, muśnięcia i przekleństwa.
- Skarbie… – otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz Pierre’a, który trzymał mnie próbując zapiąć mi jakąś niebieską koszulę.
- W sam czas Lethal. Gdy ja już skończyłem ty się przebudziłaś.
Zamiast pomóc mu zapiąć zarzuciłam ręce na jego szyję i zsunęłam się z łóżka tuż na jego zgięte nogi. Poczułam ocierające się o moje uda jego spodnie.
- Rozebrałeś mnie.
- Byłaś w stanie wskazującym, a po co miałem cię budzić.
- Mniej problemów. – szepnęłam zbliżając się do jego twarzy. – Więcej rozkoszy…
Najpierw pocałowałam go w szyję, po czym przejechałam językiem od początku koszulki do ucha.
- Pierre…
- Słucham maleńka? – zapytał cicho po czym położył ręce no moich udach.
Przejechał do góry wywołując gęsią skórkę i położył je na moich pośladkach, po czym przysunął mnie trochę do siebie.
- Dlaczego mi to robisz? – zapytałam.
Podniosłam się trochę do góry i przysunęłam do niego jeszcze bardziej.
- Co ci robię? - zapytał z lekkim zdziwieniem.
- Najpierw wywołujesz dreszcze a później rozpalasz do czerwoności.
- Ja? To wszystko twoja wina Anette. To ty, gdy cię widzę marze tylko o jednym, a gdy masz już mnie w sobie marze, żeby nigdy nie wyjść. To ty, gdy mnie dotykasz robię się czerwony z pożądania. To na twoją twarz kocham się patrzeć, gdy już masz orgazm i to ty umiesz się przytulić w każdym momencie nie śmiało całując mnie w kącik ust. Uzależniłem się od ciebie Anette. Od ciebie i twoich ruchów, pocałunków, ciała i słowa.
Spojrzałam w jego oczy i była tam tylko szczerość. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam delikatnie.
- Wiesz, co mi się przypomniało Pierre?
- Nie mam pojęcia, co ci się ubzdurało w tej twojej pięknej główce.
- Pamiętasz jak wlepiałeś we mnie gały w sklepie „MADE”?
- Ej no sorry! Już wtedy mi się spodobałaś.
- Chodzi o to ciołku, że wracając do domu stwierdziłam, ze ta koszulka zmieni moje życie. No i co? Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do moich drzwi jakiś wariat z moim portfelem. Później się wprosił, a później…
- To już samo jakoś poszło…
- Masz rację Pierre, ale z twoją interwencją.
- Nie zaprzeczam kochanie.
Włożył ręce pod koszulę, w której byłam i zaczął gładził moje plecy. Oparłam swoje czoło o jego i spojrzałam mu w oczy. Te głęboko brązowe oczy, które przypominają mi czarną noc.
- Masz naprawdę piękne oczy… - szepnęłam.
Pocałował mnie delikatnie w usta. Ten pocałunek mógł wiele mówić, lecz ja nie potrafiłam nic odczytać. Gdy ja delikatnie muskałam jego usta on odkrywał na nowo moje ciało. Każdy nawet najmniejszy kawałek musiał dotknąć. Niespodziewanie przycisnął mnie do siebie. Czułam jego każdy mięsień, każde uderzenie serca tak niespokojne jak morze w środku burzy. Obejmował mnie tak mocno jakby chciał żebyśmy się zrośli w jedno.
- Jesteś moja… cała… taka czysta… taka piękna… taka pociągająca i powabna… - szeptał mi do ucha, a ja czułam skurcze, gdzieś w brzuchu.
Skurcze pożądania i przyjemności. Było mi dobrze z nim. Podniósł nasze ciała do góry i po chwili położył na łóżku. Nie mogłam przestać go obejmować z całych sił, potrzebowałam jego ciepła. Sprawiało, że żyję.
- Idziemy spać maleńka. Słodki sen tuż przy tobie.
- Rozbierz się Pierre… twoje spodnie mnie drapią.
- Twoja skóra jest niezwykle delikatna kochanie.– pocałował mnie w usta i wstał żeby się rozebrać.
Już zasypiałam, gdy on przytulił mnie od tyłu. Położył mi rękę na brzuchu i poczułam jak odpływam.


Gdy wstałam było jeszcze naprawdę wcześnie. Najpierw otworzyłam oczy i zobaczyłam pełno śniegu za oknem. Uświadomiłam sobie, ze nie długo są moje urodziny… Jego ręka nieśmiało trzymała moją, a twarzą był skierowany do sufitu. Ciągle spał. Pocałowałam go w usta, a on przez sen słodko się uśmiechnął. Wstałam i wyjęłam czystą bieliznę, po czym poszłam wziąć ciepłą kąpiel.
Wychodząc z łazienki poczułam się doskonale. Zobaczyłam, ze mój kochany dalej śpi sobie w najlepsze. Podeszłam po cichu do łóżka i wyciągnęłam się obok niego. Postanowiłam go obudzić i rozpalić do granic możliwości, a później się ulotnić.
- Wstaj misiu… - szepnęłam głosem pełnym erotyzmu.
Chyba od razu usłyszał, bo bardzo powoli otworzył oczka i patrząc się nie przytomnie uśmiechnął się. Przygryzałam dolną wargę spoglądając się na jego usta, a później się tajemniczo oblizałam.
- Jesteś bardzo pociągający…
Złapałam jego dłoń, która leżała tuż obok mnie i zaczęłam całować. Bardzo delikatnie i zmysłowo. Chłopak najpierw nie wiedział, o co chodzi. Gdy skończyłam przeniosłam jego rękę na swoje biodro. Patrzyłam mu się ciągle w oczy. Przysunęłam się na taką odległość, ze nawet nie miał, czym oddychać.
- Rozluźnij się skarbie.
Popchnęłam go tak, żeby leżał na plecach. W jednej minucie usiadłam na nim opierając się rękoma gdzieś na wysokości jego ramion. Pierre już chciał położyć ręce no moich nogach, lecz ja zdążyłam je złapać i rozchylić w bok przytrzymując swoimi. Już był całkowicie rozbudzony i patrzył się na mnie jakbym straciła rozum. Nachyliłam się i najpierw pocałowałam go w szyje później w ucho, usta i nos. Pocałowałam go pare razy w brzuch i tors liżąc czasami i napawając się jego rozkoszną miną.
- Anette… - zaczął.
Nie pozwoliłam mu nawet zacząć, bo zaczęłam ruszać biodrami. Kołysałam nimi tak zmysłowo jak tylko potrafiłam. Chciałam zobaczyć jak zamyka oczy w nagłej fali rozkoszy, lecz nie zrobił tego. Swoją niepowtarzalną siłą zepchnął mnie z siebie i zdjął ze mnie bieliznę. Nie mogłam się bronić.
- Taka jesteś… będę gorszy… - szepnął i lubieżnie się uśmiechnął.
Przegrałam na samym wstępie. Całował każdy skrawek mojego ciała liżąc przy tym najbardziej wrażliwe miejsca. Czułam jak gorąco rozlewa się po moim całym ciele. Nie przestawał mnie torturować.
- Chcesz jeszcze maleńka?
Zapytał łapiąc mnie w biodrach dalej całując moje piersi. Poczułam rozkosz i cichy jęk rozrywający moje gardło. Gdy później przygryzłam wargi on położył się na mnie i z całych sił przylgnął swoimi biodrami do moich.
- Pierre… proszę cię…
- O co maleńka? – zapytał się z uśmiechem we głosie.
- Błagam…
- Dalej nie wiem, o co ci chodzi księżniczko.
Odsunął moje biodra i mocno je znowu pchnął ku swoim. Pozwoliłam sobie na złapanie go za plecy raczej wbicie paznokci w nie.
- Pierre… - szepnęłam tak błagalnie jakby to miało zależeć czy przeżyję czy nie.
- Kochanie nie tak mocno…
- Błagam cię…
- Czy chcesz, żebym w ciebie…
- Proszę zrób to…
Błagałam go o to, żeby skończył to wszystko we mnie. Nie chciałam niczego innego. Pragnęłam tego tak mocno jak powietrza, gdy człowiek się dusi.
- Na pewno tego chcesz maleńka?
Nie odpowiedziałam mu tylko sięgnęłam do jego bokserek i na chama chciałam je zdjąć. Chciałam już go czuć w sobie. Po 20 minutach czułam jak fala spazmów rozkoszy rozlewa się po mnie, czując swoje serce i jego obok…

Leżeliśmy w tuleni w siebie. Ciało przy ciele trzymając się za ręce, jakby to, co przed chwilą przeżyliśmy było walka o życie.
- Nie opłaca ci się maleńka mnie prowokować.
- Jeśli to ma się tak kończyć to będę to robić każdego ranka…
- Jesteś zboczona.
- Ja?! A ty spełniasz moje największe zachcianki i doprowadzasz mnie na brzeg urwiska, gdzie króluje tylko nieziemska rozkosz.
- Aż taką ci daje rozkosz?
- Och Pierre epopeje napiszę…
- Mógłbym z tobą spędzić całe życie w tym łóżku. Mogę się żywić twoim ciałem… - wtulił twarz w mojej włosy i na chwilę zamilkł. – Dlaczego twoje włosy pachną migdałami, wanilią i rozkoszą?
- Mam szampon waniliowo migdałowy, a rozkosz kojarzy ci się nie wiem, dlaczego.
- Mogę ci pokazać, dlaczego…
- Nie, nie, nie….
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki w celu ponownego wykąpania się.


Gdy znowu ranek nastąpił obudziłam się sama w łóżku… w swoim łóżku.
Byłam u siebie w domu, bo chłopaki mieli jechać do Kanady przygotować studio na nagrywanie kolejnej płyty, mieli wrócić 12 grudnia w nocy. W sumie to przydał mi się odpoczynek od Pierre’a, ale cholernie za nim tęskniłam.
Gdy odsłuchałam wszystkie wiadomości z sekretarki stwierdziłam, ze ludzie nagle mnie pokochali. Tylko, za co? Ostatnią wiadomością był króciutki tekst: „Siostra do cholery, gdzie ty się podziewasz?!”
Wzięłam słuchawkę i od razu wybiłam numer Mike’a.
- Słucham. – usłyszałam głos mojego brata.
- Tu Anette patałachu.
- Kochanie moje! – powiedział z irytacją w głosie.
- Mike… Jak żyjesz?
- Dobrze.
- A reszta cała?
- Gdy ostatnimi czasy się z nimi widziałem to Evan stwierdził, ze cholernie za tobą tęskni w sumie reszta to normalnie.
- O Boziu… - na wspomnienie Evan’a zakręciły mi się łzy w oku.
- Anette czy ty jesteś z tym…?
- Pierre’em?
- Z tym, co go zdzieliłem.
- Chodzimy ze sobą a co?
- Jesteś szczęśliwa?
- Tak mi się wydaje…
- To, co teraz w domu robisz?!
- Musiał wyjechać.
- Dobra, jeśli cię nie skrzywdzi będzie żył, ale jak…
- Spoko, Mike. Kocham cię wiesz?
- Dzięki Mała. Słuchaj nie masz tam gdzieś mieszkania wolnego?
- A co?
- Chciałbym się przeprowadzić razem z Emily.
- Załatwię ci coś.
- Dobra kończą, bo się budzi. Dzięki ci Anette.
- To ja dziękuję.
Mój kochany Mike…
Żyłam sobie normalnie, gdybym mogła nie patrzeć w kalendarz i za okno przysięgłabym, że jest wrzesień. Moje życie jest spokojne, bez żadnych mężczyzn. Może właśnie zadzwoniłby Dan i powiedział, że jadę do Afryki nakręcić reportaż specjalnie dla niego. Przez myśl przebiegł mi głosik… „Nie żałujesz, ze z nim jesteś?. Przecież mogłaś tyle odkryć. Mogłaś mieć przelotnych chłopaków, a nie faceta na stałe. To nie ważne, ze jest ci z nim dobrze. Jesteś uwięziona. Jestes w związku… a on nawet nie powiedział, ze cię kocha…”
- Ja też tego nie powiedziałam. – stwierdziłam trochę zła.
„To nie ważne. Przecież to ty przez niego cierpiałaś, nie on przez ciebie. Jesteś uwięziona, nie możesz nic robić, bo on jest najważniejszy”
- Mogę robić to, co mi się żywnie podoba i nie musze go pytać o zdanie. Jestem dalej tak samo niezależna.
„Udowodnij skarbie.”

Siedziałam w salonie oglądając jakąś komedię romantyczną. Dużo myślałam ostatnimi dniami.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam za okno i zobaczyłam, ze pada śnieg i jest zawieja do tego jest ciemno. Nie wiedziałam, kogo spodziewać się po drugiej stronie drzwi.
Gdy otworzyłam na mojej twarzy malowało się niemałe zdziwienie.
- Stwierdziłem, że ten wieczór masz wolny, więc wpadłem. – Pierre uśmiechnął się i przytulił bez najmniejszego zapytania.
„Jesteś niezależna…”
Odepchnęłam go lekko i spojrzałam mu w oczy. Chłopak był zdezorientowany, zresztą ja też. Słuchałam swojego rozumu, nie serca. Rozum mówił, żebym go wyprosiła, a serce cieszyło się na jego widok prosiło całe ciało, żeby się przytuliło do niego.
- Co się stało Anette? – zapytał z niepokojem w głosie.
- Nic. – głosem wyraźnie kazałam mu się odczepić.
Nie wiem, na czemu przekór zrobiłam, ale zamknęłam drzwi i objęłam go. Objęłam mimo mojego krzyczącego rozumu. Nie odwzajemnił tego.
- Proszę Pierre, przytul mnie… - szepnęłam cicho.
Ułamek sekundy i poczułam jego ręce na swoim ciele.
- Tak tęskniłam…

Siedzieliśmy na sofie obok siebie. Bez przytulania, bez trzymania za rękę, bez słów.
- Dlaczego przyjechałeś od razu do mnie? – zapytałam spoglądając się na niego.
- Widać, że ci to nie pasuje. – powiedział ze złością w głosie. – Już się wynoszę skarbie.
Wstał szybko, sięgnął do kieszeni, po czym rzucił coś na ziemię i wyszedł. Poczułam ciepłe łzy na policzkach.
„Brawo mała pokazałaś to” usłyszałam swój głosik.


miłość....... --- 27 grudnia
________________________________________

- ZAMKNIJ SIĘ! – krzyknęłam na cały głos.
Zerwałam się z siedzenia i wybiegłam na dwór. Zdążyłam zobaczyć tylko odjeżdżający samochód Pierre’a. Chciałam krzyczeć przez swoją głupotę. Ja naprawdę za nim tęskniłam…
Siedziałam na sofie skulona z bólu. Nie wierzyłam w to, co zrobiłam, nie mogłam uwierzyć w to, co zapytałam i w to jak zareagował. Przecież mógł sobie tyle rzeczy o mnie pomyśleć. Mój wzrok wylądował na małym pudełeczku leżącym tuż obok sofy. Wstałam i kucnęłam tuż obok niego. Przetarłam łzy i ściągnęłam włosy do tyłu. Było średniej wielkości, koloru niebieskiego. Wzięłam je w dłonie i otworzyłam. Zobaczyłam srebrną bransoletkę z napisem „Moja Anette, twój Pierre”. Już teraz nie mogłam powstrzymać łez. Płakałam, płakałam, płakałam…
„Ups chyba mu zależy na tobie”.
- Zamknij się! Bo jak nie to sobie głowę rozwalę!
Nagle poczułam ostry ból w sercu, taki nie do wytrzymania. Skuliłam się trzymając mocno w dłoni bransoletkę. To był tylko mocny skurcz. Wstałam pospiesznie i poszłam do telefonu. Bez zastanowienia wykręciłam numer Pierre’a.
- Słucham? – powiedział trochę groźnym głosem.
Przez chwilę milczałam, lecz otworzyłam dłoń i nabrałam odwagi.
- Przepraszam cię. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ja naprawdę za tobą tęskniłam, a prezent jest piękny… - milczał. – Pierre… Możesz do mnie przyjechać? Czy już nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego?
- Jestem przed twoim domem kochanie.
Znowu rzuciłam wszystko i wybiegłam na dwór. Tym razem bez skarpetek, bez kapci, w krótkim rękawku. Mimo ciągle padającego śniegu zobaczyłam jak po drugiej stronie ulicy wychodzi z samochodu. Pobiegłam do niego i teraz ja bez żadnego pytania rzuciłam mu się na szyję. Poczułam jego ręce w swojej talii.
- Przepraszam cię…
- Nie ma, za co słodka…
Patrzyłam mu w oczy stojąc na jego butach, złapałam w dłonie jego twarz i całowałam przepraszając ciągle.
- Już przestań przepraszać. – powiedział śmiejąc się.
- Myślałam, ze całować.
- Tego nigdy nie przestawaj…
Objął mnie i przeniósł nasze całowanie do salonu mojego domku.


Było chyba grubo po północy, a ja leżałam na jego nagim torsie niespokojnie oddychając. Gładził moje włosy, a drugą rękę trzymał na moich plecach.
- Przepraszam cię Pierre… - szepnęłam po raz nie wiem, który tego wieczoru.
- Nie przepraszaj mnie już maleńka po prostu bądź teraz przy mnie.
- Pod warunkiem, ze ty też będziesz ze mną.
Spojrzałam mu w oczy, są takie piękne… położyłam jedną dłoń na jego policzku z nadzieją, ze nigdy już nie będę musiała patrzeć w inne. Znowu wtuliłam się w niego i bardzo powoli zamykałam oczy.
- Śpij kochanie, ja się tobą zaopiekuję… - szepnął mi do ucha całując w czoło.

Obudził mnie jakiś koszmar, którego nie mogłam sobie przypomnieć. Był już ranek, bo słońce odbijało się na śniegu rażąc w oczy. Obróciłam twarz chcą znaleźć Pierre’a gdzieś w odmętach mojego łóżka. Jeszcze spał, spokojnie oddychając. Chyba wyczuł, ze się na niego patrzę i ruszył się nie znacznie.
- Pierre… - szepnęłam cicho chcąc, żeby się nie obudził, lecz z nadzieją, ze otworzy jednak oczy.
- Słucham cię kochanie. – powiedział z zamkniętymi oczyma.
- Dziś kończę 23 lata…
Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- A ja nic o tym nie wiedziałem? I co z prezentem?
- Pierre wyobraź sobie, ze ta bransoletka, którą wczoraj dostałam była tym prezentem.
- Ona była, bo ci obiecałem…
- To ty bądź moim prezentem urodzinowym.
Przysunęłam się do niego i pocałowałam delikatnie w usta. Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy i zrozumiałam, że go kocham. Kocham jego twarz, jego oczy, uśmiech, spojrzenie, każdy gest, każde słowo, jego ciało i wszystko to, co mi się kojarzyło z nim.
- Pierre… - znowu zaczęłam, gdy chłopak zamknął oczy. – Powiem ci coś. Tylko proszę cię nie komentuj tego i nie śmiej się… - kiwnął głową uśmiechając się lekko. – Ja cię chyba kocham… - wyjąkałam.
- To dobrze maleńka. – przytulił mnie. – Bo ja ciebie też.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Byłam szczęśliwa.

Minęło 3 godziny od rannego wyznania i chciałam z nim pogadać. Kończyłam robić śniadanie, gdy postanowiłam, ze właśnie teraz z nim porozmawiam.
Usiadłam naprzeciwko niego stawiając kakao. Moje nogi natrafiły na jego, a jego wzrok przywitałam uśmiechem.
- Pierre…
- Znowu jakieś wyznania?
- To jest wykorzystywanie moich słabości.
- Dobra maleńka. Słucham cię.
- Dlaczego tak mi zamąciłeś w głowie?
- Nie ja tylko ty mi.
- Jasne i jak zwykle moja wina.
- Od kiedy? – w sumie to chciałam wiedzieć wszystko, lecz przede wszystkim kiedy on coś do mnie poczuł.
- Co, od kiedy?
- Od kiedy mnie…? – to słowo jeszcze nie mogło przejść przez moje gardło.
- Kochasz? – kiwnęłam głową. – Spodobałaś mi się od samego początku. Tak naprawdę znalazłem cię w tłumie ludzi jeszcze przed wejściem do sklepu MADE. Wydałaś mi się wyjątkowa i bardzo sexowna. Postanowiłem, chociaż zamienić z tobą słówko. Nie wiem, kto to sprawił, ze znalazłem twój portfel i czułem, ze to tej dziewczyny. Gdy cię zobaczyłem w drzwiach już nie liczyły się największe przeszkody. Musiałem cię mieć.
- Ale kiedy coś do mnie poczułeś? Takiego ważnego?
- Po tym jak się pocięłaś. Czułem się jak ostatni dupek. Mogłem cię przecież stracić, a już wtedy czułem, ze moje serce bije szybciej na samą myśl o tobie. Gdy przyjęłaś moje przeprosiny już cię troszkę kochałem, choć i tak to dalej wiązało się z pożądaniem. Gdy w nocy zobaczyłem cię przy oknie zrozumiałem, ze żyć bez ciebie już nie będę umiał i dlatego na drugi dzień zapytałem się czy zostaniesz moja dziewczyną.
- A jakbym się nie zgodziła?
- Zrobiłbym wszystko, żebyś się zgodziła. Walczyłbym o ciebie, bo za twój uśmiech oddałbym duszę.
- Nie mów tak. – powiedziałam karcącym tonem.
- Ale to prawda Anette. Do nikogo nie czułem aż takiej miłości, przy nikim nie czułem się aż tak dobrze. To ty poznałaś najpierw Pierre’a normalnego później jakąś gwiazdę. Każda sekunda przy tobie jest za krótka, gdybym tylko mógł zatrzymałbym czas, żeby ciągle cię mieć przy sobie.
Poczułam łzy na policzkach. Łzy szczęścia, przynajmniej tak mi się wydawało…
- Jesteś cudowny Pierre.
- Zostaw łezki księżniczko. – wstał i podszedł do mnie.
Podniósł mnie i posadził sobie na kolanach.
- Bądź moja Anette.
- Ja już dawno byłam twoja. Już kiedyś się w tobie zakochałam, potem to wygasło. I teraz znowu się pojawiło… i jest piękne…

Słowo kocham było, jest i będzie piękne, ale nadużywane traci swoją wartość to chyba, że jesteśmy swojego uczucia pewni na milion procent…
Siedzieliśmy w moim salonie. Pierre nie chciał jechać do siebie do domu, stwierdził, ze zaraz tam przyjadą chłopaki, a on chce być ze mną sam. No dobra jak chce.
Wpatrywała się w bransoletkę, która była na moim nadgarstku. Była naprawdę śliczna. Przekręciłam nią pare razy chcąc nacieszyć swoje oczy nią. Spojrzałam na Pierre’a i odkryłam, że też się na mnie patrzy. Uśmiechnęłam się do niego. Przysunęłam się bliżej i położyłam głowę na jego ramieniu, wtedy musiał zadzwonić telefon.
- Słucham?
- Więc tak moje kochanie… z okazji twoich urodzin życzę ci wszystkiego najlepszego… - to byłą Mel. Uśmiech i łzy zaczęły się pojawiać na mojej twarzy, gdy ona się produkowała jak bardzo mnie kocha, jak bardzo przeprasza i jak bardzo jej zależy na moim szczęściu.
- Dziękuję Mel.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – powiedziała.
- Jaką?
- Jutro przyjeżdżam.
Zaczęłam piszczeć do słuchawki.
- Zamknij się mała, bo ogłuchnę! Kończę, bo zaraz będę musiała jechać na samolot.
- Kocham cię Mel wiesz?
- Ty lepiej teko swojego kochaj.
- Jego też…
- Czyli jutro sobie trochę pogadamy… Pa.
- Pa.
Przez całą rozmowę Pierre się na mnie patrzył z uśmiechem wariata.
- Przestań, ja jestem zdrowa psychicznie.
- Na pewno kochanie. Wmawiaj to sobie wmawiaj może się spełni.
- Jesteś okropny.
- Wiem.
Poszłam do kuchni i wzięłam trochę bitej śmietany na rękę, po czym poszłam znowu do salonu. Usiadłam mu na kolanach ciągle wpatrując się w jego twarz.
- Brudny jestem?
- Teraz już tak. – stwierdziłam po czym moja ręka wylądowała na jego twarzy smarując go.
Przetarł twarz i otworzył oczy.
- Wyglądasz słodko… - uśmiechnęłam się. – O Pierre nie przesadzaj i tak powinieneś się ogolić… pomóc?
- Chcę mieć jeszcze twarz kochanie…
Zepchnął mnie delikatnie z swoich kolan i poszedł do łazienki.
Po 5 minutach poszłam za nim. Przeglądał się w lusterku.
- Za późno, chciałam ci gardło podciąć.
Podniósł lewą brew do góry. Podeszłam bliżej i objęłam go w talii kładąc głowę na jego plecach.
- Pierre…
- Znowu się zaczyna… - powiedział z śmiechem.
- Jesteś okropny! Już cię nie kocham, wychodzę z domu, nie pokazuj mi się na oczy!!!!
Wyszłam pospiesznie z łazienki, lecz nie zdążyłam nawet dojść do salonu, gdy straciłam grunt pod nogami.
- Puść mnie!
- Jak powiesz o co chodziło.
- Nie powiem ci, bo w ogóle mnie nie słuchasz, w ogóle nie kochasz…
- Anette, zaraz cię zgwałcę…
- RATUNKU!!!
Krzyknęłam z całych sił, chciałam jeszcze raz, ale zostałam przyparta do ściany.
- Bądź cicho.
- Ty chcesz mnie zgwałcić!
- Ale tylko wtedy, gdy tego będziesz chcieć, czyli zawsze.
- Nie jesteś….
Nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak zaczął mnie całować. Przestałam się wyrywać, nawet przylgnęłam do niego. Bardzo powoli przeniosłam dłonie przez ramiona do jego szyi. Oddawałam mu pocałunki od tych delikatnych muśnięć po namiętne pochłanianie się. Jego ręce bardzo szybko zawędrowały pod moja bluzę. Gdy dotknął moich piersi jęknęłam cicho i potargałam mu irokeza (w tym opowiadaniu Pierre nie był na tyle głupi, żeby zrobić sobie… to coś, co teraz ma na głowie). Położyłam mu ręce na brzuchu i jechałam do góry łaskocząc go delikatnie. Na ustach czułam jak rośnie mu uśmiech i mimowolnie też zaczęłam się śmiać.
- Pierre nie śmiej się w tak erotycznej chwili. –skarciłam go.
- To ty mnie nie rozśmieszaj.
- Ja cię pieszczę skarbie, a nie rozśmieszam.
- Ja z tobą nie wytrzymam Anette… - musnął moje usta ostatni raz.
Złapał mnie za rękę i poprowadził do kuchni.
- Kobieto jestem głodny do tego stopnia, ze ci nawet pomogę jedzenie nam zrobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
^Amelle^
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łomża :)

PostWysłany: Sob 19:30, 29 Lis 2008    Temat postu:

Domagam się więcej ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
raaknieboraak
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zadupie

PostWysłany: Pon 2:23, 01 Gru 2008    Temat postu:

oho, ja tez;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 9:17, 01 Gru 2008    Temat postu:

I ja!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 10:06, 01 Gru 2008    Temat postu:

i ja, bo grypa mnie z nudów zabija.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 20:52, 01 Gru 2008    Temat postu:

My Immortal.... jest piękne, jak krew na mym ciele.... --- 7 stycznia
________________________________________

Doszliśmy do ogólnego porozumienia, ze zrobimy pizze. Wstawiliśmy razem ją do pieca. Straty powojenne były tak liczne, ze aż śmieszne, lecz najśmieszniej wyglądał Pierre. Z jego podkoszulki zwisały kawałki ciasta, w włosach miał pełno mąki, a twarz do połowy umazaną sosem.
- Kochanie może mi powiedzieć jak ty to robisz, ze wyglądasz jak sierota? – zapytałam uśmiechając się do niego.
- To miłość do ciebie to sprawia.
- Raczej twoja głupota.
- Spowodowana miłością do ciebie.
Wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do łazienki.
- Zanim się upiecze zdążysz się wykąpać.
- Pomóż mi.
- Nie.
Założył rękę na rękę i stanął w lekkim rozkroku. Przewróciłam oczyma i podeszłam do prysznica, żeby odkręcić ciepłą wodę.
- Dobra wygrałeś.
Zdjęłam z niego podkoszulkę i od razu wrzuciłam do pralki, wzięłam się za pasek od spodni.
- Takie rozbieranie jest podniecające.
- Czy tobie wszystko kojarzy się z seksem Pierre?
Tylko zawadiacko się uśmiechnął. Udało mi się rozpiąć mu pasek, później guzik od spodni i suwak.
- Poradzisz sobie już sam?
- Nie.
- Ale Pierre to już jest łatwe. Złapiesz spodnie i bokserki o tu. – złapałam go w biodrach tam gdzie miał bokserki. – I je ściągniesz. Łatwe prawda? Później wejdziesz pod prysznic i wykapiesz się.
- Ale odwróć się, krępuje się przy tobie rozbierać.
- To wyjdę.
- Nie wychodź po prostu się odwróć.
- Mniej mnie w swojej opiece Boże…
Odwróciłam się i czekałam na jakieś odgłosy czy coś. Jedyne, co poczułam jak Pierre odpina mi stanik. Rozpiął, ale ja zdążyłam go przycisnąć rękoma, żeby nie zleciał.
- Kochanie… - szepnął mi nad uchem, po czym pocałował mnie szyję.
- Pierre zapnij mi ten stanik… - wysyczałam.
- Skarbie mężczyźni na ogół potrafią rozpinać staniki nie je zapinać. – objął mnie w talii i dalej całował po szyi.
- To ty jako mój chłopak naucz się zapinać…
Jeździł rękoma po całym moim ciele, gdy chciał dojść do piersi przy okazji trzymając stanik zdążyłam je zasłonić.
- No Anette… rozluźnij się maleńka.
Nic ja ścisnęłam jeszcze mocniej, na co on położył swoje dłonie na moich. Wystarczyły mu lekkie ruchy, bo nie mogłam mu się oprzeć. Przekręciłam głowę w jego stronę i napotkałam od razu jego usta. To nie były delikatne muśnięcia rozpalonych ust, tylko głębokie i namiętne pocałunki. Trzymał mnie tak mocno jakbym miała zaraz uciec. Nasze języki nie mogły się rozdzielić nawet na chwilę, nasze wargi były jak sklejone, a nasze ciała były jednym. Gdy mocniej wepchnął język w moje usta usłyszałam swój jęk. Najwyraźniej Pierre’owi się wyjątkowo spodobał, bo całował mnie jeszcze namiętniej, a ja już nie mogłam przestać cicho pojękiwać. Zmęczyliśmy się trochę takim stanem rzeczy i bardzo powoli oddalaliśmy się od siebie ty razem delikatnie tylko dotykając się ustami. Miałam ciągle zamknięte oczy i czekałam, aż rozkosz się trochę rozleci.
- Boże Pierre…
Ciągle trzymał delikatnie moją głowę, jakby zaraz miała mi opaść.
- Samym twoim zachowaniem i jękami czuje się jak podczas seksu…
- Bo to wszystko twoja wina. Twoja i tego, co robisz…
Otworzyłam powieki i ujrzałam jego brązowe oczy. Miał bardzo rozanielony wzrok.
- Kocham cię… - nie powiedziałam tego tylko, poruszyłam ustami.
Uśmiechnął się tak pięknie jak tylko potrafił. Robił ze mną, co chciał, a ja mu się bez słowa poddawałam.
- Też cię kocham maleńka… tylko nie wydaje ci się, że już nie ma wody na całym osiedlu i naszą pizze zaraz szlag weźmie?
- Pierre wariacie to twoja wina!
Wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam do kuchni.
W woli ścisłości pizza się nie spaliła tylko mocno zarumieniła, ale była dobra. Było to widać po Pierre’rze.
- Jesteś niesamowity flejtuch Bouvier.
- Ale śmieszne…
- Tak bardzo śmieszne Pierre.
Pocałowałam go w czoło i poszłam w stronę zlewu, żeby zmyć naczynia.
- Jesteś bardzo dobrą kandydatką na żonę kochanie. – usłyszałam po dłuższym czasie.
Odwróciłam się do niego przerażona tym, co powiedział.
- Co ci dolega?
- Mówię, ze będziesz wspaniałą żoną obok wspaniałego mężczyzny.
- I ty niby mówisz o sobie?
- No raczej Anette, raczej.
- Nie dożyjesz takiego momentu w swoim życiu, ze będziesz miał żonę.
- Zobaczymy kochanie… - uśmiechnął się tajemniczo.
Przestraszyłam się trochę tego jego uśmiechu, ale Pierre jest niespełna rozumu, więc czasami może sobie poświrować.
- Pierre musimy poważnie pogadać. – powiedziałam, gdy już umyłam wszystko co było brudne.
Usiadłam na przeciw niego i spojrzałam w jego trochę zaniepokojone oczka.
- Czy może znasz jakąś ofertę mieszkaniową, dosyć tanią.
- A o co chodzi?
- Bo Mike chce się przeprowadzić tu z Emily i nie ma żadnego mieszkania.
- Aha… - spuścił głowę i zaczął myśleć.
Ja wstałam i skierowałam się do salonu, żeby podlać kaktusy, które mam zaszczyt hodować. Nie długo potem zobaczyłam jak idzie w moją stronę.
- Kochasz mnie? – wypalił pytanie, które mnie troszeczkę zdziwiło.
- Kocham.
- Zamieszkasz ze mną? – drugie pytanie, które zwaliło mnie z nóg.
- Ale…
- Słuchaj Anette, gdy zamieszkasz u mnie Mike i Emily na luzie mogą przecież zamieszkać tu.
Uśmiechnęłam się ze szczęścia, ze mam tak inteligentnego chłopaka i mocno pocałowałam w usta.
- Jesteś wspaniały Pierre. Jesteś cudem.
- Ej mała, bo się zawstydzę. – przytulił mnie delikatnie do siebie.
- Mój ty najinteligentniejszy, najprzystojniejszy, najbardziej seksowny, najbardziej romantyczny i najbardziej boski facecie na tej półkuli.
- Tylko na tej półkuli?
Pocałowałam go delikatnie w usta i z uśmiechem złapałam go za dłoń.

Zanim się obejrzałam już wracaliśmy z koncertu. Dokładnie za pół godziny do domu Pierre’a…eee…naszego domu miało się zwalić paru kumpli chłopaków.
- Pierre i myślisz, ze to dobry pomysł? – zapytałam, gdy chłopak zmieniał bieg.
- Co?
- Zaproszenie ich.
- Kochanie najwyżej 10 ich przyjedzie, nie więcej.
- A czy lodówka na wypadek jakiegokolwiek wybryku takiego jak alkohol jest załadowana?
- Wiedziałem, ze o czymś zapomniałem.
Zbliżył się do mnie i ciągle trzymając kierownicę pocałował w usta.
- Debilu! Myślisz, że chce mi się umierać?
- Kocham cię. – odpowiedział, a ja automatycznie zamilkłam.
Chyba nie byłam pewna tego, co czuje do Pierre’a…
W ciągu pół godziny zakupy były zrobione i nawet byliśmy w domu, gdzie chłopaki i Ange już siedzieli. Po chwili ja z dziewczyną wylądowałyśmy w kuchni.
- Mężczyźni… - stwierdziła myjąc szklanki.
- Bo wiesz oni tacy są…
- David też.
- A Pierre jeszcze gorszy… jak się zbiorą w piątkę to panie Boże zmiłuj.
- Naprawdę są tacy okropni?
- Są kochani Ange. Są cudowni.
Poczułam ręce na swojej talii.
- Długo się wam jeszcze zejdzie kochane?
- A co? – zapytałam go.
- Bo zaraz chłopaki mają przyjechać.
- To my z Anette może spać pójdziemy, albo zrobimy sobie jakieś piżama party, albo coś. – uśmiechnęła się do mnie. Rozumiałam się z nią świetnie.
- Wybijcie sobie to z głowy. Będziecie nielicznymi laskami w tym towarzystwie, a wasi właściciele będą dumni z tego, że będą mogli was pocałować, albo położyć ręce na…
- Że cos ty powiedział męska szujo?! – krzyknęłam odwracając się do niego i bijąc ścierką po ręku. – Chcesz dostać w łeb zaraz?!
- Oj kochanie… - przyciągnął mnie do siebie. – Przecież wiesz, ze żartowałem… kocham cię. – pocałował mnie w usta delikatnie muskając wargi.
- Nie wiem, ale ci wierze.
Wyszedł z kuchni, a wzrok Ange wylądował na mnie.
- Kocha cię. – powiedziała wycierając szklankę.
- Wiem… - odpowiedziałam trochę zmieszana.
- Ślicznie wyglądacie ze sobą… Na tym koncercie on ubrany w koszulkę i beżowe spodnie ty bardziej elegancko, ale i tak cudownie. I tak trzymał cię za rękę, gdy dziennikarze robili wam zdjęcia, szczerze się uśmiechał…
Spuściłam głowę delikatnie się uśmiechając.
- Tak to jest mój Pierre… - szepnęłam, lecz Ange mnie usłyszała.
- A jak się spotkaliście?
- Bardzo zabawnie wierz mi. Kiedyś sobie o tym pogadamy.
- A te plotki, ze przez niego wylądowałaś w szpitalu, bo chciałaś się zabić…
Łzy stanęły mi w oczach, ale to Pierre kazał mi być silny…
- W sumie to jest prawda, ale było minęło, jestem z nim i to jest najważniejsze.
- Masz rację.
Uśmiechnęła się szeroko i po prostu nie mogłam tego odwzajemnić.

Siedziałam tuż obok Pierre’a trzymając swoją dłoń na jego udzie, a on ją lekko obejmował. W domu oprócz Simple plan byli Good Charlotte, Mest „bo Benji tak chciał” i Mark z Blink 182, bo reszta nie mogła. Razem 14 chłopów plus dwie dziewczyny, bo żaden nie przyszedł z osobą towarzyszącą… Byłam tylko ja i Ange. Pierre był lekko podchmielony, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio, bo musiał się odprężyć po koncercie. Rozmowa toczyła się o wszystkim, a ja w sumie się tylko przysłuchiwałam.
Bez ostrzeżenia wstałam i poszłam do kuchni, bo się jakoś źle poczułam. Nie fizycznie, ale psychicznie. Coś mnie przygnębiło tak, aż zachciało mi się płakać. Stanęłam przy oknie i patrzyłam jak płatki śniegu powoli spadają na ziemię. Usłyszałam kogoś niezgrabny ruch za swoimi plecami.
- Dlaczego wyszłaś? – zapytał się.
- Źle się poczułam… - wyszeptałam cicho.
- Jest jakiś powód?
- Chyba nie ma.
- Nie chcesz mi powiedzieć… - stwierdził krótko.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam w te jego piękne oczy.
- Mylisz się Pierre. – położyłam dłoń na jego policzku i pogładziłam jego lekko nie ogoloną twarz. – Nie wiem, co spowodowało ten smutek. Jestem trochę nienormalna i to dlatego…
Wziął moja dłoń w swoje ręce i zaczął ją delikatnie gładzić.
- Pamiętaj jestem zawsze z tobą Anette…
- Dziękuję… - zbliżyłam się do jego twarzy i pocałowałam w usta.
Uśmiechnął się i poprowadził mnie do salonu.
Po drugiej w nocy zostali tylko chłopaki z Simple Plan, którzy zaraz mieli się rozpłynąć do swoich domów. Gdy Pierre’a położyłam spać, bo już ledwo stał ze zmęczenia i nadmiaru alkoholu we krwi zostałam tylko z David’em Ange i Seb’em, bo cała reszta wróciła do swojego domów. Siedzieliśmy w kuchni pijąc mleko.
- Tak się zastanawiam, co robi … - stwierdził Seb.
- Zdradza cię. – rzucił David.
- David jesteś okropny. – skarciłam go. – Na pewno za tobą tęskni.
- Mam nadzieję… - powiedział zasmucony Seb. – Jamie ostatnimi czasy mnie trochę olewa i musiałem ja na siłę tu przywozić…
- Sorry stary.
David poklepał Seb’a po ramieniu jakby ciał powiedzieć, że jest z nim. Ange szepnęła coś Dave’owi na ucho, po czym wstali i razem z Seb’em też pojechali.
Nie byłam śpiąca, lecz postanowiłam pójść do sypialni. Weszłam po cichu do sypialni i zobaczyłam, ze oświetla ją tylko lampką zapalona tuż przy łóżku. Pierre smacznie spał tak jak go położyłam. Włączyłam cicho jakąś płytę, która była wyjątkowo melancholijna i spokojna. Rozwiązałam włosy i zdjęłam bluzkę chodząc po pokoju w samej spódniczce i staniku. Dobiegały do mnie ciche dźwięki gitary i słowa. Była to piosenka dziewczyny do chłopaka wyrażała bezbrzeżną miłość. Nie wierzyła w szczęście, które ją spotkało ze go ma. Chciała znaleźć specjalne miejsce tylko dla nich obojga. Poczułam się jak ta dziewczyna… Cieszyłam się z faktu, że jestem z Pierre’m, że on jest ze mną. Ale czy ja go naprawdę kochałam, czy wystarczyła mi jego bliskość, żeby oddychać? Czy ten każdy moment mojego życia nie powinien sprawić, ze pokocham? Taką prawdziwą szczerą miłością. Czy nie powinnam oddychać jego płucami, czy moje serce nie powinno być jego sercem, czy nie powinnam żyć dla niego? Nie brakowało mi powietrza, gdy nie było go obok mnie. Tylko jego dotyk powodował, ze przechodziły przez moje ciało dreszcze. Może ja tak przeżywałam miłość. Nic nie czując…
Nagle zdałam sobie sprawę, że powinnam stąd uciec, lecz gdy obejrzałam się na łóżko zobaczyłam znowu jego brązowe oczy wpatrzone we mnie.
- Śpij… - szepnęłam ledwo słyszalnie.
- Nie mogę.
Podeszłam do łóżka i usiadłam tuż obok niego, żeby po chwili położyć się wzdłuż jego ciała. Dotknął mojego ramienia tak delikatnie, jakbym miała zaraz się rozpaść.
- Powiedz, ze nie jesteś tylko moim snem… - powiedział tuz nad moim uchem.
Milczałam, a gdy już przysypiałam szepnęłam tak cicho jak tylko mogłam.
- Nie mogę…





pozdrowienia....
________________________________________


yeah! --- 9 stycznia
________________________________________

Otworzyłam oczy rażona słońcem. Lampka tuż przy łóżku ciągle się paliła, a ja ciągle trwałam w jego objęciach. Chciałam się bardzo delikatnie przekręcić w jego stronę i już po chwili przyglądałam się jego spokojnej twarzy. Ciągle słyszałam tą sama cichą muzykę, przy której wczoraj usypiałam. Ciągle nie wiedziałam, gdzie jest miłość do niego. Dotknęłam jego ust. Były miękkie i zniewalające w dotyku. Jego twarz jest taka piękna, gdy się śmieje, śpi, jest zły…
- Dlaczego jestem taka głupia? – zapytałam cicho samą siebie.
Pogładziłam jeszcze jego twarz i wstałam. Zdjęłam spódnice i zostałam w samej bieliźnie. Chciałam iść się wykąpać, gdy usłyszałam jego głos.
- Nie zostawiaj mnie…
- Pierre… - odwróciłam się twarzą do niego.
Chłopak właśnie wstawał, żeby do mnie podejść, lecz nie udało mu się ta sztuka i podchodził do mnie na klęczki.
- Wiem, ze mnie nie kochasz Anette… - te słowa były jak sztylet. Skąd on wiedział. – Może nie potrafisz mnie kochać za to, co ci zrobiłem, może nie jesteś gotowa kochać… nie wiem słodka, a chciałbym wiedzieć… musi mi wystarczyć to, że ja ciebie kocham.
Podszedł już do mnie i objął w talii kładąc głowę na moim brzuchu i przytulając się do mnie. Nie mogłam zaprzeczyć. Przytuliłam jego głowę i pozwoliłam moim łzom spływać po twarzy.
- Kocham cię słodka… - powiedział głośno. – Pójdę się wykąpie.
Wstał i lekko całując mnie w usta poszedł do łazienki. Nawet nie wiem, kiedy zjechałam na parter płacząc jeszcze mocniej. Chciałam wykrzyczeć jak mocno siebie nienawidzę, chciałam sobie coś zrobić, bo przecież go raniłam…
- Jaką jestem głupią szmatą! – krzyknęłam połykając łzy.
- Kochanie nie mów tak. – usłyszałam ponownie jego głos.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, ze stoi w drzwiach łazienki. Powoli zbliżał się do mnie, a z każdym jego krokiem czułam jak rośnie we mnie nienawiść do samej siebie. Klęknął przede mną i złapał moje dłonie. Już chciał coś powiedzieć, lecz mu przerwałam.
- Dlaczego ty mnie kochasz? Nie jestem warta twojej miłości. Ty dajesz mi wszystko, a ja?
- Poczekam.
- Na mnie nie warto czekać Pierre.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważna, nawet nie wiesz, jaką radość sprawia mi twoja obecność, gdy mogę popatrzeć na twoją twarz i cie dotknąć…
- Nie mów nic, bo się zaraz zabiję… - wysyczałam ze złością.
- Nie pozwolę ci…
- Pierre zrozum, ze jestem głupia…
- A ty zrozum, że mój świat to ty.
- o jej! to ty jesteś głupi!!! – krzyknęłam i rzuciłam się w jego ramiona.
Chciałam żeby był przy mnie jak zawsze, żeby mnie przytulił…on mnie kochał a ja musze nauczyć się go kochać, bo jest wart wszystkiego najpiękniejszego.



Notka tak, zeby was znerwicować.... sasasa....
Anette najprawopodobniej nie umrze... bo po co?

________________________________________



chcę umrzeć?... --- 14 stycznia
________________________________________

- Boże Mel ja tego nie zniosę…
Umówiłam się wreszcie z moją przyjaciółką w pubie, bo nie chciałam być z Pierre’em i patrzeć w te jego oczy.
- Anette przestań…
- Jak o jej! przestań? – zapytałam się z pretensją i łzami w głosie. - Jestem głupia, kocha mnie taki skarb… zabije się.
Mel dotknęła mojej dłoni, a później położyła na niej swoja.
- Anette wszystko się ułoży, jeszcze będziecie szczęśliwi kochanie.
- Ale ja go ranie… zadaje mu ból… nie mogę patrzeć teraz w oczy, które mnie kochają…
- Nie wiedziałam, ze dożyje momentu, gdy moja przyjaciółka będzie narzekać, ze ktoś ją kocha.
- To nie jest śmieszne…
Zanim się uspokoiłam dużo czasu minęło.
Późnym popołudniem Mel podwiozła mnie pod sam dom Pierre’a, lecz, gdy odjechała ja nie poszłam do drzwi tylko w całkiem odwrotną stronę. Szłam przez śnieg kierując się do najbliższego parku. Gdy wiatr mocniej zawiał próbowałam mocniej zawinąć szalik podszyją i głębiej włożyć ręce do kieszeni kurtki. Chodziłam po parku okrytym białym puchem i oświetlonym księżycem, który dziś był w pełni przez dwie godziny. Dużo myślałam od czasu do czasu ocierając pojedyncze łzy. Zastanawiałam się czy nie zniknąć z jego zżycia i go nie ranić.
- Ty głupia parszywa egoistko, przecież znikając to tobie będzie wygodniej.
„Więc chyba warto uciec, dla ciebie lepiej, żebyś ty była szczęśliwa”
- Nie już nie jestem taka. On mnie czegoś nauczył.
„Tylko on i on… To facet! Warto się poświęcać dla mężczyzn?”
- Może nie, ale dla Pierre’a warto.
„Ty go kochasz.”
- Jeszcze nie…
Z mojej rozmowy z umysłem wyrwał mnie dźwięk telefonu. Od razu wiedziałam, kto to jest. Pierre.
- Wiesz może nie powinno mnie to interesować i w ogóle… ale martwię się o ciebie. Gdzie jesteś?
- W parku…
- Przyjechać po ciebie?
- Nie dzięki zaraz będę.
- Dobrze.
Odrzucałam go mimo wszystko, byłam egoistką, myślę tylko o swoim szczęściu. O ile szczęściem można nazwać taki stan…
Doszłam do domu Pierre’a i czułam jak wszystko mi zamarza. Weszłam i zaczęłam się rozbierać. Poczułam jego wzrok na sobie.
- Przepraszam, ze nic nie powiedziałam… - powiedziałam, gdy do mnie się zbliżył.
- Nie ma, za co Anette…
- Pójdę się wykąpie, bo przemarzłam trochę.
Musnęłam jego twarz dłonią i weszłam na górę.
Stałam przed swoim odbiciem słysząc szum nalewającej się do wanny wody. Para zaczęła rozchodzić się po łazience. Patrząc na swoją twarz zbierało mi się na mdłości, dlatego gwałtownie się odwróciłam i odkręciłam jeszcze bardziej gorącą wodę i zaczęłam się powoli rozbierać. Przypomniałam sobie wczorajszą piosenkę o miłości zanurzając się w gorącej wodzie. Zamknęłam oczy nucąc sobie ją pod nosem…
Przez umysł przeleciało mi wspomnienie tego pierwszego razu z nim, gdy szeptał tak czułym głosem, żebym się nie martwiła, że jest obok mnie… poczułam znowu łzy na powiekach i w tym samym momencie usłyszałam jego głos.
- Anette ty jeszcze tu siedzisz?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego nieprzytomnym wzrokiem, jakby obłąkanym. Wtedy doszło do mnie, ze woda, w której siedzę, lecz tym razem skulona jest lodowata.
- Boże kochanie wyjdź z tej wody.
Podszedł do mnie szybko i wyjął z wody mocząc całe rękawy. Objął mnie mocno. Nie krępowałam się faktem, iż jestem naga, jemu ufałam. Przylgnęłam do niego jak najmocniej mogłam i schowałam twarz dalej płacząc. Poczułam jak kładzie mnie na pościeli, lecz ja go nie puściłam. Położył się ze mną i nic nie mówił. Chyba znał powód tego wszystkiego. Gładził mnie po całym ciele próbując ogrzać. Czułam jak dreszcze zimna przechodzą przez moje ciało, które powoli drżało, ale a innego powodu. Z biegiem minut powoli się uspokajałam, robiło mi się coraz cieplej i łzy przestały już lecieć, ale jego ramiona ciągle mnie obejmowały. Chciałam, żeby był o wiele bliżej niż jest teraz, chciałam, żeby był we mnie.
Musnęłam ustami jego szyję i dłońmi sięgnęłam do jego T-shirtu chcąc poczuć jego ciało. Chyba zrozumiał, o co mi chodziło, bo już po chwili całował moja twarz i usta. Każdym dotykiem cieszyłam się, ze mogę być z nim tu i teraz. Z każdym jego namiętnym ruchem patrzył mi się w oczy. Nie potrzebne były słowa, wiedział, ze jest mi z nim dobrze. Skończyliśmy to razem.





Może jutro świat mnie pokocha? --- 20 stycznia
________________________________________




Wychodziłam właśnie z łazienki w pełni ubrana, gdy zobaczyłam, ze Pierre wstaje z łóżka.
- Kochanie… - stwierdził uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Nie kochanie.
Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Ten efekt specjalny wydał się trochę zbyt wulgarny.
Po gruntownym krzątaniu się po kuchni stwierdziłam, ze zjem kanapkę z serem. Byłam trochę głodna, bo wczoraj nic nie jadłam, ale na więcej niż jedną kanapkę nie miałam ochoty.
Gdy szłam odnieść do kuchni talerz moim oczom ukazała się paczka papierosów leżąca na stole. Podeszłam i zapaliłam w ramach zemsty. Zaciągnęłam się i stwierdziłam, ze wyszłam z wprawy.
- Pierre, kiedy zejdziesz?! Śniadanie gotowe! – krzyknęłam z uśmiechem.
Usiadłam na stole i czekałam aż pojawi się w drzwiach. Zanim chłopak się pojawił wypaliłam połowę papierosa.
- Gdzie moje śniadanie? – wszedł uśmiechnięty, lecz, gdy spojrzał na mnie mina mu zrzedła. – Co ty masz w ręku?
- Papierosa miśku.
- Ty palisz? – zapytał zdziwiony.
- Taaaa… trzy razy dziennie i wieczorem jak przygasa.
- Gdzie przygasa?
- W piecu. – powiedziałam z uśmiechem widząc jak jego mina robi się coraz bardziej groźna. – Facet mam 23 lata i mogę palić, bo już jestem pełnoletnia.
- Nie możesz.
- A co ja twoja własność jestem, ze mi zabronisz?
- Spójrz na rękę księżniczko.
Miał racje byłam jego własnością, bo mu to obiecałam… Zgasiłam papierosa patrząc na twarz Pierre’a pełną tryumfu.
- Więc gdzie moje śniadanie?
Sięgnęłam ręką do tyłu i w jednym momencie rzuciłam w Pierre’a paczkę papierosów.
- To twoje śniadanie!
Zaczęłam pokładać się ze śmiechu, bo jego mina była naprawdę komiczna.
- Jesteś bardzo zabawna. –stwierdził zirytowany.
- Wiem. – odparłam z uśmiechem.
Zbliżał się do mnie jak lew podczas łowów. Oparł ręce po zewnętrznej stronie moich ud i zbliżył swoja twarz na milimetry od mojej. Czułam jego oddech na moich ustach.
- Kocham cię. – szepnął delikatnie zaczepiając swoimi wargami o moje.
Odsunęłam się gwałtownie od niego, bo znowu poczułam rozlewającą się po moim ciele fale odrazy do samej siebie.
- Wiem Pierre, ale proszę nie mów tego, bo uświadamiam sobie swoją głupotę i milczeniem cię ranię.
Przytulił mnie, przytulił jak osobę potrzebującą pomocy, a jego ramiona miały być obrona przed złem.


Siedziałam w salonie po zabiegach kosmetycznych, ponieważ Pierre stwierdził… nie on postanowił, ze musimy zrobić zakupy przed świętami. A święta spędzę z nim i całym SP w tym domku. Czekałam tylko na Pierre’a, który dalej siedział w wannie.
- Gorzej niż baba.
Wstałam i szłam po schodach, żeby popędzić chłopaka. Weszłam do pokoju i stwierdziłam, ze tam go jeszcze nie ma, więc weszłam do łazienki.
- Pierre, czy ty możesz… Ale ciało.
Chłopak stał do mnie tyłem i był nagi, jak pan Bóg go stworzył. I co? Był boski… Zobaczyłam pełen zachwytu uśmiech Pierre’a w lusterku.
- Dobra już wychodzę, ale chcę ci powiedzieć, ze masz jeszcze 5 minut.
- Może zostaniesz?
- Pójdę miśku. – wyszłam z łazienki i stanęłam podpierając się o klamkę. – Ech… Jest, na co popatrzeć… - jęknęłam cicho i zeszłam na dół.
Dokładnie po sześciu minutach od zdarzenia usłyszałam jego kroki na schodach, jakże delikatne, ciche i powabne. Schodził jak słoń.
- Jesteś wreszcie gotowy. – stwierdziłam, gdy stanął naprzeciwko mnie.
- Musimy jeszcze poważnie pogadać. – stwierdził groźnie.
Spojrzałam w jego oczy i podniosłam prawą brew do góry z zaciekawieniem jak i z lekkim zaniepokojeniem. Usiadł naprzeciwko mnie i wyjął coś z przedniej kieszeni.
- Po co kobietom błyszczyki? – zapytał się z poważną miną, a ja wybuchłam śmiechem.
Patrzyłam cię jak chłopak obraca w palcach podłużne opakowanie.
- Odkręć i powąchaj.
Popatrzył na mnie z niedowierzaniem, ale po chwili zrobił to, co mu kazałam. Uśmiechnął się jak sierota i zakręcał go i odkręcał, a później wąchał.
- Pachnie. – stwierdził inteligentnie.
- I smakuje.
- Serio?
Wstał i podszedł do wyciągając go.
- Pomaluj się.
- Jak chcesz posmakować to…
- Anette, maleńka pomaluj się.
Wzięłam z jego ręki błyszczyk i pare razy pociągnęłam nim po ustach.
- Ogólnie to stają się zmysłowe i kuszące, nie uważasz? – zapytała z uśmiechem gwiazdy delikatnie ja nadymając, żeby wyglądały jak po wszczepieniu sylikonu.
- Teraz chcę zobaczyć jak smakuje. – pochylił się nade mną.
- Pierre mieliśmy jechać…
- Nic nam nie zamkną przez dwie minuty.
Przycisnął moje ręce do sofy, żebym chyba nie uciekła i zbliżył bardzo powoli swoje usta nieustannie patrząc mi w oczy. Jego wargi bardzo delikatnie całowały moje, jakby naprawdę chciał wyczuć smak. Później delikatnie zaczął przygryzać je, a na końcu przejechał parę razy językiem po moich wargach. W tym „pocałunku” nie brałam udziału prawie w ogóle, ale był świetny.
- Są bardzo śliskie. – stwierdził łapiąc się za brodę. – Może ci to ułatwić ślizganie się po czymś innym. – popatrzył na mnie jak na grzesznicę.
- Zboczeniec!
Rzuciłam w niego pierwszą lepszą poduszkę i wstałam idąc po kurtkę.
- Ale Anette… - zaczął gdy stałam zakładając buty.
Złapałam kurtkę i rzuciłam w niego.
- Ubierz się i jedziemy zboczeńcu.
Podszedł do mnie blisko i szepnął do ucha.
- Podniecasz mnie całą sobą, kochanie. – delikatnie musnął ustami mój kark. – Jedziemy?





Your words are like gun in hand... --- 22 stycznia 2006
________________________________________







Chodziliśmy między sklepami trzymając się za rękę w poszukiwaniach prezentów. Było trudno, a to dopiero początek, bo musimy zrobić ogólne zakupy i kupić choinkę.
- Mam nadzieję, ze Pierre myśli iż kupimy żywą choinkę. – spojrzałam na niego, gdy jechaliśmy ruchomymi schodami do góry.
- Żywa? – zapytał z dziwną miną.
- Tak żywa miśku, bo żywa jest o wiele fajniejsza.
- A będziesz ja podlewać, co by szubko nie zdechła? – kiwnęłam głową. – A ubierzesz ją? – kiwnęłam głową. – No dobra… - uśmiechnął się rozkosznie.
- Ale na pewno nie oprzesz się zaszczytowi ubierania ze mną tej choinki. – powiedziałam z uśmiechem pewniaka.
- Się robi kochanie.
Mniej więcej udało nam się kupić prezenty. Nam. Działaliśmy już jako związek, bo prezenty kupowaliśmy razem. Nigdy nie lubiłam kupować prezentów. Może byłam wygodna, ale nie lubiłam patrzeć na zawiedzioną minę bliskiej mi osoby, bo nie dostała to co chciała, ale z Pierre’em jakoś szło.
Szliśmy w poszukiwaniu jakiegoś prezentu dla Mel, gdy nagle ktoś lub coś na mnie wpadło i mocno złapało moje nogi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam małą dziewczynkę, stała przytulona do moich nóg. Jakimś cudem puściła, a ja przed nią ukucnęłam widząc z boku uśmiech Pierre’a.
- Cześć Słoneczko. – powiedziałam uśmiechając się do niej.
- Ceść… - odpowiedziała uśmiechając się.
Dziewczynka miała dłuższe brązowe włosy zawiązane w dwa kucyki i duże zielono niebieskie oczy, które ciągle się śmiały. Ręce maiła z tyłu tułowia i lekko się kołysała na boki.
- Jak masz na imię?
- Vera…
- Ja jestem Anette. A gdzie masz mamę lub tatę?
- Poszli sobie gdzieś. – odpowiedziała dalej radośnie się śmiejąc.
Wzięłam ją na ręce i podniosłam do góry.
- Mamy problem misiek, ta mała się zgubiła. – zwróciłam się do Pierre’a.
- Damy radę… Jestem Pierre.
- Vera. – odpowiedziała mała z uśmiechem. – Wujek?
- Dla ciebie nawet Kermit z ulicy Sezamkowej. – powiedział łapiąc Verę za malutką dłoń, a ona jeszcze bardziej się rozpromieniła.
- I co zrobimy Pierre? – zapytałam się nie przytomnego z zachwytu chłopaka.
- Będziemy tu siedzieć, może ktoś się pojawi, a jak nie to pójdziemy ogłoszenie dać.
Verena wyglądała na jakieś trzy latka i była naprawdę uroczym dzieckiem, któremu nie schodził uśmiech z ust. Gdy ja siedziałam z Verą na kolanach zastanawiając się c o zrobić, Pierre z małą grał w łapki. Wyglądało to komicznie. Pierre z takimi dużymi rękoma i Verena z takimi małymi drobnymi rączkami, jedno i drugie uśmiechnięte od ucha do ucha.
Nagle podeszła do nas jakaś pani. Była młoda, może dwa, trzy lata starsza ode mnie. Rzuciła się na mnie jak ta mała dziewczynka.
- Vera, kochanie gdzie byłaś? – pytała zdenerwowana ściskając dziewczynkę.
Miała te same bystre oczy jak mała, co mnie przekonało tym, ze to jej matka.
Na święta w domu Pierre’a miało zamieszkać pare osób, czyli: Jeff, Seb, David, Ange, Chuck i Mel, mają jeszcze przyjechać Mike i Emily. Takie cudowne święta…
- I zmieścimy ich wszystkich? – zapytałam z zatroskaniem w głosie pakując kolejną paczkę pierników do koszyka.
- Damy rady maleńka. Najwyżej my będziemy spać na sobie.
- Prawie zawsze śpimy na sobie. – zauważyłam inteligentnie i przysunęłam się do niego, żeby mu szepnąć na ucho. – Co mi się zresztą bardzo podoba…
Oplótł mnie rękoma w talii i przysunął do siebie lekko całując w usta, zaczepiając swoją czapką z daszkiem o moje czoło i wtedy mu spadła.
- Ja mam dziurę w głowie, a ty jesteś ujawniony…
________________________________________



moja nadzieja ma czarne skrzydła... --- 28 stycznia
________________________________________

ludzie, jesteście żałośni.... wymyśleć wiarę, nadzieję i miłość... beznadzieja... zastanówcie sie przed następnym krokiem...
a później wmawiacie ludziom słabym, ze one istnieją...
everybody's fool

****************

Do domu trafiliśmy dopiero po 19, a odpocząć po wszystkim mogliśmy dopiero po 20. Pierre przenosząc choinkę do piwnicy ciągle klął, ze gdzieś kuje. Na szczęście wszystkie prezenty zostały popakowane w specjalnym sklepie, który Pierre znalazł. Zostało mi tylko gotowanie. Siedzieliśmy na kanapie oddychając ciężko, jak po maratonie, a tylko rozpakowaliśmy biedny samochodzik Pierre’a, gdy nagle zadzwonił telefon. Pierre podniósł słuchawkę.
- Jestem już w domu… ja też się cieszę, bo kobiety są okropne w sklepach… spoko przyjeżdżajcie… co??!!… no dobra przecież jak musimy to musimy… na razie… - odłożył słuchawkę i znowu się oparł.
- Chcę zauważyć mój drogi, ze to ty więcej marudziłeś niż ja.
- Dobra, dobra… - sapnął zmęczony.
- Pierre! Przywołuje cię to porządku.
- Szykuje się zaraz najazd obcych.
- Obcych?
- Chłopaki i Pat przyjeżdżają.
- No ja mam nadzieje, ze Ange też przyjedzie.
- Jeff ma dziewczynę…
- Słucham?? – krzyknęłam zdziwiona.
- Monica. Chyba naprawdę będziemy spać na sobie.
Złapałam go za brodę i popatrzyłam w jego piękne oczka.
- Mi się to podoba, ze będziemy spać na sobie.
- A jak mi się podoba… - szepnął cicho i bardzo powoli zbliżał się do mnie z zamiarem pocałowania mnie.
Powoli zamykałam oczy czekając na falę rozkoszy, jaką dadzą mi jego usta. Byliśmy już od siebie milimetry, gdy zadzwonił telefon.
- Jestem ciekaw, czy podczas robienia dziedzica też zadzwoni… - powiedział lekko zdenerwowany. – Słucham?… Cześć. Jasne, że jest… już ci ją daje. – podał mi słuchawkę i powiedział bezgłośnie „szwagier”.
Walnęłam go w nogę i wstałam przykładając słuchawkę.
- Cześć Mike.
- Hej siostrzyczko. Czy my na pewno z Emily możemy przyjechać na święta.
- Jasne Pierre jest na tyle kochany, ze obiecał, iż będziemy spać na sobie, a na święta przyjedziecie.
- Mi się to wcale nie podoba… Ale…
- Nie ma żadnego „ale” Mike macie przyjechać i tyle. Rozumiesz?
- Jasne. A kiedy?
Popatrzyłam się na Pierre’a i szepnęłam „kiedy?”. On wyglądał jakby go nagła fala mądrości zalała.
- Niech przyjadą za cztery dni. – powiedział po czym walnął głową o poduszkę leżącą na sofie i udawał, ze śpi.
- Przyjedźcie dzień przed wigilią.
- Dobrze. Dziękuję Anette.
- Za co.
- Za te święta…
- Mike… kocham cię…
- Ja ciebie też i żyje.
- Spadaj!
- Do zobaczenia.
Odłożyłam słuchawkę i podeszłam do Pierre’a. Klęknęłam przed jego głową i przeczesałam jego i tak już zmaltretowane włosy.
- Te święta naprawdę będą piękne… - szepnęłam.
- Nie wątpię…
- Jesteś zmęczony miśku. Idź może spać.
- Nie zostawię cię samą z tą hołotą, która nadleci lada moment. – ziewnął po czym bardziej wtulił się w poduszkę. – Jutro mamy sesje fotograficzną…
- Moje biedactwo… - pogładziłam go po policzku.
- Pamiętaj jak będziesz chciała zacząć śpiewać wybij to sobie z głowy, albo ja ci to wybije. To jest tortura na własną prośbę. Bycie gwiazdą jest cudowne… tylu ludzi cię kocha, bo ty dajesz siebie, jak tylko możesz. Ale czasami chciałbym odpocząć… - otworzył oczy i od razu znalazł moją twarz. – Wiesz, czego najbardziej się boje?
- Czego? – zapytałam ciągle gładząc go po policzku.
- Że Pat wymyśli trasę koncertową. Boje się, ze będę musiał cię zostawić…
Poczułam łzy na policzkach. Poczułam się kimś wyjątkowym, bo ON mnie kocha. Mógłby mieć każdą a to mi właśnie mówi, ze nie chce mnie zostawić…
Chłopak usiadł na sofie i schylił się do mnie żeby wytrzeć moje łzy. Później wziął moje łonie w swoje i pociągnął w swoją i usadził między swoimi nogami. Położyłam swoją głowę na jego ramieniu i patrzyłam na sufit. Objął mnie lekko w talii, a ja położyłam swoje dłonie na jego. Nad uchem usłyszałam jak Pierre cicho nuci.
“Everytime I see your face
Everytime you look my way
It's like it all falls into place
Everything feels right
Ever since you walked away
Left my life in disaray
All I want is one more day
All I need is one more day with you”
Nie mogłam nic powiedzieć, więc przekręciąłam głowę i delikatnie pocałowałam go w usta.


________________________________________


bleeeee....... JEPP~~!!! ---
________________________________________


*************

Nie wiem ile tak siedzieliśmy wtuleni w siebie, ale poczułam, że oddech Pierre’a robi się coraz spokojniejszy, coraz bardziej miarowy. Pewnie zasypiał. Mój wzrok był ciągle skierowany ku górze. Zaczęłam marzyć, tak jak kiedyś, jak byłam nastolatką. Jak wtedy, gdy nie bałam się realizacji moich marzeń. Też zamknęłam oczy i tak jak Pierre przestałam myśleć, po prostu byłam tu i teraz i tylko dla niego.
Lecz nie dana nam była samotność, bo po chwili drzwi się otworzyły. Do domu wleciał podmuch zimnego wiatru i stado normalnych inaczej, czyli sami swoi.
- Zimno…
- Syberia!!
Jeden przez drugiego się przekrzykiwał a ja miałam nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie w ramionach Pierre’a, ze jesteśmy nie widoczni. Nie wiem czy Pierre zasnął, czy udawał, ze go też nie ma. Postanowiłam zadziałać, bo już byłam pewna, że zaraz nas odkryją. Przekręciłam delikatnie głowę.
- Pierre… - szepnęłam najciszej jak tylko mogłam, a chłopak mruknął na znak, ze mnie słyszy. – Przyjechali już…
Puścił mnie, a ja wstałam. Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja tylko im pomachałam. Spojrzałam w dół, a tam mój królewicz dalej miał zamknięte oczy. Schyliłam się i pocałowałam go w usta.
- Wstawaj już…
- Nie przestawaj. – powiedział wystawiając do mnie usta.
- Wstań Pierre.
Złapałam go za łapkę i pociągnęłam do siebie, lecz ten się opierał. Ciągle go trzymając spojrzałam na wszystkich, którzy stali w wejściu przyglądając się temu.
- Chodźcie. – powiedziałam przymierzając się do ponownego pociągnięcia. – Seb nastawisz wody na herbatę?
- Jasne. – powiedział chłopak i poszedł do kuchni.
Pociągnęłam jeszcze raz, lecz on nawet nie drgnął.
- Jak sobie chcesz Bouvier.
Puściłam jego rękę i poszłam w stronę kuchni, gdy zaczęły się ogólne rozmowy.
- Chodźcie dziewczyny, bo może Pierre wstydzi się wstawać przy kobietach…
Właśnie w tym momencie zwróciłam uwagę na Monicę. Była brunetką, z długimi włosami i brązowymi oczyma, miała na sobie spódnice w czerwoną kratkę lekko za kolana i czarną bluzkę. Zaś Ange była z dnia na dzień coraz bardziej uśmiechnięta.
- Jestem Anette. – wyciągnęłam do Monici rękę, aby się przywitać.
- To ty jesteś tą Anette… - spojrzała na mnie od góry do dołu, a ja stwierdziłam, ze ktoś mi się tu nie podoba.
Cichy dźwięk wyjmowanych szklanek. Spojrzałam się w stronę biednego Seb’a, który szukał kawy.
- Pomogę ci. - zaoferowała się Ange z uśmiechem.
- Jak chcesz Seb to idź do facetów.
- Dzięki. – uśmiechnął się.
- Ja też pójdę do Jeffrey’a.
Spojrzałam na Ange z podniesioną brwią do góry.
- Monica.. – powiedziała Ange dosyć głośno.
- Co „Monica”?
Spojrzała na mnie z nie dowierzaniem.
- Uważaj na Pierre’a.
- Ej, o co chodzi? – pytałam z zaskoczeniem.
- Idź do niego, bo jak otworzy oczy może na zawał umrzeć.
- Ale.. – zaczęłam.
- Idź!
Zostawiłam wszystko na stole i szybko poszłam, zobaczyłam, ze dziewczyna siedzi między nim a Jeff’em. Pierre wyglądał nie swojo… Stanęłam za nim i schyliłam się żeby mu coś powiedzieć.
- Choć Pierre, pogadamy.
Chłopak wstał, bez najmniejszego zastanowienia i szybko za mną poszedł. Gdy tylko wyszliśmy na korytarz chłopak mnie objął. Położyłam ręce a nim i lekko gładziłam. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Cokolwiek zobaczysz lub usłyszysz, pamiętaj kocham tylko ciebie.
Chciał iść, ale ja go złapałam. Wzięłam jego twarz w dłonie i przyglądałam się mu.
- Pierre, o co chodzi z Monicą?
Zamknął oczy. Widać, że na jego twarzy maluje się ból. Chciałam go przytulić i scałować z niego te złe emocje, lecz zdobyłam się tylko na słowa.
- Miśku proszę cię powiedz mi…
Otworzył oczy i szepnęła najciszej jak tylko mógł. Jakby jego głos miał ktoś usłyszeć, ktoś kto nie powinien wiedzieć…
- Monica jest moim koszmarem…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kitty.
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 23 Wrz 2006
Posty: 848
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pon 22:32, 01 Gru 2008    Temat postu:

w takim momencie?
dalej poproszę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
raaknieboraak
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zadupie

PostWysłany: Wto 14:07, 02 Gru 2008    Temat postu:

wrzucaj wrzucajj ;d

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulinda
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 364
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 15:16, 02 Gru 2008    Temat postu:

No, noo, daj jeszcze ;p

Hmm... Czy ja jestem jakaś niekumata czy co, ale nie za bardzo to rozumiem, bo ona mówiła, że go kocha, a teraz go nie kocha XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 19:14, 02 Gru 2008    Temat postu:

Pewnie jej sie poczatkowo wydawalo ze kocha
(takie zauroczenie) a jak nad tym sie glebiej zastanowila to go nie kocha
Yellow_Light_Colorz_PDT_09


Pierre powiedział tylko tyle. Nie chciał nic mówić, a gdy widziałam to coś w jego oczach, nie chciałam też pytać. Po prostu weszliśmy znowu do salonu, a on trzymał mnie mocno za rękę. Najpierw sam się usadowił na fotelu i posadził sobie mnie na kolanach. Ange była na tyle dobra, ze gości obsłużyła, za co podziękowałam jej na razie tylko uśmiechem. Pat zaczął mówić.
- Więc jutro macie sesje fotograficzną.
- Ale jest zimno. – wtrącił się Chuck.
- Ty tego nie rozumiesz. Taka śliczna śnieżna sceneria tuż przed Gwiazdką.
- I będziemy mogli się rzucać śnieżkami? – zapytał Seb skacząc na fotelu.
- I będziemy mogli nacierać Seb’a. – odparł David.
- I będziemy mogli zrobić z David’a bałwana? – znowu powiedział Seb.
- Chłopaki… - wtrąciła spokojnie Ange delikatnie dotykając Dave’a.
Później rozmawiali na temat wszystkich koncertów w tym roku i wszystkiego, co zrobili. Ktoś coś nawet zapytał o teksty na nową płytę, lecz Pierre tylko chrząknął. Był wyraźnie zasmucony, co mnie bolało. Pat powiedział, ze na razie mają czas wolny, ale później znowu muszą się wziąć za robotę. Po sprawach formalnych poszły sprawy dotyczące świąt. Rozmowa się dosyć długo toczyła, na przeróżne tematy. Wreszcie Ange miała przyjechać do mnie i Pierre’a dwa dni przed świętami i mi pomóc. Około 23 towarzystwo zaczęło się do domów rozchodzić. Gdy sprzątałam ze stołu Pierre już dawno był na górze. Nie odzywał się, tylko stwierdził, ze pójdzie mi miejsce zagrzeje. Martwiłam się tym, co się z nim stało i to przez nieodgadnioną zagadkę o imieniu Monica. Postanowiłam się go nie pytać, będę czekać aż sam coś powiem, albo będę milczeć.
Weszłam do naszej sypialni tak zmęczona, że ledwo szłam. Mój wzrok od razu padł na niego: siedział pół nagi przykryty czerwoną satynową pościelą i patrzył gdzieś w dal.
- Jeszcze nie śpisz Pierre?
Chłopak tylko nieznacznie kiwnął głową, zamknął powoli oczy i znowu je otworzył.
- Pójdę się szybko umyję i już do ciebie przychodzę. Dobrze?
Gdy nie zareagował w ogóle następna fala niepokoju o niego przeszła przeze mnie, lecz poszłam do łazienki.
Po chwili wyszłam ubrana tylko w koszulkę i figi, a on dalej patrzył się w nieznane. Zauważyłam tylko, ze zgasił światło i pokój teraz był tylko oświetlony małą lampką nocną. Poszłam z jego strony łóżka i usiadłam tuż obok ciągle patrząc na jego twarz.
- Pierre… - szepnęłam cichutko, bo nie chciałam swoim głosem zrobić mu krzywdy.
Spojrzał na mnie i się delikatnie uśmiechnął, lecz potem znowu jego wzrok się gdzieś zaszył. Nie lubie być ignorowana, ale to chyba jest poważny powód… To nie jest ignorancja, żeby mnie sprowokować. Pozwoliłam sobie położyć się na nim, splotłam jego palce z moimi i próbowałam zobaczyć to, co on. Lecz… nie udawało mi się…
- Pierre… - chciałam zacząć rozmowę, ale przeszkodziły mi lekki dotknięcia jego ust na mojej szyi.
- Błagam cię Anette, kochaj się ze mną. Oddaj mi się, bo pragnę cię jak nigdy dotąd… Pomóż mi…- jęknął ostatnie słowa.
- Kochając się z tobą pomogę ci? – zapytałam niepewnie, gdy chłopak powoli podnosił moją koszulkę do góry.
- Będziesz ze mną, a to mi pomoże.
Nie pytałam się już o nic, po prostu pozwoliłam mu na wszystko.
Ten stosunek był wyjątkowy, nie był podobny do żadnego innego przeżytego z Pierre’em. On był taki delikatny i taki namiętny za razem. Taki szalony i spokojny. Taki kochany…
Było naprawdę późno, gdy już skończyliśmy. Leżałam tuż obok niego, a głowę położyłam na jego sercu. Chłopak delikatnie odgarniał moje włosy nucąc sobie coś pod nosem.
- Co to? – zapytałam.
- To co nucę? – chrząknęłam nie znacznie. – „My Dream and I”.
- A kogo to? – chyba po takich przeżyciach nie stać mnie było na inteligentne pytania.
- Reset.
- Nie znam…
- Oj skarbie… - powiedział.
Nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, ze się uśmiecha. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Ej no…
- Reset to moja i Chuck’a punk rockowa grupa.
- Miałeś jakiś zespól, oprócz Simple Plan?
- Tak, jak miałem 13 lat.
- Jaja sobie robisz… - zamruczałam troszeczkę zła.
- Nie wierzysz w moje możliwości maleńka? – zapytał podnosząc brew do góry.
- Wiem, ze możesz mieć pięć orgazmów jednej nocy, ale czy…
Nie zdążyłam dokończyć, bo roześmiany chłopak rzucił się na mnie i po chwili był nade mną słodko się uśmiechając.
- Umiem więcej razy, ale ty zawsze wysiadasz, gdy ja się dopiero rozkręcam.
- Ja?? – prawie krzyknęłam wybuchając śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie miśku.
- Wiem Anette, my musimy zacząć się kochać w dzień… - pochylił się nade mną. – W każdym miejscu… - musnął moje usta. – Każda pozycja… - teraz je oblizał i znowu pocałował.
- Zostaniesz jakimś impotentem, albo przestaniesz odczuwać rozkosz…
- Z tobą mi to nie grozi skarbie. Nie bój się zawsze dam ci rozkosz, gdy tylko o to poprosisz… w sumie to nawet prosić nie musisz… - spojrzał mi w oczy tak głęboko i figlarnie, ze znowu zachciało mi się śmiać. – Zostańmy jutro cały dzień w łóżku, co?
- Masz sesję Pierre…
- Ty też masz.
- Ja? Ty? Simple Plan? Razem?
- Tak. Tak. Tak. Tak. Raczej na to ostatnie to ty ze mną.
- Jesteś wariatem, ale kochanym. – spojrzałam w dół na nagie ciało Pierre’a wiszące nade mną i przygryzłam wargę. – I jaki seksowny… - mruknęłam kusząco.
- Widzisz maleńka, szybko się uczysz. – zaśmiał się po czym znowu do siebie przylgnęliśmy.
Dla nas noc zaczęła się dopiero o 3 na ranem, ale tym razem tylko po czterech
________________________________________


I want say I love you but i can't.... --- 4 lutego
________________________________________

Gdy się obudziłam dalej byłam nie przytomna. Próbowałam zrozumieć, co robię w tym łóżku. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam jak przez zasłonki przedziera się chamsko słońce. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam winowajcę mojego braku przytomności. Jeszcze spał, ale lekko się uśmiechał.
- Pierre wstawaj. – szepnęłam ocierając policzkiem o jego głowę.
- Po co? – zapytał nie przytomnie.
- Za dwie godziny musimy być na sesji. – powiedziałam całując go w czoło.
- Zadzwoń i opowiedz im, żeby się wypchali.
Przysunął mnie do siebie i przytulił mocno. Nie otwierając oczy znalazł moje usta i zaczął delikatnie ssać moją dolną wargę. Wyciągnęłam swój język i przejechałam pare razy po jego górnej wardze, a potem już standartowo zaczęliśmy się całować.
- Miśku… - szepnęłam, gdy skończyliśmy
- Mmmmm….. – jęknął wtulając swoją głowę w moje włosy.
- Puść mnie ja pójdę się pierwsza umyję, a ty jeszcze pośpisz.
Pocałował mnie dwa razy w szyję i puścił przekręcając się na drugą stronę.
Wstałam zupełnie naga, co mi nie przeszkadzało, a facetowi, któremu ewentualnie by to przeszkadzało i chciałby mnie okryć smacznie się spało. Wyciągnęłam z szafki bieliznę w zielono czarne paski i poszłam do łazienki. Porządnie umyłam swoje całe ciało i naciągając bieliznę zastanawiałam się co robi Pierre. Podeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam. Zobaczyłam, że śpi i od razu na myśl wpadł mi szatański pomysł. Podeszłam do lusterka i znalazłam mój czerwony cień do powiek i na malowałam od łuku brwiowego aż do końca kości policzkowej smugę. Po dokładnym poprawieniu, wyglądała jakby lała się krew.
- Ja to jestem zdolna nawet bez kursów… - uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam głośno krzyczeć. – PIERRE!!! PIERRE RATUJ!!!!
Stałam przed lusterkiem czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Pierre!!! – postanowiłam wybiec z łazienki.
Stanęłam oko w oko z zaspanym Pierre’em. Przebiegłam szybko przez pokój stając tuż obok wieży.
- Pierre tam coś jest… - mówiłam z łzami w oczach. – Tam coś jest i chciałam to zabić, ale się wywróciłam… zrób coś!!
Chłopak zareagował momentalnie wstając i zakładając bokserki, a potem szybko wszedł do łazienki. Na moich ustach wyrósł uśmiech i włączyłam jeden guzik. Po całym pokoju rozszedł się dosyć głośny dźwięk „He wasn’t” Avril Lavigne. Z śmiechem skoczyłam na łóżko i zaczęłam po nim skakać jak mały dzik bagienny. Rozwaliłam całą pościel, która leżała na ziemi i dalej skakałam rozbijając prawie głowę o sufit. Nagle zobaczyłam Pierre’a. Miał tak wściekłą minę, ze nie mogłam uwierzyć, ze to on.
- Ty to psychiczna jesteś!? - krzyknął, a ja od razu się uspokoiłam.
Stanęłam i patrzyłam na niego jak niespokojnie oddychał ledwo powstrzymując się od wybuchu. W głośnikach nastała cisza i po chwili rozbrzmiała następna piosenka, ale już o wiele ciszej i spokojniej.
- o jej! myślałem, że naprawdę coś ci się stało! – znowu krzyknął. – Przestraszyłem się!
Pożałowałam, że w czyn wszedł mój głupi pomysł.
- Ale Pierre… to cień do powiek, to tak dla jaj… – przetarłam dłonią czoło rozmazując go trochę.
- A ja się przestraszyłem na serio! – znowu krzyknął.
Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Uklękłam przygnieciona swoją głupotą. I nagle olśniło mnie i wstałam. Po chwili byłam już na dole szukając chłopaka. Wiedziałam, ze będzie w kuchni. Siedział oparty o stół ze schowaną twarzą. Podeszłam do niego i objęłam go z tyłu przytulając się do jego pleców.
- Przepraszam miśku… Nie wiedziałam, że się tek zdenerwujesz…
Nie odezwał się, nie ruszył, tylko czułam jak bije mu szybko serce. Poczułam łzy na policzkach. Nawet nie wiedziałam, ze zwykły żart może zrobić coś takiego.
- Nie płacz maleńka… - usłyszałam już jego spokojny szept.
Wstał i mnie mocno objął, a ja dalej szlochałam. Nie wiem nawet, dlaczego tak się rozkleiłam.
- Przepraszam… - szepnęłam ciągle czując jego serduszko tuż obok mojego.
- Już dobrze maleńka… - pogłaskał mnie po włosach, pocałował w czoło i odsunął od siebie.
- Przepraszam… - znowu szepnęłam spoglądając w jego oczy.
- Już dobrze Anette, nie gniewam się, ale obiecaj. Bez takich głupich żartów.
Kiwnęłam głową, a on się tylko lekko uśmiechnął i wziął mnie na ręce. Zaniósł mnie do pokoju i postawił na podłodze.
- Mamy już mało czasu, musimy się sprężać… - pocałował mnie w usta i pociągnął do łazienki.
Wręczył mi szczoteczkę do zębów. Z wieży znowu zaczęły płynąć dźwięki jakiejś radośniejszej piosenki, a Pierre zaczął myć zęby. Spojrzałam na niego i zrobiłam to samo. Potem, gdy on brał prysznic, ja się ubierałam, żeby zejść i zrobić nam przynajmniej kawę. Było tuż przed 10, gdy Pierre dopiero zszedł na dół.
- Kochanie nie mogę włosów ułożyć… - jęknął wręczając mi żel do włosów.
- Siadaj. – rozkazałam mu.
Usiadł w rozkroku, a ja zaczęłam mu stawiać irokeza. Gdy skończyłam robotę oddałam mu żel. On wstał i przejrzał się w lusterku.
- No Anette, będziesz moją stylistką. – przysunął mnie do siebie i cmoknął w policzek.
- Dobra Amoritto ruszaj te swoje cztery litery, bo nas zabiją.
Pobiegł na górę i po chwili znowu był na dole. Wręczyłam mu kubek kawy, a on popijając zakładał buty.
- Bardzo dobra kawa. – stwierdził zawiązując sznurówkę.
Spojrzał na mnie, a ja wepchnęłam mu do ust ciasteczko. Uśmiechnął się przegryzając szybko. Wypił jeszcze łyk kawy i postawił kubek na schodach i mnie pociągnął.
- Odniosę go do kuchni. – powiedziałam wyrywając się.
- Nie zdążymy. – powiedział ciągnąc mnie znowu.
- Ale ty się o niego zabijesz później.
- Najwyżej. – stwierdził wyciągając mnie za drzwi.
Pospiesznie wsadził mnie do samochodu i włączył radio.
- Myślisz, ze nas zabiją za to spóźnienie? – zapytał się zmieniając bieg.
- Mamy 15 minut w plecy Pierre. Musimy do grabarza dzwonić.’
- Nie będzie tak źle. – powiedział z uśmiechem.
Mylił się, bo gdy tylko wyszedł dostał śnieżką w głowę, a tuż po nim ja w plecy… Tak zaczęliśmy długi dzień…





11 lutego
________________________________________



Siedzieliśmy w przyczepie wszyscy do wszystkich przytuleni. Znaczy się ja mocno przytulona do Pierre’a. Pat razem z niejakim Bill’em fotografem i z chłopakami omawiali różne rzeczy na temat zdjęć. Widziałam minę Pierre’a, gdy znowu zobaczył Monicę. I znowu zaczęłam się zastanawiać, kim ona jest.
Nagle do przyczepy wszedł uradowany Seb.
- No Bouvier ja rozumiem tajemnica, ale żeby kumplom nie powiedzieć? – stwierdził uhahany Seb.
- Siadaj Sebastien. – powiedział fotograf.
- Ale to was zainteresuje.
Podniósł prawą rękę, w której była gazeta.
- No nie jest wcale duży artykuł, ale są dwa śliczne zdjęcia.
- Daj mi ją.
Pierre ją wziął i zobaczył zdjęcia z supermarketu i śliczny duży napis: „Pierwsze dziecko Simple Plan”. było tam zdjęcie, gdy Verena grała w łapki z Pierre’em i to jak się całujemy z podpisem „młodzi rodzice są bardzo szczęśliwi”. Już nie chciało mi się czytać reszty tekstu, po prostu się uśmiechnęłam.
- WOW!! Mamy dziecko Anette, wiesz coś na ten temat? – powiedział z uśmiechem patrząc się w moje oczy.
Gdy zobaczyłam jego oczy takie śmiejące się zachciało mi się go całować.
- W sumie to nie przypominam sobie, żebym jakieś dziecko rodziła… no ale jak oni tak twierdzą.- powiedziałam z miną myśliciela.
Wszyscy się zaczęli śmiać a ja przysunęłam swoja twarz na milimetry od jego i z uśmiechem pocałowałam go delikatnie.
- Dobra bierzemy się do roboty. – stwierdził Bill, gdy Pierre po raz setny oddawał mi całusa.
Wyszliśmy wszyscy na dwór, ale to chłopaki grali tu główną rolę, więc stanęłam z Ange i Monicą z boku patrząc się na nich. Bill coś im chwilę mówił i zaczęło się. Oni naprawdę rzucali się śnieżkami i wywracali na śnieg, czasami tylko były poważne foty. Gdy Pierre stawał w lekkim rozkroku i wkładał dłonie do spodni jeansów uśmiechałam się, bo wyglądał bardzo seksownie. Baaaaardzo…
Między 1 a drugą po południu mieli przerwę na rozgrzanie, więc chłopak od razu skierował się do mnie.
- To wy sobie nie przeszkadzajcie. – powiedział patrząc się na moje usta.
Złapał mnie w talii i przewiesił przez swoje ramię. Zaczęłam piszczeć.
- My z Anette pójdziemy się rozgrzać.
Wszyscy wybuchli śmiechem oprócz Monici, a ja czułam jak odchodzimy od nich. Czułam, bo chłopak szedł po największych zaspach.
- Słuchaj mnie Bouvier. – zaczęłam, gdy weszliśmy do lasu. – Jeśli się przeziębisz ja cię leczyć nie będę. – nic mi nie odpowiedział. – Jasne olewaj mnie, ale postaw na ziemi… Pierre co ty robisz??! – zdążyłam tylko krzyknąć, bo on mnie wywrócił i leżałam na śniegu przygnieciona jego ciałem.
Czułam jak dostaje mi się śnieg, tam gdzie nie powinien, ale gdy spojrzałam w jego oczy rozpłynął się.
- Nie Pierre… - szepnęłam, gdy chłopak się zaczął do mnie zbliżać. – Nie będziemy się kochać na śniegu.
- Ale ja cię znowu potrzebuję… - jęknął ocierając się ustami o moje usta.
- Ale jest mi zimno… Na śniegu? – zapytałam się ciągle widząc ten błysk w jego oczach, który mnie niesamowicie podniecał.
- Żartuję. – uśmiechnął się i pocałował w usta. – Spędzimy całą noc ze sobą i dzień i noc i…
- Nie dam rady. – jęknęłam wyobrażając sobie te noce i dni.
- Zobaczymy kochanie…
Chłopak wstał i podał mi rękę, żebym też wstała. Po czym mocno przysunął do siebie.
- Jakbym mógł to bym z łóżka nie wychodził.
- Jesteś zboczuchem…
- Ale ty to lubisz, prawda?
- O tak…
Ruszyłam delikatnie biodrami.
- Nie prowokuj.
- Ja? Skądże znowu miśku… - z uśmiechem włożyłam jedną dłoń w jego kieszeń od spodni. – Wracamy?
Kiwnął głową i pocałował mnie w kącik ust, po czym delikatnie dotknął językiem moich warg.
Więc szliśmy przez las obejmując się lekko. Zmęczyłam się przechodząc przez te zaspy, ale nie odebrało mi to siły żeby się z Pierre’em podroczyć. Dalej miejąc rękę w kieszeni ścisnęłam dłoń na jego pośladku.
- To nie ja. – powiedziałam wybuchając prawie śmiechem, bo mina chłopaka była cudowna.
Nim zdążyłam powiedzieć jego imię jego dłoń wylądowała na mojej piersi i też lekko ścisnął.
- A ja tego nie zrobiłem. Przyrzekam. – uśmiechnął się widząc moją minę.
- A mam cię z przodu złapać? – uśmiechnęłam się złośliwie.
- To ja też cię złapię. – wyszczerzył żabki zjeżdżając wzrokiem po moim ciele.
- Zboczeniec.
- Erotomanka. – stwierdził wyprzedzając mnie i idąc prosto przed siebie.
Dogoniłam go i skoczyłam mu na plecy, złapałam go w szyi i przytuliłam się łapiąc go nogami w biodrach.
- Seksoholik.
- Nimfomanka.
Przysunęłam usta do jego ucha i szepnęłam najbardziej namiętnym głosem, na jaki było mnie stać.
- Ale tylko wtedy, gdy jesteś we mnie i… się poruszasz.
Chłopak złapał mnie mocno za pośladki, aż podskoczyłam z zaskoczenia i poszliśmy ciągle rozmawiając o tym, co będziemy robić razem jak wrócimy.
Doszliśmy już do polany, gdzie ciągle były rozstawiony sprzęt. Gdy tylko pojawiliśmy się wszyscy zaczęli się na nas patrzeć z uśmiechami.
- Jeśli myślicie, ze kochałam się z nim na śniegu to jesteście w błędzie.
Chłopaki wydali z siebie krótkie „uuuuuu”, a Ange zaczęła się śmiać. A Monica? Znowu nic, była dosłownie obojętna.
Pierre mnie puścił na ziemię i objął w pasie.
- To teraz pora na niespodziankę dziewczyny. – powiedział uradowany Seb.
- O co chodzi? – zapytała Ange, a ja w tym samym momencie spojrzałam na roześmianą minę Pierre’a.
- Będziecie mieć z nami sesję zdjęciową.
Nie mieliśmy innego wyboru jak się zgodzić. Widziałam jak Pierre odchodził jak najdalej od Monici i przytulał się do mnie. Rzucaliśmy się śnieżkami, nacieraliśmy, wywracaliśmy. Były też zwykłe zdjęcia i przytulanki. Ostatnie, jakie zrobił Bill to ja i Pierre, jak się całowaliśmy, chłopak zrobił to specjalnie.
- Pierre. – szturchnęłam go, gdy było już po.
- To będzie zdjęcie dla nas kochanie, postawimy sobie na komodzie.
- Jesteś słodki… - uśmiechnęłam się i jeszcze raz go pocałowałam.
Nienormalne by było, gdyby całe SP tego jakże zacnego wyczynu jak sesja fotograficzna nie uczcili i to jak zwykle w moim i Pierre’a domu, ale najpierw mieli jechać do swoich domów, żeby się przebrać. Gdy wracaliśmy akurat zachodziło słońce, a ja siedziałam tuż obok Pierre’a i wpatrywałam się w czerwono żółte słońce . Myślałam o…
- O czym myślisz mała? – usłyszałam głos Pierre’a. Głos uśmiechnięty, ale zaraz mialam go popsuć.
- Monica… - szepnęłam cicho przekręcając głowę w jego stronę. – Kim jest Monica?
W tym samym momencie chłopak zrobił się nerwowy. Ścisnął mocniej kierownice i wyostrzył wzrok na drogę.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić… - powiedziałam patrząc na jego dłoń.
- Jeszcze kiedyś, jak mieszkałem jeszcze z rodzicami i braćmi mój tata pracował w firmie. Była duża, a on był prawą ręką prezesa i miał sekretarkę… miała na imię Monica Sanders, była ode mnie starsza o 3 lata, ale ojcowi się spodobała. Zawsze śliczna, krótka spódniczka i piękny uśmiech. Podrywała mojego ojca, a on się skusił na jej ciało. I to nie raz. Bardzo powoli rozbijała małżeństwo moich rodziców i tylko ja to widziałem. Jay był w collegu, a Jon był na obozie językowym dwa miesiące. Nie raz widziałem jak całowali się w naszym salonie… nie raz ona chciała mnie pocałować. Stwierdziła, ze jestem o wiele ładniejszy od mojego ojca, gdyby nie wiek byłaby by ze mną nie z nim…
- Podobała ci się? – usłyszałam swój głos.
- A myślisz, ze chłopakowi w moim wieku nie będzie się podobać laska, która go podrywa? Wtedy wydawała mi się boska. Teraz, gdy na nią patrzę rzygać mi się chcę.
- Nie rozumiem.
- Po co ci opowiadałem ta historię? Chciałaś wiedzieć, kim jest Monica. Dziewczyna Jeff’a jest właśnie tą Monicą.
Przez cała tą historię patrzyłam się na jego dłoń, lecz teraz , gdy spojrzałam na twarz chciałam go pocałować.
- Pierre… czy ona coś ci zrobiła?
- Z własnej nie przymuszonej woli straciłem z nią dziewictwo i tylko tyle, ale nienawidzę jej, bo prawie mama od nas odeszła. Później się wszystko ułożyło, wybaczyła tacie i było fajnie. Tylko we mnie trochę jej zostało, ale też przeszło. Nie wiem, po co ona się znowu pojawiła i jak się dostała do mojego życia.
- Jeśli ona chce ciebie mi odebrać to niech od razu zapomni. – powiedziałam z odwagą w głosie.
- Kocham cię maleńka.
- Wiem Pierre.
Do końca jazdy chłopak się ciągle uśmiechał i opowiadał kawały. Śmiał się i był wesoły, a ja ciągle się w niego wpatrywałam.


________________________________________
Komentarze [15]


snię i marzę.... martwi tego nie potrafią --- 15 lutego
________________________________________


************************

Pierre wjechał do garażu, bo jak stwierdził nie wyjdzie z łóżka do nikąd przez najbliższe 72 godziny. Oczywiście nie poszliśmy od razu na górę tylko wyszliśmy jeszcze na podwórko śmiejąc się jak dwie sieroty, lecz to długo nie potrwało, bo chłopak mnie przewrócił i usiadł na mnie.
- Jest mi zimno czubie. – powiedziałam, gdy splatał nasze palce. – Pierre… miśku najdroższy ja wiem, ze masz dobry humor, ale to nie równa się z seksem na śniegu.
Tylko się uśmiechnął z błyskiem w oczach i zaczął łaskotać moją wewnętrzną stronę dłoni. Zaczęłam lekko się kręcić, żeby wyswobodzić się. Jakimś cudem udało mi się usiąść i zepchnąć go ze mnie. Wstałam otrzepałam się ze śniegu i poszłam do domu zostawiając chłopaka na lodzie.
Zamykałam drzwi, gdy on wszedł z jeszcze większym uśmiechem, a wzrokiem to mnie rozbierał. Zamknął drzwi zawadiacko patrząc się na mnie i szybkim krokiem podszedł. Zdjął ze mnie pospiesznie kurtkę i zaczął całować. Gwałtownie i namiętnie, ale z wielką delikatnością. Już po paru minutach byłam rozpalona do tego stopnia, że jęczałam z rozkoszy. Chłopak miał nade mną władzę, a ja byłam uległa. Ściągnęłam z niego pospiesznie kurtkę, bluzę i koszulkę, ciągle całując jego usta i błądząc dłońmi po ciele. Oderwaliśmy się od siebie, a ja nie przytomnie spojrzałam na niego i jego palce, które bardzo drżącymi ruchami rozpinały mój sweter.
- Pierre nie możemy. – jęknęłam, gdy był obok piersi. – Zaraz oni przyjadą…
Podniósł głowę w górę i już wiedziałam, ze możemy. Przygryzłam wargę a on się znowu wpił w moje usta. Ściągnął moją bluzkę ocierając nie chcący dłońmi o moje piersi, a mnie w tym samym momencie przeszedł dreszcz rozkoszy. Przylgnęłam do niego całym ciałem i objęłam jak najmocniej tylko potrafiłam. Złapał mnie za uda i podniósł tak, żebym objęła go w talii. Nie wiem jak szliśmy po schodach ciągle się całując i płonąc żywym ogniem mimo połowicznego negliżu, ale musze przyznać, ze to, co nastąpiło później było cudowne.
Moje ciało było całe drętwe z jeszcze nie przechodzącej rozkoszy. Leżałam tuż obok niego uśmiechając się delikatnie i patrząc w sufit.
- Jestem wyczerpany… - jęknął przekręcając się w moją stronę.
- A ja obolała. – spojrzałam na niego.
Na twarzy miał ciągle uśmiech, bardzo powoli się do mnie zbliżał. I znowu zetknęliśmy się ustami. Tylko, że tym razem to były bardzo delikatne muśnięcia. Z ogólnej zadumy wyrwał mnie jakiś dźwięk bardzo, ale to bardzo wredny.
- Pierre… - jęknęłam, gdy on na chwilkę się odchylił. – Ktoś się do drzwi dobija…
- Niech sobie postoi, lepiej mu się na sercu zrobi.
- Pierre idź im otwórz.
- A może to listonosz…
- Miśku jest 20. listonosze o tej porze to listy segregują.
- Ale może to polecony i dlatego się dobija.
- Wstaniesz, czy ja mam tam iść? – spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, lecz mi się nawet wstawać nie chciało. – Nago.
- Co nago? – zapytał ze zdziwieniem.
- Pójdę nam nago.
- Ani mis się waż. – pocałował mnie i wstał z łóżka.
Wcale mu się zbytnio nie spieszyło do tych drzwi. Powoli założył bokserki i prawie przewracając się spodnie, a gdy je zapinał spoglądał na mnie ciągle uśmiechając się.
- Idź już czubie, bo się listonosz rozmyśli.
- Dałby Bóg, żeby to był listonosz to wtedy bym do ciebie wrócił, a tak nas jeszcze impreza czeka. Zaraz zejdź kochanie.
- Zejdę. – cmoknęłam powietrze tak, żeby całus do niego doleciał.
Chłopak wyszedł z pokoju i poszedł na dół. Był potwornie zadowolony. Zdążył jeszcze powiesić nasze kurtki i schować jego i moje bluzki. Podszedł do drzwi i je otworzył czując jednocześnie, ze jego spodnie zaraz mu spadną.
- Coś ty dziedzica produkował, czy co? – zawołał uradowany Jeff.
- No ba stary. – uśmiechnął się Pierre.
Zaprosił ich do domu i zapiął sobie pasek od spodni zauważając wpatrzoną w jego ciało Monicę. Bo Jeff i Chuck przeszli już do salonu.
- Ty nawet się na niego nie patrz kochaniutka. – powiedziałam głośno podchodząc do Pierre'a i wkładając mu delikatnie rękę za pasek spodni tak, zeby ona to widziała.

________________________________________
Komentarze [26]


cuz I broken... --- 25 lutego


Impreza jak impreza. Dosyć mało alkoholowa jak na zdolności Simple Plan, ale było. Skończyła się bardzo szybko, bo wszyscy byli podnieceni faktem, iż za trzy dni gwiazdka. Zdążyłam się umówić z Ange, żeby jutro lub pojutrze przyjechała do mnie, aby mi pomóc i ku mojemu ogólnemu zdziwieniu Monica powiedziała, ze też przybędzie. Czyli przygotowania gwiazdkowe zaczną się za dzień, ale będzie gdzieś trzeba tego okropnego Pierre’a wytransportować, bo przez chłopaka nic nie zrobimy… przynajmniej ja.
Siedziałam dalej w wannie rozmyślając ciągle i rozkoszując się czekoladowym zapachem otulającym mnie całą. Z niedaleka dochodził do mnie głos Amy Lee, który mnie bardzo uspokajał.
Gdy wszyscy wyszli już z domu Pierre lekko mnie przytulił i kazał iść odpocząć, mimo moich zapewnień, ze mu pomogę sprzątnąć. Nie dawałam za wygraną tak samo jak on. Wreszcie chłopak walnął mnie po tyłku jak małe dziecko, a ja strzeliłam focha, po czym zaczęłam go bić. Biłam go tak jak Mike’a kiedy chłopak wchodził do mnie do pokoju pod moją nieobecność. Obraziliśmy się na siebie i on poszedł sprzątać, a ja poszłam się wykąpać.
- Wiem, ze chcesz mnie przeprosić, więc dlatego przyszedłem. – usłyszałam w pewnym momencie głos Pierre’a.
- Daruj sobie, bo cię nie przeproszę. To ty pierwszy zacząłeś. – odpowiedziałam nawet nie otwierając oczu. Totalna olewka.
- Mam siniaki i boli mnie cała ręka.
- A mnie przez pół godziny bolał tyłek.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam go w progu z miną zbitego psa.
- A po co ogólnie przyszedłeś?
- Do ciebie. Mogę zostać? – spojrzał na mnie jak na ostatnią deskę ratunku.
- Nie, nie możesz. – zażartowałam.
- To idę. – odpowiedział urażony i odwrócił się.
Wyszedł za drzwi i bardzo powoli je zamykał.
- Wracaj! Ja żartowałam!!! – krzyknęłam z rozpaczą w głosie siadając w wannie.
- Naprawdę? – zapytał wychylając głowę za drzwi.
- Tak miśku… chodź do mnie.
- Z największą chęcią. – odpowiedział zadziornie i podszedł do mnie.
Klęknął przede mną i wanną i złapał moją twarz w dłonie patrząc się intensywnie w oczy. Jego oczy są piękne i mogę to powtarzać do końca mojego życia. Duże, brązowe, śliczne. Położyłam swoje dłonie na jego i odruchowo przygryzłam wargi. Już myślałam, ze mnie zaraz pocałuje i tylko na to czekałam, gdy on…
- Masz cudowne piersi kochanie.
Miał szczęście, ze się odsunął, bo bym go zabiła z największą rozkoszą.
- I tak ci seksownie sterczą, gdy jestem w pobliżu…
Zrobiłam się czerwona jak burak i zakryłam piersi rękoma a potem zanurzyłam się w wodzie po samą szyję próbując zatrzymać w sobie złość i nie wyjść z wanny, żeby nie zabić tego… ach mniejsza z tym.
- Wyjdź stąd i więcej nie wracaj, nie odzywaj się do mnie i ogólnie won!! – krzyknęłam nawet na niego nie patrząc.
Kątem oka widziałam jak powoli się rozbierał. Koszulka, spodnie, skarpetki… bokserki i już siedział naprzeciwko mnie, a po chwili klęczał nade mną. Dotknął mojej tali i bardzo powoli odsuwał moje ręce z miejsca, gdzie były. Podniosłam wzrok i zobaczyłam z jaką pasją patrzy się na mnie i w tym samym momencie jego dłonie zamknęły się na moich piersiach pieszcząc je powoli.
- Są cudowne, jak ich właścicielka.
- A nie powinny być większe? – zapytałam mrużąc oczy z rozkoszy.
- Nigdy.
Spojrzał mi w o czy, w tym samym momencie, kiedy ja otworzyłam swoje. Puścił mnie i bardzo powoli zbliżył się do moich ust. Pocałował mnie trzy razy tak bardzo delikatnie, po czym usiadł obok mnie przygarniając do siebie. Nie wiem jak, ale podniósł mnie i leżałam na nim, obejmowałam go kurzowo, jakby był moim jedynym ratunkiem. Wtuliłam głowę w jego szyję i tak trwałam u jego boku czując jego dłonie na moich plecach.
- Jesteś taka delikatna i krucha. – stwierdził po chwili. – Ale to tylko pozory…
- Jesteś taki miły i seksowy… Ale to bujda… - szepnęłam mu na ucho uśmiechając się.
- Jesteś okropna Lethal.
- Jesteś zajebiście seksowny Bouvier. Szczęście mnie spotkało, gdy zawitałeś w moje progi.
- Mam pytanie maleńka… - powiedział cicho.
- No mów.
- Kochasz mnie?
Słowa przecinające moje serce na wskroś, ale postanowiłam być silna.
- Ja chyba nie umie kochać Pierre… - szepnęłam.
- Każdy umie maleńka.
- Woda robi się zimna. – zauważyłam najszybciej jak tylko mogłam.
Wstałam i wyszłam z wody szczelnie owijając się ręcznikiem. Nagle poczułam jak chłopak mnie obejmuje lekko od tyłu kładąc głowę na moim ramieniu.
- Ja na ciebie poczekam Słońce, bo za bardzo mi na tobie zależy. Czuje się z tobą cudownie, jesteś wszystkim, czego zawsze pragnąłem. Jesteś śliczna, wredna i seksowna. Opiekujesz się mną…
- Wcale, ze nie.
- Wiedziałem, ze zaprzeczysz, ale z tobą czuje się bezpiecznie. No nie licząc łóżka, bo Tam się ciebie boję. Jesteś dzika. – pocałował mnie w szyję. – I namiętna.
- Ja po prostu jestem uległa, rozpływam się pod twoimi dłońmi, to ty mnie doprowadzasz do szału.
- A twoje jęki mnie.
- Jesteś wariatem. – stwierdziłam odwracając się twarzą do niego i łapiąc twarz w dłonie. – I fajnie ci sterczy… - pokazałam mu język i wybiegłam z łazienki, co by chłopakowi nie odbiło.


Rozbudziłam się, gdy wredne słońce, które właśnie teraz postanowiło wstać świeciło mi po oczach. Lubiłam spać przy nim, gdy byliśmy zupełnie nadzy. Wtedy czułam jego ciepło całym ciałem i było mi dobrze. Zasnęliśmy przy swoim boku dopiero, gdy Pierre się odfochował za „sterczącego”. Przez mój ambitny pomysł o mało nie padłam ze śmiechu, gdy Pierre wszedł do pokoju z cała czerwoną twarzą, lecz mu się nie dałam. Poszliśmy spać jak grzeczne dzieci.
- Ała… - usłyszałam jęk Pierre’a. – Jak boli… umrę zaraz.
- Co ci jest? – zapytałam wtulając się jeszcze bardziej.
- AŁA! Nie ruszaj się, bo to boli!
- Co cię boli? – usiadłam zakrywając się kołdrą.
- O Boże dzięki Ci!
Spojrzałam na niego pytająca z lekkim wkurzeniem.
- Nie to, że wczoraj pobiłaś moje prawie ramię to dziś sobie zrobiłaś poduszkę z mojego lewego ramienia. Zdrętwiała mi!
- Nie umrzesz.
- Ja już umarłem, moje kochanie, które tak bardzo się o mnie troszczy.
- No jasne. Daj ci rozmasuję.
- Nie dotykaj mnie nawet! Masz jakieś tajemne prądy w dłoniach i mnie dobijesz.
- Pierre nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Ty chcesz mnie zabić, masz kochanka. – spojrzał na mnie spod byka dalej nie ruszając ręką. – Na pewno masz kochanka…
- Mam…
Chłopak złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie z całej siły.
- I jest ci tak dobrze z nim jak ze mną? – kiwnęłam głową. – I też tak jęczysz, gdy cię pieści? – znowu kiwnęłam głową. – Też lubisz jego dotyk?
- Aha.
- Koniec z nami! – stwierdził po czym odsunął mnie od siebie i odwrócił się. – Ugodziłaś w moje męskie ego… ja się teraz nie pozbieram… - zaczął szlochać. – Przecież ja do psychologa będę musiał chodzić… wykorzystała mnie, a później stwierdziła, ze jest lepszy… czuję się zgwałcony…
- Wiesz co kochanie? Ty do psychiatry od razu idź nie do psychologa.
- Tak myślisz? – odwrócił się niespodziewanie aż podskoczyłam. – A może tak wizyta u ciebie… bezpłatna i bardzo relaksująca… ty mnie potrafisz uleczyć ze wszystkiego…
Był nade mną patrząc się z błyskiem w oczach. Wiem czego chciał, bo ja też myślałam tylko o tym. Ale jak to zwykle jest najpiękniejsze momenty przerywa dzwoniący telefon. Chłopak położył się na mnie wgniatając mnie w łóżko i wziął swój telefon.
- Słucham…
- Zejdź ze mnie. – jęknęłam.
- Cześć stary! Co u ciebie?… shit zapomniałem o naszych spotkaniach. Spoko. Jeszcze dziś i jak najszybciej. Dobra, to na razie.
Rzucił telefon, gdzieś w głąb łóżka i podniósł się ze mnie, a ja próbowałam złapać oddech.
- Nie przesadzaj, nie jestem taki ciężki.
- Jesteś, wierz mi.
- Jak robimy coś innego to ci w ogóle to nie przeszkadza.
- Bo wtedy jest inaczej, wtedy jesteś słodkim ciężarem.
- A teraz?
- Paskudnym i marudzącym klocem.
- Jesteś boska. – pocałował mnie w usta i wstał owijając się wczorajszym pozostawionym ręcznikiem.
Podszedł do okna i odsunął bardziej zasłony. Popatrzył trochę na drogę i się odwrócił.
- Wstawaj maleńka. Dziś mamy spotkanie.
- Z kim?
- Z moimi braćmi.



welcome to my live --- 26 lutego
________________________________________



Byliśmy umówienie z braćmi Pierre’a na 1 w kafejce Black Roses, więc do to 11 leżałam w łóżku nawet nie mając zamiaru słuchać zrzędzącego chłopaka, który stwierdził, ze nie zdążę i nie będzie na mnie czekał.
- Bo ty taki szybki we wszystkim jesteś. – stwierdziłam nakrywając głowę kołdrą.
- Anette wstań wreszcie.
- Pierre idź zobacz się w lusterku, bo chyba ci włosy oklapły… - jęknęłam.
- Tego za dużo.
Poczułam jak łapie mnie w biodrach i przerzuca sobie przez ramię. Postawił przed lusterkiem ciągle trzymając.
- Popatrz na siebie.
- Zaraz będę naga bo ta cholerna kołdra ze mnie zleci. Puść mnie, już się sama umyję.
- Foch?
- Tak.
- Tak?
- Tak!
- TAK??
- TAK!!!!
- To idę na dół.
- To idź.
Odwrócił się i poszedł. Po sekundzie poczułam jak łapie mnie w biodrach i całuje w szyję.
- Och Anette…
Pobiegł na dół.
Pół godziny przed spotkaniem wsiadaliśmy do samochodu. Gdy jechaliśmy do centrum widziałam jak na podwórkach stoją Mikołaje, renifery i inne gadżety świąteczne. Było pełno śniegu, a słońce, które świeciło powodowało, ze widoczność była prawie zerowa. Gdy dojechaliśmy do Black Roses była 12:43, po prostu sobie weszliśmy i zajęliśmy stolik. Pierre zabrał moja kurtkę, po czym zamówił gorącą czekoladę i szarlotkę z bitą śmietaną dla niego, a dla mnie piernik i kawę.
- Te święta będą cudowne. – stwierdził oblizując łyżeczkę.
- Na pewno. Cieszę się, ze Mike i Emily przyjadą.
- No i Mel. Musimy ją jakoś wkręcić w naszą zorganizowaną paczkę.
- Myślisz, ze poświęcam jej za mało czasu? – zapytałam spoglądając w jego oczy.
- W sumie to moja wina, bo ciągle ja cię chcę, a inni ludzi? Co masz dla mnie pod choinkę? – zapytał z uśmiechem.
- Ej to prezent! Nie powiem ci.
- Bo nie masz jeszcze nic. – pokazał mi język.
- Ja się zapakuje w kolorowy papier z wielką wstążką. Pasuje?
- Wiesz kochanie jak dla mnie to możesz być całkowicie odpakowana. – chciałam go skarcić za te słowa, ale ktoś mi przeszkodził.
- Siema braciszku. – usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam dwóch facetów. Znowu poczułam jakbym jednego już znała. Pierre wstał, uściskał obydwóch i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Więc Anette to jest Jon i Jay, moi bracia, a to jest moja dziewczyna Anette.
Moje oczy zrobiły się jak spodki i o mały włos nie upadłam.
- Musze iść do łazienki Pierre…
Wbiegłam szybko do WC i stanęłam przed lusterkiem patrząc sobie samej w oczy. Cała się trzęsłam i prawie płakałam.
- Jaka jestem głupia… - szepnęłam. – Przecież oni są do siebie podobni… Boże oni są podobni…
Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i znalazłam numer Mel.
- Słucham? – usłyszałam jej głos.
- Mel… - szepnęłam przestraszona.
- Co ci jest?
- Jestem głupia… przecież oni są tacy podobni…
- Kto jest podobny?
- Ten jebany Jay jest bratem Pierre’a!
- Ten Jay, który cię zostawił?
- Tak ten Jay.
- Ja pierdolę…
- I co ja mam o jej! zrobić?
- Na pewno musisz tam iść i udawać, ze go nie znasz. Pokaż temu dupkowi, ze zależy ci na jego bracie i nie masz zamiaru znowu z nim być. Bądź silna, tylko tam wejdziesz to się przytul do Pierre’a i go pocałuj. Daj mu w dupę.
- To będzie chamskie w stosunku do Pierre’a.
- Jeśli cokolwiek do niego czujesz to będzie tylko utwierdzenie, że jest to prawdziwe.
Zamilkłam na chwilę analizując to wszystko.
- Przyjedziesz na Wigilię? – zapytałam po chwili.
- No mnie tam zabraknie? Anette nie żartuj.
- Dobra Mel to do jutra.
- Papa i nakop temu Jay’owi.
Jay to przeszłość, bardzo dawna. Teraz jest Pierre i to on znaczy dla mnie bardzo dużo.
- Staw się problemom, w ostateczności pogryź go.
Złapałam głęboko dwa razy oddech i wyszłam z łazienki. Od razu zobaczyłam trzech Bouvierów, od razu mi serce stanęło, ale tylko na widok Pierre’a. Jay mnie skrzywdził…
- Jestem już Pierre. Przepraszam, że musiałam zniknąć, ale mialam nagłą potrzebę… - uśmiechnęłam się złośliwie, bo czułam wzrok chłopaka na sobie.
Usiadłam jak najbliżej Pierre’a i złapałam go za rękę. Wsłuchiwałam się w ich każde słowo, bo nie chciałam się odzywać, nie przy Jay’u. Ukradkiem czasami na niego patrzyłam i nie mogłam sobie uwierzyć, ze nie poznałam Pierre’a. Byli niesamowicie podobni do siebie, zresztą tak samo Jon.
- Długo już jesteście z sobą? – usłyszałam pytanie Jay’a.
- Nieformalnie to od września, a formalnie to bardzo krótko. – powiedział Pierre.
Nie wiedziałam po co zadał to pytanie.
- Nawet dzidziusia już mamy. – stwierdziłam spoglądając na Pierre’a, który w tym samym momencie wybuchł śmiechem. – Nie śmiej się Pierre, to poważna sprawa. – skarciłam go.
- Jak to macie dziecko? – zapytał Jon.
- Byliśmy na zakupach i jakaś mała dziewczynka się zgubiła.
- A w Pierre’rze urodził się instynkt ojcowski i wyglądało to jakbyśmy byli rodzicami.
Teraz to już na serio poczułam potrzebę kibelka, więc szepnęłam Pierre’owi na ucho, ze zaraz wrócę i łapiąc torbę poszłam znowu do łazienki. Po załatwionych sprawach stałam przed lusterkiem poprawiając włosy.
- Miło cię znowu widzieć kochanie. – usłyszałam głos… Jay’a.
- To damska łazienka, więc nawet nie wiem dlaczego tu wchodzisz.
- Jestem ciekaw, dlaczego jesteś z moim bratem… - oparł się ladę tuż obok mnie. – Chyba to nie możliwe, żeby słodka Anette, była z kolesiem dla kasy…
- Bo nie jestem.
- Jasne, bo nie wiedziałaś, że Pierre jest wokalistą Simple Plan. Nie oszukuj mnie skarbie…
- Poznałam go przez przypadek.
- I co? Jeszcze powiesz, ze jest ci z nim lepiej niż ze mną.
- On mnie przynajmniej nie zostawi. – powiedziałam patrząc się na niego mściwie.
- To tylko kwestia czasu kochanie.
- Nie mów tak do mnie… - stwierdziłam próbując go wyminąć.
Złapała mnie w ramionach i spojrzał mi w oczy. o jej! były identyczne jak Pierre’a, ale on miał coś innego, jakiś element…
- Puść. – syknęłam do niego.
- Zawsze mi się podobałaś Anette.
- Więc było mnie nie rzucać o glebę, gdy cię potrzebowałam.
- W sumie to masz racje. Pewnie teraz byś odpoczywała po stosunku ze mną.
- Jak możesz?! – krzyknęłam mu w twarz.
- I przynajmniej nie płaciłbym ci za to jak to robi mój brat.
- Zaraz cię zabiję, jak mnie nie puścisz, rozumiesz?!
Patrzyłam mu w oczy i chciałam go strzelić w twarz. Chciałam go skopać, chciałam napluć mu w twarz, chciałam… żeby znowu mnie pocałował.
- Zostaw mnie Jay… - jęknęłam pod natłokiem myśli. – Puść mnie i nigdy więcej, żebym cie na oczy nie widziała.
Nic nie powiedział tylko gwałtownie zaczął mnie całować. Nie mogłam mu oddać, ani jednego pocałunku, ani jednego muśnięcia. Odepchnęłam go z całych sił i spojrzałam mu w oczy.
- Nigdy więcej dupku…
Wyszłam z łazienki trzaskając drzwiami.








Wracaliśmy do domu jeszcze po trzech godzinnych zakupów świątecznych. Byłam już zmęczona tą całą bieganiną, ale trzeba było dać radę. W sumie to przez cały dzień myślałam o Jay’u i tym co zrobił, lecz, gdy już wpadło mi to na myśl to od razu przypominałam sobie smak tego wymuszonego pocałunku. Spojrzałam na Pierre’a, który był bardzo zadowolony po tym jak powiedziałam, że będzie mógł obrać choinkę.
- Pierre to zwykła choinka przestań się podniecać.
- Dla ciebie może i zwykła, ale to będą dla mnie bardzo piękne święta. Usiądę sobie z tobą przed naszym kominkiem i będziemy patrzeć na moje cudowne dzieło. Będziemy trzymać w rękach gorącą czekoladę i będziemy gryźć pierniki zawieszone na choince, a potem będziemy się kochać przy jej świetle.
- Ja tylko czekałam aż zejdziesz na temat seksu.
Uśmiechnął się i ja też, bo już miałam prezent dla Pierre’a. Spławiłam go na chwilę, gdy to zobaczyłam. Stwierdziłam, że przy luźnych rozmowach za dużo o tym mówił. Dorzuciłam coś od siebie i tak powstał cudowny prezent gwiazdkowy Pierre’a Bouvier.
Siedziałam wtulona w jego ciało i oglądałam Scooby’ego, bo Pierre chciał. Nie oglądałam, ja ciągle rozmyślałam. Nad wszystkim.
- Pierre ja mam nadzieję, ze pomożesz nam pomagać w sprzątaniu… - szepnęłam i nie usłyszałam odpowiedzi. – Pierre… PIERRE! – krzyknęłam i wtedy okazało się, ze chłopak spał.
- Anette dlaczego mnie obudziłaś? – jęknął przecierając oczy.
- Przepraszam kochanie, nie wiedziałam, że śpisz… - spojrzałam na jego twarz, gdy ziewał. – Taki z ciebie Bóg, a nawet sen się ciebie ima…
- Jesteś…
- No jaka?
- Bardzo…
- No?
- Taka… mmmmmm…. – zamruczał i mnie pocałował w usta.
Wtedy ja zamruczałam i wgramoliłam się na jego kolana. Objęłam go lekko za szyję i przycisnęłam jego usta do moich. Włożył swoje dłonie pod moją bluzkę i wzdrygnęłam się.
- Ej miśku masz zimne ręce… - szepnęłam, gdy nasze twarze dzieliły milimetry.
Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam dziwny błysk, który nie raz widziałam u Jay’a. Żeby cię szlag trafił dupku… Bardzo powoli nie chcąc rzucać na siebie podejrzeń wstałam. Już nie miałam ochoty na żadne przytulanki, ani całusy.
- Pójdę już spać… - powiedziałam i nawet go nie słuchając poszłam na górę.
Weszłam ociężale po schodach i gdy tylko weszłam do pokoju ściągnęłam sweter i rzuciłam go w kąt. Chciałam coś rozwalić. Byłam tak wkurwiona, ze nie mogłam się powstrzymać od gryzienia. Gdy szłam do łóżka, żeby usiąść przy zdejmowaniu skarpetek o mały włos nie wybiłam zębów o barierkę łóżka, a potem je skopałam czując nie miłosierny ból w prawej stopie. Rzuciłam skarpety gdzieś gdzie światło już nie sięgało i wstałam ściągając bluzkę. Usłyszałam jak ktoś zaczął sobie nucić pod nosem jakąś piosenkę. Ciche szmery przeradzały się powoli w słowa, a gdy się odwróciłam zobaczyłam Pierre’a tuż przed moja twarzą. Chciałam cos powiedzieć, żeby się do mnie nie zbliżał, bo gryzę, albo coś, ale ona ciągle śpiewając dotknął moich dłoni i położył je sobie na ramionach. Sam mnie objął ciągle patrząc w oczy. Zaczęliśmy bardzo powoli się obracać, jak w jakimś niemym tańcu. W jego oczach teraz widziałam tylko Pierre’a, tego mojego, który wtargnął do mojego domu uśmiechając się w najlepsze. Chłopak ciągle poruszał ustami, ale ja już nic nie słyszałam, bo utonęłam w jego oczach. Bardzo powoli nasze usta zbliżały się do siebie, aby się połączyć. Jakiś magnes, bo nic więcej. Wreszcie musnął mnie ustami i całował nie pozwalając, żeby zaszło nic więcej. Ciągle tańczyliśmy , bo teraz ciągle słyszałam jego głos śpiewający tą piosenkę, której nawet nie znałam. Nawet, gdy się od siebie trochę odsunęliśmy dalej ściskając mocno nie otwierałam oczu. Trochę się bałam, że on jest moim snem. Nawet jeśli jest, to piękniejszego nigdy nie miałam oparłam swoje czoło o jego twarz i teraz dochodził mnie jego nucący głos, który mnie uspokajał. Nigdy nawet o kimś taki nie mogłam marzyć, a teraz jego ramiona są moim miejscem.
Zasnęliśmy tuż obok siebie bardzo wcześnie. Nie odzywaliśmy się, bo zamiast słów były pocałunki, dotknięcia się, przypadkowe muśnięcia, nasz ciągle spotykający się wzrok, ten cichy oddech kiedy był obok mnie i bijące serce. Trzymaliśmy się mocno za ręce, gdy nasze oczy zamknęły się na dobre.
Obudzona zostałam przez mroźno wyglądające słońce za oknem i od razu chciałam dotknąć jego. Nie było go…
- Pierre… - jęknęłam, gdy sobie uświadomiłam, że go nie ma.
Usiadłam gwałtownie i spojrzałam w okno. W tym samym momencie poczułam dłoń na swoim nagim ramieniu. Złapałam ją w obie ręce i przytuliłam się do niej policzkiem.
- Pierre?
- To ja Jay. On cię zdradził, tak jak ci mówiłem kochanie. Nie martw się zaopiekuje się tobą…
- Ale ja chcę Pierre’a…
Znowu poczułam, ze się budzę i od razu moja ręka powędrowała na miejsce, gdzie powinien być Pierre. Podniosłam się bez słowa i rozejrzałam po pokoju.
- Wstawaj skarbie, bo brygada sprzątająca przybyła. – zobaczyłam uśmiechniętą twarz Pierre’a w drzwiach sypialni, a mi aż się lepiej na sercu zrobiło.
Do pokoju wtłoczyło się mnóstwo osób: Jeff, Seb, Ange, David, Chuck, Monica i Mel uśmiechnięci od ucha do uch.
- To co sprzątamy dom, przed najazdem Mikołaja? – zapytał się Seb z promienisty uśmiechem.
- Dajcie mi dwie minuty.



Dirty Little Secretc....

Wracaliśmy do domu jeszcze po trzech godzinnych zakupów świątecznych. Byłam już zmęczona tą całą bieganiną, ale trzeba było dać radę. W sumie to przez cały dzień myślałam o Jay’u i tym co zrobił, lecz, gdy już wpadło mi to na myśl to od razu przypominałam sobie smak tego wymuszonego pocałunku. Spojrzałam na Pierre’a, który był bardzo zadowolony po tym jak powiedziałam, że będzie mógł obrać choinkę.
- Pierre to zwykła choinka przestań się podniecać.
- Dla ciebie może i zwykła, ale to będą dla mnie bardzo piękne święta. Usiądę sobie z tobą przed naszym kominkiem i będziemy patrzeć na moje cudowne dzieło. Będziemy trzymać w rękach gorącą czekoladę i będziemy gryźć pierniki zawieszone na choince, a potem będziemy się kochać przy jej świetle.
- Ja tylko czekałam aż zejdziesz na temat seksu.
Uśmiechnął się i ja też, bo już miała prezent dla Pierre’a. Spławiłam go na chwilę, gdy to zobaczyłam. Stwierdziłam, że przy luźnych rozmowach za dużo o tym mówił. Dorzuciłam coś od siebie i tak powstał cudowny prezent gwiazdkowy Pierre’a Bouvier.
Siedziałam wtulona w jego ciało i oglądałam Scooby’ego, bo Pierre chciał. Nie oglądałam, ja ciągle rozmyślałam. Nad wszystkim.
- Pierre ja mam nadzieję, ze pomożesz nam pomagać w sprzątaniu… - szepnęłam i nie usłyszałam odpowiedzi. – Pierre… PIERRE! – krzyknęłam i wtedy okazało się, ze chłopak spał.
- Anette dlaczego mnie obudziłaś? – jęknął przecierając oczy.
- Przepraszam kochanie, nie wiedziałam, że śpisz… - spojrzałam na jego twarz, gdy ziewał. – Taki z ciebie Bóg, a nawet sen się ciebie ima…
- Jesteś…
- No jaka?
- Bardzo…
- No?
- Taka… mmmmmm…. – zamruczał i mnie pocałował w usta.
Wtedy ja zamruczałam i wgramoliłam się na jego kolana. Objęłam go lekko za szyję i przycisnęłam jego usta do moich. Włożył swoje dłonie pod moją bluzkę i wzdrygnęłam się.
- Ej miśku masz zimne ręce… - szepnęłam, gdy nasze twarze dzieliły milimetry.
Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam dziwny błysk, który nie raz widziałam u Jay’a. Żeby cię szlag trafił dupku… Bardzo powoli nie chcąc rzucać na siebie podejrzeń wstałam. Już nie miałam ochoty na żadne przytulanki, ani całusy.
- Pójdę już spać… - powiedziałam i nawet go nie słuchając poszłam na górę.
Weszłam ociężale po schodach i gdy tylko weszłam do pokoju ściągnęłam sweter i rzuciłam go w kąt. Chciałam coś rozwalić. Byłam tak wkurwiona, ze nie mogłam się powstrzymać od gryzienia. Gdy szłam do łóżka, żeby usiąść przy zdejmowaniu skarpetek o mały włos nie wybiłam zębów o barierkę łóżka, a potem je skopałam czując nie miłosierny ból w prawej stopie. Rzuciłam skarpety gdzieś gdzie światło już nie sięgało i wstałam ściągając bluzkę. Usłyszałam jak ktoś zaczął sobie nucić pod nosem jakąś piosenkę. Ciche szmery przeradzały się powoli w słowa, a gdy się odwróciłam zobaczyłam Pierre’a tuż przed moja twarzą. Chciałam cos powiedzieć, żeby się do mnie nie zbliżał, bo gryzę, albo coś, ale ona ciągle śpiewając dotknął moich dłoni i położył je sobie na ramionach. Sam mnie objął ciągle patrząc w oczy. Zaczęliśmy bardzo powoli się obracać, jak w jakimś niemym tańcu. W jego oczach teraz widziałam tylko Pierre’a, tego mojego, który wtargnął do mojego domu uśmiechając się w najlepsze. Chłopak ciągle poruszał ustami, ale ja już nic nie słyszałam, bo utonęłam w jego oczach. Bardzo powoli nasze usta zbliżały się do siebie, aby się połączyć. Jakiś magnes, bo nic więcej. Wreszcie musnął mnie ustami i całował nie pozwalając, żeby zaszło nic więcej. Ciągle tańczyliśmy , bo teraz ciągle słyszałam jego głos śpiewający tą piosenkę, której nawet nie znałam. Nawet, gdy się od siebie trochę odsunęliśmy dalej ściskając mocno nie otwierałam oczu. Trochę się bałam, że on jest moim snem. Nawet jeśli jest, to piękniejszego nigdy nie miałam oparłam swoje czoło o jego twarz i teraz dochodził mnie jego nucący głos, który mnie uspokajał. Nigdy nawet o kimś taki nie mogłam marzyć, a teraz jego ramiona są moim miejscem.
Zasnęliśmy tuż obok siebie bardzo wcześnie. Nie odzywaliśmy się, bo zamiast słów były pocałunki, dotknięcia się, przypadkowe muśnięcia, nasz ciągle spotykający się wzrok, ten cichy oddech kiedy był obok mnie i bijące serce. Trzymaliśmy się mocno za ręce, gdy nasze oczy zamknęły się na dobre.
Obudzona zostałam przez mroźno wyglądające słońce za oknem i od razu chciałam dotknąć jego. Nie było go…
- Pierre… - jęknęłam, gdy sobie uświadomiłam, że go nie ma.
Usiadłam gwałtownie i spojrzałam w okno. W tym samym momencie poczułam dłoń na swoim nagim ramieniu. Złapałam ją w obie ręce i przytuliłam się do niej policzkiem.
- Pierre?
- To ja Jay. On cię zdradził, tak jak ci mówiłem kochanie. Nie martw się zaopiekuje się tobą…
- Ale ja chcę Pierre’a…
Znowu poczułam, ze się budzę i od razu moja ręka powędrowała na miejsce, gdzie powinien być Pierre. Podniosłam się bez słowa i rozejrzałam po pokoju.
- Wstawaj skarbie, bo brygada sprzątająca przybyła. – zobaczyłam uśmiechniętą twarz Pierre’a w drzwiach sypialni, a mi aż się lepiej na sercu zrobiło.
Do pokoju wtłoczyło się mnóstwo osób: Jeff, Seb, Ange, David, Chuck, Monica i Mel uśmiechnięci od ucha do uch.
- To co sprzątamy dom, przed najazdem Mikołaja? – zapytał się Seb z promienisty uśmiechem.
- Dajcie mi dwie minuty.


Chłopaków zagnaliśmy do sprzątania sypialni, a my same zajęłyśmy się sprzątaniem reszty domu i ogólnym gotowaniem. Mimo iż dla mnie gotowanie jest trudniejsze od klątw i uroków pomagałyśmy sobie i nasze święta mogły smakować. Gdy Mel i Ange właśnie siedziały w kuchni po poły upaćkane ciastem ja i Monica sprzątałyśmy salon. Nawet nie próbowałam się do niej odezwać słowem… Właśnie wycierałam kurze, gdy jednak ona postanowiła się odezwać.
- To będą bardzo miłe święta… - stwierdziła.
- Nie wątpię w to…
- Tylko szkoda, że nie będę mogła z Jeff’em przyjść.
- Zależy dla kogo. – powiedziałam jadowicie odkręcając się do niej.
- Bronisz swojego Pierre’a przede mną? – zapytała spoglądając z odwagą mi w oczy.
- A dziwisz się mi?
- Czyli Pierre ci wszystko powiedział? – zapytała z jadowitym uśmiechem.
- Tak. – odpowiedziała pewna, ze wiem wszystko.
- I to, że ja go nauczyłam obycia w łóżku też? – spojrzała na moją zaskoczoną twarz z satysfakcją. – Teraz na pewno jest lepszy. Szybko się uczył…
- Zamknij się. – syknęłam odwracając się i dalej wycierając kurze.
- Czyli nie powiedział? Biedactwo… Na twoim miejscu bym się tak bardzo nie napalała na niego…
- A co ty chcesz być na moim miejscu? – zapytałam odwracając się do niej.
- Czemu by nie…
- Twoje nie doczekanie.
- Trafiłaś na niezłą sztukę i teraz jej nie puścisz? Mądrze kochanie, ale pamiętaj, ze ta sztuka może się tobą znudzić.
Rzuciła we mnie ścierką, która nie doleciała i poszła na górę. Gotowało się we mnie, miałam ochotę ją dogonić i zabić.
Dwie osoby w ciągu dwóch dni powiedziały mi, ze nie zagrzeję długo miejsca przy Pierre’rze i powoli zaczynałam w to wierzyć…
Skierowałam swoje kroki na górę, bo miałam nagłą potrzebę porozmawiania z Pierre’em o jego oszukaństwie. Weszłam agresywnie do pokoju i usłyszałam rozmowę.
- Powiedziałam twojej cizi coś, o czym najwyraźniej nie powiedziałeś… Była dosyć zdziwiona… - powiedziała Monica.
- Jakoś nie interesują mnie wspomnienia dotyczące ciebie.
- Ale ją chyba tak.
- Kocham ją i chciałabym jej zaoszczędzić paru wiadomości o czarnej stronie mojego życia.
- Te namiętne noce, które razem spędziliśmy nazywasz ciemną stroną twojego życia? Pierre nie rozśmieszaj mnie.
- A ty nie wprowadzaj mnie w stan ostateczności, bo mogę powiedzieć Jeff’owi, kim jesteś i skończy się twoja bajka.
- I myślisz, ze Jeff posłucha kumpla, a nie mnie?
Usłyszałam szmer za plecami i się odwróciłam ze strachem w oczach. Stał tam Jeff i słuchał.
- Jeff… - jęknęłam, gdy go tylko zobaczyłam.
Złapał mnie pod rękę i wprowadził do łazienki, gdzie byli Pierre i Monica.
- Cześć kochanie. – powiedział do Monici przy samym wyjściu. – Powiem krótko. Nie chcę cię więcej widzieć i spieprzaj z mojego życia. A i więcej nie nawiedzaj ani Pierre’a, ani Anette, ani nikogo z moich przyjaciół, nie kumpli.
- Ale Jeff…
- Ale Monica… Głucha jesteś? Może mam cię odprowadzić do drzwi, albo jeszcze odwieść do domu?
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na główną winowajczynie i wyszła z łazienki, a za nią Jeff jakby chciał się upewnić czy dziewczyna się nigdzie nie schowa gdzieś po drodze. Spojrzałam w oczy Pierre’a i zobaczyłam, że się uśmiecha. Rozłożył ramiona i czekał aż go obejmę, a ja tylko do niego podeszłam i pocałowałam w usta. Kiwał mną na boki i się diabelnie uśmiechał.
- Poszłaś po Jeff’a? – zapytał.
- Nie poszłam. Rozmawiałam z nią i jak poszła na górę poszłam w sumie za nią. Odwróciłam się w którymś momencie i zobaczyłam jego.
- To skąd wiedział?
- Nie wiem.
Zbliżała się pora obiadu, więc wszyscy się spotkaliśmy w salonie, gdzie Mel i Ange już podały obiad.
- Gdzie jest Monica? – zapytał Chuck siadając tuż obok Jeff’a.
- Opuściła nas w pełnym pośpiechu… - odpowiedział Jeff uśmiechając się do mnie.
Odwzajemniłam go i zaczęłam jeść.
Dom był wysprzątany wprost cudownie i chłopaki zabrali się za choinkę, a my w trójkę rozsiadłyśmy się na kanapie oglądając jak chłopaki zastanawiają się jak włożyć choinkę w stojak.
- Ty o jej! się na tym nie znasz! – krzyknął Seb wpychając David’a w świerk.
- Zabije cię gówniarzu… - mówił David wyciągając parę kolek z za spodni.
Jakoś im się udało to zrobić i około 22 staliśmy przed pięknie przystrojoną choinką na niebieski kolor.
- Jestem z ciebie dumna. – szepnęłam Pierre’owi obejmując go w pasie.
- Ja wszystko potrafię kochanie.
Chłopaki zebrali się i pojechali do domu, a dziewczyny zostały, aby jutro gotowania ciąg dalszy uskutecznić. Siedzieliśmy w czwórkę w salonie i piliśmy po piwie.
- Jak się czujesz Pierre z trzema laskami pod dachem? – zapytała Ange.
- Cudownie, tylko jakby można to było wykorzystać.
- Ej, ale Mel jest wolna. – moja przyjaciółka spaliła buraka i uśmiechnęła się nie znacznie.
Wszyscy się zaczęli z niej śmiać.
- Ange wiesz może skąd Jeff dowiedział się o Monice? – zapytał Pierre.
- Kazałam David’owi, żeby mu to powiedział.
- A ty skąd wiedziałaś?
- Od David’a…
- Zabije go… - szepnął złowieszczo Pierre.
- Ej, a ja mogę wiedzieć o co chodzi? – zapytała Mel, a my znowu zaczęliśmy się z niej śmiać.
Jestem kochaną przyjaciółką.


Przed dzień Wigilii rozpoczął się dla nas bardzo wcześnie, ponieważ do Pierre’a zadzwonił Pat powiadamiając go, ze drugiego dnia świąt mamy się pojawić w Hyatt Castle na Bożonarodzeniowym Balu. Bal to bal, ale to był bal przebierańców… Potem Pierre oświadczył mi, ze pierwszy dzień świąt jest dniem dla rodziny i mam z nim jechać do mamy i taty jego, ale perspektywa ponownego zobaczenia Jay’a po tym jak mnie pocałował była wręcz oburzająca, więc postanowiłam, ze razem z dziewczynami kupimy sobie sukienki na bal. Dziewczynami… Od razu po tej wiadomości zadzwonił Chuck i poprosił Mel do telefonu. W tym samym czasie uśmiechnięty Pierre opowiadał mi jak Mel i Chuck bardzo długo ze sobą rozmawiali. Śmiałam się, bo w wyobraźni widziałam Chuck’a: całego czerwonego i biedak pewnie pół dnia się zastanawiał czy może zadzwonić i czy go dziewczyna nie odrzuci. A to wszystko potęgował fakt iż za parę godzin ma się pojawić Emily i Mike.
- Pierre… - zwróciłam głos do leżącego na sofie chłopaka.
- Słucham cię księżniczko.
- Jedź do jakiejś cukierni i kup coś słodkiego.
- Ale robicie ciasta.
- I co z tego?? One są na jutro leniu.
- Tylko nie leniu, dobrze? – powiedział wstając.
- Powiedz, że nie chce ci się pojechać to wsiądę w ten pierdolony autobus i sama pojadę! – krzyknęłam wkurzona.
- To jak chcesz to sobie jedź. – odpowiedział.
- To spadaj!
Odwróciłam się z zamiarem ubrania się. Poszłam jeszcze do dziewczyn powiedzieć im, że za pół godziny wrócę. Zakładałam kurtkę, gdy ktoś mnie objął.
- Puść mnie. – syknęłam.
- Anette…
- Sama sobie pojadę jak ci się nie chce.
- Przepraszam maleńka. Naprawdę przepraszam.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam w te jego brązowe oczka. Uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w usta.
- Chcę wypaść jak najlepiej przy twoim bracie, bo zdolny mnie skopać będzie, ale strach mnie trochę paraliżuje.
- Jesteś kochany i na pewno Mike to zobaczy i ponownie w twarz nie dostaniesz. – pogłaskałam go po twarzy najczulej jak tylko potrafiłam. – Jedź już miśku.
Pocałował mnie jeszcze raz i zakładając kurtkę wyszedł z domu. Weszłam do kuchni patrząc się ciągle na Mel.
- Czego? – zapytała z uśmiechem.
- Chuck’a. Wzięło cię.
- Też tak myślę. – stwierdziła Ange.
- Jesteście w głowę walnięte! – krzyknęła.
- Znam Chuck’a i wiem, że od tak sobie do dziewczyny nie dzwoni i nie zaprasza ją na bal. – stwierdziła Ange.
- A ogólnie to Pierre mi mówił jak długo rozmawialiście wczoraj… - uśmiechnęłam się jadowicie.
- Idę od was. – stwierdziła.
- Foch? – zapytałam.
- Tak foch!
Minęło około pół godziny, gdy zadzwonił dzwonek, więc ja jako prawowita lokatorka tego domu poszłam otworzyć drzwi. Stał w nich Pierre z torebką i bukietem róż.
- To dla ciebie. Przepraszam jeszcze raz. – wyciągnął rękę i podał mi je.
- Dziękuję. Choć do domu czubie. – pociągnęłam go za rękę.
Objął mnie jedną ręką i zaczął całować.
- Ja się tym zaopiekuję. – stwierdziła Mel zabierając Pierre’owi torebkę z ręki na co chłopak objął mnie drugą.
- A ja wezmę róże. – Ange wyciągnęła mi je z ręki.
Przylgnęliśmy do siebie i dalej całując się zdejmowałam mu kurtkę.
- Ej spokojnie. – zaśmiała się Ange, gdy dłonie Pierre’a wędrowały pod moja bluzką.
Teraz ja cała czerwona odsunęłam się od chłopaka i też się roześmiałam widząc jego twarz.
- Jak dzieci. – mruknęła Mel.
- Jestem ciekaw jak ty będziesz wyglądać po całowaniu z Chuck’iem… – mruknął Pierre.
Mel to usłyszała i rzuciła się na chłopaka zwalając go z nóg.
- Ej powiedz jej coś Anette, bo ona mnie bije! – krzyczał Pierre, gdy ja zafascynowana bukietem wkładałam go do wazonu.
Gdy się odwróciłam Mel z niego zeszła.
- Najpierw ta wariatka mnie pobiła, teraz ona, może jeszcze Ange… Wolę moich braci…
Wszedł do kuchni i po chwili wyleciał z niej z krzykiem.
- Dom wariatów! – krzyknął. – Nawet spróbować nie wolno?!
- Nie, nie wolno! – odkrzyknęła Ange.
Podeszłam do niego i objęłam.
- Moje biedactwo… - głaskałam go po szyi.
Gdy puściłam zaczął mi pokazywać utraty wojenne.
- Zobacz. To jak mnie pobiłaś ostatnio. To jest sprawka Mel… już sinieje! A Ange mnie w rękę uderzyła. Ja już nic nie powiem o stratach psychicznych. Będę się bał dziewczyn, a jak chłopaki się dowiedzą to mnie wyśmieją. A później kaftan i do widzenia.
- Już by ci się przydał miśku. – pocałowałam go w usta a on klepnął mnie po tyłku.
Poszłam do kuchni pomóc dziewczynom, gdy on poszedł znowu do salonu.
Zadzwonił dzwonek, a ja już byłam pewna, że to mój brat i Emily. Pojawiłam się z dziewczynami w drzwiach kuchni, gdy Pierre otwierał drzwi. Po chwili zobaczyłam mojego brata i od razu do niego pobiegłam. Uściskałam mocno brudząc cała jego twarz ciastem na pierniczki. Patrzyłam jak Pierre pomaga rozebrać się Emily i zobaczyłam, ze ma brzuszek…
- Mike! – krzyknęłam uderzając go w ramię.
- No co? – zapytał uśmiechnięty.
- Cześć Emily. – objęłam dziewczynę delikatnie, żeby nie uszkodzić czasami jej brzuszka. – Ten przystojniak to mój chłopak Pierre, Mel znasz… a to Ange.
- Miło mi was poznać. – uśmięchnęła się.
Emily była niższą ode mnie szatynką, której naprawdę nic nie brakowało. Pierre zaprosił Mike i Emily do salonu.
- Stara się. – stwierdziła Mel.
- Powiedział, że nie chce drugi raz dostać w twarz.
Zrobiłam herbaty i usiadłam z cała resztą. Oczywiście mój brat łakomczuch złapał się za szarlotkę, którą też jadł Pierre.
- Dobrali się. – stwierdziłam. – Emily, który to już miesiąc?
- Czwarty.
- Słodko… - stwierdziła Ange.
- A wiesz czy chłopczyk, czy dziewczynka?
- Jak na razie lekarz utrzymuje nas w przekonaniu, ze bliźniaki. – stwierdził uśmiechnięty od ucha do ucha mój brat.
- Co za duma przez ciebie przemawia Mike…
Emily była ciągle spięta, ale zapewniałam ją, że nikt tu nie gryzie. Spoglądając jednak na Pierre’a to wyglądał jakby zaraz miał coś urodzić. Poszedł oprowadzić ich po domu i pokazać sypialnie, gdzie mają spać, a potem zszedł, żeby dać im czas do rozpakowania. Złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- Dlaczego jesteś taki spięty?
- Chcę żeby wszystko było piękne.
- Oj miśku… - uśmiechnęłam się do niego. – Wszystko jest piękne jakbyś się rozluźnił.
- Rozluźnimy się w nocy. – szepnął mi do ucha.
- Na pewno…
Resztę Simple Plan miało się zjawić w domu o 20 i zamieszkać w nim na jakieś dwa dni. Święta…





my boo.... --- 7 marca
******************

Poranek Wigilijny był cały pełny napięcia i aż wszystko drżało w powietrzu. Wszyscy chodząc po domu uśmiechali się do siebie, a niektórzy nawet warzyli się śpiewać kolędy, ale w rankingach wygrywały piosenki Simple Plan, aczkolwiek Pierre robił furorę śpiewając Without Me Eminema. Atmosfera była tak radosna, ze nie wierzyłam, iż może coś nie wypalić. Nawet nasza kochana Emily pomagała w kuchni śmiejąc się ciągle. Nawet Pierre był grzeczny. Nawet Jeff się uczesał…
Było już naprawdę późno… małe dzieci (czytaj Chuck i Seb) szukały gwiazdki na niebie, a ja wbijałam się w sukienkę. Wybrałam naprawdę śliczną czarną sukienkę (bo jakby w zwykłej czerni było coś brzydkiego) do kolan i rozszerzaną, spod warstwy materiały wystawał tiul w kolorze wściekłej zieleni, a góra była gorsetem na ramiączka, na to delikatny szal takiego samego koloru jak tiul. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam Pierre’a. Miał czarne spodnie i czarna koszulę, czarną kamizelkę i zielony krawat.
- To specjalnie? – zapytałam go poprawiając go.
- Co specjalnie?
- Ten krawat. Chcesz do mnie pasować co?
- A nie pasuję?
Uśmiechnął się tajemniczo do mnie. Wyglądał pięknie bez dwóch zdań.
- Chyba sama sobie zacznę zazdrościć, że cię mam.
- Ja jestem tylko dodatkiem do ciebie, kochanie. To ty jesteś najpiękniejsza… No może nie licząc Emily, bo ona z tym brzuszkiem jest piękniejsza.
- Brzuszek ci się podoba?
- Nie tyle co brzuszek, a dzieci…
- Ale Pierre… - uciszył mnie pocałunkiem.
- Ja nic nie mówiłem skarbie.
Objął mnie w talii i razem wyszliśmy na kolację.
Po bardzo uroczystej, aczkolwiek bardzo wesołej kolacji siedzieliśmy z kieliszkami najlepszego wina, jakiego tylko znalazł Jeff przy choince i rozpalonym kominku. Czułam się jak nie z tej epoki, jakbym pomyliła bajki. Siedziałam mocno wtulona w Pierre’a zapatrując się w ogień, a serce mi bardzo szybko biło. Mike co i raz się do mnie uśmiechał, albo do Pierre’a. Widział, że jestem z nim szczęśliwa i p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kabaczek
Zbieram pieniądze na plakietkę SP


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Wto 22:15, 02 Gru 2008    Temat postu:

Yellow_Light_Colorz_PDT_05 Yellow_Light_Colorz_PDT_05 Yellow_Light_Colorz_PDT_05 Jak słodziutko!
Pierre chce małe pierniczki :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PunK_BaNaNa
Mam dwie płyty SP


Dołączył: 30 Sty 2008
Posty: 3084
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Pią 18:29, 05 Gru 2008    Temat postu:

(sorry tamta czesc urwalo mi w polowie zdania :/ nie wiem czemu)


Widział, że jestem z nim szczęśliwa i pewnie dlatego jeszcze nie dostał. Położyłam swoją dłoń na udzie Pierre’a, który lekko drgnął pod wpływem tego. Spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem.
- Jesteś piękna wiesz? – szepnął patrząc się mi na usta, a później w oczy.
- Słyszałam to już 56 raz tego wieczoru miśku.
- Wyglądasz jak księżniczka…
- A ty jesteś moim księciem. – skradłam mu szybko całusa, żeby tylko nikt nie zobaczył.
Spojrzałam na Chuck’a i Mel, którzy właśnie się szybko ulatniali. Szturchnęłam Pierre’a i pokazałam mu gdzie ma patrzeć. Pod nosem się roześmiał, a ja tuż za nim. Myślałam, ze tylko my to zobaczyliśmy, lecz tylko, gdy znikli rozgorzał temat.
- Zauważyliście, ze Mel tak dziwnie do Chuck’a ciągnie. – powiedział Seb.
- A co zazdrościsz mu? – spytał David.
- Chciałbyś…
- On ma rację tak w sumie… Chuck okropnie chodzi rozmarzony od czasu, gdy zobaczył Mel. – stwierdził Dave.
- A mało kto wie, że idą razem na bal Bożonarodzeniowy… - powiedziała mimochodem Ange.
- Idą razem?! – krzyknął Jeff.
- Chuck zadzwonił do Mel i ją poprosił. Łatwo było wywnioskować, ze to o to chodzi, bo Mel chodziła cała czerwona.
- Mam nadzieję, ze wy też pójdziecie na bal. – powiedział Pierre do Mike’a.
- Chętnie Pierre, ale boje się o maleństwa. – uśmięchnęła się Emily, a Mike dotknął jej brzucha jakby chciał zbadać czy jego dzieci gdzieś sobie nie poszły. – Zostaniemy, domu popilnujemy.
- No tak brzuszek jest najważniejszy…
- A kiedy ślub planujecie? – zapytał Seb.
- Za jakiś miesiąc na luzie. – powiedział Mike. – Chcemy jeszcze przed narodzinami dzieci wziąć ślub.
- I czujcie się wszyscy zaproszeni. – stwierdziła Emily.
- Jeszcze i tak zaproszenia powysyłamy.
- Jak się wam wszyscy zwalimy na ślub to będzie dopiero śmiech na sali… - stwierdził uradowany Pierre. – Macie jak w banku, ze Simple plan się zjawi, nawet damy krótki bezpłatny koncert.
- Taaaa… Happy Together zagramy. – uśmiechnął się Dave.
Sprzątałam z dziewczynami salon i właśnie wkładałam naczynia do zmywarki, gdy ktoś mnie złapał z dłoń i obrócił do siebie.
- Pierre ja sprzątam. – skarciłam go.
Objął mnie i zaczął ze mną tańczyć. Obracaliśmy się, a ja ciągle się uśmiechałam, a on właśnie śpiewał, że jest szczęśliwy, bo go widzi.
- …uśmiech twój wystarczy by szczęśliwym być. – zakończył całując mnie w dłoń.
Dziewczyny zaczęły bić brawo, a w ich oczach było widać, że zaraz pobiegną do swoich chłopaków wymusić taniec.
Normalni ludzi, którzy na drugi dzień jadą do swoich rodzin powinni spać, ale nie ja z Pierre’em. Siedzieliśmy sobie przed kominkiem ogrzewając się swoją bliskością. Przy jakiejś romantycznej muzyce.
- Pierre nie powinieneś iść spać przed podrożą?
- Najlepiej odpoczywam przy tobie księżniczko. – szepnął mi do ucha.
- Mam nadzieję, ze czytałeś Opowieść Wigilijną.
- A co?
- No bo tam o 12 zaczęły się pojawiać duchy Świąt Bożego Narodzenia…
- Myślisz, ze do nas też przyjdą?
- Na pewno miśku. – uśmiechnęłam się spoglądając w bok na mojego chłopaka.
Zamilkliśmy na chwilę po czym Pierre szepnął mi do ucha.
- Obiecałaś mi coś…
- Wiele rzeczy obiecuję…
- To pamiętam dobrze. Powiedziałaś, ze będziemy się kochać przy choince i kominku…
- To ty mi to powiedziałeś ja tam nic nie obiecywałam…
Zaczął delikatnie całować mnie po szyi, ramionach i plecach.
- A nie pomyślałeś o tym, ze ktoś może wejść?
- Mamy już dosyć dorosłych lokatorów domu i będą wiedzieć, co zrobić w takiej sytuacji. Stanąć i patrzeć jak inni mają lepiej.
- Oj Pierre…
- Mogę ? – zapytał zdejmując szal z moich ramion.
Naprawdę nie musiał się pytać. Całował mnie bardzo długo, aż wreszcie podniósł i patrząc się w oczy rozsuwał powoli suwak sukienki. Gdy już znalazła się na ziemi uśmiechnął się jak wyjątkowo uradowane dziecko.
- Pończochy? – zapytał patrząc na mnie z dołu, bo już zdążył usiąść znowu.
Jego oczy się bardzo lubieżnie świeciły. Złapał mnie w biodrach i przysunął do siebie. Parę razy bardzo namiętnie pocałował mój brzuch delikatnie masując plecy. Wyglądał jeszcze ładniej, gdy oświetlał go tylko ogień z kominka. Znowu usiadłam między jego nogami, a on całując moją szyję pozbywał się reszty mojej bielizny. Łaskotał całe moje ciało wadząc po nim palcami, chciał dotknąć wszędzie, jakby mnie na nowo poznawał, gdy zdjął moje pończochy znowu usłyszałam jego szept.
- Chcesz sama, czy razem?
- Z tobą…
Wstaliśmy oboje i teraz ja musiałam go rozebrać. Gdy pozbyłam się jego koszuli znowu moje serce zaczęło bić szybciej. Już chciałam tego i z pożądania nie wiedziałam, co dalej robić. Spojrzałam w jego oczy rozświetlone pożądaniem i błyskiem ognia. Drżącymi dłońmi rozpinałam pasek jego spodni, a później je zdejmowałam. Mogłabym patrzeć na jego nagie ciało godzinami, ale już nie mogłam się oprzeć myśli, ze zaraz może być we mnie. Złapał mnie za dłonie i sam najpierw się usadowił na kanapie, a później pociągnął, żebym usiadła na nim. Gdy wchodził we mnie oddychałam coraz bardziej płytko, wydawało mi się, ze zabiera mi tlen, a jedynym sposobem odzyskania go to jego usta. Gdy zaczęłam się ruszać na nim w tym samym momencie przylgnęłam ustami do jego ust i poczułam ulgę, która ciągle piętnowała, aż do rozkoszy. Jego dłonie na moich biodrach i ten przyjemny dotyk jego torsu. Nasze płytkie oddechy i złączone usta. Wszystko mnie bolało z rozkoszy, a każdy nawet najmniejszy ruch powodował jeszcze większą. Nogi mi całkowicie zdrętwiały, ale ja odczuwałam inny ból. Chciałam, żeby był jeszcze bliżej mnie i to mnie bolało, wydawało mi się, ze jesteśmy bardzo daleko od siebie, ale ciągle czułam jego ciepło i szybko bijące serce. Poczułam się dopiero blisko niego, gdy razem osiągnęliśmy szczyt. Przytuliłam się do niego i czułam jak fala rozkoszy rozchodzi się po każdym zakątku mojego ciała. cały czas czułam jego oddech na mojej szyi, cały czas byłam obok niego. Po chwili opadliśmy obok siebie na kanapie i szczęśliwi patrzyliśmy jak ogień dalej płonie nawet się nie wstydząc po tym, co widział…

Musiałam zasnąć w jego objęciach, bo gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jego skupioną twarz i poczułam jak kładzie mnie na łóżku.
- Która godzina? – zapytałam nieprzytomnie.
- Po trzeciej. – usiadł obok mnie ciągle się wpatrując w moje ciało i twarz.
- O której macie samolot do Montrealu?
- O 6. – odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i się uśmiechnął. – Dziękuję ci księżniczko.
- Chodź już do mnie.
Okryłam kołdrę i zaprosiłam go gestem do siebie. Położył się blisko mnie i wydawało mi się, że zasnęłam patrząc w jego oczy.
Obudził mnie pocałunkiem w nos.
- Wstałeś już? – wyjąkałam przecierając oczy.
- Nie, jadę.
Otworzyłam szeroko oczy i zobaczyłam, że stoi w pełnym umundurowaniu.
- Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś? – zapytałam z pretensją w głosie.
Usiadłam co by mieć lepszy widok na niego.
- Przecież jeszcze musisz dostać prezent…
- Dałaś mi wczoraj. – uśmiechnął się.
- Usiądź na łóżku.
Opatuliłam się kołdrą i wstałam idąc do szafki, gdzie schowałam prezent, prawie wywracając się na glebę. Wyciągnęłam średniej wielkości torebkę i podeszłam do chłopaka. Usiadłam obok niego i dałam mu. Najpierw się uśmiechnął a potem dopiero zajrzał do środka. Jego uśmiech powiedział mi wszystko.
- Anette… - jęknął wyciągając książkę.
- Powiedziałeś mi, że lubisz Harry’ego Potter’a…
- Jesteś najukochańszą kobieta pod słońcem. – złapał mnie i pocałował w usta tak namiętnie, ze mi znowu powietrza zabrakło. – A to, co? – zapytał znowu zaglądając do torebki.
- Jak byłam w perfumerii to od razu skojarzyłeś mi się z tym zapachem i kupiłam ci. – powąchał i się uśmiechnął.
- Aż tak seksowny jestem jak ten zapach.
- Po części.
Żegnaliśmy się bardzo długo całując namiętnie i tak dalej… Mieliśmy się spotkać dopiero w Hyatt Castle za półtorej dnia. Umrę bez niego!!! Wracając do pokoju zobaczyłam, ze coś leży na łóżku…
- Prezent… - szepnęłam z pełnym podniecenia głosie.





--- 8 marca
________________________________________

****************

Podeszłam z uśmiechem do łóżka i usadowiłam się wygodnie. Tuż obok jego poduszki leżała róża, list i sporej wielkości pudełko. Róża była czerwona przechodząca w czarną. Korciło mnie, żeby złapać od razu za prezent, ale twarda jestem. Następnie wzięłam list, złamałam pieczęć z reniferem i rozgięłam kartki.
„Nie tak pewnie sobie wyobrażałaś prezentu pod choinką, który tak naprawdę leży tam, gdzie ja powinienem. Powinienem cię delikatnie dotykać i cieszyć się twoją bliskością…
Prezent. Zapomniałem.
Gdy Mikołaj (możesz mi mówić po prostu Pierre) przechadzał się po centrum handlowym i zobaczył TO od razu pomyślał jak będziesz w tym wyglądać i czy ci się spodoba… To taki eksperyment połączony z przyjemnością… Sama zobacz, a później wrócisz do listu…”
Ogarnęłam wzrokiem całość listu i postanowiłam się posłuchać mojego najukochańszego chłopaka. Zbliżyłam do siebie pudło i szybko odwiązałam wstążkę, potem przykrycie… Zobaczyłam, ze moje oczy od prezentu dzieli jeszcze bibułka, a gdy ją odkryłam popadłam w paranoję… delikatnie włożyłam dłoń do pudełka i wyjęłam czarno zielony koronkowy stanik, a tuż po tym takiego samego koloru stringi. Jakimś dziwnym trafem poczułam, że robię się czerwona.
- Muszę przyznać, ze gustowne… - powiedziałam sama do siebie patrząc na komplet z podniesioną brwią.
Poczułam nagłą potrzebę przymierzenia, ale postanowiłam być twarda i doczytać do końca list.
„Wyobrażam sobie twoją piękną twarzyczkę i te rumieńce na policzkach. Już mnie korci, żeby cię w tym zobaczyć, ale muszę czekać… Dam radę… nie dam rady…
Więc teraz druga część prezentu.”
- Jeszcze? – zapytałam sama siebie.
„Na pewno pamiętasz sesję zdjęciową… Zajrzyj pod łóżko.”
Rzuciłam się na łóżko, żeby tylko sięgnąć pod nie. Wymacałam coś i od razu pochwyciłam. Wyjęłam spod niego zdjęcie formatu A3 w szkle. Zdjęcie moje i Pierre’a, gdy Bill zrobił je nam podczas całowania…
- Miśku… - szepnęłam i pogładziłam twarz na zdjęciu.
Wtedy ujrzałam coś jeszcze. W prawym dolnym rogu było wielkie serce i napis: Znaleźć raj na ziemi, tuż obok Ciebie.
Moje serduszko zaczęło bić szybciej i z wielkim uśmiechem znowu zaczęłam gładzić twarz na zdjęciu.
Tylko skąd ja mogłam wiedzieć, ze mój świat zacznie się zawalać?


- Anette wstawaj, mieliśmy iść po sukienki na bal. – usłyszałam głos Mel i bardzo powoli otworzyłam oczy.
- Chyba zasnęłam… - szepnęłam siadając na łóżku.
Spojrzałam na Mel i zobaczyłam jej promienny uśmiech.
- To ty się ubierz, a ja sobie pójdę… Fajny prezent dostałaś… - rzuciła jeszcze przy wyjściu.
- Ty swojego Chuck’a pilnuj!!! – krzyknęłam rzucając poduszką za nią.
Uśmiechnęłam się znowu do siebie i powoli zaczęłam się zbierać.

Samo szukanie przysporzyło nam wiele kłopotów, ale gdy znaleźliśmy stwierdziłam, ze wszystko za nią oddam. Sukienka z gorsetem i dół bardzo rozszerzany, na nim czarne warstwy tiulu. Była piękna, a ze bielizna do niej pasuje to czysty przypadek… Mel miała bardzo podobną sukienkę tylko, ze niebieską, a Ange zgodziła się na różową. Do tego w sklepie z akcesoriami dla dzieci kupiłyśmy sobie po skrzydełkach w kolorach dominujących w sukienkach. Właśnie dokańczałyśmy nasze czekolady pomarańczowe, gdy mój telefon zaczął dzwonić.
- Sorry dziewczyny…
Odeszłam od stolika i ujrzałam, ze ktoś dzwoni z nieznajomego numeru.
- Słucham?
- Anette chcę się z tobą spotkać. – usłyszałam głos w słuchawce, który był łudząco podobny do głosu Pierre’a.
- Zostaw mnie Jay.
- Proszę cię spotkaj się ze mną.
- A nie powinieneś być na zjeździe rodzinnym? Wiesz takie tam pytanie…
- Chcę się z tobą spotkać.
- Chyba się zaciąłeś Jay. Musze kończyć…
- Anette błagam cię. – powiedział takim głosem jakby jego życie miało od tego zależeć.
- Gdzie? – zapytałam nawet nie wiedząc co robię.
- W tym centrum, gdzie jesteś.
- Będę czekać w kawiarni Long Road.
Przycisnęłam telefon do serca i zamknęłam oczy słysząc pytanie skierowane do samej siebie. Co ty o jej! robisz??!!





don't leve me...

Siedziałam na tym samym miejscu oglądając się nerwowo i szukając wzrokiem chłopaka. Z dziewczynami poszło mi bardzo sprawnie, bo wmówiłam im, ze mam się spotkać z Dan’em. Wzięły ode mnie ciuchy i kazałam im jechać i przygotować się do jutrzejszego wyjazdu. Zastanawiałam się, co może robić, Pierre i jak zareagował na to, ze jego brata nie ma na spotkaniu. Trochę bałam się tej rozmowy, bo Jay musi mieć dla mnie naprawdę bardzo ważną sprawę, jeśli nie pojechał do rodziny. Trzymałam w ręku telefon z nadzieją na jakikolwiek znak. Może nawet na telefon Pierre’a, żebyśmy się spotkali, bo już przyjechał… Tylko żeby uratować od tej rozmowy.
Pojawił się przed moimi oczyma, gdy postanowiłam, ze perfidnie ucieknę. Szedł pewny siebie i lekko uśmiechnięty. Wyglądał jak zawsze ładnie i był tak bardzo podobny do Pierre’a…
- Cześć. – powiedział stojąc naprzeciwko mnie.
- Cześć… - jęknęłam spuszczając wzrok.
Zdjął kurtkę i powiesił ją na krześle. Usiadł zamówił czekoladę pomarańczową i spojrzał na mnie.
- Dlaczego nie pojechałeś do rodziców?
- A dlaczego ty nie pojechałaś z moim bratem? Wiem. Bałaś się spotkać mnie. – znowu spuściłam wzrok. – A ja bałem się, ze ciebie tam nie zobaczę. Znam cię Anette.
- Gówno prawda… - syknęłam spoglądając z ukosa na kelnera, który niósł czekoladę dla Jay’a.
Gdy kelner stał tuż obok nas nie odzywałam się, tak samo Jay.
- Tęsknie za tobą… - szepnął dotykając mojej dłoni.
- Więc dlaczego mnie zostawiłeś? – zapytałam wyjmując z jego rąk swoją.
- Musiałem…
- Najlepiej powiedzieć musiałem.
- Tak, bo to było głupie…
- Zauważyłeś to dopiero teraz? Bystrzak.
- Bez ironii proszę…
- O czym chciałeś porozmawiać? – zapytałam rozglądając się nerwowo.
- O nas…
- Nas nie ma już tak dawno, ze nie mogę uwierzyć, że kiedykolwiek było.
- Jak cię zobaczyłem z moim bratem zrozumiałem swój błąd. To, że cię zostawiłem, było największą porażką mojego życia.
- W łazience w tamtej kawiarni mówiłeś inaczej…
- Mój brat się tobą bawi. Zawsze tak robi. Te wszystkie laski były jego zabawkami, które i tak rzucił.
- Chcesz mi uświadomić, ze mnie też zostawi?
Kiwnął głową, a ja miałam ochotę rzucić się na niego i wydłubać mu oczy.
- Zawsze się bawił swoimi dziewczynami, traktował je jak dziwki. Zaliczył i zostawił.
- Chcesz powiedzieć coś jeszcze, bo musze iść. – syknęłam wstając z miejsca.
Zakładałam kurtkę czekając aż coś powie.
- Anette… Będę na ciebie czekał.
- I nigdy się nie doczekasz.
Odwróciłam się zostawiając niezapłacony rachunek i szybko poszłam na przystanek.
Było parszywie zimno, a ja płakałam. Bałam się, że to co mówiła Monica i Jay to może okazać się prawdą. Może tylko udawać, że mnie kocha. Ale trzeba mu przyznać, że bardzo dobrze udaje. Telefon mi zawibrował i zobaczyłam, że dzwoni Pierre. Otarłam łzy i próbowałam się opanować.
- Słucham? – szepnęłam pół słyszalnie.
- Tęsknie za tobą maleńka. – on nie może oszukiwać.
- Nie przesadzaj.
- Umieram bez ciebie… Jay nie przyjechał na spotkanie.
Zagryzłam wargę i z mego gardła wydobył się szloch.
- Co jest kochanie?
- Nic, chyba się przeziębiłam…
- Anette, błagam cię, ufaj mi…
- Ufam Pierre.
Chwila ciszy.
- W Hayatt Castle mamy numer pokoju 1408, ja tam będę około południa.
- My się postaramy przed południem być.
- Rezerwacja na moje nazwisko.
- Dobrze miśku.
- Kocham cię Anette.
- Muszę już kończyć, bo autobus przyjechał… Pa.
Chciałam mu powiedzieć, ze go też kocham, ale czy byłaby to prawda?

Humor mi się poprawił, gdy tylko weszłam do domu. Jak zobaczyłam Seb’a (który nie pojechał na święta do rodziny) okładającego Mel poduszkami. Nie dowiedziałam się zbytnio, o co im chodzi, ale zabawę dzieci miały. Było miło, a i ja zapomniałam o Jay’u.
Zanim się zebraliśmy rano trochę czasu minęło. oczywiście do NY lecieliśmy samolotem. Odprawa trwała półtorej godziny, a lot niecałe dwie godziny z powodu słabych warunków atmosferycznych. Dojechaliśmy limuzyną do hotelu, bo goście na okres przybywania w hotelu dostawali limuzynę. Hotel zrobił na mnie wrażanie. Był duży, naprawdę olbrzym. Wyglądał trochę jak robiony na styl gotycki. Wchodząc do hotelu ciągnęłam za sobą walizkę.
- Czy ja nie wiem o tym, ze tu spędzamy dwa miesiące? – zapytał się mnie Seb.
- Nie bądź złośliwy, tylko pomóż.
Złapał tuż obok mojej dłoni walizkę i zaciągnął ja pod recepcję.
- Dzień dobry hotel Hayatt Castle. W czym mogę pomóc? - powiedział do mnie jakaś wyjątkowo ładna blondynka w bordowo beżowym stroju.
- Rezerwacja na nazwisko Buvier. – powiedziałam czując silną woń lilii stojących tuż obok mnie.
- Pierre Bouvier, rezerwacja dokonana 24 grudnia. Proszę wypełnić kartę meldunkową.
Po pokonaniu wszystkich przeszkód, które stawiała „panna Magdalen Smith” podszedł do mnie chłopak od walizek i wziął ją i mój płaszcz.
- Ale naprawdę nie trzeba. – powiedziałam wyciągając rękę do niego.
- To mój obowiązek panienko.
Panienka to ja byłam, przed poznaniem Pierre’a. Dałam miłemu chłopakowi napiwek i weszłam do pokoju. Rzuciłam wszystko, gdzie tylko popadnie stwierdzając, że prześpię się chwilę przed przyjazdem Pierre’a i tym całym balem.




BECAUSE OF YOU ---
________________________________________



Przebudziłam się i bez chwili namysłu skierowałam swe kroki do łazienki. Szłam potykając się o wszystko, bo jakoś nie widziałam za dobrze. Nacisnęłam klamkę i weszłam, zamknęłam za sobą drzwi i bez zastanowienia zaczęłam krzyczeć, bo ktoś leżał w wannie. Oparłam się o drzwi i krzyczałam.
- Cicho mała! – usłyszałam dobrze znajomy głos.
- Pierre!!! – krzyknęłam jeszcze głośniej. – Zaraz ci skopię dupę paszczęku!!!
Chłopak szybko wyszedł z wanny i obwinął sobie ręcznik dookoła bioder. Podszedł do mnie i złapał z dłonie, po czym zaczął je całować.
- Tęskniłam wariacie. – stwierdziłam rzucając mu się w ramiona.
- Ja też. – szepnął głaszcząc mnie po plecach.
Naprawdę tęskniłam za nim. Naprawdę brakowało mi jego uśmiechu i serduszka, które tak cudownie biło. To było tylko półtorej dnia a ja o mało nie płacze ze szczęścia, ze mnie obejmuje. Gdy odsunęłam się od niego otarłam malutkie łezki z kącików oczu i stwierdziłam, że jestem mokra, a mój chłopak stoi przede mną z ręcznikiem, który się niemiłosiernie zsuwa z jego bioder.
- Popraw ręcznik, albo wyjdę. – powiedziałam do niego, nie mogąc oderwać oczu od jego ciała.
- A ja myślałem, ze się razem wykąpiemy. – uśmiechnął się diabelsko.
- Nie kochanie.
Zbliżyłam się do niego i pocałowałam namiętnie. Chciałam odejść, ale on złapał mnie w talii i podniósł idąc do wanny.
- Przedźwigasz się! – krzyknęłam na obronę.
- Jesteś jak piórko.
- Uspokój się!
Chłopak usiadł sobie do wanny w ręczniku, a na nim ja w ubraniu. Byłam cała mokra i zdenerwowana.
- Puść mnie czubie! – krzyknęłam znowu.
- Co ty za manierę złapałaś, ze tak ciągle krzyczysz? Zaraz ci zamknę te twoje usteczka…
Patrzyliśmy sobie w oczy. Miał znowu takie błyszczące oczy i takie ciemne.
- Jak? – zapytałam podnosząc brwi do góry.
- Pocałunkiem.
- A obiecujesz, ze nigdy nie przestaniesz?
- Nigdy nie przestanę księżniczko.
Zamknęłam oczy i czekałam na jego miękkie wargi, a gdy już je poczułam wpiłam się w nie jak tonący, który łapie jedyny ratunek. Muskałam delikatnie jego wargi, dotykałam je językiem, a gdy włożył mi język do ust złapałam go za ramiona, żeby czasami się nie osunąć po jego mokrym ciele. Gdy zabrakło mi powietrza zsunęłam się powoli i położyłam głowę na jego piersi (vel cycku kurczaka xD, vel torsie).
- Pierre…
- Słucham cię.
- Sprawdzam czy rzeczywiście jesteś…
Pocałował mnie w czoło odgarniając mokre kosmyki włosów. Leżeliśmy tak jeszcze dopóki Pierre całkowicie nie zdrętwiał.

Musiałam iść do fryzjera, bo dziewczyny nie mogły nic zrobić z moimi włosami, musiałam się przygotować, umalować, ubrać… i nie wiadomo, co jeszcze. Wróciłam, gdy Pierre’a już nie było, a sama przed zejściem miałam jeszcze pół godziny. Szybko ubrałam się w bieliznę od Pierre’a i wciągnęłam sukienkę, wtedy do pokoju wbiegło resztę wróżek. Miałyśmy się razem pomalować i zejść na dół.
- Wy wiecie w ogóle w co się ubierają nasi chłopcy? – zapytała się Ange, którą właśnie dłutowała Mel.
- Nie. – stwierdziłam obsypując się brokatem.
- Ja też nie wiem. Fuck! – krzyknęła, bo ze zdenerwowania pociągnęła dalej kredką.
Zadzwoniła moja komórka i szybko pobiegłam odebrać, zobaczyłam, ze dzwoni do mnie Pierre.
- Słucham miśku?
- Jesteście jeszcze w pokojach?
- Tak.
- To dobrze. My czekamy na was w holu. Na razie księżniczko.
Przeszłam do sypialni.
- Ale wiecie co? Oni też nie wiedzą kim my będziemy.
- Się zdziwią trochę. – uśmiechnęła się Ange.
- Nie ruszaj się dziewczyna! - zagroziła jej Mel.
- A zwłaszcza przez te skrzydełka. – uśmiechnęłam się tajemniczo.
Po pięciu minutach wszystkie miałyśmy makijaże odpowiednie do reszty stroju, skrzydełka na ramionach i byłyśmy obsypane całe brokatem.
- Jeszcze muszę buty założyć. – stwierdziłam przed wyjściem i wyciągnęłam glany.
- Ty to zakładasz? – zapytała Mel.
- Tak? – odpowiedziałam ironicznie.
- Widzisz i nie grzmisz. – stwierdziła patrzą się w górę, a Ange wybuchła śmiechem.
- To co jesteśmy gotowe, nie?
Uśmiechnęły się do mnie i wyszłyśmy z pokoju idąc do windy. Wszyscy się patrzyli na nas z uśmiechem, a ja czułam się jak mała dziewczynka idąca na bal. Szłam na bal, ale nie już jako mała dziewczynka.
- Na które jedziemy?
- Na pierwsze. Zejdziemy po tych schodach jak księżniczki.
Stanęłyśmy przed wschodami ustawiając się. Ange wyjrzała przez barierkę i uśmiechając się kiwnęła głową, że są, chodź jej mina była trochę śmieszna. Ange szła w środku a my z boku troszeczkę z tyłu. Spojrzała w połowie schodów na Pierre’a, który patrzył się też na mnie. Trzymał czerwoną róże w dłoniach, był ubrany w garnitur z dłuższą marynarką i stójką zamiast kołnierzyka (zresztą jak cała reszta chłopaków) a na włosach miał… irokeza.
- Bouvier! – krzyknęłam przy ostatnim schodku. – Zrywam z tobą!
- Dlaczego księżniczko?
- Zrobiłeś sobie irokeza.
- Marudzisz. – przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Wyglądasz ślicznie. – szepnęłam otwierając oczy i ocierając swoim nosem o jego.
- Ale bez porównania z tobą…
Obejrzałam się wokół i zobaczyłam jakieś pary, ludzi, którzy szli na salę wpatrzonych we mnie i Pierre’a. Zaśmiałam się i schowałam twarz w jego marynarce. Dotknął wargami mojego ucha.
- Idziemy? – zapytał.
- Z tobą nawet na koniec świata.
Dał mi różę patrząc się ciągle w oczy z uśmiechem diabła.
- Mamy dwóch wolnych strzelców? – zapytałam spoglądając na Jeff’a i Seb’a.
- My dziś tworzymy parę. – Seb złapał Jeff’a pod rękę i się uśmiechnął.
- W sumie to z braku panienek Sebastien może być.
Dostał łokciem w żebro, ale nie szkodliwie bo Jeff tylko zrobił nie wyraźną minę.
Złapałam mojego chłopaka pod ramię i szliśmy jako ostatni w pochodzie Simple Plan. Z przodu ciągle słyszałam śmiechy chłopaków.
- Za kogo się przebraliście? – zapytałam, gdy już zobaczyłam wejście na salę.
- Grupa Mozarta… będziemy grać na… będę cicho. – uśmiechnął się tajemniczo.
- Nie chcesz powiedzieć?
- Nie.
- A ja nie chcę słyszeć. – spojrzałam na niego pokazując język.
Weszłam w światła sali i zaparło mi dech w piersiach. Wyglądała jak sala balowa z bajki o Kopciuszku. Wszystko wyglądało jak za bajki… Z boku sali były schody, które prowadziły na piętro gdzie można było coś zjeść i się napić, choć była część sali oświetlona (gdzie właśnie teraz staliśmy) i tu kręcili się kelnerzy z tacami ubrani w stroje służących z przed 500 lat. Przy jednej ścianie był podest, gdzie stał zespół, a tuż obok były dwa trony, dla królowej i króla. Z zadumy wyrwał mnie głos jakiegoś mężczyzny rozbrzmiewający po całej sali.
- Wróżki i Grupa Mozarta przybyli na bal.
W tym samym momencie Pierre pociągnął mnie za sobą.
- Miłej zabawy. – powiedział do nas kamerdyner stojący przy wejściu.






... a Ty przynosisz mi powietrze... --- 14 marca

****************

Oficjalna zabawa miała zacząć się za 10 minut, a do tego czasu ciągle stałam tuż obok Pierre’a, który gadał z rożnymi ludźmi, o różnych sprawach, które mnie nie dotyczyły. Prznajmiej te, które słyszałam. Czasami spoglądałam na jego profil i twierdziłam, że Kopciuszek znalazł swojego księcia i będzie z nim szczęśliwy. Chyba… Widziałam ludzi z telewizji, choć jako dziennikarka powinnam już była ich znać, ale w sumie, gdy zdążyłam skończyć studia pracowałam w zawodzie tylko trzy miesiące, bo później uwiódł mnie pewien bardzo uroczy szatyn… chyba szatyn, z brązowymi oczyma i cudownym uśmiechem. Potem miałam przeprowadzić wywiad z jakimś zespołem punk-popowym, ale wokalista mi to udaremnił. Teraz czekam, tylko, aż Dan się odezwie.
- Bal się rozpoczyna. – usłyszałam znowu głos rozbijający się po sali.
Poczułam jak Pierre łapie mnie za dłoń i splątuje nasze palce. Usłyszeliśmy trzask i spojrzałam w górę, skąd zaczęło lecieć confetti wyglądające jak śnieg, a może to był śnieg. Poczułam jego usta na swojej szyi i spojrzałam mu w oczy. Znowu cudownie błyszczały. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Czas rozpocząć tańce.
- Chodź księżniczko. – pociągnął mnie za sobą.
- Pierre uspokój się ja tam nie idę.
- Chodź ze mną. – spojrzałam na niego jak na wariata. – Zaufaj mi, będzie fajnie.
Tłum powoli zaczął się rozstępować, żeby ustąpić parom, które chciały tańczyć pierwszy taniec. W tym mnie i jego. Znaczy się jego, bo ja tam poszłam dlatego, bo on chciał. A tam, co się będę tłumaczyć, to wszystko przez to, że się uśmiechnął i fakt, iż dziś wygląda cudownie. Tuż obok siebie zobaczyłam Ange i David’a, patrząc dalej uchwyciłam Mel i Chuck’a. Mało tego do nas biegli Jeff i Seb chcąc pewnie też zatańczyć. Roześmiałam się i podeszłam bliżej Pierre’a, który patrzył się na mnie z takim zafascynowaniem i skupieniem w oczach, ze mi dech zaparło. Chciałam go pocałować, ale w tym samym momencie usłyszałam pierwsze nuty walca. Chłopak uśmiechnął się tylko pewnie kładąc moją dłoń na jego ramieniu i obejmując mnie delikatnie.
- Jak mi powiesz, ze umiesz to tańczyć to popadnę w tobą zachwyt.
- Nie umiem. Będziemy improwizować. – rozbroił mnie tym, tekstem i jego uśmiechem.
Jakoś udało nam się bez wybuchu śmiechu zatańczyć walca angielskiego, mimo to, iż Pierre, w którymś momencie zakręcił mną i zaczął kręcić naszymi biodrami. Gdy szliśmy do reszty czułam jak każdy się na nas patrzy. Na dwójkę dorosłych ludzi, którzy ciągnąc się nawzajem śmieli się.
- Niezły obciach Pierre. - zaczął się śmiać Seb, gdy Pierre wycierał oczy od płaczu.
- Ale ty umiesz tańczyć walca… - wtrącił się Dave. – Przecież w 9 klasie…
Skończył widząc mnie. Patrzyłam się na Pierre’a jakbym chciała go zabić gołymi rękoma. Bo chciałam go zabić. Jego krwią nie pogardzę…
- Idę się napić. – stwierdziłam idąc w strefę, gdzie zrobiło się już ciemno, bo światła zgasły.
Grał jakiś zespół, a ja błądziłam między ludźmi po dwóch kieliszkach szampana, trzymając następnego w ręku. Zgubiłam się. Muszę przyznać bez bicia, ze nie mogłam za nic znaleźć Pierre’a ani reszty Simple Plan. Nagle ktoś wyrwał kieliszek, w którym jeszcze bąbelki leciały do góry i sam się napił. Odwróciłam się do niego i od razu poznałam.
- Billy Martin, gitarzysta Good Charlotte.
- Anette Lethal, początkująca dziennikarka i obecna dziewczyna wokalisty Simple Plan. – uśmiechnął się i oddał mi kieliszek.
- Smakował ci mój szampan?
- Trochę się wybąbelkował. Jak ci życie idzie? – zapytał opierając się o barierkę.
- Czasami możesz przeczytać w gazetach, ale tak ogólnie to możliwie. A u ciebie?
- Jest dobrze. Szykuje się nam trasa koncertowa, a niedawno wróciliśmy z poprzedniej.
Billy’ego poznałam w czerwcu, gdy mialam zrobić z nim wywiad na temat jego gitarki. Umówiliśmy się na kawę już po wywiadzie i długo gadaliśmy, a ten chłopak potrafi długo rozmawiać. Jakoś niechcący kontakt się urwał i dopiero teraz ten śmiały-nieśmiały facet mnie spotkał.
- Ktoś sobie wykupił u króla prawo głosu na tym balu, więc teraz im go przekazuję. – usłyszałam głos dobiegający gdzieś ze sceny.
- Wiecie chłopaki jak to jest, gdy pojawi się w waszym życiu kobiet… - poznałam ten głos.
Trudno go nie poznać jak co noc szepcze ci do ucha i śmieje się razem z tobą i gada jak najęty i przeprasza i obiecuje…
- Co ten wariat znowu wymyślił? – spojrzałam na Billy’ego, a poszedł w stronę światła, a ja tuż za nim.
- … i wszystko i wszyscy mogą robić, co chcą, a ty i tak wiesz, że musisz się nią opiekować. W naszej kapeli na dzień dzisiejszy tylko jeden jest wolny i…
- Dobra Pierre ucisz się. – skarcił go David zakładając gitarę. – Dla naszych trzech Wróżek, które dziś są z nami.
- Mów za siebie moja Wróżka sobie gdzieś poszła. – wszyscy zaczęli się śmiać, a i ja nie mogłam się powstrzymać.
Spojrzał się na tłum, który wpatrywał się znowu w niego.
- Martin łapy przy sobie. – powiedział i oczy wszystkich zostały skierowane na mnie i Billy’ego.
Automatycznie zrobiłam się czerwona jak burak i mialam ochotę się zapaść.
- Jest twoja! – krzyknął Billy najgłośniej jak tylko mógł, a ja zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
- Dla ciebie kochanie. – powiedział z uśmiechem Pierre.
Chłopaki zaczęli grać.
- A i od Chuck’a dla Mel. – dodał chłopak.
- I ode mnie dla Ange. Happy Together. – uśmiechnął się Dave i zaczęli wczuwać się w rolę.
- Ja ich nie znam… - mruknęłam, gdy porozpinali sobie marynarki i zaczęli zachowywać się jak na koncercie.
Niektórzy ludzie się patrzyli, na Simple Plan w akcji, a drudzy tańczyli. Ja się ciągle patrzyłam na mojego Miśka, a moje serce biło szybciej. Nie wiem czy dał się z siebie wszystko, ale gdy skończył stanął w lekkim rozkroku i zaczął ciężko oddychać.
- Faceci z miłości robią bardzo głupie rzeczy…
Zszedł razem z chłopakami nagrodzeni uśmiechami i oklaskami, a ja tylko czekałam aż do mnie przyjdzie i go przytulę i pocałuje i podziękuję za te głupie rzeczy, które robi dla mnie. A gdy już podszedł do mnie nie zważałam na wzrok połowy ludzi znajdujących się na sali tylko go pocałowałam, a on z uśmiechem grzesznika stwierdził:
- Dla czegoś takiego warto i w ogień skoczyć.
Objęłam go i już nie dałam nikomu.
Patrzyłam się tajemniczo na niego i na to co zrobił sobie z włosami. Jak to spostrzegł to mnie objął.
- Jak ty sobie je postawiłeś? – zapytałam go próbując przynajmniej patrzeć na ten dziw natury na jego głowie.
- Jak ciebie zobaczyłem to mi stanęły. Zresztą nie tylko one... – ugryzł mnie w ucho, a ja się lekko zrumieniłam i roześmiałam.
- Jesteś zboczony.
- Raczej obiecujący w łóżku.
- Nie zaprzeczę…
Było grubo po północy, zespół zastąpił jakiś DJ, który puszczał naprawdę fajne piosenki zaczynając od starych, przez jakieś punkowe, kończąc na romantycznych. A ja ciągle z nim tańczyłam. Już dawno pozbyłam się glanów i leżały gdzieś w kącie. Opierałam się kurczowo o niego, bo myślałam, ze upadnę na glebę, a jego silne ramiona jak zwykle mi pomogły.
- Jeszcze ostatni taniec i idziemy spać. Dobrze miśku? – zapytałam się go szepcząc mu do ucha.
- Jak tylko chcesz…
Skończyła się jedna i w moich uszach rozbrzmiała jakaś wolna piosenka. Ostatkami sił odeszłam od niego i położyłam ręce na jego ramionach nie odrywając oczu od jego oczu, chłopak delikatnie gładził moje ramiona z skupieniem. Zapragnęłam być blisko niego, więc bez ostrzeżenia przylgnęłam do niego wkładając ręce za jego marynarkę. Przytulił mnie najbliżej jak mógł, ale tak delikatnie jak pióro, które straci swój kształt. Zamknęłam oczy i słyszałam kawałki jego słów, które mi ciągle szeptał. Nasze serca biły jednym rytmem, który wyznaczała piosenka. Nie wiem czy tańczyliśmy, czy tylko obracaliśmy się wokół własnej osi, czy staliśmy objęci; wiem, ze było mi dobrze i jakbym tylko mogła to do końca zostałabym w jego ramionach, czując jego zapach i ciepły oddech. Piosenka się skończyła, lecz my jeszcze chwilę byliśmy objęci. Czułam się trochę jak w liceum, gdy dwóch zakochanych na zabój w sobie nastolatkach nie może się oderwać. Ale to było ważniejsze niż tamte miłości. Oddalając się od siebie nie przerywaliśmy kontaktu wzrokowego i tak ciepłej i intymnej naszej osłony przed światem. Trzymałam go za rękę szukając glanów, a potem wychodząc. Szliśmy przez cały holl tak, aż jakimś cudem moja ręka zechciała go dotknąć. Objęłam go w tali idąc dalej. Nie rozmawialiśmy, bo, po co słowa? Wiecie, co było śmieszne? Nie pojechaliśmy windą tylko znaleźliśmy schody dla personelu i szliśmy 6 pięter w górę. Zajęło nam to trochę czasu, ale cieszyliśmy się swoją bliskością i to nam wystarczyło. Gdy weszliśmy już do naszego pokoju stanął naprzeciwko mnie i się uśmiechnął.
- Nie pamiętam księżniczko czy mówiłem ci, ze ślicznie wyglądasz.
- Mówiłeś.
Usiadł na łóżku, a mi się jakoś udało w tej sukience usiąść na jego kolanach, żeby tylko patrzeć w jego oczy.
- Zabije cię za te włosy Bouvier… - szepnęłam mierzwiąc mu starannego irokeza.
- Ej mała. – jęknął.
- Twoje oczy niesamowicie błyszczą… masz wilgotne i nabrzmiałe usta… - przejechałam delikatnie palcem po jego wargach patrząc się w jego oczy. – Masz rozpalone ciało… - dotknęłam kawałka skóry odkrytego tuż obok szyi. – Masz diabelnie szybki oddech… - zbliżyłam swoje wargi do jego, lecz nie złączyłam ich. – Twoje ciało ciągle drży… Pierre nie jesteś czasami chory? – wypaliłam to pytanie z premedytacją widząc już błysk pożądania w jego oczach.
- Jesteś wariatką! – złapał mnie mocno i położył się na łóżku ciągle się śmiejąc.
Nasze śmiech powoli ustępowały i coraz mocniej się w niego wtulałam zasypiając. Dla nas czas już nie istniał…




It's like you a drug... --- 19 marca

część pisana w sumie pod wpływem Addicted Kelly Clarkson, ale jeszcze przyczyniło się do tego parę innych piosenek... potrzebuję dużo czasu na napisanie jednej części, wiem...
dedykacja dla Mysi Pysi i linkin17. Kto go zna to dobrze, a jak nie to nie =P
dla ciebie Łukasz, bo obiecałam =)
no i dla Anety, bo... cię kocham...


*********************

Jego słowa mogły leczyć każde rany. Jego zapach powinni zamknąć w flakoniku i sprzedawać za wszystkie skarby świata. Jego uśmiech mógłby przywracać humor całemu światu. Jego dotyk mógłby zrobić wszystko. Jego oddech był mi droższy niż własne życie. Jego oczy wyznaczały mi kres i początek wszystkiego.
Był mój… Dotykając go moje siły znowu wracały, lecz nie chciałam mieć siły oderwać dłoni od niego. Chciałam czuć jego ciepło wewnętrzne i zewnętrzne skierowane tylko w moja stronę. Jego słowa były skierowane do mnie, to one mnie leczą. Do mnie się uśmiechał, na mnie zatrzymywał oddech, na mnie patrzył, to ja czułam jego zapach dniami i nocami, to jego dotyk robił ze mnie, co tylko chciał zobaczyć, to do mnie mówił… Obiecuje wszystko, nie chce nic za to, oprócz mnie.
- Jestem uzależniona od ciebie… - mruknęłam otwierając oczy.
Patrzył się na mnie w pełnym skupieniu i dałbym wszystko, żeby wiedzieć o czym myśli. Chce znać tylko jego myśli. Gdy mnie nie ma, gdy śpimy, gdy patrz na mnie. Co on myśli?
- Która godzina? – zapytałam.
- Po 11.
- Schodzimy na dół na śniadanie?
- Raczej lunch maleńka…
Dotknął kciukiem mojej szyi, a ja poczułam się jak jedyny transformator miasta. Przez którego przepływa milion jednostek energii, dzięki któremu działają setki urządzeń w mieście. Ale czy byłabym tym transformatorem, gdyby Pierre nie byłby elektrownią?
- Pierre? Kiedy mamy samolot?
- O 15.30, ale dziś jest 28 więc będzie długo trwać odprawa celna. Musimy być wcześniej…
Wyjęłam dłoń spod jego koszuli i usiadłam na łóżku. Byłam dalej w sukni, bo wczoraj nawet nie miał, kto nas rozebrać. Leżała bez ładu, pognieciona na połowie łóżka, w tym okrywała kawałek jego nóg. Poczułam jego rozkoszne usta na moich plecach, a później szyi. Jego dłonie chwilę błądziły po moim ciele, a potem niecierpliwie zaczął odpinać haftki gorsetu.
- Pierre przestań, mamy iść na lunch.
- Ale nie pójdziemy tak, więc najpierw musimy się rozebrać, a dlaczego nie może być dołączona do tego odrobina przyjemności?
Po rozpięciu zdjął zemnie gorset i przez chwilę nic nie czułam, ani jego ust, a ni ciepłego dotyku.
- Chciałem zobaczyć… - położył mnie znowu na łóżku i omiótł mnie swoimi lśniącymi oczyma. - … jak wygląda ten stanik…
Złapałam go za brodę i skierowałam na swoja twarz.
- Skąd wiedziałeś jaki rozmiar?
- Znam cię już na pamięć Anette, każdy zakamarek twojego ciała, wiem gdzie cię dotknąć, żeby sprawić ci rozkosz i wiem czego ci potrzeba, żebyś była szczęśliwa, więc rozmiar twojego stanika to żaden problem dla mnie. – uśmiechnął się rozkosznie pochylając się nad moimi piersiami.
- A tak naprawdę?
- Pokazałem ekspedientce jaki ma być.
- Biedna kobieta…
Delikatnie całował mój brzuch, coraz bardziej zbliżać się do piersi.
- Nie uważasz, że zapięcia z przodu są bardzo… pożyteczne? – zapytał dotykając mnie niemiłosiernie delikatnie wędrując do zapięcia stanika.
- Wydaje mi się, ze dzięki takiemu stanikowi mężczyźni mają mniejszą frajdę.
- Mają i to dużą…
- Pierre?
- Słucham? – załapał za zapięcie i już chciał rozpiąć.
- Mam migrenę idę się wykąpać.
Chłopak był tak zdezorientowany, że zdążyłam na nim usiąść i go bardzo namiętnie pocałować.
- Kiedyś to ja cie zgwałcę. – szepnęłam z uśmiechem najgorszej rozrabiary z miasteczku.
- Nie mogę się doczekać…
Chciałam go podniecać do granic możliwości, a gdyby już dochodził przestawałbym i tak ciągle… aż by umarł z rozkoszy. Ale nie dziś… Gdy wyszłam z łazienki w samym ręczniku nie pozwoliłam mu się nawet dotknąć. Nawet ubierałam się przy nim widząc tą żądze w jego oczach. Po lunchu znowu chciał ode mnie czegoś, ale ja stwierdziłam, ze muszę iść z dziewczynami pogadać, choć mi samej żądzą przyćmiła już umysł.
Wychodząc z pokoju w walizkami zahaczyłam zresztą bardzo nie chcący o jego spodnie. To był naprawdę cud, że udawało mu się trzymać ręce przy sobie, gdy był taki podniecony, że aż namacalny. Próbował pomóc mi w ciągnięciu walizek, ale nie wychodziło mu to zbytnio.
- Ile tu lat byłaś? – zapytał zgryźliwie potykając się.
- Nie marudź miśku, bo mało seksowne zmarszczki się robią na twojej twarzy.
- Twierdzisz, ze stary jestem?
- Czy ja to powiedziałam?
- Powiedziałaś zmarszczki od złości, nie od starości.
- Czyli jestem dla ciebie stary?
- Zamknij się Bouvier. – spojrzałam na jego oburzoną twarz i chciałam go jakoś udobruchać.
Zbliżyłam się do niego i polizałam jego usta.
- Chodź. – powiedziałam tym razem do bardzo zdziwionego chłopaka.
Przy wymeldowywaniu się stanęłam obok niego i nie zważając na biednych ludzi, którzy mogą to zobaczyć złapałam go za jego cudowny tyłeczek. Zareagował natychmiastowo łapiąc mnie za rękę i przyciągając do siebie.
- Robisz to specjalnie? Chcesz żebym zaraz umarł z pożądania?
- Chcę… - jęknęłam zbliżając się do niego.
Przygryzłam delikatnie jego wargę ocierając się o niego biodrami. Złapał mnie za pośladki, ale ja po chwili zdjęłam jego dłonie z siebie.
- Dobrze ci idzie miśku. Jeszcze parę dni i możesz iść do zakonu przez ten celibat.
Złapałam go za dłoń i pociągnęłam w stronę już stojącej limuzyny. Tak patrzyła się na nas masa ludzi…
Na lotnisku siedziałam naprzeciwko niego tuż obok Jeff’a i Billy’ego, który też czekał na samolot razem z Good Charlotte.
- Więc co robimy w Sylwester? – zapytał Seb.
W sumie to nic nie słyszałam, bo ciągle wpatrywałam się w Pierre’a. Chciało mi się śmiać z tego podnieconego do granic możliwości faceta. Mogłam się założyć, ze albo myślał o tym jak się nade mną zemści, albo o tym co mi zrobi jak będziemy sami. Przygryzłam wargę patrząc się na niego rozkosznie.
- Ktoś tu jest na głodzie… - stwierdził David patrząc się na Pierre’a.
- Dlaczego tak sądzisz? – zapytał Billy.
- Od samego wyjścia z hotelu widzę złość w twarzy Pierre’a.
Pierre nie mógł już znieść mojego wzroku i zaczął rozglądać się po lotnisku. Zahaczył wzrokiem wszystkie skąpo ubrane laski, a i tak wrócił wzrokiem na mnie. Już nie wytrzymywał. Jego oczy mówiły wszystko.
- Ile mamy jeszcze do samolotu? – zapytałam chłopaków.
- Jakieś 15 minut temu powinien odlecieć… - stwierdził Seb znudzonym głosem.
- Ale dostałem cynk, ze będzie za minimum 20 minut przez ten śnieg.
- Idziesz ze mną do baru coś zjeść? – zapytałam Pierre’a.
- Zostanę. – jakiś pomruk wśród zespołu.
- Chodź. – złapałam go za dłoń i pociągnęłam za sobą.
Siedziałam obok niego i piłam kawę, a chłopak jak zwykle wcinał szarlotkę i gorąca czekoladę. Nasze kolana wśród tej napiętej ciszy czasami się spotykały. Chciałam zobaczyć jak zareaguję na moją jawna prowokacją i położyłam swoja dłoń na jego udzie. Od razu cały zesztywniał. Pogładziłam go delikatnie kierując się bardziej do wewnątrz. Byłam rozpalona widząc jego skupioną twarz. Już sama powoli nie wytrzymywałam, a na samą myśl końca tej słodkiej gry płonęłam.
Nie wytrzymałam. Złapałam go za dłoń ciągnąc w stronę toalety. Musiałam mieć go w tej chwili w sobie. Musiałam, bo inaczej umarłabym…
Wyszłam z toalety czując rumieńce na twarzy i jego dłonie na moich biodrach. Nie było to w żadnym nawet szczególe romantyczne, to była nasza zwierzęca żądza, która musiała być zaspokojona. Uśmiechał się bardzo słodko, a na jego twarzy było widać błogie zaspokojenie. Przed samym wyjściem z łazienki przysunął jeszcze mnie do siebie i pocałował wkładając bardzo delikatnie język do moich ust. I ten seks i pocałunek był cholernie namiętny, ale różniły się pożądaniem. Chodź wiedziałam, ze Pierre gdyby mógł kochałby się już ze mną do końca tego dnia.
Podeszliśmy do zespołu trzymając się za rękę znowu siadając naprzeciwko siebie, ale tym razem już inaczej patrząc się na siebie.
- Już po wszystkim. – zaśmiał się David.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdara
Administrator


Dołączył: 29 Wrz 2005
Posty: 7166
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nowy Targ
Płeć: dziewczyna

PostWysłany: Sob 1:39, 06 Gru 2008    Temat postu:

o kurde. czytam to wszystko juz od jakichs 3 dni. xDD haha


ale zajebiste i chce wiecej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Simple Plan Strona Główna -> Twórczość własna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 3 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin